Zamiast miasta ogrodu mamy miasto ogrodzone
Kiedy kilka tygodni temu SM Widok zaproponowała, by parkingi na Osiedlu były tylko dla mieszkańców, rozpętała się niemała awantura.
Bo jak to. Bo przychodnia. Bo sklep. Bo…. A chodziło nawet nie o szlaban i nie o płot, a zaledwie o zakaz parkowania. Wymuszony tym, że rozszerzona strefa parkowania spowodowała, że w dzień na osiedlu nie da się zaparkować. Dlatego jest to zakaz, w pewnym przynajmniej sensie, uzasadniony.
Jednak zanim na mnie nakrzyczycie, że jak to, że tak być nie może, bo przychodnia, bo sklep, bo…, dajcie mi jeszcze napisać kilka słów i pokazać kilka zdjęć.
Zamykania miasta przed sąsiadami nie lubię. Kiedy chwilę temu szukałem mieszkania, miałem jeden podstawowy warunek: zero płotów i zero szlabanów. To wykluczyło, niestety, 95 proc. nowych budynków w Krakowie i kazało szukać w zielonej NH, ale szczęśliwym zbiegiem okoliczności skończyło pozostaniem w rodzinnych Bronowicach. Już choćby dlatego szlabanów i zakazów na Widoku bym sobie nie życzył. A też generalnie im miasto bardziej zamknięte i poszatkowane, tym mniej je lubię. Dlatego wolałbym, żeby zakazu parkowania dla kogoś kto dojeżdża do sklepu, przychodni lub znajomych nie było. Ale jeszcze bardziej życzyłbym sobie, żeby z Krakowa, niech będzie, że na razie z Bronowic, później z dawnej Krowodrzy, a jeszcze później z miasta zaczęły znikać płoty i szlabany. To co się teraz dzieje powoduje bowiem, że zamiast w mieście ogrodzie, żyjemy w mieście ogrodzonym.
Okolice Widoku zaczynają powoli przypominać Ruczaj, który z kolei miejscami przypomina labirynt. Oto efekt 15-minutowej przejażdżki z aparatem. W jedną tylko stronę i z raczej wybiórczym traktowaniem ogrodzeń, bo jest ich coraz więcej:
Wokół Azorów jest dokładnie tak samo. A jest tak, że im więcej nowych budynków odgradza się od świata, tym więcej powodów, by odgradzały się od niego także te stare. Socjologowie zajmujący się miastami mówią o tzw. “wtórnych grodzeniach” i jest to zjawisko, które niemal wszędzie idzie w parze z kolejnymi płotami. Powód podstawowy to oczywiście i wszędzie miejsca parkingowe zajmowane przez osoby, które nie chciały deweloperowi płacić za znajdujące się za szlabanem miejsca parkingowe i auto wolą zostawiać w okolicy. Ale jest jeszcze kilka innych.
Nie wyłączając naśladowania nowej i głupiej mody.
Dlatego albo zaczniemy szlabany otwierać, albo za kilka lat obudzimy się w mieście całkowicie ogrodzonym i poszatkowanym na niewielkie osiedla. To da się zrobić, bo to nie są szlabany, które stawia nam “ktoś”. One są nasze. Należą do wspólnot mieszkaniowych, zarządzających budynkami deweloperów, którym my płacimy lub spółdzielni mieszkaniowych, których jesteśmy współwłaścicielami.
To MY możemy zatrzymać szaleństwo i zacząć miasto otwierać, zamiast zamykać go tak długo, aż już nic do zamknięcia nie zostanie. A do tego już niedaleko.
Wszystko jest przede wszystkim w interesie tych, którzy dziś chowają się za murami. To na starych osiedlach jest większość przedszkoli, szkół i przychodni. Jak staną na nich szlabany, to ciężko będzie z nich korzystać. A staną, bo to nie jest tak, że można się schować za płotem i liczyć, że sąsiad nie postanowi zrobić tego samego, bo wcale nie jest tak, że osiedla nowe muszą być za płotem, a stare muszą być otwarte. Możemy wszystkie zamknąć albo wszystkie otworzyć.
–0 Komentarz–