Uczestnik konkursu na rzecznika praw uczniów: to była ustawka
Hejt, Manipulacja, populizm – te słowa przez przypadki odmieniają przez przypadki władze Krakowa. Okazuje się jednak, że brzmi to tak, jak wówczas, gdy złodziej krzyczy „łapać złodzieja”. Serwis Rynek Krowoderski odsłania kulisy konkursu na Rzecznika Praw Ucznia. Jego uczestnicy mówią wprost: To była ustawka.
O co chodzi? Pewnie słyszeliście o aferze z konkursem na Rzecznika Praw Ucznia, który od kilku dni elektryzuje Kraków. Tego konkursu, który wygrała Aleksandra Twaróg, była asystentka prezydenta naszego Miasta, Aleksandra Miszalskiego.
Sprawa wzbudziła uzasadnione kontrowersje, bo poseł PiS-u, Łukasz Kmita zrobił to, co robią od dawna posłowie wszystkich opcji (dziwnym trafem w Krakowie to nie standard) – poszedł sprawę skontrolować i ujawnił papiery, które możecie odszukać w sieci, na przykład tu. Wynika z nich, że Pani Aleksandra została Rzecznikiem pomimo tego, że w konkursie poradziła sobie z testami najgorzej.
Pomimo takiego numeru władze Krakowa z jego prezydentem i wiceprezydentami na czele postanowiły iść w zaparte, tłumacząc, że była asystentka Aleksandra Miszalskiego była podobno „najlepsza w trakcie rozmowy kwalifikacyjnej”.
Jako Rynek Krowoderski dotarliśmy do człowieka, który również brał udział w tym konkursie. Zapytaliśmy go jak to wyglądało. Mówi wprost – rozmowa, ale i sam test były ustawką. Okazuje się, że test był banalnie prosty, a rozmowy z uczestnikami już po nim odbyły się – jego zdaniem – po to, by można przyklepać właściwą osobę.
Musieliśmy zanonimizować tożsamość naszego rozmówcy – wszystko jednak mamy zautoryzowane i zarchiwizowane. Jeśli osoba która z nami rozmawiała zechce – ujawni się sama. Poniżej zapis rozmowy:
Czy sam test, który Państwo wypełniali można uznać za coś, co było czystą formalnością dla kogoś, kto się interesuje tematem, czy też rzeczywiście wymagał on wiedzy ponadstandardowej?
To było jakieś absolutnie skandaliczne. Tak naprawdę tylko jedno czy dwa z tych pytań dotyczyły tak stricte praw uczniowskich. Było kilka ciekawych pułapek, ale widać, że stworzyła go osoba, która w ogóle nie ma pojęcia o co chodzi w prawach uczniowskich. Ogromnie skandaliczne jest to, że w konkursie nie oceniono w ogóle znajomości prawa oświatowego jako głównej ustawy na edukacji, z której wynika tak naprawdę większość praw uczniowskich.
To dlaczego był tak łatwy? Niektórzy z Was skończyli go w 4-5 minut.
Część testowa miała być na tyle prosta, na tyle długa i na tyle „możliwa do zrobienia”, żeby nie dało się dostać mniej niż tych 80%. Nie chcę rzucać bezpodstawnych oskarżeń, ale jeżeli ktoś taki test robi w prawie 20 minut, to to jest trochę niepoważne i rzeczywiście niektórym zajął mniej niż pięć minut. Ale – proszę wybaczyć – naprawdę, nie ma się nad czym zastanawiać, gdy pojawia się pytanie dotyczące tego, czy prawa dziecka obowiązują na świecie czy tylko w Afryce, prawda? Tak się jednak stało, więc trudno nie odnieść wrażenia, że potem, na rozmowie kwalifikacyjnej pozwolono zwyciężczyni konkursu „nadrobić” braki z testu.
A jak wyglądała rozmowa kwalifikacyjna? Wiemy, że prowadziła ją między innymi pani wiceprezydent Krakowa, Maria Klaman?
Miało się wrażenie, że paniom przeprowadzającym rozmowę, w tym pani wiceprezydent Klaman po prostu nie zależy nad tym, by każdy mógł przedstawić konkretny pomysł. Niektórym z nas przerywano wypowiedzi mówiąc coś w stylu: „do brzegu”, ogólnie atmosfera tej rozmowy była nieprzyjazna. Tymczasem słyszymy, że Pani Ola wygrała, bo „przedstawiła najlepszy pomysł”.
Do tego zaproszono nas na tę rozmowę w zasadzie na ostatnią chwilę, tak, że pani, która miała wizytę lekarską ustawioną dużo wcześniej, nie dostała możliwości przesunięcia swojej rozmowy nawet o godzinę. Dla mnie to jest absolutnie absurdalne i skandaliczne. Ta pani dzwoniła, nawet pytała się czy można przełożyć. Odmówiono jej, to dla mnie antyobywatelskie.
Jak oceniasz sposób punktacji tej rozmowy?
Co do punktacji z samej rozmowy to my wszyscy dostawaliśmy wyniki z zakresu 18-24, a pani Aleksandra dostała 29-30. Dziwi nas ta rozbieżność między punktami i to, że dziś pani wiceprezydent Klaman – nie wiem, kto jej to doradza – mówi o tym, że Ola Twaróg wygrała, „bo trzeba wpuszczać młode kobiety do urzędów”, albo dlatego, że „przekonała swoim pomysłem”, czy też dlatego, że „była rzeczniczką praw ucznia w swojej szkole”.
W swojej szkole – w której jak sprawdziliśmy statut jest zresztą naszpikowany naruszeniami praw uczniowskich.
Jakie są teraz Wasze, działania w tej sprawie? Bo rozumiem, że chcecie o niej mówić, ale także coś zrobić?
Powstała grupa na Facebooku, dotycząca tej sprawy, na której zbierane są różne dowody. Na ich podstawie zostanie złożone zawiadomienie do prokuratury. Rozmawiamy też, jak ten temat rozwiązać, bo uczniowie nie kryją się z tym, że kompletnie im nie po drodze jest ta pani rzecznik.
Dlaczego?
Po pierwsze dlatego, że przedstawia pewną jedną określoną wizję spojrzenia na prawa uczniowskie (jeżeli można to nazwać w ogóle spojrzeniem na prawa uczniowskie). Nikt jej nie zna, nie działała też w żadnej organizacji krakowskiej, więc współpraca między nią a młodzieżowymi organizacjami krakowskimi na pewno jest skazana na porażkę. Tak samo z dyrekcjami szkół.
My niezależnie od tego myślimy nad rozszerzeniem działalności w Krakowie Stowarzyszenia Umarłych Statutów (organizacja pozarządowa założona przez studentów i licealistów działających na rzecz praw ucznia – red), czy nad obywatelskim rzecznikiem praw uczniowskich. Może powołamy jakąś organizację międzyuczniowską.
Co sobie pomyśleliście, gdy ta cała sprawa wybuchła i pojawiły się ze strony pana prezydenta Miszalskiego sformułowania mówiące o hejcie, o nienawiści, gdy pani wiceprezydent Klaman, powiedziała, że to „atak na młodą kobietę”?
To było wewnętrzne oburzenie, że nasze przekonanie, nasza nadzieja, że w mieście coś się zmienia zostały zupełnie pogrzebane. Poczuliśmy wewnętrzny gniew już wówczas, gdy pani wiceprezydent Klaman opublikowała swojego pierwszego posta dotyczącego tego tematu, w którym pokazała punktację i napisała. że „ma dość kłamstw”.
Denerwuje mnie, że jest konkurs, było w nim oszustwo, to oszustwo wychodzi, a wszyscy się skupiają na rzekomym hejcie. Tymczasem – halo! – jest konkurs, którym oszukano i co dalej? Co dalej z tym stanowiskiem, z zaufaniem do tej osoby? Nikt w ogóle na tym się nie skupia.
Miasto jest innego zdania. Prezydent Miszalski wygłosił nawet coś w rodzaju „orędzia antyhejterskiego”, w którym czytamy: „Ilość hejtu, nienawiści która przelała się wokół osoby nowej rzeczniczki jest porażająca. Na Facebooku powstają wręcz grupki, których celem jest atakowanie i poniżanie rzeczniczki. To chore” – pisze pan prezydent. To samo można wyczytać z wywiadu z wiceprezydent Klaman dla portalu lovekrakow.pl.
Ja mam wrażenie, że to też jest jakiś taki PR-owy przekaz dnia, który na siłę trzeba wygłosić. To jest też na komentarzach pod tym postem pana Miszalskiego. Wszyscy tam piszą: „dajmy szansę dziewczynie się wykazać”. Nikt w ogóle nie myśli o tym, halo, oszustwo. Stanowisko i otrzymuje kompetencyjnie i merytorycznie najgorzej przygotowana osoba Nikt jej nie zna, nie działała też w żadnej organizacji krakowskiej, więc jej współpraca między nią a młodzieżowymi organizacjami krakowskimi na pewno jest skazana na porażkę. Tak samo z dyrekcjami.
Od razu chciałoby się powiedzieć, że pani Ola Twaróg wygrała, bo jest asystentką Miszalskiego. Cóż, trudno tak tego nie widzieć.
Dane uczestnika/uczestniczki konkursu do wiadomości redakcji Rynku Krowoderskiego.