Pracownia Obywatelska. Dzielnice się liczą, a krakowianie wydają!
Już w maju mieszkańcy trzech krakowskich dzielnic zaczną pracować nad pierwszymi budżetami partycypacyjnymi. Sami zdecydują o tym, na co zostanie przeznaczone 250 tys, złotych. Rozmawiamy z socjologiem Dariuszem Krupą ze stowarzyszenia Pracownia Obywatelska, które przygotowało pilotażowy program “Dzielnice się liczą”. Dziś ogólnie o tym o tym czym jest budżet partycypacyjny oraz co może dać naszemu miastu i naszym dzielnicom. Już jutro o tym, jak będzie wyglądać w praktyce i co powinni zrobić mieszkańcy dzielnic IV, VI i VII, którzy chcą sami wydać pieniądze z budżetu.
Tomasz Borejza: Zacznijmy od elementarza, bo to co robicie, jest w Krakowie rzeczą zupełnie nową. Co to jest budżet partycypacyjny?
Dariusz Krupa, Pracownia Obywatelska: Jest to narzędzie dzięki któremu mieszkańcy, mogą w drodze bezpośrednich konsultacji zdecydować, na co zostaną przeznaczone budżetowe pieniądze. Po raz pierwszy zaczęto je stosować w latach 80-tych w brazylijskim Porto Alegre. Natomiast od kilku lat staje się coraz popularniejsze także w Polsce. Budżety partycypacyjne testowano już w Łodzi, Sopocie, Poznaniu, Rybniku. W większości tych miast realizowano je na poziomie całego miasta.
Czyli inaczej niż u nas, ponieważ w Krakowie budżet partycypacyjny jest wprowadzany w dzielnicach. Podobnie było w Łodzi, z doświadczeń której korzystamy. Tam model dzielnicowy sprawdził się to na tyle dobrze, że w chwili obecnej budżet partycypacyjny jest tam wprowadzany na poziom ogólnomiejski.
Decyzje mieszkańców, w ramach budżetu partycypacyjnego, są podejmowane w drodze głosowania. W niektórych, ale nie wszystkich, miastach poprzedzają je konsultacje społeczne. My zdecydowaliśmy się na nich oprzeć projekt, ponieważ jest to doskonała okazja by rozwinąć i wypracować ich wzorcowy model. Tym bardziej, że w Polsce coś takiego jeszcze na dobre nie funkcjonuje.
Program pilotażowy “Dzielnice się liczą”, który proponujemy, jest okazją by to zmienić.
Przynajmniej w Krakowie. Wspomniałeś o Porto Alegre, a to jest rzecz niezwykle ciekawa. Zaledwie kilka, kilkanaście lat temu ten przykład funkcjonował jedynie w środowiskach lewicowych i anarchistycznych. Pisał o tym m. in. Rafał Górski. Było to jednak traktowane z przymrużeniem oka, jako przejaw niepoprawnego marzycielstwa i społecznego utopizmu.
Minęło kilkanaście lat i sięgają po niego największe metropolie?
Dziś robi to nie tylko Porto Alegre, ale też choćby Berlin i Londyn. Zainteresowanie partycypacją jest coraz większe. W Polsce jest to zjawisko dość nowe, ale też przyjmuje się coraz lepiej. Na przykład w Łodzi zaczęto od dzielnic – tak jak u nas – a dziś to już całe miasto i osiem milionów złotych, o których decydują mieszkańcy.
Choć przeświadczenie o tym, że jest to rzecz nie do końca poważna, wciąż się przewija. Nawet podczas spotkań z radami dzielnic pojawiały się takie wątpliwości. Pytano nas: “po co to?” i traktowano budżet partycypacyjny w kategoriach zabawy. To o czym mówisz wciąż funkcjonuje.
Polecamy też: Budżet partycypacyjny. Krótka instrukcja obsługi na stronie Instytutu Obywatelskiego.
Budżet partycypacyjny “by” Pracownia Obywatelska
Dla mnie to zawsze dziwne, gdy radny dzielnicowy irytuje się z powodu tego, że mieszkańcy zyskują nowe kompetencje. Przecież to nie jest urzędnik, tylko człowiek, który reprezentuje swoich sąsiadów i jest jednym z nich. Skąd to się bierze?
Radni często postrzegają budżet partycypacyjny jako sposób na odebranie im kompetencji. My pokazujemy, że jest wręcz przeciwnie, ponieważ daje im okazję do spotkania się ze swoimi wyborcami i podjęcia z nimi współpracy, a zatem daje im narzędzia do wykonywania swoich zadań. W praktyce wzmacnia ich rolę.
Drugi częsty zarzut jest taki, że budżet partycypacyjny uszczupli budżety rad. Tymczasem wciąż leży on w gestii radnych, a za jego pomocą realizowane będą inwestycje na terenie dzielnic. Różnica jest jedynie taka, że decyzję o realizacji tych inwestycji podejmą bezpośrednio mieszkańcy. Zresztą zaskakujące jest w ogóle przekonanie niektórych radnych, że budżety rad to ich pieniądze.
To są przecież pieniądze ludzi, którzy ich wybrali.
Na ile to jest powszechne?
Wiele zależy od konkretnej rady i jej gotowości na współpracę z mieszkańcami. Były takie, które w ogóle nie miały obaw związanych z realizacją budżetu partycypacyjnego. Jednak do udziału w projekcie zaprosiliśmy wszystkie dzielnice, a zainteresowanie zgłosiło siedem z nich.
Już to mówiłem, ale powtórzę. Fascynuje mnie ogromny dystans, który dość często pojawia się na tak niskim poziomie władzy. O ile radę dzielnicy w ogóle można władzą nazwać.
Powodem tej niechęci bywa i to, że niektóre rady mają złe doświadczenia związane z prowadzeniem konsultacji. W Polsce kultura dyskusji jest ogólnie na niskim poziomie, ludzie nie potrafią ze sobą rozmawiać. A radni nie zawsze wiedzą jak konsultacje prowadzić i moderować. Na spotkaniach pojawiają się osoby kłótliwe i prezentujące postawę roszczeniową, co zniechęca radnych do dalszej współpracy z mieszkańcami. Z tego bierze się przekonanie niektórych radnych, że z mieszkańcami nie da się współdziałać.
Nie przekonuje mnie to tłumaczenie. Choć to nie jest zarzut wobec stowarzyszenia Pracownia Obywatelska, a wobec radnych. Rolą samorządu jest znalezienie takich ram, które pozwolą, by dialog społeczny działał. Jeżeli nie działa, to wina jest po stronie samorządu. Oznacza to po prostu, że coś jest robione źle. Budżet to zmieni?
Oddajemy radom do rąk narzędzie, które pozwala ten mechanizm konsultacji kształtować. Mieszkańcy dostają realne możliwości wpływu, przy jednoczesnym wsparciu konstruktywnej współpracy. Liczymy na to, że dzięki budżetowi partycypacyjnemu, nastąpi zmiana postaw.
To największa wartość?
Zdecydowanie tak. Budowanie kapitału społecznego opartego na zaufaniu oraz świadomości kompetencji i możliwości władzy publicznej to duża wartość. Nierzadko jest tak, że mieszkańcy nie wiedzą, w czym rady dzielnic mogą im pomóc i mają pretensje, kiedy ich żądania nie są realizowane.
Chcemy to zmienić. Powołaliśmy radę programową projektu, która pracuje między innymi nad wypracowaniem skutecznych narzędzi konsultacyjnych. W jej skład wchodzą akademicy, przedstawiciele miasta, rad, organizacji obywatelskich, urzędnicy.
Nasz projekt to przede wszystkim konsultacje społeczne, w ramach których ludzie będą mogli się spotkać, zobaczyć i porozmawiać. W naszym projekcie nie do końca chodzi o inwestycje, bo to nie są duże kwoty. W Krakowie to od 50 do 100 tys. złotych na dzielnicę, czyli: coś się da zrobić, ale niewiele. Najistotniejszy jest wymiar społeczny całego przedsięwzięcia.
Pracownia Obywatelska buduje model na przyszłość
Czyli teraz Pracownia Obywatelska buduje przede wszystkim model na przyszłość? Nie tylko budżetu, ale konsultacji w ogóle?
Tak. To jest pilotaż. Sprawdzamy, uczymy się. Chcemy zobaczyć, czy nasza propozycja się przyjmie.
Mamy przekonanie, że tak będzie, ponieważ nasze działania poprzedziliśmy solidnymi badaniami prowadzonymi wśród mieszkańców wszystkich dzielnic Krakowa. Za jego pomocą chcieliśmy sprawdzić, czy istnieje zapotrzebowanie na taki projekt. Rozmawialiśmy z ponad 500 osobami i pytaliśmy o ich potrzeby, ale także o to, czy wiedzą, co dzieje się w radach dzielnic. Wyniki były przygnębiające. Krakowianie nie wiedzą, gdzie znajdują się siedziby rad dzielnic, jakie kompetencje mają radni, nie wspominając o wymienieniu ich z nazwiska. Stąd nasze przekonanie, że komponent edukacyjny w projekcie, kształtowanie świadomości na temat funkcjonowania rad, są bardzo ważne i mogą przynieść bardzo wiele korzyści.
To rzeczywiście smutne i sugeruje, że rady dzielnic nie realizują swoich zadań i nie robią tego, co powinny?
Projekt nazywa się “Dzielnice się liczą”. Jego celem jest właśnie wzmacnianie dzielnic. Dawanie im narzędzi i możliwości, by realnie reprezentowały społeczność lokalną, w której działają. Obecnie tego brakuje, ponieważ są to tylko jednostki pomocnicze.
Wiem, że mi tego nie powiesz, ale poza tym – zdecydowanie zbyt często – barierą jest to, że bywają one rodzajem przechowalni dla działaczy partyjnych, którzy głosują tam według przynależności organizacyjnej. Co na tym poziomie samorządu jest czymś przerażającym. Dystans jest ogromny?
Zapewne w niektórych radach twoje spostrzeżenia znalazłyby potwierdzenie. W ostatnich tygodniach wiele się jednak mówi o zmianach, jakie czekają rady dzielnic. Zobaczymy, co przyniosą i czy rady zyskają dzięki nim więcej możliwości
Oczywiście nie wylewajmy dziecka z kąpielą. Moje zarzuty nie odnoszą się do idei dzielnic w ogóle, a do jej praktycznej realizacji. Mam jednak poczucie, że pomijając zmiany organizacyjne, to właśnie inicjatywy takie jak “Dzielnice się liczą”, mogą to zmienić. Jak dokonaliście wyboru dzielnic?
Najważniejsze było nastawienie do współpracy z mieszkancami, do udziału w konsultacjach i potencjalne zaangażowanie się radnych w realizację projektu. Deklarowane kwoty były sprawą drugorzędną. Na tej podstawie wybraliśmy Bronowice, Prądnik Biały i Zwierzyniec.
Tyle o budżecie ogólnie. Tutaj o szczegółach i tym, jak mieszkańcy Bronowic, Zwierzyńca i Prądnika będą wydawać 250 tysięcy złotych.
Dariusz Krupa – socjolog. Członek stowarzyszenia “Pracownia Obywatelska”, gdzie zajmuje się tematyką partycypacji społecznej. Jeden z realizatorów projektu “Dzielnice się liczą! Budżet partycypacyjny w dzielnicach Krakowa”.
–4 komentarze–
[…] pisaliśmy o budżetach partycypacyjnych ogólnie. Dziś o tym, co zrobić, by brać udział w wydawaniu tych pieniędzy oraz kto i na co może je […]
[…] Dzielnice się liczą, a krakowianie wydają! – wywiad […]
[…] Dzielnice się liczą, a krakowianie wydają! – wywiad […]
[…] Dzielnice się liczą, a krakowianie wydają! – wywiad […]