Ulice Krowodrzy #5. Daniela Chodowieckiego
„O szyby deszcz dzwoni, deszcz dzwoni jesienny” – pisał Leopold Staff, gdy brała go listopadowa chandra. Nas chandra nie chyta, bo jesteśmy zuchy, natomiast chyta nas wzruszenie, gdy się rozglądamy po pięknej naszej dzielnicy. Tu drzewo, tam płotek, gdzieniegdzie sklep nocny lub przydrożny grajek. Kłaniamy się wszystkim i wszystkich pozdrawiamy na naszej drodze przez Ulice Krowodrzy!
Ostatni raz widzieliśmy się na Olimpijskiej, ale kiedy to było? Zapewne – jak wszystko, co było – jakiś czas temu. Ale czasy się zmieniają i drużyna reporterów „Krowoderskiej” w przemokniętych sofixach już mknie ulicą
Daniela Chodowieckiego,
by mówić, jak jest. W odróżnieniu od innych, którzy mówią, że mówią, jak jest, my nie mówimy, że mówimy, jak jest, a mówimy, jak jest. A jest, oczywiście, sympatycznie. Pobieżny rzut oka na przebieżaną ulicę informuje, że wszyscy mają dach nad głową. Czegóż chcieć więcej? O to w wolnej chwili można zapytać związkowców, a my tymczasem zagłębimy się w historię życia patrona ulicy Daniela Chodowieckiego. Daniel Chodowiecki – bo tak nazywa się patron swojej ulicy – urodził się zupełnie poza Krowodrzą, bo w Gdańsku. Zważywszy że było to w roku 1726, czyli jakiś czas temu – wybaczamy, Panie Danielu!
Chodowiecki był człowiekiem postępowym, bo już w XVIII w. propagował tak popularny dziś multikulturalizm: urodził się z matki Szwajcarki za sprawą ojca Polaka, mówił biegle po francusku i niemiecku, mieszkał w Berlinie, a o Polsce pisał tak: „Za zaszczyt sobie poczytuję być prawdziwym Polakiem, chociaż jako pierwszy z Chodowieckich w Niemczech osiadłem”. Niby zacne, a jednak niepokojące.
Narzuca się tylko jeden wniosek: narodowiec! Cóż, również multikulti miewa brunatne odcienie. Ale i na to przymknijmy oko – artyście można wiele wybaczyć (patrz: Ramona). A Chodowiecki był artystą, jak się patrzy. Pisał o sobie tak:
„Rytowałem dla przyjemności i moje prace cieszyły się uznaniem, chociaż chciałem zostać malarzem, publiczność zadecydowała o tym, że jestem grafikiem”.
I wszystko jasne. Ale powtórzmy dla utrwalenia: Chodowiecki był grafikiem i malarzem. Należy to zdanie wykuć na blachę, ponieważ pozwoli nam ono zabłysnąć w kawiarni.
Nieprzeciętne zdolności plastyczne Chodowiecki wykazywał już od dzieciństwa. Sprzyjała temu atmosfera jego domu rodzinnego, którego mieszkańcy hobbystycznie zajmowali się malowaniem miniatur oraz emalierstwem. Natomiast zawodowo, z wyłączeniem gosposi, zajmowali się kupiectwem. Tym fachem przez pewien czas parał się również Chodowiecki. Początkowo terminował w sklepie korzennym w Gdańsku. W 1743 r. został wysłany na praktykę handlową do Berlina. Tam jednak poczuł zew sztuki. Rozpoczął studia malarstwa i rysunku w stołecznej ASP i dużo, dużo, dużo rysował. Praktycznie nierozstając się ze szkicownikiem, uwieczniał budynki, ludzi, martwą naturę, scenki rodzajowe, a także, jak można domniemywać, psy i koty. Tworzył też ilustracje do książek i czasopism w technice akwaforty – i ta specjalność stała się głównym źródłem jego dochodu. Przełom w karierze Chodowieckiego nastąpił w momencie, gdy od berlińskiej Akademii Umiejętności otrzymał on zlecenie wykonania ilustracji do kalendarza. Poszło mu chyba nieźle, bo zewsząd posypały się zamówienia. Potem przyszła sława, szampan i śpiewy do białego rana.
Chodowiecki-rytownik wpadł jednak w pułapkę specjalizacji. Nie udało mu się rozwinąć skrzydeł jako malarzowi, choć bardzo tego chciał, ponieważ przez większość swojej kariery zawodowej skupiał się na grafikach i miniaturach. Z początku dlatego, że nie wyrabiał ze zleceniami, a później – jego „oko przyzwyczaiło się tylko do obejmowania małych przestrzeni, skąd prac większych rozmiarów nie mógł wykończyć z taką doskonałością ponieważ leżały za obrębem jego doskonałości” (Wł. Prajer, Katalog rycin Daniela Chodowieckiego, Kraków 1902).
To ważne memento: jeśli drzemią w was talenta – rzucajcie robotę, kupujcie płótno i szpachlujcie, ile wlezie. Szkoda, żeby przepadł nam jaki Nikifor.
Kunszt Chodowieckiego doceniła berlińska Akademia Sztuk Pięknych, oferując mu posadę dyrektora. Współcześnie w stolicy Niemiec działa Fundacja im. Daniela Chodowieckiego, założona przez Güntera Grassa. Polsko-niemiecki artysta został upamiętniony również przez władze Krakowa – ulica jednej z dzielnic tego miasta nosi nazwę Daniela Chodowieckiego.
Warto zapamiętać:
– Daniel Chodowiecki był rytownikiem, rysownikiem i malarzem żyjącym w XVIII w.
– Był dumny z bycia Polakiem, ale wiatry historii powszechnej i osobistej zagnały go do Berlina, gdzie spędził większość życia.
– W stolicy Niemiec działa Fundacja im. Daniela Chodowieckiego, założona przez Güntera Grassa.
–0 Komentarz–