Szwejk: Melduję posłusznie, że nie przestanę palić!
I stało się, jak mu rzekł wielebny kapelan: „Szwejku, ty łajdaku, skoro chcesz służyć, to będziesz służył przy bawełnie strzelniczej. Tam ci chyba będzie najlepiej”. Tak więc dobry wojak Szwejk uczył się obchodzić z bawełną strzelniczą. Ładował nią, torpedy. Taka służba to nie żarty, ponieważ ciągle jesteś jedną nogą w powietrzu, a drugą w grobie.
Poprzedni odcinek cyklu znajdziecie tutaj: “W każdej armii są łajdaki”.
Dobry wojak Szwejk nie bał się jednak. Zadowolony żył sobie wśród dynamítu, ekrazytu i bawełny sirzelniczej jak solidny żołnierz, a z baraku, w którym ładował torpedy tym strasznym materiałem wybuchowym, dobiegał jego śpiew:
Piemoncie, Piemoncie, co z ciebie za pan,
że przez ciebie padła ta majlandska brama,
hop, hop, hop!
Ta majlandska brama i te cztery mosty,
hej, postaw, Piemoncie, mocniejsze forposty,
hop, hop, hop!
Ja wam wystawiłem regiment ułanów,
wyście go zagnali za majlandską bramę
hop, hop, hop!
Po tej pieśni, która z dobrego wojaka Szwejka robiła lwa, następowały inne wzruszające piosenki o knedlach wielkich jak głowa, które dobry wojak Szwejk połykał z nieopisaną rozkoszą.
I tak żył zadowolony wśród bawełny strzelniczej, samiuteńki w jednym z baraków arsenału.
Aż tu pewnego dnia przyszła inspekcja, która chodzi od baraku do baraku i ogląda, czy wszystko jest w porządku.
Gdy przyszli do baraku, gdzie dobry wojak Szwejk uczył się obchodzić z bawełną strzelniczą, po obłoku dymu tytoniowego, który unosił się z fajki, stwierdzili, że dobry wojak Szwejk jest żołnierzem nieustraszonym.
Szwejk widząc panów wojskowych wstał zgodnie z regułaminem wyjął fajkę z ust i, aby mieć ją pod reką odłożył na najbliższą odległość od siebie, a mianowicie do stalowej beczki z bawełną strzelniczą. Jednocześnie salutując rzekł:
– Melduję posłusznie, że nic nowego nie zaszło i że wszystko jest w porządku.
Bywają chwile w życiu człowieka, kiedy przytomność umysłu wielką odgrywa rolę.
Najprzytomniejszy z całego towarzystwa był pan pułkownik. Z bawełny strzelniczej wydobywały się kłęby dymu tytoniowego, rzekł więc natychmiast:
– Szwejku, palcie dalej!
Były to mądre słowa, o wiele lepiej bowiem jest, gdy paląca się fajka tkwi w ustach niż w bawełnie strzelniczej.
Szwejk zasalutował i rzekł:
– MeIduję posłusznie, że będę palił.
Był to posłuszny żołnierz.
– A teraz, Szwejku, chodźcie na wartownię!
– Melduję posłusznie, że nie mogę, ponieważ według regulaminu muszę tu być aż do godziny szóstej, kiedy przyjdą mnie zluzować. Przy bawełnie strzelniczej stale ktoś musi być, aby nie stało sie jakie nieszczęście!
Inspekcja znikła. Kłusem popędziła na wartownię, gdzie rozkazała, by po Szwejka poszedł patrol.
Patrol poszedł niechętnie, ale jednak poszedł.
Gdy przyszli przed barak, w którym wśród bawełny strzelniczej paląc fajkę siedział dobry wojak Szwejk, kapral krzyknął:
– Szwejku, ty łajdaku, wyrzuć fajkę przez okno i chodź tu!
– Ani mi to w głowie! Pan pułkownik rozkazał, abym palił dalej, muszę więc palić, choćby mnie miało
rozerwać.
– Wyłaź, ty bydlaku!
– Melduję posłusznie, że nie wylezę. Jest zaledwie godzina czwarta, a ziuzować mnie możecie dopiero o szóstej. Do szóstej muszę być przy bawełnie strzelniczej, żeby się nie stało jakie nieszczęście. Jestem na to zbyt ostroż…
Tego „ny” już nie dopowiedział. Czytaliście pewnie o tym strasznym wypadku w arsenale. Wylatywał barak za barakiem, w trzy czwarte sekundy wyleciał cały arsenał.
Zaczęło się od baraku, gdzie dobry Wojak Szwejk uczył się obchodzić z bawełną strzełniczą; nad miejscem tym jak grobowiec nagromadziły sie deski, belki i konstrukcje żelazne, które zleciały sie tu ze wszystkich stron, by oddać ostatni hołd dzielnemu Szwejkowi, który nie bał się bawełny strzelniczej.
Trzy dni pracowali saperzy wśród ruin, zbierając głowy, tułowia, ręce i nogi, aby miły Pan Bóg łatwiej mógł na sądzie ostatecznym rozpoznać różne szarże i według tego je nagrodzić. Byli to ludzie pełni inicjatywy. Przez trzy dni z mogiły Szwejka odrzucali deski i konstrukcje żelazne, aż trzeciej nocy, gdy wdzierali się w głąb tych gruzów, posłyszeli miły głos:
Ta majlandska brama i te cztery mosty,
hej, postaw. Piemoncie, mocniejsze forposty,
hop, hop, hop!
Przy blasku pochodni dokopywali się dalej, idąc za głosem:
Ja wam wystawiłem regiment ułanów,
wyście go zagnali za majlandską bramę,
hop, hop, hop!
I w blasku pochodni dostrzegli coś jakby jaskinię wzniesioną z konstrukcji żelaznych i nagromadzonych desek, a w jej kącie, zauważyli dobrego wojaka Szwejka, który odłożywszy fajkę zasalutował i rzekł:
– Melduję posłusznie, że nic nowego nie zaszło i wszystko jest w porządku!
Wyprowadzili go z tego piekła ruin, a dobry wojak Szwejk znałazłszy się przed oficerem rzekł po raz drugi:
– Meiduję posłusznie, że wszystko jest w porządku, i proszę, żeby mnie zluzowałi, ponieważ już dawno minęła godzina szósta, i proszę także o ,,menażgeld“ za ten czas, co mnie zasypało.
Dobry wojak Szwejk był jednym jedynym z całego arsenału, który tę katastrofą przeżył.
Na jego cześć koła wojskowe urządziły w kasynie oficerskim małą uroczystość. Otoczony oficerami, dobry wojak Szwejk pił jak gąbka, a jego poczciwa, pyzata twarz promieniała radością.
Następnego dnia otrzymał ,,menażgeld“ za trzy dni, tak jak gdyby był na wojnie, a po trzech tygodniach mianowany został kapraiem swojej kompanii i dostał wielki medal wojenny.
Gdy przystrojony nim i gwiazdkami wchodził do swych koszar w Trydencie, spotkał oficera Knoblocha, który aż się zatrząsł ujrzawszy tę budzącą przerażenie dobroduszną twarz dobrego wojaka Szwejka:
– Ładnieś to, łobuzie, urządził!
Na co Szwejk odpowiedział z uśmiechem:
– Melduję posłusznie, że nauczyłem się obchodzić z bawełną strzełniczą.
I z miną pełną godności poszedł na podwórze. by odszukać swoją kompanię.
Tego dnia oficer służbowy odczytał żołnierzom komunikat ministerstwa wojny o utworzeniu w armii oddziałów lotniczych, wraz z wezwaniem, aby kto chce, zgłaszał się do nich.
Wówczas wystąpił dobry wojak Szwejk ci zameldowawszy się oficerowi oświadczył:
– Melduję posłusznie, że ja już byłem w powietrzu, że już wiem, jak to jest, i że chcę także w powietrzu służyć cesarzowi panu.
Więc po upływie tygodnia dobry wojak Szwejk powędrował do oddziału żeglugi powietrznej, gdzie – jak się później przekonacie – poczynał sobie nie mniej roztropníe niż w arsenale.
Tłumaczenie: Stefan Krysiak.
Kolejny odcinek przeczytacie tutaj: “Podróż do wszystkich diabłów!”
–5 komentarzy–
[…] Poprzedni odcinek przygód Dobrego Wojaka znajdziecie tutaj: „Melduję posłusznie, że nie przestanę palić!”. […]
[…] Kolejny odcinek cyklu znajdziecie tutaj: „Melduję posłusznie, że nie przestanę palić”. […]
[…] Poprzedni odcinek przygód Dobrego Wojaka znajdziecie tutaj: “Melduję posłusznie, że nie przestanę palić!”. […]
[…] nadeszły wielkie dni dla wojskowego obozu polowego pod Castello-Nuovo: miała być odprawiona msza […]
[…] się tłum nabywców, którzy ukradkiem spoglądali na nich, kupując truskawki i kwiaty. Komizm tej handlującej pary w tamtych czasach przechodził wszelkie […]