Toporem w System
Zaczynali od punk rocka szesnaście lat temu. Od tego czasu ewoluowali w kierunku „alternatywy”, ale nie stracili pazura, za to wzbogacili się o dęciaki i… poezję. O tym, ile kosztuje granie rocka, czym jest System i że Krowodrza to fajne miejsce, Przemek Ćwik rozmawia z Marcinem Pawlikiem (teksty, gitara basowa) i Filipem Jarmakowskim (saksofon) z zespołu Sublokator.
Mówi się, że jesteście „weteranami krakowskiej sceny muzycznej”. Gracie nieprzerwanie od 1997 r. Dużo jest w Krakowie zespołów z podobnym stażem?
Marcin Pawlik: Jest kilka. Na przykład Świetliki wciąż grają. Ale to prawda, że z tej fali, która powstawała, kiedy my zaczynaliśmy…
Filip Jarmakowski: …garażowo-piwnicznej…
MP: …większość zespołów się porozpadała.
FJ: Dzieci, rodzina, pieniądze, praca… Któryś z tych elementów musiał nam się nie udać, więc mamy czas na granie.
Zaczynaliście jako Sardynki w oleju. To była taka licealna beka czy od początku podeszliście do sprawy na poważnie?
MP: Nie, to nie była beka, to był zespół punkowy, który grał jak najbardziej poważnie, chociaż ta nazwa dość krótko funkcjonowała. Wtedy to często zmieniało nazwę, właściwie co koncert.
Skład pewnie też wam się pozmieniał od tego czasu?
MP: Tak. Od początku jestem ja i Marcin Rusek, gitarzysta i wokalista. Reszta chłopaków się zmieniała, ale wszyscy się znaliśmy. Wszyscy jesteśmy, jak wieść gminna niesie, z Krowodrzy. Ja pochodzę z Azorów, Rusek i Bitels, który gra na perkusji, są z Krowodrzy Górki, a Kosoń, gitarzysta, jest z Prądnika Białego.
Chłopaki z dzielnicy
Skoro jesteśmy przy Krowodrzy – macie poczucie tożsamości lokalnej? Lubicie swoje dzielnice?
FJ: Ja mam – zdecydowanie. Mieszkałem na Urzędniczej, teraz mieszkam na Krowoderskiej i mam poczucie, że to są moje rewiry. Tu się dobrze obracam i wiem, co, gdzie i jak. Kojarzę dawne nazwy, niektórych zresztą do dziś używam, jak Plac Wolności, obecnie Inwalidów, czy Park Polewki. Nawet nie wiem, jak się teraz nazywa Park Polewki, na którym mają budować mieszkaniowce jakieś.
Wincentego a Paulo?
FJ: O, o, właśnie. Dla mnie to jest Park Polewki i zawsze będzie.
Marcin? Oczywiście lubisz Azory?
MP: Bardzo. Ale ostatnio trochę mniej, bo Azory to „ciężkie” osiedle do mieszkania. Bywam tam często, bo mieszkam blisko i moja rodzina tam mieszka…
FJ: Musisz se maczetę kupić, będziesz bezpieczny.
MP: …ale mocno się tam pozmieniało. Właściwie trudno powiedzieć, że kiedyś było znacznie lepiej, ale jakoś to wszystko było bardziej do ogarnięcia. A teraz, jak prześledzić te bardziej ponure doniesienia z miasta, to niestety – głównie Huta i Azory. Widzę duży kontrast, bo choć pochodzę z Azorów, to obecnie mieszkam w Krowodrzy Górce, gdzie jest bardzo spokojnie, mimo że to niedaleko za miedzą.
Punk’s Not Dead
OK, to lepiej zmieńmy temat, bo nie wiadomo, kto nas będzie czytał. Zaczynaliście jako kapela punkowa. Ganialiście z irokezami?
MP: Pewnie. Mieliśmy irokezy, nosiliśmy czerwone spodnie…
FJ: Ale się myliście, to tak połowicznie punkowcy.
MP: Bo to była druga fala punk rocka. Generalnie dużo się działo i dużo się wydawało. Był Silverton i wiele innych wytwórni. To były dobre czasy dla polskiej muzyki. Taki głębszy oddech po odzyskaniu wolności.
FJ: Nagrywanie w garażach na czterośladach albo nawet i kasprzakach. Wydawanie tego, sprzedawanie. Jak mój brat, który grał w The Barbies i Zgniłej Mosznie, jeszcze w 1991 r. Dwie płyty wydali – sprzedały się.
MP: Sam jedną kupiłem.
Potem zmieniliście stylistykę.
MP: Stylistyka zmieniała się powoli. Trochę dlatego, że zmieniał nam się skład, a trochę dlatego, że rozszerzały się nam horyzonty. A poza tym, umówmy się, granie punk rocka jest trochę nudne. Ale nie zerwaliśmy tak całkiem z punkiem.
FJ: Naklejki na gitarach, wzmacniaczach – to są elementy punk rocka.
Ale punk jest polityczny, a wy nie jesteście polityczni.
MP: Bardzo jesteśmy polityczni. Nasza nowa płyta jest bardzo polityczna.
FJ: Poezja zaangażowana naszego, obecnego tu, słowotwórcy.
MP: Serio, ta nowa płyta jest zaangażowana politycznie. Może w sposób nie do końca bezpośredni, ale mimo wszystko. Faktycznie, był taki okres, że generalnie nie interesowało mnie to, co na zewnątrz. Ta płyta też jest osobista, ale jest na niej mało wątków damsko-męskich. Właściwie w ogóle nie ma, ostatnio to prześledziłem. Bodajże poza tekstem Egona, chociaż on nie do końca jest damsko-męski.
FJ: No, nie do końca. Bardziej o śmierci traktuje. Egzystencjalny.
Jakie gatunki, oprócz punku, można znaleźć w waszej muzyce?
FJ: Najogólniej można by powiedzieć, że gramy alternatywę, ale pod to podpada połowa rzeczy spoza popu.
MP: Trochę jazzu, psychodeli.
FJ: Hard rock, czasami jakieś reggae się wkrada.
Literatura i pornografia
Natomiast, mimo poetyckich tekstów, na pewno nie gracie poezji śpiewanej.
MP: Nie mamy nic wspólnego ze Starym Dobrym Małżeństwem.
Poza tekstami do Sublokatora piszesz też wiersze. Wydałeś tomik „Deklinacja nic”.
MP: Nawet dwa wydałem. „Deklinacja nic” i „Bunt na jeziorach”. Teraz szykuję się już na coś grubszego.
Filip też ma za sobą debiut – zatytułowany „Kiełbasa i banan”.
FJ: Wydany bez mojej wiedzy – w ramach prezentu urodzinowego. Wszystkie poezje pochodzą z mojego bloga ciul.blog.pl.
Krąży też plotka, że piszesz powieść science-fiction.
FJ: Tak, ale powoli idzie. Generalnie trzeba mieć dupę z żelaza, żeby pisać. Wiersze to co innego. Przyjdzie ci do głowy – napiszesz. A książka to już bardziej taka rozległa forma. No i teraz nie ma tego romantyzmu. Kiedyś miałeś pióro, a dziś masz komputer. A w komputerze przez kabel pornografia podpięta. I jak tu się, cholera, skupić?
Hajs się nie zgadza
Pisanie jest przynajmniej tańsze od rock and rolla. Szczególnie gdy się nagrywa płyty i teledyski. W 2006 r. wydaliście „Trzecie oko”, a kolejny album jest w drodze. Poza tym macie na koncie trzy klipy. Ile kosztuje granie?
MP: Całkiem niemało, choć to zależy od studia. Nagranie płyty kosztowało nas ok. 20 tys. zł. Oczywiście wydatki można zredukować. Album nie musi być fizycznie wydany, a to też są koszty. Poza tym można oszczędzić na warunkach nagraniowych – są płyty, które powstaja w domu.
A na koncertach da się zarobić?
MP: Zależy, gdzie się gra i dla kogo, bo niektóre koncerty są dofinansowane przez różne instytucje albo sponsorów i wtedy naprawdę można zarobić dobre pieniądze.
FJ: Albo są konkursy, w których można coś wygrać, co nam się zdarzyło. Mieliśmy też okres, kiedy podłapaliśmy coś, co można określić jako chałturę. Graliśmy covery rockandrollowe, znane i lubiane, na imprezie firmowej.
Poza chałturą zagraliście kilkadziesiąt koncertów, w tym z paroma znanymi kapelami.
MP: New Model Army, Something Like Elvis, Ścianka, graliśmy też z Republiką, jeszcze za życia Ciechowskiego.
FJ: No i z Comą graliśmy, hehe. Z Lao Che…
MP: …z Armią, KSU, Pink Freud, no było trochę tych zespołów.
Macie też na koncie soundtrack do filmu „Pan Bruno”.
MP: Oczywiście wynikło to z tego, że film kręcili nasi znajomi. To było ok. 10 lat temu
FJ: W 2005 r. Grał tam nawet Krzysztof Globisz.
MP: To była pełnometrażówka, aczkolwiek robiona z własnych środków. Realizowali ją samodzielnie Marcin Dulemba i Mateusz Bobek. Byli reżyserami, scenarzystami, montażystami, więc naprawdę szacunek, bo był to kawał roboty. A soundtrack nagrywaliśmy niestety w pośpiechu. Wykorzystaliśmy automat perkusyjny, żeby było taniej i szybciej. Słychać to, ale i tak wyszło nie najgorzej.
Eros i Tanatos
Poza tym bawicie się Toporem.
FJ: Bawiliśmy się Toporem z okazji rocznicy jego urodzin. Teatr Bob robił w klubie Lokator przedstawienie pod tytułem „Zabawy Toporem” na podstawie jednego z jego opowiadań, a my zrobiliśmy do tego muzykę.
MP: Graliśmy do tekstów autorstwa Topora w tłumaczeniu Jana Gondowicza. Część numerów to są nasze interpretacje muzyczne, a część jest w pełni autorska. To był dość ciekawy projekt, niestety został uwieczniony wyłącznie w wersji live.
Za co lubicie Topora?
MP: Za to, że w cudowny sposób łączy śmierć z życiem.
FJ: Eros i Tanatos.
MP: To jest jednocześnie smutne, komiczne i tragiczne.
FJ: Prześmiewcze, sarkastyczne i delikatne.
MP: Poza tym Topor był niesamowitym człowiekiem. Był nie tylko pisarzem, był też scenarzystą, pisał piosenki, kręcił filmy, robił filmy dla dzieci, był plastykiem, rzeźbił, malował, robił instalacje. No i miał polskie korzenie. Jego rodzice byli polskimi Żydami, którzy wyemigrowali do Francji. Do pewnego stopnia wpływ na nasze zainteresowanie Toporem mógł mieć fakt, że nasz były trębacz, Lohann Ratajczyk, jest Francuzem. Część z tych piosenek była zresztą śpiewana w oryginalnych wersjach, po francusku, więc miała taki trochę „szansonowy” klimat.
Na koniec pytanie filozoficzne. Na stronie Lokatora jest notka autorstwa Jerzego Franczaka na temat twojego tomiku „Deklinacja nic”. Franczak pisze o „manewrach poetyckich, wymierzonych w anonimową opresję Systemu”. No i to mnie zainspirowało do pytania, czym dla was jest System?
MP: Na naszej nowej płycie jest o tym dużo. Trzeba posłuchać i wtedy się wyjaśni.
FJ: System to są kajdany.
MP: Mówi dwóch urzędników. Ale my nie nakładamy kajdanów w godzinach pracy – wręcz przeciwnie.
FJ: Ja się ostatnio zastanawiałem, czym jest wolność. To jest ważne pytanie i ostatnio na nie odpowiedziałem. Zastanawiałem się nad tym długo i odpowiedź jest bardzo krótka: to jest możliwość powiedzenia do kogokolwiek na świecie „wypierdalaj” bez ponoszenia jakichkolwiek konsekwencji. I zgodnie z tą definicją nie ma na świecie wolnego człowieka. Nawet prezydent Stanów Zjednoczonych nie może tak powiedzieć. Teraz panuje przekonanie, że można robić wszystko, przynajmniej na Zachodzie. A zgodnie z moimi ustaleniami okazuje się, że jednak nie.
PS Zdjęciu urody dodaje Sania Rodobolska z Teatru Bob, która własnoręcznie i samodzielnie przygotowuje animację nowego teledysku Sublokatora.
13 czerwca o 20.00 w Pija… Pięknym Psie odbędzie się premiera nowej płyty Sublokatora – “Państwo Środka”.
Gorąco polecamy!
–0 Komentarz–