Ukraińcy miażdżą Rosjan w internecie. Zobacz, jak się z nich śmieją
Działania informacyjne to ważny aspekt współczesnego pola walki. Jeszcze pół roku temu większość ekspertów uważała, że Rosjanie prezentują w tej dziedzinie światową ekstraklasę. Było tak dopóki miejsca w szeregu nie pokazali im Ukraińcy. Próbującym jątrzyć i dzielić rosyjskim trollom odpowiedzieli humorem, dystansem i klasą. I z pomocą satyry oraz śmiechu wybili im z ręki wszystkie argumenty. Zjednując sobie przy tym sympatię zachodniej opinii publicznej.
Metody działania sił rosyjskiej dezinformacji są dobrze znane. Kierowane przez Moskwę trolle szukają przede wszystkim spraw dzielących i polaryzujących społeczeństwa. Takich, które powodują, że ludzie rzucają się sobie do gardeł. A kiedy je znajdują, to zaczynają dolewać oliwy do ognia tak długo, aż narracja się przyjmie i społeczeństwo podzieli. Nie są przy tym specjalnie wybredne jak chodzi o promowaną treść, bo potrafią jednocześnie podgrzewać emocje z obu stron sporu. Tak było na przykład w czasie amerykańskich wyborów, które wygrał Donald Trump. “Internauci” na moskiewskim garnuszku potrafili tam kłócić się między sobą jednocześnie wspierając i atakując przyszłego prezydenta.
To nie ma sensu tylko z pozoru. Nie ma go bowiem tylko wtedy, jeżeli założymy, że cel jest konstruktywny. Ma go za to bardzo dużo, jeżeli prawdziwym zadaniem jest sianie zamętu, rozbijanie i dzielenie zaatakowanego społeczeństwa. Tak by je osłabić i utrudnić mu wspólne działanie.
Kiedy zaczęła się wojna w Ukrainie, to samo próbowali robić u nas. W pierwszy dzień internet zalały wpisy o Wołyniu. Lub takie, które podważały sens zaangażowania w konflikt na wschodzie. Później próbowano jeszcze kilku dzielących tematów, ale – na szczęście – bez powodzenia, bo dziś okazaliśmy się być dużo bardziej świadomi tego, co dzieje się w internecie, niż przez wcześniejsze lata. Przynajmniej na razie.
Na ten toporny trolling Ukraina odpowiedziała z polotem i humorem. Zapewne najważniejszą rolę odegrał w tym Wołodymyr Zełenski, który internet wykorzystał do maksimum. Ale swoje zrobiły też memy, które wykorzystując satyryczne zwierciadło, pokazały, jak działa współczesna Rosja.
Te kanały są prowadzone tak dobrze, że obserwujących liczy się w setkach tysięcy.
Np. Ukrainian Memes Forces (Ukraińskie Siły Memowe) na Twitterze obserwuje ponad 160 tys. osób.
Druga armia świata
Można tam znaleźć między innymi raporty o bogatym wyposażeniu tzw. drugiej armii świata. I pokazują np. jak wyglądają “buty rosyjskich sił specjalnych”:
O jej świetnych czołgach, które tylko trochę boją się traktorów. Trochę, ale wystarczająco, by tata czołg usypiał mały czołg, mówiąc: “Śpij spokojnie synu. Pod twoim łóżkiem nie ma traktorów”.
I która tak naprawdę nie jest drugą armią świata, bo jest drugą najpI która tak naprawdę nie jest drugą armią świata (napis na górze), bo jest drugą najpotężniejszą armią, ale… w Ukrainie (napis na dole).
Ale też kradnie, co popadnie, żeby pokazać to w czasie parady.
I mI ma niezatapialne superokręty. Takie jak “Moskwa”, którą Rosja chwaliła się na takim filmie:
Czy raczej jakim była “Moskwa”.
Ruski mir
Sporo uwagi poświęcono też temu, by zaprezentować wszelkie atrakcje tzw. ruskiego miru.
Porównując go np. z sąsiadami tuż zza granicy. I pokazując, jak wygląda rzeczywistość po obu stronach rosyjsko-fińskiej granicy. Tutaj ma dzielić ją zaledwie sześć mil:
Japonią, na którą zrzucono bomby atomowe:
A także, cóż, Rosją, która się nie zmienia i przed wojną wyglądała dokładnie tak jak po wojnie (lewa kolumna). Odmiennie od Charkowa, który niestety się do niej upodobnił (prawa kolumna):
A wygląda tak, że – głosi opis poniższego zdjęcia – “Zełenski uznał, że nie będzie bombardował rosyjskich miast, bo te już wyglądają, jak po bombardowaniu”.
Zwracają też uwagę, że ruski mir jest tak atrakcyjny, że się do niego nie przyłącza, ale jest się przyłączanym (dolne zdjęcie). I odbywa się to nieco inaczej niż np. w przypadku NATO (górne zdjęcie):
To nie jest Sputnik
Bardzo ciekawy jest także profil, który zastąpił usuniętego Sputnika, który w sieci siał rosyjską proBardzo ciekawy jest także profil, który zastąpił usuniętego Sputnika, który w sieci siał rosyjską propagandę. Też nazywa się Sputnik, tylko z “Nie”. Jego autorzy podkreślają, że nie są Sputnikiem, co widać i bez tego. Prawdziwy “Sputnik” nie śmiałby się przecież z Rosji i nie przypominałby Rosjanom wojny zimowej. A ten nowy robi to z wielką radością prezentując – jak głosi opis – fotografię, na której “podekscytowani fińscy snajperzy pozują do grupowego zdjęcia pomimo rosyjskiego zagrożenia”:
- Czytaj także: „Biała śmierć”. Legendarny snajper zabił 500 rosyjskich żołnierzy
- Czytaj także: Wojna zimowa. Finlandia obroniła się przed sowiecką Rosją robiąc jej żołnierzom piekło
Nie pokazywałby też, co robią ukraińscy rolnicy, kiedy słyszą, że zbliżają się rosyjskie czołgi.
Ani o tym, jak wygląda rosyjski Su-35 po udanym przechwyceniu rosyjskiej rakiety:
Putin i przyjaciele
Obrywa się oczywiście także…
…samemu Putinowi, który – jak mówi nauczycielka – “już dziewiąty tydzień z rzędu pokazuje swoją broń nuklearną”.
Oraz tym, którzy robią coś, co jest odbierane, jako pomoc dla niego.
NNa co załapali się Austriacy, którym wytknięto blokowanie ukraińskich nadziei na zostanie krajem kandydującym do Unii Europejskiej…
…i Niemcy.
Tutaj – głosi opis – widać, jak Putin wręcza Olafowi Scholzowi order przyjaźni za jego pracę przeciwko sankcjom na Rosję.
Na cenzurowanym są też ci, którzy są postrzegani jako przyjaciele Putina. Tak jak Marine Le Pen, od której miałby chcieć zwrotu pieniędzy. I kiedy o nim myśli to wygląda tak:
Lub Victor Orban, którego Węgry pokazano jako tego smoka, który myśli o gazie i ropie:
Morale
Dużo jest też tego, co podnosi morale.
Pokazując, że dla rosyjskiego molocha ukraińska armia jest strzała w oku:
A Rosja nie jest taka groźna, bo “mit wielkiej i potężnej Rosji” właśnie znalazł swoje miejsce:
I, że będzie dobrze, bo Moskwa nie ma szczęścia do byłych aktorów. Jednym jest Wołodymyr Zełenski. A drugim Ronald Reagan:
Ukraina z sympatią zachodniego świata
Styl i humor same oczywiście nie wygrywają wojen. Wygrywają je czołgi, karabiny i morale. Ale to jak Ukraińcy odnaleźli się w realiach konfliktu informacyjnego i poradzili sobie z rosyjską dezinformacją – imponuje. Z pewnością też nie zaszkodziło w zjednaniu sobie zachodniej opinii publicznej, która nie tylko akceptuje wysyłanie Ukrainie broni, ale też go oczekuje. Imponuje nawet bardziej, kiedy wspomni się o tym, z jaką obojętnością przyjmowano rosyjską agresję na Ukrainę w 2014 roku.
I jak skutecznie dezinformowali wówczas Rosjanie. Gdyby dziś było podobnie, sytuacja Kijowa byłaby prawdopodobnie o wiele gorsza. Zamiast tego wokół toczonej przez niego walki, udało się zbudować międzynarodową koalicję. Także i ona – nawiasem mówiąc – zasłużyła sobie na ukraińskie memy. W tym i takie, które pokazują właściwe miejsce rosyjskich ambicji imperialnych. Tym jest nagrobek:
Co ważne to, że Ukraińcy odnaleźli się w tym tak dobrze i szybko, to nie jest przypadek. Ukraina na wojnę informacyjną szykowała się właśnie od konfliktu w 2014 roku. Niezwykle ciekawie opisał to Peter Pomerantsev w książce “To nie jest propaganda”, którą korzystając z okazji gorąco polecam.