Triumf miasta
W polskich miastach w ewolucyjnym tempie toczy się prawdziwa rewolucja. O jej źródłach i tym dokąd zmierza Tomasz Borejza rozmawia z dr Pawłem Kubickim z UJ.
Na Harvardzie mówią, że miasta triumfują. Ale to Harvard. A jak jest w Polsce?
To nawiązanie do słynnej książki Edwarda Glaesera „Triumph of the City”. Już od dawna mówi się o odrodzeniu miejskim. Patrząc na miasta z perspektywy długiego trwania, widać, że miały różną koniunkturę. Starożytność to czas świetności polis. Później, po upadku Cesarstwa Rzymskiego, miasta przeżywają kryzys, aby odrodzić się w średniowieczu, gdzie stają się wyspami wolności w systemie feudalnym, z czasem jednak poddają się dominacji państwa narodowego, tracąc podmiotowość. I tak dochodzimy do lat 70. i 80. ubiegłego wieku, gdy miasta Zachodu przeżywały głęboki kryzys. Dziś obserwujemy to w Polsce. Umierające centra miast, ich wyludnianie się, kryzys obywatelstwa, kryzys finansów miejskich. Długo by wymieniać.
Po kryzysie przyszło odrodzenie?
Zaczęło się w latach 90. i myślę, że można już powiedzieć, że miasta rzeczywiście ponownie triumfują. W pewnym sensie wracamy do idei starożytności i średniowiecza, gdy podstawą obywatelskości i organizacji politycznej było miasto. Widać, że państwa narodowe – z wielu względów – coraz bardziej tracą na znaczeniu. Jednocześnie zyskują na nim miasta.
Kto jest aktorem miejskiego odrodzenia w Polsce?
Specyficzne pokolenie, które kiedyś na potrzeby badań nazwaliśmy nowymi mieszczanami. W Polsce, z uwagi na cały splot czynników historycznych, mieliśmy wielki deficyt kultury miejskiej i miejskości. Z II wojny światowej wyszliśmy z ogromnymi stratami materialnej, społecznej i kulturowej tkanki miejskiej. Można ludzi do miasta przenieść, a same miasta odbudować, ale zmiana w sferze kultury dokonuje się najwolniej. My jesteśmy dopiero drugim-trzecim pokoleniem urodzonym w miastach. Nasi dziadkowie czy rodzice zostali przez wielkie procesy migracyjne pchnięci do miast, które najczęściej traktowali jako obce środowisko. Nie za bardzo mogli się w nich odnaleźć. Skrajny kształt przybierało to na Ziemiach Odzyskanych. W badaniach często pojawiał się charakterystyczny schemat: dziadkowie żyli jeszcze mitologią Kresów, rodzice zaczynali trochę interesować się miastem, ale dopiero trzecie pokolenie wrocławian czy szczecinian zaczęło traktować te miasta jako swoje.
Czym się różni mieszczanin nowy od starego? Są wspólne wartości łączące tę grupę?
Powiedziałbym, że to raczej hybryda społeczno-kulturowa. Znajdziemy tu np. dobrze sytuowaną klasę średnią, która zorientowała się w końcu, że w mieście nie da się żyć, myśląc wyłącznie kategoriami własności prywatnej. Można się zamknąć na prywatnym osiedlu, wysłać dzieci do prywatnej szkoły i stawiać auto na prywatnym parkingu, ale w pewnym momencie okazuje się, że w ogóle nie mieszka się w mieście. Polska klasa średnia, która okrzepła wreszcie po dzikim i chaotycznym kapitalizmie lat 90., chce w mieście żyć i coraz bardziej z niego korzystać. Najlepiej widać to w Warszawie, gdzie nastąpiła radykalna zmiana w porównaniu z latami 90.
–3 komentarze–
http://www.facebook.com/MojDomKontener
W Gorzowie Wielkopolskim rejestracja zwycięskiego LDM jako partii spowodowałaby raczej spadek wiarygodności ruchu. Współczesna polityka nie musi oznaczać instytucjonalizacji. Wręcz przeciwnie. Uważam, że LDM pokazał, że można wygrać bez partii i nie musi “wchodzić do tej samej wody”. Sądzę, że skończyłoby się to tym samym co dzisiaj widzimy w przypadku partii Twój Ruch. Polityka to wywieranie wpływu. Tak jak w biznesie założenie firmy nie powoduje automatycznych zysków tylko automatyczne koszty tak samo w polityce założenie partii nie powoduje automatycznego wywierania wpływu. Zwracam też uwagę (po raz kolejny), że w Gorzowie Wielkopolskim LDM wygrał dlatego, że nie akcentował swojego charakteru politycznego (znaleźli się w nim ludzie o bardzo różnych poglądach) co zwiększało jego atrakcyjność i wiarygodność. Poza tym LDM i bezpartyjny kandydat na prezydenta walczyli z innym bezpartyjnym kandydatem na prezydenta (rządzący od 16 lat Tadeusz Jędrzejczak) i ze skupionym wokół niego ruchem (KWW Tadeusza Jędrzejczaka). Warto dodać, że zarówno sam ubiegający się o reelekcję prezydent Jędrzejczak jak i skupieni wokół niego ludzie nie ukrywali swojej lewicowości i powiązań z SLD. Prezydent Tadeusz Jędrzejczak był do 2004 roku członkiem tej partii i w 2014 roku równolegle startował z listy SLD w wyborach do Sejmiku (uzyskał mandat).
W Ruchach Miejskich najważniejsza jest nieskrępowana politycznymi układami energia i chęć zmiany miasta na takie w którym żyje się lepiej. Jest to namiastka hipisowskiej komuny w nowym wydaniu w zakresie kreatywności i tej pierwszej Solidarności w zakresie dążenia do zmian. To Ruchy Miejskie mogą zmienić miasta ale tylko wtedy gdy nie pozwolą sprzedać swoich ideałów za miejsce na partyjnej liście wyborczej. Przejście z Ruchu Niejskiego pod szyld partyjny to jak dobrowolne wejście do celi śmierci dla kreatywności i walki o lepsze miasto! Ruchy Miejskie zrodziły nadzieję na nowy sposób samorządności i nie zmarnujmy tego! Pomóżmy im zmieniać miasto dla ludzi i lokalnej społeczności ! Zajmuję się doradzaniem Samorządom od lat i jeśli jest nadzieja na zmianę miast na lepsze to dzięki Spolecznikom z RM. http://www.designforall.pl