Strefa Czystego Transportu w Krakowie. Urząd zdeptał demokrację
Demokrację można psuć na różnych poziomach. Można to robić podważając zaufanie do instytucji wyborów. Można też niszczyć ideę konsultacji społecznych. Tak jak dzieje się to właśnie w Krakowie, gdzie przy wprowadzaniu Strefy Czystego Transportu zdeptano lokalną demokrację.
Zrobiono to w stylu godnym naszego Gangu Olsena.
Najpierw wydano bańkę na kampanię promocyjną SCT, w której obalano mity i walczono z dezinformacją.
Jak walczono z dezinformacją?
Siejąc dezinformację i opowiadając na przykład o tym, że stary diesel jest gorszy niż dym z palonych opon. Scenariusze były tak ciekawe, że nawet zatrudnieni do ich czytania influencerzy się zbuntowali. Uznali bowiem, że są kompromitujące.
Jakoś mniej więcej w tym samym czasie zorganizowano równolegle dwa lub trzy procesy konsultacji społecznych. W tym na przykład ankietę, w której mieszkańców pytano nie o opinię, ale odpytywano z wiedzy o Strefach Czystego Transportu.
Co ciekawe nie dało się w niej powiedzieć, że się jest przeciw. To początkowo mogło dziwić. Ale szybko się wyjaśniło, dlaczego tak jest. Otóż było tak dlatego, że celem konsultacji nie było ustalenie opinii ludzi.
Na koniec wszystkie opinie sprzeczne z oczekiwaniami urzędników wyrzucono do kosza. – Są uwagi odrzucone, które są sprzeczne z ideą SCT. Nie odrzuciliśmy ich, bo mieliśmy takie widzimisię. One nie spełniały celu, który był przedmiotem konsultacji – tłumaczył dyrektor Zarządu Transportu Publicznego Łukasz Franek. Jaki był więc cel tych konsultacji?
Trzeba było je zrobić, więc je odbębniono.
Wybierając z nich to, co pasowało.
Ale na tym się ten kabaret nie skończył. Teraz prezydent Miszalski wrócił z projektem do radnych i zrobił to w sposób, który jest ordynarnym szantażem.
Otóż w najbliższą środę zostaną załatwione dwa czytania uchwały w sprawie Strefy Czystego Transportu. Załatwianie tego w jeden dzień jest dość nietypowe, ale zrobiono to tak, by opozycję postawić w trudnej sytuacji i utrudnić jej powiedzenie NIE.
Albo nawet “TAK, ALE NIE TAK”.
Sprawa jest bowiem przedstawiana tak, że jeżeli zagłosują przeciw projektowi Miszalskiego, to w życie wejdzie stara wersja strefy, która jest nieco ostrzejsza.
A jak zagłosują za, to na kogo Miszalski zrzuci “winę”?
Oczywiście na opozycję.
Tak i tak opozycja będzie grillowana.
W każdej opcji to nie Miszalski wprowadza SCT. 🤷
Sprytnie? Prawda? I do tego brzydko.
Czyli po platformersku.
Do tego w czasie przygotowywania tego głosowania także zdeptano ideę konsultacji społecznych. Dwa czytania uchwały o SCT mają przejść w najbliższą środę. A kiedy kończą się konsultacje społeczne?
DZIŚ O PÓŁNOCY.
Jakim więc cudem opinie mieszkańców będą brane pod uwagę przy pisaniu uchwały, która czeka na głosowanie i leży sobie spokojnie na BIP z uzasadnieniem, w którym napisano o wysokim poparciu mieszkańców dla jej wprowadzenia?
Nie będzie.
Zorganizowano kolejne konsultacje “na sztukę”. Takie, które są zrobione kompletnie bez sensu i pokazują ludziom tylko jedno. To, że ich zdanie nie ma w Krakowie żadnego znaczenia, kiedy jest “niewłaściwe”, a jak chcą je zyskać, to muszą wywrócić stolik.
I patrzę sobie na to wszystko z dużym smutkiem. Tym większym, że obserwuję, jak ludzie, którzy zwykle toczyli boje o konsultacje, o lokalną demokrację, dziś z pewną satysfakcją – a co najmniej wybiórczą ślepotą – patrzą na to, jak urząd Miszalskiego przekręca konsultacje społeczne. Robią to dlatego, że wprowadzenia SCT chcą tak bardzo, iż są gotowi przymknąć oko na niszczenie lokalnej demokracji.
Rozumiem motywację, która pewnie da im krótkoterminowe zwycięstwo. Ale jednocześnie widzę dokąd ta ścieżka prowadzi. Demokracja – także miejska – potrzebuje instytucji, które pozwalają rozstrzygać rację i budować kompromisy. One są ważniejsze niż to, że dziś wygram ja, a jutro ty.
Konsultacje społeczne są taką instytucją.
Jak ją zdeptacie, by wygrać jakąś sprawę, to stracicie sposoby na rozstrzyganie sporów i dogadywanie się z ludźmi. A jak ich nie ma, to zawsze wygrywa silniejszy.
Jaka jest dziś siła “zielonych”?
Ile swoich spraw wygracie w takiej sytuacji?
No właśnie.
Na waszym miejscu chuchałbym i dmuchał na każdy mechanizm lokalnej demokracji, bo one was chronią.
I wolałbym nawet przegrać, żeby ich nie stracić.
[Fota z konsultacji społecznych, które odbyły się na początku roku. Opinii z nich nie wzięto pod uwagę, ponieważ – tak, zgadliście – były niewłaściwe.]