Wnuczka o pani Janinie Bajek – legendzie Podgórza, królowej tańca oraz żarówek
Janina Bajek była powszechnie znana i lubiana. Prasa rozpisywała się o niej jako o najstarszej sprzedawczyni w Polsce. Nic dziwnego, bo mając 93 lata wciąż prowadziła swój sklep. Zapraszam na rozmowę, którą przeprowadziłam z jej wnuczką. Ta mówi o niej ciepło i ciekawie. – Jej sklep był z gumy – zawsze znalazło się miejsce na jeszcze jedną parę butów albo kolejne kartony kabli – opowiada.
Jak wspominasz swoją babcię, panią Janinę?
Barbara Onyszkiewicz: Babcia była niesamowitą osobą – pełną życia, uśmiechu i dobrej energii. Miała w sobie coś, co przyciągało ludzi, a jej optymizm był wręcz zaraźliwy. Kochała muzykę, zwłaszcza stare przeboje, a Mieczysław Fogg był jednym z jej ulubionych wykonawców. Dla niej muzyka to nie były tylko dźwięki – to była czysta radość! Niewielu o tym wie, ale babcia uwielbiała taniec. Jej półki w domu uginały się pod ciężarem kaset z filmami, a potem płyt DVD. Bardzo lubiła kino, zarówno amerykańskie, jak i polskie. Jej ulubionym filmem były “Manewry miłosne” z Aleksandrem Żabczyńskim, który jej się szalenie podobał.
Była też bardzo elegancka, prawda?
O tak! Do końca życia wyglądała świetnie. Zawsze zadbana, z klasą. Kiedy odeszła, miała 93 lata, ale nikt by jej tyle nie dał! Miała zresztą zabawną historię z tym związaną – kiedyś zaczepił ją na ulicy jakiś mężczyzna, pytając, czy umówi się z nim na kawę. Był przekonany, że ma około 60 lat! Kiedy powiedziała mu prawdziwy wiek, tak się speszył, że niemal uciekł. Babcia miała z tego niezły ubaw! Jeździła tramwajem i ustępowała miejsca młodszym od siebie osobom.
Miała poczucie humoru?
I to jakie! Uwielbiała opowiadać dowcipy i zarażała innych swoim śmiechem. W jej towarzystwie nie dało się smucić. Nigdy nie narzekała na zdrowie. W sklepie, w którym spędzała mnóstwo czasu, nie pozwalała nikomu na takie rozmowy. “Jak ja, najstarsza, nie narzekam, to i wy nie macie na co!” – mawiała z uśmiechem. To było takie… jej!
Podobno miała słabość do zakupów?
Oj tak, ale tylko jeśli chodziło o sklep! Miała totalnego bzika na punkcie kloszy do lamp. W jej domu były ich dziesiątki! Miała oko do detali i świetne wyczucie stylu, więc zawsze wiedziała, co doda wnętrzu uroku.
A co z liczeniem? Słyszałem, że była w tym mistrzynią.
To prawda! Liczyła wszystko w głowie z niesamowitą prędkością. Ludzie czasem patrzyli na nią z niedowierzaniem, bo zanim zdążyli coś policzyć na kalkulatorze, ona już miała wynik. Dla niej to było coś zupełnie naturalnego.
Co po niej zostało?
Przede wszystkim masa wspomnień pełnych śmiechu i ciepła. Babcia zostawiła po sobie mnóstwo dobrej energii, miłości do życia i niezapomnianych historii. Była prawdziwą legendą naszej rodziny i lokalnej społeczności.
Pamiętasz jakąś zabawną anegdotę z nią związaną?
O tak! Było ich mnóstwo, ale jedna z moich ulubionych dotyczy jej samochodu. Miała poloneza i nigdy nie wrzucała wyższego biegu niż trzeci. Pewnego dnia, jadąc do mojej teściowej w gęstej mgle, nagle się zatrzymała i zadzwoniła do niej przerażona: “Ewa, skończyła mi się droga!”. Okazało się, że wjechała w zatoczkę autobusową i myślała, że to koniec trasy! Do dziś wspominamy to ze śmiechem.
Twoja babcia prowadziła nietypowy sklep – elektronikę i obuwie. Miała jakieś ulubione produkty?
Żarówki! Była na ich punkcie totalnie zakręcona. Kiedy Unia Europejska wycofała żarówki wolframowe, wykupiła wszystkie, jakie tylko znalazła. Do dziś mamy ich mnóstwo! Poza tym, kiedy przychodził nowy towar, cieszyła się jak dziecko. Twierdziła, że jej sklep jest z gumy – zawsze znalazło się miejsce na jeszcze jedną parę butów albo kolejne kartony kabli.
Jak zmieniał się sklep na przestrzeni lat?
Babcia miała stałych klientów i to była jej siła. Nie chciała żadnych nowinek – unikała internetu, bała się terminala do kart. Ja wprowadziłam sprzedaż online i akcesoria takie jak pendrive’y, karty pamięci czy choćby powerbanki. Szybko nauczyła się, co do czego służy, ale wielu klientów wciąż woli tradycyjne rozwiązania – starsze żarówki, sprawdzone modele butów. Podgórze to miejsce, gdzie ludzie cenią stabilność i przywiązanie do miejsc.
Kim są Twoi klienci?
Głównie mieszkańcy Podgórza, ale przyjeżdżają też ludzie z innych części Krakowa. Czasem ktoś mówi mi “dzień dobry” na ulicy, a ja nie jestem pewna, czy to znajomy, czy klient. To urocze, jak bardzo sklep babci stał się częścią lokalnej społeczności. Nawet osoby mieszkające za granicą odwiedzają go z sentymentu przy każdej wizycie w Polsce.
Jak to się stało, że przejęłaś sklep?
Od lat pomagałam babci, zwłaszcza gdy byłam na urlopie macierzyńskim. Wtedy zaczęłam
więcej czasu spędzać w sklepie – było to dla mnie pewne oderwanie od rzeczywistości.
Potem przyszła pandemia, hotele, w których pracowałam, zamknęły się, więc naturalnie
zostałam tutaj. A kiedy babcia odeszła, nikt z rodziny nie wyobrażał sobie zamknięcia
sklepu. Ludzie wręcz nas do tego namawiali – chcieli, by jej dzieło trwało. Musiałam przemianować moje życie, teraz dzielę je między sklep i hotel który również jest mi bliski.
Czy klienci wciąż wspominają babcię?
Codziennie! Nie ma dnia, żeby ktoś nie zapytał o babcię Janinę. Po jej śmierci ludzie płakali w sklepie, to było bardzo wzruszające. Niektórzy przychodzą tylko po to, by powspominać. Opowiadają historie sprzed lat – że przychodzili tu jako dzieci, że babcia zawsze coś doradziła, miała świetne oko do butów. Nawet osoby mieszkające za granicą wpadają tu przy każdej wizycie w Polsce.
Masz jakieś rytuały, które kontynuujesz po babci?
Tak, kilka drobnych rzeczy, które dla mnie są bardzo ważne. Na przykład przed zamknięciem sklepu zawsze układam buty na półkach dokładnie tak, jak babcia chciała – mimo że teraz to już nie ma większego znaczenia. Zawsze powtarzała, że wszystko musi wyglądać schludnie, nawet jeśli nikt na to nie zwraca uwagi. No i płacę każdemu dostawcy gotówką, bo babcia zawsze powtarzała, że oni też muszą z czegoś żyć. To mój sposób na oddanie jej hołdu.
***
Sklep “Gracja” znajdziecie przy ulicy Kalwaryjskiej.
.