Zabłocie zyskało kultowe lody i inne przysmaki spod rąk pani Basi
Jeśli chciałam komuś pokazać swoje ulubione lody, zawsze zabierałam do pani Basi. Najbardziej przypominają te od babci, choć smaki bardziej wymyślne – kasztanowe, porterowe, krówkowe, różane. Dla miłośników Podgórza niepozorny sklep stał się jego wizytówką. Tym większe było moje rozczarowanie, gdy w 2020 roku usłyszałam, że Delikatesowo będzie musiało się zamknąć. Na szczęście pani Basia nie poddaje się i wraca w nowej lokalizacji – przy ulicy Zabłocie.
Pani Basia zawsze powtarza: “jedyną konkurencją byłby dla mnie taki sam rzemieślnik, który robi lody od pierwszej kropli mleka; ale dziś rzemiosło się nie opłaca”. Rodzinną recepturę przywiozła do Krakowa prosto z Roztoczańskiego Parku Narodowego. Teraz lody skrobie z frezera jej syn, Dawid. Za każdym razem wychodzą trochę inne, zawsze smaczne. Nie ma tu dokładnych miar – tak jak my nie odmierzamy wszystkiego dokładnie, gdy gotujemy zupę. Produkcja lodów w Delikatesowie trwa zatem dwa dni.
“Niezastąpiona jest poczta pantoflowa”
Karolina Gawlik: Myślałam, że po takim wielkim powrocie będzie taka kolejka, że ciężko mi się będzie do pani dopchać do lady!
Barbara Woźniak: W weekend po otwarciu było sporo ludzi, ale w tygodniu, na razie, jest spokojnie. Mamy więc czas na rozmowę, wspomnienia i odnowienia!
Czy wieść o nowym, jak to pani mówi, awatarze Delikatesowa, jeszcze się nie rozniosła?
Moje dzieci podziałały w internecie, więc wieść tam się niesie, ale ja dalej twierdzę, że niezastąpiona jest poczta pantoflowa, a na tą potrzeba trochę czasu. Potrzeba też czasu na zbudowanie nowych przyzwyczajeń. “Starzy” klienci pytają na przykład o wędliny, więc ich odsyłam do okolicznych większych sklepów.
Pewnie się nie cieszą.
Mówią: “ale my chcemy takie naturalne, jak u pani!”. Ja świadomie z nich zrezygnowałam, bo nie sztuka nabrać wędlin, jeszcze takich domowych, a potem ich nie sprzedać. Na razie daję sobie miesiąc na rozeznanie tego miejsca. Zostaliśmy za to przy naszych cudach – yerba i akcesoria do jej picia, wegańskie smakołyki, domowe likiery, piwka kraftowe.
Zabłocie już się ich uczy
I oczywiście kultowe lody.
Tak, Zabłocie już się ich powoli uczy. Biorą po jednej gałce, ale wracają powiedzieć, że pyszne i zamawiają kolejne smaki albo polecają nas dalej.
Sporo jest nowych osób?
Przez weekend najwięcej odwiedziło nas klientów z poprzedniej lokalizacji. Były przytulaski, przyprowadzanie znajomych; opowieści, bo każdy ciekawy, czemu nie wracamy na Brodzińskiego. A skoro było wesoło, to i nowi wchodzili zaglądać, co się dzieje. Po weekendzie już pustawo, długo nic się nie działo.
Zmartwiło to panią?
Pamiętam swoje początki na Podgórzu i wiem, że to normalne. Poza tym, na Brodzińskiego zwracałam mniejszą uwagę na tych, co zaglądali, a nie przychodzili. Była tylko jedna szyba, ja miałam mnóstwo zajęć, bo i większe zaplecze; robiłam pierogi, tortille, nie miałam czasu się nad tym zastanawiać.
Klienci się żalą, że mają dość hot-dogów z Żabki
Jest szansa, że i tu pojawią się ciepłe przekąski?
Najwyraźniej tak, bo klienci się żalą, że mają dość hot-dogów z Żabki. Na pewno wrócimy do gofrów na słodko i słono. Planujemy też zapiekanki, pierogi pieczone, tortille wegańskie i niewegańskie.
Czemu musiała pani opuścić Podgórze?
Kamienica została w części sprzedana obecnym właścicielom. 1/4 pozostała gminy. Nie zniesiono jednak współwłasności, więc każdy kawałek był wspólny, także nasz lokal. Zbiegło się to z czasem pandemii, urzędnicy nie pomogli. Podpisaliśmy więc ugodę z właścicielem, że opuszczamy lokal na czas remontu i po pół roku wracamy. Niestety, nie wywiązał się z tego. Czekaliśmy, ponosząc wszystkie koszty – płaciłam rachunki, musiałam wynajmować magazyn na asortyment. Na pismo adwokata otrzymałam odpowiedź, że właściciel jest bardziej stratny niż ja. Później już nikt nie chciał ze mną rozmawiać, a ja dalej ponosiłam straty. Poczułam, że muszę zacząć działać i się odbić. Dzieci pomogły i dzięki ich pomocy mogliśmy znaleźć nowe miejsce.
Delikatesowo jeszcze nie jest znane na Zabłociu
Dlaczego akurat na Zabłociu?
Dużo osób podpowiadało, że mieszka tu dużo młodych ludzi i są fajne lokale. Rzeczywiście lokal świetny, widać nas z ulicy. Bałam się jednak tego, co poprzednio, czyli rozpoczynania wszystkiego od nowa, poznawania nowych klientów. To jest bardzo trudne. Ktoś przechodzi, zaglądnie, ale nie wejdzie na zakupy, czy porozmawiać. Jest blokada, bo mnie jeszcze tu nie znają. Starych klientów rozpoznaję przede wszystkim po tym, jak śmiało wchodzą. Niektórzy się cieszą ze zmiany, bo tutaj mieszkają i nie muszą już chodzić na Podgórze! Obiecali, że powiedzą sąsiadom.
Na początku zwykle się też nie zarabia, a to generuje stres. Czynsz jest tu znacznie droższy, rachunki też. Takie lekkie szaleństwo ta nasza decyzja.
Ludzie chcieli, żebyśmy wrócili
Skąd więc taka?
Dostaliśmy motywację od ludzi. Odzew był bardzo duży, gdy pisaliśmy w internecie, że chcemy wrócić. To nam dało kopa. Poza tym, musimy się pozbierać po tych stratach. Ludzie nam pomogą. Mam dużo więcej optymizmu. Przez ten weekend po otwarciu czułam się tu jak w rodzinie. Ludzie robili sobie zdjęcia z kultową ławeczką z Podgórza, która też się z nami przeprowadziła. Różne rzeczy się na niej wydarzały, zwłaszcza wracanie z imprezy rano, bo robiłam im tortille im na śniadanie.
Po ilu latach ta wyprowadzka?
Byliśmy na Podgórzu 17 lat.
Ja się zawsze dobrze czuję, jeśli już znam ludzi i wiem, czego ode mnie oczekują. W Podgórzu klienci mi ufali, na bieżąco rozwijaliśmy razem sklep, tego mi trochę szkoda. Na Zabłociu dopiero uczymy się siebie; tu lody pod przykryciem wydają się dziwne, bo w innych lodziarniach widać paletę kolorów. Dzieci nie zamawiają już lodów smakami, tylko kolorami. A u nas lody przykrywamy, bo są wrażliwe na światło. Jak przekrojone jabłuszko.
Delikatesowo: My skrobiemy lody ręcznie
Czyli lokal się zmienia, ale kultowa receptura tradycyjnych lodów nie.
Oczywiście! Nie ma o czym mówić! A jednocześnie chyba są to najtańsze lody gałkowane w okolicy. Smaki pozostają też te same, tylko że będziemy je rotować, bo mieści się nam wyłącznie jedna maszyna. Nasze nowe zaplecze jest znacznie mniejsze. Może dałoby się je poszerzyć z ekipą remontową, ale wszystkie prace budowlane przed wprowadzką, robiliśmy sami.
Znalazła pani w ostatnich latach lody, które w pani ocenie, byłyby dobrym rywalem dla tych z Delikatesowa?
Nie, ale też nie szukałam, bo nie bardzo wierzę, że komukolwiek chciałoby się pracować na starych maszynach, a na nowych lody już nie są takie same. My skrobiemy lody ręcznie.
Pamiętam, jak mi pani mówiła, że sklep przy Brodzińskiego był zamknięty tylko dwa razy, w tym raz, gdy w Krakowie Black Sabbath grał ostatni koncert. I pani nie mogło na nim zabraknąć.
Tutaj też nie myślę o urlopach, dopóki sklep się na nowo nie rozkręci. Do tego czasu musi być pod okiem takiej gaduły, jak ja!
***
Czytajcie też o prawdziwym włoskim gelato, które w Catane sprzedaje doktor Akademii Muzycznej oraz Lodovych Tutkach, które serwują jedne z najlepszych lodów w Nowej Hucie. Poza tym zapraszamy też do niezwykłego serwisu rowerowego, w którym ludzie w kryzysie bezdomności, reanimują rowerowe trupy oraz do rosticceri z ulicy Mazowieckiej, która serwuje świetną pizze i włoskie lody.
–1 Komentarz–
[…] https://krowoderska.pl/zablocie-zyskalo-kultowe-lody-i-inne-przysmaki-spod-rak-pani-basi/ […]