Stańczyk. Jego pracą było mówienie dotkliwej prawdy
Stańczyk był nadwornym błaznem czterech polskich królów. Nie wiadomo, jak się nazywał i nie jest pewne, skąd pochodził. Wiadomo jednak, co robił. Mówił prawdę. Być może pierwszy powiedział Zygmuntowi Staremu, że zgoda na hołd pruski była fatalnym błędem politycznym, który mocno odbije się na Rzeczpospolitej.
Ze szkoły wyszedłem z przekonaniem – co mogło być efektem braku pilności, a nie pracy nauczycieli – że hołd pruski był wielkim sukcesem jagiellońskiej Rzeczypospolitej. Rywal, który przez ponad 100 lat był jednym z największych problemów naszego kraju, został pokonany. Do tego wziął udział w spektakularnym, symbolicznym przedstawieniu, w czasie którego klękał przez polskim królem i przysięgał posłuszeństwo Rzeczypospolitej.
Czy hołd pruski był błędem?
Brzmi jak sukces, prawda? Wiemy, że na pewno tak myślała większość współczesnych. Jest jednak też inne, mądrzejsze spojrzenie na całą sprawę. W nim zgoda na hołd pruski była jednym z największych z politycznych błędów popełnionych przez Jagiellonów.
Zygmunt Stary miał okazję zakończyć żywot państwa niemieckiego w Prusach Wschodnich. Po wojnie z Zakonem Krzyżackim, którą wygrał w 1521 roku, sytuacja polityczna była taka, że jego pozostałości znajdowały się na jego łasce i niełasce. Mógł zdecydować o wcieleniu Prus Książęcych do Polski i całe terytorium należące do rywala podporządkować Krakowowi.
Nic przeciwko temu nie mieliby mieszkańcy Prus. Ci, zniechęceni przez twarde rządy Krzyżaków, często domagali się przyłączenia do Krakowa, choć bywało, że płacili za to głową. Król jednak, zamiast wykorzystać okazję, by pozbyć się śmiertelnego wroga, zgodził się na sekularyzację państwa i to, by Prusy stały się lennikiem Korony. Decyzja była tym gorsza, że oddał je w zarząd rodzinie Hohenzollernów, którzy… władali także w Brandenburgii i wiadomo było, że będą dążyć do zjednoczenia włości pod zarządem jednego władcy. A kiedy to się stanie polskie Pomorze znajdzie się między dwoma krajami niemieckimi. Co zresztą zrealizowali dość szybko.
Niektórzy uważają, że gdyby nie hołd pruski nie byłoby rozbiorów
Negatywne skutki tej decyzji ciążyły nad krajem jeszcze w XX wieku. Niektórzy uważają, że gdyby nie hołd pruski nie byłoby rozbiorów. I na poparcie tej tezy mają argumenty. Zobaczcie sami. Zakon Krzyżacki, który odcisnął bardzo duże piętno na naszej historii XIV i XV wieku, skolonizował tereny zapewniające Niemcom dwie granice z Polską: od naszego zachodu oraz wschodu. To powodowało, że w razie jakiejkolwiek unii lub związku politycznego Prus zakonnych na przykład z Brandenburgią, którą także rządzili Hohenzollernowie, każdy konflikt groził nam walką na dwóch frontach.
Jednocześnie układ na mapie, w którym dwa kraje niemieckie rozdziela polski korytarz prowadzący do Bałtyku, był stałym punktem zapalnym. Taka sytuacja geopolityczna zwiększała niebezpieczeństwo, które stwarzał ewentualny sojusz prusko-rosyjski. Wojnę z tymi krajami musielibyśmy toczyć nie na dwóch, a na trzech frontach jednocześnie. Rywale Polski zyskiwali więc położenie na tyle korzystne, że należało pytać nie „czy”, ale „kiedy” z tego skorzystają. I skorzystali. Po raz pierwszy dokonując rozbiorów. Po raz drugi we wrześniu 1939 roku.
Można oczywiście argumentować, że to, co dziś wydaje się oczywiste, w XVI wieku takie nie było i rozbiorów nie dało się przewidzieć. Jednak i wtedy nie brakowało mądrych ludzi, którzy ostrzegali przed tym króla. Jednym z nich był Stanisław Hozjusz. Innym królewski błazen, czyli Stańczyk.
Błazen zrobił to, oczywiście, z pomocą żartu.
Czytaj także: Co warto zobaczyć w Krakowie?
Smutny Stańczyk wśród wesołych ludzi
Obrazy Jana Matejki mają zwykle dwie warstwy. Pierwszą – dla wszystkich. Ta pokazuje, jak wyglądały ważne wydarzenia z historii Polski.
I drugą – zawartą w szczegółach, których większość z nas nie dostrzega, a które są czymś w rodzaju publicystyki historycznej. Pokazują, jak te wydarzenia postrzegał Matejko. Jednym z takich obrazów jest “Hołd pruski”. Na płótnie roztacza się przepych, na który stać było państwo stojące u szczytu swojej świetności. Wszystkie osoby, które widać na obrazie są olśnione wspaniałością wydarzenia. Cieszą się z sukcesu. – Nawet ten mądry uczony pedagog, dodany do boku młodziutkiego Zygmunta Augusta, tłumacząc królewiczowi znaczenie hołdu, najlepsze oczywiście z niego wyciąga wróżby. – opisywał Michał Bobrzyński. Jeden tylko bohater się nie cieszy. To Stańczyk. Błazen siedzi tyłem do króla i patrzy przed siebie na rozradowany tłum. Patrzy ze smutkiem. – On patrzy w przyszłość i widzi ją tak straszną, tak przerażającą, jaką my dzisiaj w porównaniu z chwilą hołdu pruskiego widzimy. – kontynuował Bobrzyński, Stańczyk z XIX wieku.
Stańczyk żartuje
Matejko nie wymyślił nastawienia królewskiego błazna. Zaczerpnął je z jednego z nielicznych żartów Stańczyka, które znamy. Krótko po hołdzie pruskim król Zygmunt Stary wybrał się z dworem na polowanie do Niepołomic. Specjalnie na tę okazję sprowadzono tam z Litwy niezwykle wielkiego i groźnego niedźwiedzia. Ten – relacjonował kronikarz Joachim Bielski – początkowo był niemrawy, ale kiedy ludzie go rozzłościli, przewrócił podkomorzego z koniem i rzucił się w kierunku królowej Bony. Ta spadła z konia i poroniła. Przewrócił też konia, na którym jechał Stańczyk. Błazen uciekł, a król zaczął z niego żartować: „Począłeś sobie nie jako rycerz, ale jako błazen, żeś przed niedźwiedziem uciekał”. – Większy to błazen, co mając niedźwiedzia w skrzyni, puszcza go na swoją szkodę. – odparował Stańczyk.
Historycy niemal zgodnie twierdzą, że w ripoście chodziło nie tylko o niedźwiedzia, ale też o Prusy.
Symbol prawdy w polityce i badaniu dziejów
Ta anegdota, ale też kilka innych, sprawiły, że Stańczyk stał się symbolem prawdy. Mikołaj Rej, który błazna musiał znać, pisał o nim, że „Stańczyk – prawdę świętą przed oczy miotał”. Kazimierz Wójcicki dodawał: „Mało Stańczykowi równie dowcipnych ludzi mieliśmy na dworze Zygmuntów; mówił on zawsze gorzką prawdę zarówno królowi, jak panom i dworzanom. Słuchano go uważnie”. A Michał Bobrzyński – jeden z tych wybitnych XIX-wiecznych krakowskich polityków i historyków, którzy ochrzcili się Stańczykami – pisał o nim tak: „Słowa Stańczyka były głosem wołającego na puszczy, prawda jego dotkliwa dla jednostek, wydawała się złośliwym żartem, bo blask czasów Zygmuntowskich, chociaż tylko pozorny, ją zagłuszał”. Wskazując w ten sposób na najważniejszą lekcję, którą można wyciągnąć z historii hołdu pruskiego oraz królewskiego błazna.
Błazen symbolem mądrej ironii oraz prawdy
Większość ludzi, którzy mają władzę lub „dzielą chleb”, jest otaczana przez klakierów, którzy powiedzą wszystko, co władca (lub szef) chce usłyszeć. Ale każdy taki człowiek potrzebuje w swoim otoczeniu także kogoś, kto mówi mu prawdę. W średniowieczu i renesansie wielu najwybitniejszych władców było tego świadomych i tę rolę przydzielono ludziom takim jak Stańczyk. Niektórzy z nich – jak Konrad błazen Maksymiliana II lub Triboulet Ludwika XII i Franciszka I – przeszli do historii. Ta przypisała im rolę symbolów mądrej ironii oraz prawdy.
Dziś niestety, mam wrażenie, świadomość tego, że nie da się podejmować dobrych decyzji, kiedy człowiek otacza się jedynie klakierami, zamarła. Przynajmniej w kręgach władzy, gdzie przestano lubić tych, którzy szczerze mówią, co myślą. Zastępując ich tymi, którzy potwierdzają, że ma się rację.
Ilustracja w nagłówku: cyfrowe.mnw.art.pl/domena publiczna.
–5 komentarzy–
[…] Czytaj także: Stańczyk. Jego pracą było mówienie dotkliwej prawdy […]
[…] także: Stańczyk. Jego pracą było mówienie dotkliwej […]
[…] Czytaj także: Stańczyk. Jego pracą było mówienie dotkliwej prawdy […]
[…] Czytaj także: Stańczyk. Jego pracą było mówienie dotkliwej prawdy. […]
[…] 13 lat, później otrzymał stypendium na studia w Monachium. Według artykułu Tomasza Borejzy pt. Stańczyk. Jego pracą było mówienie dotkliwej prawdy malarstwo Matejki posiadało dwie warstwy – tę ogólną, reprezentacyjną, oraz tę ukrytą […]