Houston, mamy problem
Jeszcze jakiś czas temu mogliśmy mieć nadzieję, że Kraków i Pekin będą wymieniane jednym tchem jedynie wówczas, gdy ktoś zechce opowiedzieć o miłości do igrzysk i niechęci do referendów.
To się właśnie zmieniło. Kraków z Pekinem połączył… smog. A może raczej świadomość tego, że on istnieje, bo sam smog ze stolicą Chińskiej Republiki Ludowej łączy nas od dawna.
„Guardian” piórem Beth Gardiner napisał o Krakowie. Tekst, który znajdziecie TUTAJ, nosi tytuł „Powietrze śmierdzi, jest brudne”: walka z zanieczyszczeniem powietrza w Krakowie. Opowiada o tym, o czym każdy w miarę świadomy krakus już wie: gorzej w Europie jest tylko w Perniku i Płowdiw, oddychanie naszym powietrzem powoduje poważne choroby, w Krakowie kaszlą nawet psy, a w zimie dzieci czy ludzie chorzy bądź starsi nie powinni nawet myśleć o wychodzeniu z domu. Artykuł jest potężny i trafił do cyklu „Guardians. Cities.”
Aż dziwne, że biuro prasowe miasta, które zawsze z dumą wysyła informacje o najmniejszych nawet wzmiankach na temat Krakowa w światowej prasie, tym razem nie doniosło: „Kraków w Guardianie. Trzecie najgorsze powietrze w Europie.” Tym bardziej, że sponsorem cyklu jest Fundacja Rockefellera, co z pewnością może zostać uznane za źródło prestiżu.
Rozumiem wprawdzie, że nie brzmi to tak dobrze, jak „Kraków ponownie najlepszym turystycznym miastem Europy!” albo “Kraków – idealne miejsce na biznes”, ale jest ważniejsze, bo uderza w jedną z najważniejszych gałęzi krakowskiej gospodarki.
Publikacja tego rodzaju ma bowiem konkretne owoce. Rzeczy tego rodzaju szybko się rozchodzą i za moment we wszystkich turystycznych poradnikach dotyczących Krakowa (od wikitravel, przez trip advisora, po te drukowane) zacznie się pojawiać ostrzeżenie dotyczące smogu i tego, że w zimie zaleca się chodzić po ulicach w masce lub nie chodzić w ogóle. A jak nie chodzić w ogóle, to po co do takiego miasta przyjeżdżać? Jeśli nawet kogoś ciągnie w naszą część Europy, to można wsiąść w samolot do Pragi lub Budapesztu. Równie pięknie, a powietrze lepsze.
Tymczasem sektor turystyczny wytwarza 10 proc. krakowskiego PKB. Zatrudnienie: 38 tys. ludzi.
To, że coś takiego się stanie, było pewne od jakiegoś czasu. Mimo to władze na wszystkich szczeblach mają poważny problem ze zmianą przyzwyczajeń, bo choć na walkę ze smogiem przeznacza się coraz większe pieniądze, to jednak:
– nadal zabudowuje się korytarze przewietrzania miasta,
– robi wszystko, by zwiększyć ruch samochodowy,
– rząd funduje nam program ochrony powietrza, którego najbardziej wyczuwalnym efektem będzie „ekomiał” węglowy.
Listę można by rozwijać. Jednak nie w tym rzecz, żeby wypominać wszystkie błędy, ale żeby wreszcie coś zmienić. Publikacja „Guardiana” to wyraźny dzwonek alarmowy, że polityka miasta musi się zmienić. Tym bardziej, że jej efektem może być jedyna rzecz, która trafia do władz – straty finansowe. Kraków – miasto przepiękne i obdarzone nieograniczonym potencjałem – jeżeli ma się dynamicznie rozwijać, nie może być tylko piękną pocztówką. Musi być miastem do życia i musi mieć własny pomysł na to, jak to realizować.
Na koniec mam jeszcze jedną złą wiadomość dla UMK (który, trzeba to powiedzieć, staje się w tym wypadku trochę ofiarą prawa krajowego, ale jest też ofiarą swoich poczynań) i władz regionu. „Guardiana” czytają też menadżerowie firm outsourcingowych, które magistrat ukochał bardzo i uczynił z nich wizytówkę miasta. Żeby i oni nie zaczęli myśleć o tym, że lepiej pracować i wysyłać pracowników tam, gdzie da się oddychać.
Wtedy żadne igrzyska nie pomogą.
ps. Nieznanemu sąsiadowi z Bronowic gratuluję, że zdjęcie jego domu znalazło się w jednym z dwóch najważniejszych brytyjskich dzienników. Ciekawi mnie, czy jest dumny z czarnego dymu, który mu je zapewnił?
Zapraszam także na blog:
[FBW]
–0 Komentarz–