Złe serce mordercy i policyjny nos
Zespół Archiwum X w Wydziale Kryminalnym krakowskiej policji działa od 1999 roku. Najpierw nieformalnie, a od 2004 roku jako formalna komórka. Zajmuje się tzw. „ciemnymi” zabójstwami, a więc sprawami, gdzie nie udało się jednoznacznie stwierdzić, że doszło do morderstwa.
Z szefem krakowskiego biura Archiwum X, podinspektorem Bogdanem M. (którego nazwisko nie może zostać podane ze względu na ograniczenia obowiązujące funkcjonariuszy policji kryminalnej) rozmawia Tomasz Borejza.
Panie Bogdanie. Coraz więcej produkcji telewizyjnych, które mają pokazywać pracę policji, kładzie nacisk na dowody materialne, ślady DNA, odciski palców, itd… Doszło ponoć do tego, że w USA przysięgli nie chcą skazywać morderców, którzy na miejscu przestępstwa nie zostawili „włosa”? Ile w rzeczywistości jest w tym wszystkim techniki, a ile policyjnego „nosa”?
Podinspektor Bogdan M.: Oczywiście, że najważniejszy jest policjant. Pan mówi o „nosie”, ja raczej o pewnej formie doświadczenia wewnętrznego. Jesteśmy ludźmi. Wyczuwamy pewne rzeczy: np. prawdę i kłamstwo. Niekiedy ktoś się pląta. Od razu widać, że coś jest nie tak. Wtedy trzeba tylko wyjaśnić co.
Czyli najpierw intuicja, dopiero później technika. Pamięta pan sprawę, w której przeczucie było trafniejsze, niż naukowa wiedza?
Zostałem wezwany na miejsce zbrodni. Przyjeżdżam, patrzę i widzę, że coś się nie zgadza. Owszem jest ofiara, ale nie ma żadnych śladów walki. Młody i niedoświadczony medyk sądowy uznał, że mężczyzna został zabity uderzeniem łopatą w głowę. Rozpoczęły się działania policyjne.
I do czego doprowadziły? Lekarz się mylił?
Do stwierdzenia samobójstwa. Wykazała to sekcja zwłok. Okazało się, że matka zmarłego – obawiając się, że nie zostanie on pochowany na cmentarzu, ukryła broń, z której się zastrzelił i opowiedziała historyjkę o nieznanym napastniku. Od razu było wiadomo, że coś nie gra. Nie można zawsze zakładać, że są ślady. Najpierw trzeba pomyśleć.
Podam jeszcze jeden przykład. Przyszła do mnie kobieta, ze sprawą zaginięcia jej 15-letniej córki, które miało miejsce trzy lata wcześniej. Pierwsza myśl: zabójstwo. Nastolatka bez historii ucieczek z domu raczej nie zniknęłaby na tak długo. Pytam, czy miała chłopaka? Miała. A co zrobił po zaginięciu? Na miesiąc uciekł do lasu. Przecież taka ucieczka też jest wskazówką, dowodem.
Z człowiekiem jest tak, że jak zrobił coś złego, to stara się schować, ukryć…
I tu znów ważne jest doświadczenie i wyczucie, którym może pochwalić się detektyw?
Tak. Ukrywać można się bardzo różnie. Jakiś czas temu w Małopolsce znaleziono zwłoki muzyka metalowej kapeli, które nosiły wyraźne ślady tego, że służyły przy jakiś okultystycznych rytuałach. Znaleźliśmy sprawców, okazali się nimi koledzy zabitego. Ci, którzy wówczas najgłośniej krzyczeli o prawa dla „mniejszości satanistycznej”. To też była ucieczka. Chowali się za krzykiem, manifestowaną pewnością siebie. Nie zawsze chodzi o ukrycie się w lesie.
Osoby, które gnębi poczucie winy nie zawsze się wycofują? Metodą ucieczki może być też agresja pokazująca, że nie jesteśmy winni, bo nie boimy się krzyczeć?
To są zawsze indywidualne sprawy, których nie pokaże żadna maszyna.
Chociaż trzeba podkreślić, że nie chodzi o odrzucenie technologii. Ona jest potrzebna i pomocna. Korzystamy z niej. Należy jednak zachować równowagę. Pamiętać, że to jedynie narzędzie. Często użyteczne. Niekiedy mniej. Ale zawsze jedynie narzędzie.
Bardziej Sherlock niż CSI
Z tego co pan mówi wyraźnie wynika, że obraz pokazywany przez telewizję, która lubi nowoczesne gadżety jest daleki od rzeczywistości. Policjant to wciąż bardziej Sherlock Holmes niż technik kryminalistyczny?
Inteligencja emocjonalna jest ważniejsza niż IQ. Trzeba podkreślić, że to nie jest też żadne wróżenie z fusów, to doświadczenie, pewne schematy działania, wiedza, mądrość. Arystoteles mówił, że wszystkie zwierzęta, które przeżuwają mają rogi, poza wielbłądem. Analogicznie można powiedzieć, że w Polsce wszystkie drzewa mają ciemną korę, poza brzozą.
W wykrywaniu zabójstw istotne jest poznanie ludzi. W różnych miejscach ludzie są różni. Zawsze trzeba się ich nauczyć: mentalności, moralności. To jest żmudny proces.
Policjant musi umieć powiedzieć, kiedy chodzi o regułę, schemat, stereotyp, a kiedy o wyjątek – o brzozę. Jest takie, bardzo mądre, przysłowie Wschodu: „kiedy mędrzec pokazuje głupcowi palcem księżyc, to głupiec widzi tylko palec.”
Empatia, intuicja ponad rozumem? A może raczej rozum, wiedza jako narzędzie do weryfikacji tego, co mówi serce?
Rozum i serce to dwa „ośrodki władzy” człowieka, jednak ja myślę, że to rozum jest na usługach serca. Jest też tak, że gdy serce jest złe, to i człowiek jest zły.
Ale wracając do poprzedniego pytania – przecież nie każdy zostawia ślady kryminalistyczne. Na przykład, gdy mąż zabija żonę, to w mieszkaniu będą ślady ich obojga. Ktoś, kto morduje z premedytacją planuje wszystko i stara się zatrzeć ślady, często myśli, jak ukryć zwłoki. A dziś – w kapitalistycznym społeczeństwie – takich zabójstw, dla spadku, dla dużych pieniędzy jest sporo.
Także, gdy morderca jest recydywistą penitencjarnym i wie, jak działa policja, to śladów jest mniej.
Uczy się w więzieniu? Przez to trudniej jest go złapać?
Oczywiście. Nabywa doświadczenia i je później wykorzystuje.
Jedną z rzeczy, których może się nauczyć są metody ukrycia zwłok. Zdarza się to zapewne zwłaszcza, gdy zbrodnia jest dokonywana z premedytacją. Np. – tak jak Pan wspomniał – dla pieniędzy. Archiwum X, którym Pan kieruje, zajmuje się właśnie zabójstwami zaliczanymi do tzw. „ciemnej liczby”. Co to takiego?
Chodzi o morderstwa, w których nie odnaleziono ciała. Jawna liczba zabójstw to te, kiedy odkryto zwłoki. My zajmujemy się tymi, gdy nie udało się ustalić, że doszło do morderstwa, bo np. nie odnaleziono ofiary.
Wiadomo jaka jest skala tego zjawiska?
Nie. Dlatego mówimy o ciemnej liczbie, jednak mogę powiedzieć, że jest ich sporo. Często ludzie zgłaszają zaginięcie, a zwłoki takiej osoby są zakopane, spalone, zamurowane.
Takie sytuacje są bardzo obciążające dla rodzin. Trudne emocjonalnie, bo przecież przy takim zaginięciu człowiek się zastanawia, czy to nie jego wina, czy jako żona była zła dla męża lub jako mąż dla żony. Mądry człowiek szuka winy w sobie. Są ogromne skutki społeczne. Pojawiają się także problemy praktyczne – np. ktoś jest współwłaścicielem nieruchomości i nie można z nią nic zrobić, bo nie stwierdzono zgonu.
Takie sprawy muszą też być bardzo wymagające dla śledczych. Nie ma ciała, nie ma śladów, nie ma sprawy?
Sądzę, że tzw. ”ciemne zabójstwa” są czasami dużo trudniejsze do prowadzenia również ze względów procesowych, ale nie może być przecież tak, że nie ma ciała, to nie ma sprawy. Nie ma takiego prawa. Warto przytoczyć piękny mit zgodnie, z którym zanim Kain zabił Abla ziemia była przeźroczysta. Dopiero po tym morderstwie stała się brunatna. Gdy Bóg zapytał Kaina, gdzie jest Twój brat Abel, a on odpowiedział, że nie wie. Ziemia zakrzyczała, że trzeba go pomścić. To jest ważne.
Ojciec na Karaibach
Z pewnością istnieją ciekawe przykłady „ciemnych” spraw. Także tych trudnych procesowo, kiedy udowodnienie winy wymagało sporego wysiłku?
Zdarzyło mi się na przykład, że były spore problemy z uzyskaniem nakazu przeszukania, które było konieczne by odnaleźć zwłoki. Nie mogliśmy go otrzymać, bo… nie było zwłok.
Była też taka głośna sprawa. W jednej z wsi w Małopolsce syn zabił ponad 80-letniego ojca. Kiedy ofiara zaginęła, zainteresowała się tym lokalna policja, bo – tak jak wspominałem – coś im „nie grało” i poinformowała nas. Syn tłumaczył się, że ojciec wyjechał na… Karaiby. Sprawdziliśmy i okazało się, że nigdy nie wyjeżdzał z kraju, więc to od razu wydało się zupełnie nieprawdopodobne.
Podejrzenia jeszcze się wzmocniły, gdy ów ojciec przysłał synowi kartkę z Karaibów, która została jednak wysłana z Urzędu Pocztowego w Tarnowie. Drugi list przyszedł do policji, był napisany na maszynie, a pod spodem wklejono oryginalny podpis zaginionego. Kolejną korespondencję otrzymał ZUS. Mężczyzna pisał w niej, że ponieważ nie może teraz odbierać renty, to prosi by wypłacano ją… synowi.
Motyw wydaje się być oczywisty. Wina chyba też?
Zatrzymaliśmy syna. Powedział, że ojciec spadł z drabiny. On – to trwało trzy dni! – spalił ciało w ogródku. Popiół wsypał do słoika, który kupił w pobliskim sklepie i zakopał go w grobie ziemnym na cmentarzu. Pokazał gdzie. Później dwukrotnie zmieniał wersję. W drugiej to on miał uderzyć ojca rurką i go zabić. W trzeciej ofiara miała zostać postrzelona w czasie szamotaniny z broni, która była w domu.
Sąd pierwszej instancji skazał go za wyłudzenie pieniędzy z ZUS i nielegalne posiadanie broni. Ale nie za zabójstwo, bo… nie było dowodów.
Po apelacji skazano go za nieumyślne spowodowanie śmierci na trzy lata. Za wyłudzenie z ZUS i nielegalne posiadanie broni dostał… pięć. Zmieńmy jednak trochę temat. Pan na co dzień spotyka się ze złem. Jak pan myśli, gdzie szukać jego genezy?
Z człowiekiem w ogóle jest problem. Jest skomplikowany, różny. Czasem błądzi, potyka się. Motywy są różne To są sprawy indywidualne. Bardzo trudno to uogólniać.
Od 0:4 do 5:4
Mówi Pan o błędach, jednak gdy chodzi o takie sprawy, jak ta pierwsza prowadzona przez Archiwum X, a więc „polskiego Eda Geina”, to ciężko mówić o tym, że ktoś zbłądził. To ekstremalne przykłady ludzkiej zdolności do czynienia zła.
Wtedy rzeczywiście nie można mówić o błędzie, czy potknięciu, ale odpowiedzieć też jest trudno.
Gdy człowiek jest zły to często jest to związane z psychopatią. Tacy ludzie są doskonałymi manipulantami, kalkulują na zimno, by osiągnąć cel. Pamiętam sprawę cywilną, którą kobieta wytoczyła bratu chcąc zniechęcić do składania obciążających ją zeznań. Powódka mdlała, sąd podawał jej wodę, pokazywała ogromne emocje, to jak jest skrzywdzona. Chłopaka skazano. Później okazało się – w procesie karnym – że ta „skrzywdzona” własnoręcznie rozkawałkowywała zwłoki zabitego ojca.
Miałem kontakt z metodami pracy i bazami FBI. To ciekawe, bo oni szukają podobieństw, związków przyczynowo-skutkowych, zbieżności, tego co można praktycznie wykorzystać przy ściganiu takich sprawców. Jednak nie znają genezy, też nie wiedzą skąd bierze się zło w takiej postaci.
Chodzi Panu o profilowanie?
Okazuje się, że podobni sprawcy zachowują się podobnie. Mają zbliżone zainteresowania, wiele wspólnych cech. To trochę jak z egzorcyzmami – te same rodzaje zaburzeń, zachowań, wiąże się tam przecież z obecnością tego samego demona.
Zajmuje się Pan sprawami nierozwiązanymi, zamkniętymi. To z pewnością bywa frustrujące, męczące? Wzbudza rozterki – także moralne. Czy jest sens karać kogoś kilkanaście lat po dokonaniu zbrodni?
Opowiem Panu pewną historię. Zajmowaliśmy się morderstwem dokonanym pięć lat wcześniej. Ustaliliśmy, że mężczyznę zabiła konkubina, nad którą on się znęcał (sąd wziął to później pod uwagę). Ona miała już nowe życie. Miałem ogromny dylemat moralny – w końcu życia i tak się nie wróci, a tu nowa rodzina, małe dziecko. Kiedy ją aresztowaliśmy przyznała się i powiedziała, że planowała samobójstwo. Razem ze sobą chciała pozbawić życia dziecko. Nie mogła żyć z ciężarem tego co zrobiła. Często powtarzam: „skarć mądrego, a będzie Ci wdzięczny” i w to wierzę.
Dlaczego wybrał Pan taką, dość „ciężką działkę”?
Kiedy jeszcze grałem w piłkę, to zawsze uważałem, że sukcesem jest, gdy do przerwy przegrywa się 4:0, a wygrywa 5:4. Tu jest tak samo.
–1 Komentarz–
[…] Vegas, gdzie – przynajmniej na telewizyjnym ekranie – zastąpił ich technik kryminalistyczny. Mamy też polską wersję tego fenomenu. Ta jest spowodowana przez W11, które komisariat ma przy Placu […]