Ulice Krowodrzy #3. Maurycy Beniowski
Ech, wakacje! No właśnie, wakacje – a my nie na Karaibach, lecz na posterunku. Zamiast bujać się omegą po wodach Trójkąta Bermudzkiego, bujamy się pieszo po asfaltach Krowodrzy. Poświęcenie? Gdzie tam. Radość i entuzjazm – towarzyszą nam, bo w sercu mamy misję.
Niezorientowani zapytają: o co cho? Odsyłamy ich do poprzedniego odcinka cyklu, który odsyła do poprzedniego odcinka cyklu, w którym można znaleźć stosowne wyjaśnienie. A tymczasem przyjdzie nam przebujać się z ul. Domeyki na ul.
Maurycego Beniowskiego.
„Maurycy Kaźmierz Zbigniew miał z ochrzczenia/Imiona; rodne nazwisko Beniowski./ Tajemniczą miał gwiazdę przeznaczenia,/Co go broniła jako Częstochowski/Szkaplerz: od dżumy, głodu, od płomienia,”. To akurat Słowacki – ale o Beniowskim.
Trauma, co? Fakt, w XIX w. hip-hop był skomplikowany. Ale przynajmniej emce potrafili nawijać rymem przeplatanym. No dobrze, dziś zbyt duszno, by rozmawiać o poezji, dlatego pogadajmy o przygodach. Bo Beniowski to człowiek przygodowy. Był – dodajmy. Zmarł w 1786 r., za to na Madagaskarze.
Zdarzyło się to równo 40 lat po jego narodzinach w słowackim Vrbové z matki Węgierki i ojca Węgra jako Móric Benyovszky. Znaczy: nie nasz ci on? Nie przesadzajmy – każdy ma coś za uszami. Beniowski nazywał Polskę swoją „ojczyzną z wyboru” i przelewał za nią krew, walcząc w szeregach Konfederacji Barskiej przeciw Moskalom, hej! Zanim jednak ruszył przygodzie na spotkanie, jako młodzian odbierał nauki w Scholarum Piarum, prowadzonym przez krakowskich pijarów gimnazjum położonym nieopodal Bratysławy. Wówczas – 250 lat przed Tymochowiczem – pijar budził pozytywne skojarzenia.
Z bagażem wiedzy i znajomością języków obcych Beniowski udaje się na praktyki górnicze w górnicze obszary Węgier, a następnie zaciąga się na służbę do armii austriackiej. Po uświadomieniu sobie pomyłki zmienia barwy na biało-czerwone i trafia do polskiego pułku kawalerii w randze majora.
Wojskowe szlify zdobywa nie tylko na polu walki. Na przykład napada też zbrojnie na swój rodzinny majątek w Hruszowie, by omówić kwestię spadku po rodzicach ze starszymi siostrami. Coś idzie nie tak – awanturnik trafia na dwa miesiące do aresztu i zostaje skazany na przepadek mienia. Po wyjściu na wolność nie zaznaje jednak spokoju.
Za konwersję z katolicyzmu na luteranizm z kontrreformacyjnych pobudek ściga go Maria Teresa. Beniowski, po zapoznaniu się z wizerunkiem cesarzowej, w popłochu przemieszcza się na północ: do Gańska, Hamburga, Amsterdamu. Tam uczy się fachu żeglarskiego, którego znajomość okaże się decydująca dla jego przyszłych losów. W tym miejscu należy dodać, że życiorys naszego bratanka i Polaka w jednej osobie obfituje w białe plamy, nieciągłości i nieścisłości. Bierze się to z faktu, że Beniowski prowadził bardzo aktywny tryb życia, a z powodu ówczesnego zapóźnienia cywilizacyjnego program PRISM nie potrafił jeszcze ustalić kto, co, jak i w której milisekundzie, by podzielić się swoją wiedzą z reporterami Krowoderskiej.
Żagle żaglami, ale Beniowskiego ciągnie do wojaczki. W 1768 r., po zawiązaniu się Konfederacji Barskiej, zjawia się w Krakowie i trafia na służbę księcia Karola Radziwiłła w randze rotmistrza kawalerii.
Co dalej? Trudno nadążyć. Nowy Targ, Spiska Sobota, Lubowla, Cieszyn, Żwaniec, Chocim, Braha, Płonne, Kijów – to miejsca, które odwiedził Beniowski, bijąc wroga lub siedząc w twierdzy.
W 1769 r., gdy dowodzony przez niego oddział uległ Rosjanom na Podolu, konfederata trafia na zsyłkę do Kazania. Ciągu dalszego nie powstydziłby się Vin Diesel, który robi podobne rzeczy, tylko że na niby. W Kazaniu Beniowski przyłącza się do spisku, ucieka z niewoli, dociera do Petersburga, próbuje przedostać się do Holandii, ale – zdradzony przez kapitana statku – trafia do Twierdzy Pietropawłowskiej, a następnie zostaje zesłany na Kamczatkę. Podróż trwa rok i obfituje w zwroty akcji, których opisanie nie mieści się w przyznanej przez redakcję liczbie znaków. W końcu potomek Węgrów przybywa do Bolszeriecka, gdzie poluje na sobole, romansuje z córką lokalnego gubernatora i, ma się rozumieć, knuje plan ucieczki, by ostatecznie – wraz z kompanami – obalić władze guberni. To się nazywa rozmach! I choć naszego rodaka wciąż nie docenił Hollywood, ani choćby PISF, to jednak jego biografią zachwycił się niemiecki dramaturg August von Kotzebue, który poświęcił mu sztukę zatytułowaną „Hrabia Beniowski, czyli spisek na Kamczatce”.
Uf, my zbliżamy się do półmetka, a grupka zbiegów dopiero rozpoczyna swoją podróż, przełamując fale okrętem „Św. Piotr i Paweł”. Uciekinierzy kierują się, co zrozumiałe, na południe. Gdy jednak robi się nieco cieplej, rosyjska część załogi protestuje w obawie przed upałami i postuluje kurs przez Arktykę (tako rzecze Wikipedia). Tak, my też nie ogarniamy. Jedyne sensowne wyjaśnienie to takie, że Rosjanom lód pomylił się z „Lodową”. Ostatecznie wyprawę ocalił fakt, że statek wpakował się na krę za Cieśniną Beringa, co przetrzeźwiło matrosów. Trzeba było zawracać. Zawracając, marynarze zahaczają o Aleuty, Wyspę św. Wawrzyńca, Kuryle i Japonię. Następnie po drodze na Filipiny strzelają z armat do Holendrów, po tym, jak Holendrzy strzelają z armat do nich, po czym lądują na Tajwanie, gdzie strzelają z armat, a także z muszkietów, do niegościnnych tubylców. Należy podkreślić, że Beniowski nie szuka guza ani dziury w burcie. Po prostu odpowiada ogniem na ogień, gdyż tak mu podpowiada instynkt samozachowawczy, a jednocześnie próbuje zapanować nad hałastrą awanturniczych współzałogantów.
I tu musimy zrobić fabularny przeskok, bo przygodami Beniowskiego można by obdzielić czterech Robinsonów Crusoe, trzech baronów Munchausenów i pewnie ze dwóch Tarzanów, a tekst już trzeszczy w szwach. Przez szereg egzotycznych wysp, obładowany złotem, perłami i koralami, Maurycy Beniowski – bez dwóch zdań Polak! – szczęśliwie dociera na Stary Kontynent. Konkretnie: do Paryża. Zachwyca francuski dwór swoimi doświadczeniami, umiejętnościami i wiedzą. W efekcie król Ludwik XV w 1772 r. osobiście powierza mu misję na Madagaskar. Niestety nie chodzi o rekonesans handlowy, ale coś w rodzaju podboju. Beniowskiemu idzie całkiem nieźle. W 1776 r. zostaje nawet obwołany przez autochtonów królem (ampansakabe) wyspy. Nie dane jest mu jednak nacieszyć się zaszczytami. W 1777 r. okoliczności zmuszają go do powrotu do Francji. Mimo uznania monarchy, orderów, awansów i apanaży, jego pomysł na pokojowe zagospodarowanie Madagaskaru nie zyskuje uznania Ludwika.
Niezrażony porażką Beniowski podróżuje po Europie, bezskutecznie próbując zainteresować rządy różnych państw pomysłem zniesienia niewolnictwa i utworzenia niepodległego państwa na południowoafrykańskiej wyspie. Dzięki znajomości z ambasadorującym w Paryżu Benjaminem Franklinem polski hrabia trafia do Stanów Zjednoczonych, gdzie zawiera znajomość z Georgem Washingtonem i asystuje mu przy opracowywaniu planów walki o niepodległość. Potem płynie na Haiti, potem wraca do Paryża, potem płynie do Londynu, potem znowu Stany… Rety! Nadążacie? A to wszystko 200 lat przed wynalezieniem dopalaczy.
W ostatnią podróż nasz znamienity rodak wyrusza w 1784 r. ze Stanów Zjednoczonych. Obiera kurs na Madagaskar, ale – starym zwyczajem – nie dociera tam najkrótszą trasą, bo po drodze trzy miesiące spędza w Brazylii. To, co dzieje się później, to prawdziwy kociokwik i kilka scenariuszy na wysokobudżetowe produkcje wojenne, historyczne oraz awanturniczo-przygodowe. Boleśnie i przed czasem ucinamy jednak ten wywód, ponieważ boli nas, że Beniowski przedwcześnie oddał ducha. Zginął na polu walki z rąk Francuzów, jak już wspomniano – w 1786 r. na Madagaskarze. Trafiła go zbłąkana kula. Ech, życie.
Tak nas wyczerpała ta historia, że zdyszani przysiadamy na krawężniku, rozglądamy się w kontekście obecności funkcjonariuszy straży miejskiej, wyciągamy z plecaka zimnego koźlaka i pijemy na smutno zdrowie rodaka, bratanka i wielkiego podróżnika – w przekonaniu, że zasłużył na ulicę równie uroczą, ale znacznie większą.
Warto zapamiętać:
– Maurycy Beniowski, choć z pochodzenia Węgier, uważał Polskę za swoją „przybraną ojczyznę” i pod flagą biało-czerwoną walczył w szeregach Konfederacji Barskiej.
– Beniowski wsławił się brawurową ucieczką z rosyjskiej niewoli na Kamczatce, skąd drogą morską zdołał dotrzeć do Europy.
– Z nadania Ludwika XV Beniowski został zarządcą Madagaskaru, którego mieszkańcy ogłosili go królem wyspy.
PS Zainteresowanych bardziej szczegółowym opracowaniem losów Maurycego Beniowskiego odsyłamy na stronę fundacji jego imienia www.benyowsky.com. Nieukrywając przy tym, że jej zasoby informacyjne dostarczyły nam inspiracji.
PS2 Lektura: http://wolnelektury.pl/katalog/lektura/beniowski-piec-pierwszych-piesni.html
–1 Komentarz–
[…] z poprzednich odcinków, przykładowo – ostatnim, przedreptaliśmy świat wzdłuż i wszerz z Maurycym Beniowskim, toteż dziś zaliczymy tylko jedną uliczkę. Uliczka choć jedna, to bardzo ruchliwa. Zresztą […]