Lekarz od cudów. Profesor Janusz Skalski
Krakowska dziennikarka, Katarzyna Kojzar, stworzyła portret człowieka, który dokonuje rzeczy niemożliwych, jeśli chodzi o serca małych pacjentów. Profesor Janusz Skalski, lekarz od cudów, uczeń i ulubieniec Zbigniewa Religi, opowiedział szczerze o wyzwaniach, jakie niesie życie. Powstała dzięki temu książka “Profesor Skalski”, którą gorąco polecamy…
Lekarz od cudów. Profesor Janusz Skalski:
Adaś trafił do profesora Skalskiego w stanie skrajnego wychłodzenia, dwutygodniowy Dawidek z powodu skomplikowanej wady serca nie miał żadnych szans na przeżycie, roczna Zuzia jako pierwsze na świecie dziecko została podłączona do płucoserca i w ten sposób doczekała transplantacji. Dzisiaj są zdrowymi dziećmi, które biegają, śmieją się i żyją normalnie. To tylko niektórzy mali pacjenci, ocaleni przez znanego kardiochirurga z Krakowa. Profesor Janusz Skalski jako lekarz dokonuje cudów, ale na co dzień jest zwykłym, skromnym człowiekiem. Jakim mężem, ojcem, dziadkiem, przyjacielem, szefem jest ten wybitny lekarz?
Umiejętności, wiedza, ciężka praca, intuicja – to wszystko jest niezbędne, ale nie kluczowe w pracy kardiochirurga. Jak twierdzi profesor Janusz Skalski, liczy się powołanie i niezwykłe poświęcenie. Kardiochirurdzy dla pacjentów są w stanie poświęcić wiele – rodzinę, własne zdrowie. Wiedzą, że dokonują rzeczy niemożliwych, mają w rękach ludzkie życie. Profesor Skalski zdobywał doświadczenie pod okiem najlepszych specjalistów w Polsce i za granicą – jego mistrzem i przyjacielem był nieżyjący już profesor Zbigniew Religa. Cała Polska zna kardiochirurga z Krakowa, który uratował skrajnie wychłodzonego Adasia.
,,Profesor Skalski” to historia życia ,,lekarza od cudów” – opowieść o jego dzieciństwie, młodości, latach studenckich, pierwszych krokach w zawodzie kardiochirurga, wyzwaniach i sukcesach. To rozmowa z wybitnym lekarzem, zafascynowanym historią medycyny, o ciężkich wyborach, skomplikowanych przypadkach medycznych, ciążącej przez całe życie odpowiedzialności i nieustannym byciu w stanie gotowości. Profesor Skalski opowiada o emocjach, jakie towarzyszą wykonywaniu pracy kardiochirurga, który musi być przygotowany zarówno na sukces, jak i na porażkę. A nią najczęściej jest śmierć pacjenta.
Książka Katarzyny Kojzar przedstawia też historię kardiochirurgii, młodej i jak twierdzą niektórzy, najpiękniejszej dziedziny medycyny, najbardziej magicznej. Lekarze mogą naprawiać niedziałające już serce i ożywić je na nowo. Sami uważają siebie za rzemieślników, podczas kiedy w oczach społeczeństwa są bogami. Kardiochirurdzy to ludzie niezwykli, mają w sobie coś ze sportowców – potrzebują adrenaliny. A ludzkie serce zapewnia im ją w stu procentach. Autorka pokazuje, że właśnie dzięki takim lekarzom, jak profesor Skalski, kardiochirurgia dziecięca w Polsce stoi na wysokim poziomie.
Profesor Janusz Skalski, lekarz od cudów, jest przedstawiany z pomocą opowieści jego przyjaciół i współpracowników. Z tych opowieści wyłania się portret wartościowego człowieka, cenionego szefa, autorytetu – wymagającego, ale dającego dużo samodzielności, lekarza, który ze swoimi pracownikami musi czuć nić porozumienia. I mimo swojego doświadczenia nadal przejmuje się każdym pacjentem tak samo, jak wtedy, gdy zaczynał pracę kardiochirurga.
Poniżej publikujemy fragment książki:
Sierpień 2014 roku. Mała Wiktoria z niewielkiej miejscowości w okolicy Gorlic jest umierająca. Jej stan z dnia na dzień się pogarsza. Ma pięć lat, a waży zaledwie tyle, ile roczne niemowlę – dwanaście kilogramów. Cierpi na złożoną wadę rozwojową serca: wspólny pień tętniczy. Chociaż kilka tygodni po urodzeniu przeprowadzono u niej korekcję tej wady, rozwinęło się ciężkie tętnicze nadciśnienie płucne. To spowodowało niewydolność serca, prowadzącą do kacheksji, czyli wyniszczenia organizmu.
Rodzice Wiktorii są zrozpaczeni.
– Przez cztery lata nic złego się nie działo. W kwietniu tego roku lekarze z Prokocimia zdiagnozowali u niej nadciśnienie płucne. Od początku sierpnia córka czuła się coraz gorzej. Nie chciała się bawić i płakała – opowiada „Gazecie Krakowskiej” mama dziewczynki, pani Iwona.
Nadciśnienie płucne to choroba bardzo trudna do leczenia. Nie ma na nią jednego, konkretnego leku, który na pewno pomoże. Jest pewne wyjście – wykonanie zespolenia Pottsa. To nowość w chirurgii dziecięcej, profesor Skalski po raz pierwszy wykorzystał tę metodę u dziecka z tętniczym nadciśnieniem płucnym zaledwie kilka miesięcy wcześniej. Krakowski ośrodek jest jedynym w Polsce, który wykonuje takie zabiegi.
Choroba, z którą walczy Wiktoria, polega na tym, że ciśnienie w jej tętnicy płucnej jest wyższe niż w aorcie. Lekarze podczas zabiegu Pottsa przekierowują strumień krwi z tętnicy płucnej właśnie do aorty. To tańsza i lepsza alternatywa dla przeszczepu płuc. Po zastosowaniu u Wiktorii zespolenia Pottsa, lekarze liczą na poprawę jej stanu.
– Niestety, tak się nie stało, bo dominowała niedomykalność zastawki tętnicy płucnej. I niestety, po operacji to się nie zmieniło. Krew z tętnicy płucnej cofała się do prawej komory, która na skutek tego stała się rozdęta i ledwo pracowała – mówi profesor Skalski dziennikarce „Medical Tribune”.
Niedługo po przeprowadzeniu zespolenia Pottsa u małej pacjentki zespół z Prokocimia wyjeżdża do Mediolanu na Konferencję Europejskiego Towarzystwa Kardiotorakochirurgów. Obserwują tam niezwykłe doświadczenia – interwencyjne wszczepianie zastawek w ujście tętnicy płucnej lub aortalnej. Skalski jednak wie, że ta metoda nie może być zastosowana u Wiktorii – cewnik, przez który zastawka jest wprowadzana u dorosłego człowieka, ma mniej więcej grubość palca, 8 milimetrów. Naczynia żylne u dziecka są zdecydowanie zbyt wąskie, żeby wprowadzać tam cewnik. Mają średnicę dwóch do trzech milimetrów. Malutkie. Jednocześnie Skalski nie może zignorować innowacji, które właśnie poznał. Zdaje sobie sprawę, że życie Wiktorii jest zagrożone. Wcześniej wszczepiona zastawka tętnicy płucnej nie domyka się. Trzeba ją koniecznie uszczelnić.
– Jak wykorzystać u dziecka te nowe techniczne rozwiązania? Bo przecież nie sposób ich zlekceważyć, gdy tu, na oddziale, umiera nam dziewczynka, a operacja klasyczna nie wchodzi w grę – mówi później w rozmowie z „Medical Tribune”.
Klasyczny zabieg nie jest możliwy, bo wcześniej przeprowadzone zespolenie Pottsa niezwykle komplikuje sprawę. Podczas tamtej operacji praktycznie zamknięto drogę do zastosowania krążenia pozaustrojowego. Przez to w czasie operacji krew nie popłynęłaby do mózgu i narządów wewnętrznych, a do płuc. Dziecko w ten sposób by umarło.
Mała wygląda coraz gorzej, jej życie wisi na włosku.
Janusz Skalski wspomina: „Zaczęliśmy kombinować, co z nią zrobić. Była w takim ciężkim stanie, że bez jakieś przełomowej metody by zginęła. Rodzice widzieli, że mała gaśnie. Powiedziałem im: «słuchajcie, spróbujemy, dajcie nam tę szansę». Zgodzili się”.
Profesor decyduje: skoro nie da się przeprowadzić implantacji przeznaczyniowo, trzeba otworzyć klatkę piersiową i wszczepić zastawkę z przebicia wolnej ściany prawej komory serca. Wiktoria będzie operowana w niedawno uruchomionej sali hybrydowej – tylko w tym pomieszczeniu warunki pozwolą na najbezpieczniejsze poprowadzenie zabiegu. Nawet jeśli konieczne będą dodatkowe badania, Wiktorii nie będzie trzeba przetransportować do innej sali. Cała operacja odbędzie się, niezależnie od przebiegu, w jednym miejscu.
Do Krakowa z pomocą przyjeżdżają specjaliści, którzy mają duże doświadczenie w implantacji biologicznych zastawek – profesor Tomasz Moszura z Łodzi i profesor Marcin Demkow z Warszawy. Operacja trwa grubo ponad dwie godziny. Lekarze, zgodnie z założeniem, przebijają ścianę prawej komory serca i wstawiają zastawkę na bijącym sercu.
Dla profesora Skalskiego zabieg jest jednym z najtrudniejszych w życiu. Podchodzi do niego bardzo emocjonalnie. Mówi się, że najlepiej jest operować pacjentów, których się nie zna. Skalski Wiktorię zna doskonale – przecież leży na oddziale kardiologii od miesięcy. Zdaje sobie sprawę, jak ogromne jest ryzyko. Wie także, że udana operacja nie jest jednoznaczna z całkowitym wyleczeniem. Daje jedynie szanse na powodzenie dalszej terapii.
Tłumaczy: „Bez wykorzystania sali hybrydowej nie moglibyśmy zrobić tego zabiegu. Musimy mieć podgląd w dwóch płaszczyznach, gdzie wprowadzamy taki specjalny trzpień, na którym umocowana jest zwinięta zastawka. Jeśli nie ma się odpowiedniej wizualizacji tego, co się dzieje we wnętrzu serca, można wiele uszkodzić”.
To trzecia taka sala w Krakowie z wizualizacją dwupłaszczyznową, ale pierwsza w dziecięcym szpitalu. Zaprzyjaźniona już Fundacja Radia Zet dała ponad pięć milionów na zakup sprzętu. Skalski teraz czuje, że to miało sens.
Lekarze przez kilkanaście dni nie chwalą się pionierskim zabiegiem. Nie chcą przedwcześnie się cieszyć – taka zresztą jest niepisana zasada w medycynie. Po operacji najważniejsze jest, żeby dziewczynka nie miała żadnych powikłań.
Konferencję zwołują w połowie listopada i opowiadają o tym, co udało im się zrobić. Profesor mówi: „Ta operacja daje nadzieję na wszczepianie tą metodą zastawek u jeszcze młodszych pacjentów. W przyszłości może nawet u noworodków z wrodzonym brakiem zastawki tętnicy płucnej”.
Lekarze podkreślają fakt, że dziewczynka jest światową rekordzistką – nigdy wcześniej taką techniką nie wszczepiono zastawki tak małemu dziecku. Najmniejsze, jakie było operowane w ten sposób, ważyło 16 kilogramów. To o cztery więcej, niż waży Wiktoria. Wiktoria z dnia na dzień dobrzeje. Leży na intensywnej terapii, ale już się śmieje i rozmawia z lekarzami. Bawi się tabletem, żeby zabić nudę. Kiedy ktoś chce jej przerwać, odgania go.
– To cudowne, że dziecko, które jeszcze niedawno ledwo żyło, dziś każe nam spadać! – mówi Skalski „Gazecie Krakowskiej”.
Kiedy dziennikarz „Dziennika Polskiego” podkreśla w wywiadzie ze Skalskim, że gratulacje do Krakowa spływają z całej Polski, profesor odpowiada: Proszę mi wierzyć, nie zależy nam na gratulacjach. Cieszy nas przede wszystkim to, że udowodniliśmy światu jedną podstawową rzecz: zastawkę można wprowadzić do wnętrza serca bez przecinania jego struktur, nawet malutkim dzieciom. Możemy w ten sposób uniknąć klasycznej operacji z otwarciem serca, która bywa niekiedy niesłychanie niebezpieczna. To jest prawdziwy przełom, być może kolejni lekarze odważą się przeprowadzać takie operacje, a to będzie szansa dla kolejnych maluchów.
Mała wychodzi ze szpitala pod koniec grudnia. Święta spędzi już w domu, z rodzicami. Zaraz po jej wyjściu ze szpitala, mieszkańcy rodzinnej Hańczowej i sąsiednich miejscowości organizują zbiórkę funduszy dla Wiktorii na leki, sprzęt i dojazdy do Krakowa. Proboszcz angażuje grupę teatralną i wystawiają sztukę Gość oczekiwany. Pieniądze z biletów trafią do Wiki. Aktywizuje się młodzież, księża, samorządowcy. W niedzielę przed kościołem zbierają datki. Na rzecz Wiktorii można przeznaczyć jeden procent podatku. Wszyscy chcą pomóc dziewczynce.
Rodzice, Iwona i Mariusz, są wdzięczni. Dzięki temu nie tylko kupują sprzęt, ale także opłacają rehabilitację ruchową i oddechową. To niezbędne, bo miesiące spędzone w łóżku, pod respiratorem, spowodowały zanik mięśni u ich córeczki. Nie kryją także wzruszenia – mała, po pół roku w prokocimskiej klinice, wreszcie jest w domu. Dla rodziców to widok i uczucie niezapomniane.
Wiktoria jest pogodna i bardzo ruchliwa. 21 grudnia świętuje swoje urodziny. Dostaje górę prezentów – nie tylko od rodziny. Wspierają ją wszyscy. Mała chętnie układa puzzle, słucha muzyki i śpiewa. Lubi tańczyć, ale wciąż jest na to za słaba. Nigdy nie będzie do końca zdrowa: cierpi na tętnicze nadciśnienie płucne. Na tę chorobę nie ma skutecznego lekarstwa. Ale priorytetem lekarzy i rodziców jest jej rehabilitacja, żeby mogła w miarę normalnie funkcjonować. Jedynie czasami w nocy trzeba podłączać ją pod butlę z tlenem i pulsoksymetr, czyli przyrząd, który wykonuje badanie krwi.
Janusz Skalski: „Dziecko odżyło i jest wesołe, bawiące się, biegające. A przecież było umierające! Dla takich chwili to naprawdę warto to robić”.
* * *
Profesor Janusz Skalski, lekarz od cudów – profesor kardiochirurgii. Ukończył Wydział Lekarski AM w Krakowie. Habilitował się 1996 roku w ŚAM w Katowicach. W 2001 r. uzyskał tytuł profesora. W latach 1976-1989 pracował w Polsko-Amerykańskim Instytucie Pediatrii AM w Krakowie. Był adiunktem w Klinice Kardiochirurgii Dziecięcej AM w Krakowie. Pracował w I Klinice Kardiochirurgii ŚAM w Katowicach, na Oddziale Kardiochirurgii Dziecięcej w Śląskim Centrum Chorób Serca w Zabrzu. Pełnił funkcję prodziekana d/s nauki Wydziału Lekarskiego w Zabrzu SUM w Katowicach oraz liczne inne funkcje akademickie w SUM. Od 2007 r. jest kierownikiem Kliniki Kardiochirurgii Dziecięcej CM UJ w Krakowie. Odbył staże zagraniczne w renomowanych ośrodkach (Boston, Filadelphia, Kilonia, Utrecht, Rzym, Madryt). Jest specjalistą II stopnia w zakresie chirurgii dziecięcej i kardiochirurgii. Jest autorem 310 prac naukowych i rozdziałów książkowych, w tym ponad 100 z zakresu historii i filozofii medycyny oraz etyki lekarskiej. Wyróżniony m.in.: nagrodą Prezydenta Miasta Krakowa w Dziedzinie Nauki i Techniki, medalem Fideliter et Constanter, Nagrodą Ministra Zdrowia (2004), Złotym Krzyżem Zasługi, Medalem „Kropla życia – podaruj innym cząstkę siebie” przyznanym przez kapitułę Fundacji im. Agaty Mróz-Olszewskiej.
Katarzyna Kojzar – dziennikarka z wykształcenia, ale przede wszystkim z pasji. Absolwentka Uniwersytetu Jagiellońskiego i Polskiej Szkoły Reportażu. Przez kilka lat była związana z „Gazetą Krakowską”, gdzie zajmowała się głównie tematyką medyczną. Prywatnie miłośniczka Francji i reportażu, uważa Kraków za najpiękniejsze miasto na świecie.
Źródło tekstu “Lekarz od cudów. Profesor Janusz Skalski”: materiały prasowe wydawnictwa MUZA SA
Czytaj także: Prof. Rudolf Weigl: Nobel? Nie, dziękuję. Ale możecie mnie zabić
–0 Komentarz–