Stanisław Lem przewidział, co internet zrobi z ludzkim mózgiem
Stanisław Lem: Od lat po sieci krąży taki oto cytat z mistrza Stanisława Lema: „Nie wiedziałem, że na świecie jest tylu idiotów, dopóki nie zajrzałem do internetu”. Jest z tym cytatem jeden tylko problem – od dawna trwają poszukiwania jego źródła. Wydaje się, że dotąd nikomu nie udało się ustalić, gdzie i kiedy nasz wybitny futurolog to powiedział. Zapewne takie źródło nie istnieje (jeżeli jednak ktoś z czytelników je zna, będę ogromnie wdzięczny za informację).
Jeśli rzeczywiście tak jest, cytat ów należy zaliczyć do olbrzymiej masy tzw. fake news, fałszywych informacji, które krążą po sieci i są powielane przez ludzi wierzących w nie lub uważających je za użyteczne.
Owe fałszywe wiadomości to jedna z rzeczy, które Stanisław Lem przewidział i przed którymi ostrzegał, kiedy tylko poznał koncepcję internetu. Bardzo wiele pisał o tym w comiesięcznych felietonach i esejach poświęconych współczesnej technologii, które w latach 1994-1998 publikował w polskiej edycji „PC Magazine”. Teksty Lema z połowy lat 90. zeszłego wieku są tak aktualne, że aby opisać stan internetu w 2018 r. oraz to, jakie przyniósł skutki społeczne, nie trzeba do nich niczego dodawać. Wystarczy zmienić czas z przyszłego na teraźniejszy.
Rekonstrukcja przychodzi tak łatwo, że poniższy tekst prawie w całości został złożony z idei oraz dosłownych cytatów z esejów Stanisława Lema. Będący technologicznym pesymistą futurolog odgadł, że popadniemy w tarapaty, że w internecie będziemy dawali się nabierać jak dzieci, bo „informacja bez fałszerstw jest niestety fikcją”, a „ludzie ludzi oszukiwali i okradali wszędzie”. Nie ma więc powodów, by sądzić, że dostęp do nowego narzędzia to zmieni.
Stanisław Lem: Przedwczesność internetu
Tym bardziej że zdaniem Lema ludzie nie byli gotowi na internet: „Od początku pojawienia się zapowiedzi internetu odnosiłem wrażenie nieco dziwacznej jego przedwczesności. Całe zjawisko mieści się wszak pod pojęciem łączności, a ta, jeżeli w ogóle sprawna, to o tyle, o ile ważkie są przesyłane przez łącza treści. Z tego, że można milion razy szybciej przekazać treść nowej książki lub listu na drugą półkulę, nie wynika więcej niż z tego, że od mieszania łyżeczką herbata nie zrobi się słodsza”. I rzeczywiście stało się tak, że obecnie, obok niewielkiej części rzeczy wartościowych, przesyła się treści nieważkie oraz nieprawdziwe.
Nie mogło być inaczej. „Sieć nie ma bowiem – pisał Lem – centrum, nie ma ośrodka, nikt nie kontroluje treści przez nią płynących i TO na pewno jest problem, który ulega wzmocnieniu w miarę rozprzestrzeniania się sieci”. Nie ma nikogo, kto by informacyjny śmietnik sprzątał i pilnował, by nie było w nim nieprawdy. Lub oddzielał informacyjne ziarno, którego jest w internecie mało, od plew.
Lem zwracał uwagę, że liczne grono „ekspertów” od wszystkiego jest jak muł i piasek, który z wielkich zbiorników wodnych kieruje się ku turbinom i je zatyka. Powstają więc informacyjne zatory i korki. Odbije się to – przewidywał – nawet na polityce, bo państwa korzystają z tego, że w sieci łatwiej ustalić odbiorcę niż nadawcę komunikatów, i sieją dezinformację oraz propagandę szkodzącą innym państwom. Jak jest to łatwe, pokazuje ostatnio Rosja, której internetową aktywność odkrywa się przy kolejnych wyborach i decyzjach krajów Zachodu.
Wśród tych treści nieważkich i nieprawdziwych królują internetowe memy, które w krótki, ale dosadny sposób prezentują komentarze i informacje. Wśród nich da się odnaleźć wspomniany w pierwszym akapicie cytat ze Stanisława Lema, który może funkcjonować bez źródła, bo nikt potrafi dowieść, że jest nieprawdziwy. Są wśród nich także, co Lem wprost przewidział, „obrazy programów telewizyjnych zmieniane w ich złośliwe oraz rozmyślne przeciwieństwo”.
Pułapka technologiczna
Wszystko to powoduje, że informacji przybywa tak szybko, że nie sposób rozróżnić, na które warto poświęcić czas, a które są stworzone tylko po to, by wprowadzić nas w błąd lub skierować przeciw komuś, by zrealizować cel kogoś innego. Jest to sytuacja POTOPU informacyjnego. „Za naciśnięciem guzika może na nas runąć lawina informacji, których nie jesteśmy w stanie strawić i skonsumować; tak samo, jak nie może jeden człowiek zjeść tego, co w danym dniu oferują wszystkie restauracje, chociażby był ze wszystkimi połączony internetem”, opisywał Lem.
Przeciętny człowiek ratuje się przed tą informacyjną powodzią, redukując to, co mu niepotrzebne. Staje się też coraz bardziej gruboskórny i coraz gorsze rzeczy znosi bez oburzenia, nie wzruszając nawet ramionami, bo inaczej musiałby zwariować. Chcąc uniknąć obłędu, musi stracić empatię i stać się obojętny. Jednym z powodów jest to – opisywał krakowski pisarz – że ludzki mózg może pobierać informacje z prędkością 0,1 do 1 bita na sekundę. Tymczasem już jakiś czas temu, wtedy gdy to pisał, był zalewany potokami nowości, które płynęły z szybkością od 3 do 20 bitów na sekundę. Dziś tempo jest większe. Odkąd upowszechniło się korzystanie z internetu, a później też ze smartfonów, natłok wiadomości i powiadomień przerasta naszą zdolność zapoznania się z nimi. Robimy to więc po łebkach i bezkrytycznie. Nie zadając pytań, nie sprawdzając informacji.
Niewątpliwie informacyjna chłonność mózgu – pisał Lem – już się wyczerpała. Łatwiej można to dostrzec poza nauką niż w samej nauce. Otacza ją „halo” pseudo- i quasi-nauk, cieszących się znaczną popularnością, ponieważ z reguły chodzi o „wiedzę” wprawdzie bezwartościową i fałszywą, ale mile łatwą, kuszącą obietnicami wyjaśnienia ludzkiego losu, sensu istnienia itd. Plenią się więc przeczące zdrowemu rozsądkowi i szkodliwe ruchy, którym nie sposób przeciwdziałać, bo nie ma na to żadnej metody.
Oprócz mechanizmów manipulacji oraz powszechnego ogłupienia internet przynosi nowe rodzaje przestępstw (je także Lem ze szczegółami opisał) i – to może jeszcze gorsze – zmienia relacje międzyludzkie. Spłycając je, utrudniając dotarcie do człowieka autentycznego, co „niejednego przyprawia o nerwicę”. „Naturam expellas furca, tamen usque recurret: tak trzeba widzieć również ową polepszoną przesyłowo superłączność XXI wieku, i myśleć o niejako rozwierającej swoją niewidzialną otchłań kolejnej, może sprawniejszej od dawnych, PUŁAPCE TECHNOLOGICZNEJ”, ostrzegał Lem. Czy to jednak oznacza, że internet jest złem wcielonym? Nie. Oznacza tyle, że ma typową dla wszystkich tworów technologii obosieczność. Jego pozytywnemu awersowi towarzyszy fatalny rewers. Za mało jednak próbuje się go zrozumieć.
To wszystko Stanisław Lem
Nie ma się czemu dziwić. Powstaliśmy – uważał drzemiący w Lemie pesymista – jako kanibale i swego rodzaju wypaczony, bo niezajęty samojedzeniem, kanibal w człowieku się ostał. Nowe technologie dają mu nowe narzędzia, ale go nie zmieniają. Staje się więc taki człowiek kanibalem wyposażonym w ekran, klawiaturę i prawie nieograniczoną możliwość zabierania głosu na tematy, o których żadnego pojęcia nie ma. „Ale kanibal tkwiący w człowieku to już zupełnie inna, znacznie bardziej ponura sprawa, która nie jest w najmniejszej mierze herezją, ponieważ stanowi zadanie, które nam zostawił Joseph Conrad”, skończył Stanisław Lem jeden z tekstów, które czytane dziś uderzają przede wszystkim tym, jak wiele przewidział.
Mylił się Lem niekiedy, jak wtedy gdy wieszczył, że ludzie nie będą chcieli kupować butów i ubrań przez internet, bo muszą je przymierzyć. Jednak na ogół trafiał w sedno. Co nie powinno nas cieszyć, bo Lemowska wizja jest ciemnoszara, jeśli nie całkiem czarna. Z drugiej strony może jeszcze za wcześnie, by grać larum, bo tak naprawdę, kiedy spojrzeć na to, czym sieć może być, wypada napisać, że wciąż jest w powijakach. „Przyszłość dopiero ukaże, czy globalizacja łączności, wyzbyta niestety globalnej współpracy państw i narodów, przyniesie więcej pożytku aniżeli szkody”, napisał w 1995 r. w artykule zatytułowanym „Rozum i sieć” krakowski pisarz, który zdobył światową sławę i uznanie. Można to bez większego oporu powtórzyć w roku 2020.
Tekst pierwotnie ukazał się w tygodniku Przegląd.
–3 komentarze–
[…] z kolei dokumenty Stanisława Lema, wybitnego pisarza, filozofa i futurologa, którego rok właśnie obchodzimy. Na fotografii widzimy […]
[…] czy to powiedział Lem, a jeśli nawet On, to nie wiadomo, czy dokładnie to powiedział. Ale ponieważ nic nie wiadomo i być może to fejk – to przynajmniej wiadomo, że się to fajnie […]
Znalazłem coś takiego w komentarzach na pewnej stronie co mogło by rzucić światło na to czy owe słynne zdanie należy do śp. Lema jest prawdziwe, Cytuję;
“…te słowa są autentyczne (trzeba posiadać również wiedzę poza internetową) i zostały wypowiedziane przez Lema telefonicznie w programie “Linia specjalna” na antenie TVP2 prowadzonym przez Barbarę Czajkowską w 2005 roku.”