Zamiast hotelu w centrum powstała magiczna przestrzeń
Lubię te miejsca w Krakowie, które noszą w sobie moc przenoszenia do innej rzeczywistości. Jedno z nich ma romantyczny widok na Teatr Słowackiego, dźwięczy muzyką w kilkunastu językach świata i potrafi zachęcać dorosłych, żeby czołgali się po podłodze jak małe dzieci. Dzięki temu sprawia, że po wejściu do niego nagle czuję się, jakbym dostała rolę w nie byle jakim musicalu. Kontakt – Przestrzeń Ruchu, Tańca i Muzyki przy ulicy Szpitalnej to miejsce z historią i opowieść o spełnianiu marzeń. O czym opowiedział jego założyciel Edward Rey.
Wychowywałeś się we Francji, a jednak to w Krakowie założyłeś taką przestrzeń.
Edward Rey: Jestem polskiego pochodzenia, moi rodzice są Polakami, obydwoje urodzeni jeszcze przed II wojną światową. Zawsze dbali o to, żebym był wychowany po polsku, karmili mnie historiami o Polsce, więc dorastałem z romantyczną, liryczną, kolorową tożsamością i wizją tego kraju. Jako że rodzice są starsi, a ciocie i wujkowie umierali, miałem też świadomość, że moja idea Polski ma coraz mniej wsparcia zewnętrznego. Czułem, że będę żył w złudzeniu swojej polskości, więc uznałem, że przyjazd tutaj w wieku studenckim to wręcz mój obowiązek. Tym bardziej, że nie odnajdywałem się w Paryżu. Tak trafiłem do Krakowa, by doświadczać swoich korzeni. Po tym jak skończyłem licencjat z historii we Francji, studiowałem rzeźbę na krakowskiej Akademii Sztuk Pięknych. Do tej pory ciężko mi uwierzyć, że się na nią dostałem.
Co takiego lirycznego było w tych historiach?
Doskonale pamiętam swoją ciocię Kit, bardzo barwną postać, kopalnię wiadomości na wszelkie tematy, z pamięcią jak słoń co do godziny, miejsca, krajobrazu wydarzeń. Do tego dusza artystyczna, już sam jej wygląd stanowił ciekawostkę. Urodziła się w 1919, miała dom pod Krakowem. Nie pamiętam konkretnej historii, ale pamiętam ich klimat – te napięcia, nadzieje krakowian, ich śpiewanie, muzykowanie… To kontrastowało z krajobrazem francuskiej stolicy, w której żyłem. Coraz bardziej ciągnęło mnie w stronę źródła tych ciepłych opowieści.
Ale Kontakt nie powstał od razu po przyjeździe.
Skądże! Jak wielu ludzi, najpierw ciągnęło mnie w podróż. Po studiach ruszyłem w półtoraroczną wyprawę rowerową po Azji, Afryce, Ameryce Południowej. Z każdej podróży wracałem z nowym planem na życie. Najpierw myślałem, że chodzi o malarstwo, ale cały czas czegoś mi brakowało w tej wizji. Ostatnia wyprawa uświadomiła mi dobitnie, że moje ciało potrzebuje ciągłego ruchu i nie ma sensu odwlekać tej potrzeby. Jednocześnie żałowałem, że jestem taki bezradny w dzieleniu się z ludźmi; ubolewałem, że nie wiem co dać od siebie oprócz uśmiechu, grzeczności i dobrej woli. Dlatego uznałem, że muszę wreszcie zapuścić swoje korzenie głębiej w temat ruchu i móc dzielić się tym z innymi.
“Pod koniec lat 80. budynek wynajęto komercyjnie m.in. pod redakcję Super Expressu, czy dom maklerski”
Co tkwi w tańcu, czego nie odnalazłeś w malarstwie?
Edward Rey: W tańcu jest dziecinność, zabawa i bycie na równi z partnerem, partnerką. To wspaniałe, że jeśli mnie się podoba, prawdopodobnie tobie też się będzie podobało. I możemy się tak szukać, zapraszać, prowokować, tworzyć warianty, dynamikę, jakość. W Kontakcie tańczymy dużo improwizacji, więc nigdy nie jest tak samo, cały czas trzeba być uważnym na ten przepływ i wzajemną komunikację. W malarstwie czułem się trochę zamknięty w swojej fortecy.
Gdyby nie Kontakt, przy Szpitalnej powstałby kolejny hotel, prawda?
Dość szybko od wyprowadzki do Krakowa dowiedziałem się, że moja ciocia jest właścicielem tego budynku. Wcześniej nie miałem tej świadomości, mimo że przed II wojną światową mieszkała w nim moja rodzina. Pradziadek był mecenasem sztuki, kolekcjonował tu obrazy, dostępne dziś w Rogalinie, w województwie wielkopolskim. Później budynek przejął Teatr Słowackiego, urządzając tu garderobę i małe sceny prób. Słyszałem też, że w sali, w której dziś tańczymy, miał próby Teatr Rapsodyczny z udziałem Karola Wojtyły.
Artystyczne podwaliny tych wnętrz najwyraźniej musiały pokonać wizję hotelu.
Były też inne wątki w jego historii! Pod koniec lat 80. budynek wynajęto komercyjnie m.in. pod redakcję Super Expressu, czy dom maklerski. Biznes nie działał jednak prężnie, więc na półtora roku miejsce opustoszało. Czasem drzwi były otwarte. Pewnego razu zobaczyłem tę przestrzeń, ale wcale nie miałem żadnego planu.
Podczas którejś ciekawskiej wizyty zobaczyłem tu robotników i dowiedziałem się, że wnętrze zostanie podzielone na wiele części, by zrobić w nim pokoje hotelowe. Zapaliło mi się w głowie światło, że to czas na mój krok. Opowiedziałem o swojej wizji cioci, dość szybko się z nią zgodziła. Trzy miesiące później przestrzeń już była wyremontowana, a ja wraz z zaangażowaniem i wielką pomocą Julii Gajdarskiej uruchomiłem kontakty z nauczycielami.
I tak już działacie od prawie dekady.
Przez te lata społeczność wzrastała, dochodziło coraz więcej zajęć, prowadzących i specyfika tego miejsca zaczęła osiadać w swoich jakościach. To była piękna obserwacja, jak coraz więcej przestrzeni ruchowej zajmuje muzyka; albo jak ludzie zaczynają się tu czuć naprawdę swobodnie. Zależało mi, żeby różne dyscypliny twórczości mogły się tu splatać, żeby nie zamykać Kontaktu w jakiejś konwencji, czy snobizmie, że jesteśmy szkołą tylko tango albo wyłącznie świątynią ZEN, tylko cieszymy się otwartością; jest domowo, przyjaźnie, a zarazem jakościowo.
Improwizacja to wyróżnik Kontaktu na tanecznej mapie Polski?
W Polsce jest wielu nauczycieli improwizacji, ale każdy ma swój odrębny styl. Ja pracuję nieco inaczej, bo noszę bagaż tanga, teatru tańca, masażu i dzięki temu tworzę swój autorski miks. Wspólnie budujemy coś ciekawego, gdzie kontakt charakterystyczny dla improwizacji przeplata się z tańcem w parze. Myślę, że największą oryginalnością naszej szkoły nie jest sam kontakt-improwizacja, ale właśnie połączenie ze sobą różnych zajęć wokalnych i ruchowych. Chyba przez to jesteśmy najbardziej doceniani.
Edward Rey: “Chór w Kontakcie prowadzi syryjski kompozytor i dyrygent Wassim Ibrahim”
Myślę, że taką wizytówką jest też Chór w Kontakcie, który w tym roku został wyróżniony przez Kraków jako Ambasador Wielokulturowości w mieście.
Edward Rey: Zdecydowanie! Chór prowadzi syryjski kompozytor i dyrygent Wassim Ibrahim, dynamiczna postać, cudowny, ciepły człowiek z wizją wielokulturowości i różnorodności. Śpiewamy różną muzykę, od klasycznej po folklor, w kilkunastu językach – po polsku, arabsku, aramejsku, rosyjsku, angielsku. Chór koncertuje, teraz nagraliśmy pierwszą płytę. Co prawda w Kontakcie jesteśmy bardziej amatorami niż zawodowcami, ale to właśnie ma swój wdzięk, bo jest zawsze dużo humoru i zabawy przy pracy.
Specyfika tego miejsca – mam na myśli jego otwartość – coś w ludziach zmienia?
Ja też czasami wątpię w swoje działania, jak każdy czasem się smucę, ale właśnie w takich momentach ktoś do mnie przychodzi i mówi, jak ważne w jego życiu jest to miejsce. Są nawet tacy, którzy mówili, że gdyby nie Kontakt, dawno wyjechaliby z Krakowa, bo im się tu nie układało. Wtedy tu trafili i dostali ostoję ciepła, zabawy, ludzkiego uśmiechu. Taki dom, do którego się wraca – czasem raz w tygodniu, a czasem codziennie…
…Albo gdy wyjeżdżam z Krakowa, coś się nie powodzi, wracam, a tam zawsze po otwarciu drzwi widzę uśmiechy, radość spotkania. Czuję, że podtrzymujemy siebie nawzajem. Tak to już chyba jest na tym świecie, że grupa tworzy siłę, jeśli ma wspólną dobrą wolę, nadzieję i chęć.
Kontakt – Przestrzeń Ruchu, Tańca i Muzyki to miejsce, gdzie można nabrać dystansu, odetchnąć od swoich problemów, złych myśli
Największa trudność w prowadzeniu takiej szkoły?
Jesteśmy uprzywilejowani przez to, że moja ciocia jest mecenasem tej przestrzeni, więc nie martwię się tak bardzo o widmo zamknięcia szkoły. To też na pewno wpływa na tutejszą atmosferę, bo nie czuć tego miejsca komercyjnie. Zdaję sobie jednak sprawę, że normalnie nie jest łatwo utrzymać takie miejsce w centrum miasta. Inna sprawa, że o trudnościach więcej by ci opowiedziała Ewa Breguła, z zawodu aktorka i nasza wspaniała managerka od pięciu lat, która bierze na siebie bardzo dużo pracy, z którą ja bym sobie pewnie nie poradził.
Ciocia tu bywa?
Jasne! Kochana, wyjątkowa postać. Jako wizytówkę mamy zazwyczaj przygotowany jakiś występ, zwłaszcza chóru, bo ten docenia chyba bardziej niż zajęcia ruchowe. Uwielbia muzykę i bardzo się cieszy, że właśnie ona się tu rozwija.
Wspomniałeś przed chwilą o nadziei. Czy w ruchu, dźwięku, jest jakaś nadzieja dla tego świata? Widywałam tu ludzi siedzących do późnych godzin wieczornych, mimo natłoku obowiązków. A przecież nie pójdą później z tym na żadne zawody, nie zarobią na tym kasy.
Jeśli ktoś chciałby przychodzić tutaj, żeby zdobywać medale, rzeczywiście by się rozczarował. Dla tych, którym rezonuje taniec, muzyka, fizjoterapia, czeka tu miejsce, w którym można zregenerować swoje ciało, energię, samopoczucie. Można tu nabrać dystansu, odetchnąć od swoich problemów, złych myśli. Wcielić coś nowego, coś otworzyć, coś uwolnić. Wyrzucić z siebie ekspresję.
Ja jestem zwolennikiem podejścia, że taniec – jak każda dziedzina sztuki – nie tylko wyzwala uśmiech, ale wszelkie emocje, jak złość, czy agresję. Dzięki temu można je wyrzucić i przetworzyć w coś dobrego, zamiast się w nich kisić – w coś, co da nam radość życia i poczucie równowagi. Chyba tu tkwi ta nadzieja, o którą pytasz.
Każdy może tańczyć i śpiewać?
Nie wszyscy to lubią, bo na przykład wolą inne rzeczy, są różne osobowości. Ale mam takie przeczucie, że jednak większość ludzi to lubi, bo każdy był dzieckiem, kołysanym (mam nadzieję) w miły sposób przez swoich rodziców, więc każdy ma gdzieś zakodowany ten wymiar ruchu i radości obcowania w dotyku i rytmie. Dla mnie muzyka to rzecz uniwersalna, ale zdaję sobie sprawę, że ktoś może być zaabsorbowany inną rzeczywistością. Jeśli się w niej spełnia i dobrze czuje, to najważniejsze.
“Dla mnie Kontakt – Przestrzeń Ruchu, Tańca i Muzyki to historia ciągłego zaskoczenia, odkrywania, czasem zagubienia, powrotów”
Jaki był przełom w historii Kontaktu?
Czasem odsuwam się z pierwszej linii frontu i pcham swoje wizje zza kulis. Niekoniecznie mam siłę przebicia od razu, w inny sposób próbuję przyciągać to, czego chcę. Dlatego przez pierwszy rok byłem trochę obserwatorem, moja ówczesna partnerka mi bardzo pomagała. W drugim roku otworzyłem się bardziej, znalazłem swoją osobowość i było to dla mnie przełomowe. Wtedy zaczął się śpiew, muzyka, czy odkrywanie podłogi jako przestrzeni do ruchu; bo taniec nie musi być tylko na stojąco albo w podnoszeniach, ale też poprzez rolowanie się po ziemi!
Przełomem było też każde kolejne odkrycie świata wewnętrznego w ruchu – czegoś, co czujemy, ale niekoniecznie widzimy; że organy, mięśnie, to wszystko oddycha, pulsuje. Dla mnie Kontakt to historia ciągłego zaskoczenia, odkrywania, czasem zagubienia, powrotów. Pewnie jak wielu uczniów, czuję znacznie bardziej świadomość swojego ciała, ale jak wszystko w życiu, nic nigdy nie jest zdobyte na zawsze i cały czas może ci gdzieś uciekać
A w historii samej szkoły?
Chyba ten moment, w którym zorientowałem się, że po latach praktykowania improwizacji prawie nikt już nie wstydzi się wejść do Kontaktu i po pięciu minutach leżeć i rolować się po podłodze, otrzepać z krępujących konwencji, pooddychać i oddać się chwili w tańcu.
Nic o tym nie wiedziałem, marząc o życiu w Krakowie
Wyobrażasz sobie Kontakt w innym mieście?
Ciężko stwierdzić, bo ja byłem od razu przyciągnięty do Krakowa. Bywałem w Warszawie, mieszkała tam moja siostra, ale nigdy nie czułem, że to miejsce, w którym chcę zostać. Jako nastolatek zacząłem przyjeżdżać do Krakowa i od razu poczułem jego magię. Zresztą, czułem ją już jako dziecko. W moim domu bywała taka Urszulanka, która opuściła klasztor i uczyła nas mówić i pisać po polsku. Przychodziła raz w tygodniu i też dużo opowiadała mi o Krakowie, w końcu stolica królów Polski. Ponadto, musi tu chyba czuwać jakiś anioł stróż, skoro niespodziewanie okazało się, że ciocia ma tutaj kamienicę. Przecież nic o tym nie wiedziałem, marząc o życiu w Krakowie.
Jaką dla ciebie lekcją są te lata w Kontakcie?
Kontakt mnie zakorzenił w rzeczywistości i spełnił marzenie z dzieciństwa, które było wspaniałą przygodą z cudownymi przyjaciółmi, kuzynami i kuzynkami na wsi. Bycie nastolatkiem bardzo mnie pozamykało, bo nagle trzeba wyglądać, coś udawać. Wyzwanie dorosłości jest takie, żeby połączyć to, co rozdarte; niekoniecznie być tylko dzieckiem, ale też nie zamykać się na ekspresję. Jako artysty, było dla mnie ważne, żeby nie żyć w poczuciu fałszu, niepewności, wstydu, frustracji; żeby znaleźć jakieś drogi otwarcia, uwolnienia tego, co w środku jest żywe. I znalazłem ludzi, którzy czują tak samo. To niezwykle ważne, bo wcześniej gdzieś się włóczyłem, bez pewności tego, czego chcę, długo musiałem szukać.
Czyli trochę kilometrów na rowerze trzeba przejechać po świecie, ale w końcu marzenia się spełniają.
Jasne, chociaż nigdy nic nie wiadomo i wolę trzymać dystans; nie uznawać niczego za pewne, bo wtedy wszystko się dzieje na przekór. Co jeśli nagle nie mógłbym tańczyć? Na szczęście, człowiek ma wspaniałą możliwość przemiany i adaptacji. Wtedy będę śpiewał.
__
Zdjęcia: Kontakt / Facebook.
***
Zapraszamy do lektury innych tekstów z cyklu Krakowski biznes. W tych przeczytacie między innymi o doskonałej pizzerii w krakowskich Czyżynach, Hucie Wypieków, którą także znajdziecie nieopodal Zalewu Nowohuckiego, tym jak na dachu bloku zrobić elektrownię słoneczną oraz warsztacie rowerowym, w którym osoby bezdomne doprowadzają do porządku nawet te rowery, na których inni postawili już kreskę. A także na pyszne wietnamski banh mi oraz do sklepu papierniczego, który do szkoły wyprawił już trzy pokolenia krakowian.
Oraz sklepu z żywnością ekologiczną, który produkty bada w laboratorium.
–1 Komentarz–
[…] z historią i opowieść o spełnianiu marzeń, o czym opowiedział jego założyciel Edward Rey w wywiadzie dla Krowoderskiej. Na miłośników luźnej formy czekają m.in. czwartkowe i niedzielne jamy muzyczno-taneczne, a dla […]