Kupił dwie ławki dla mieszkańców. Władze miasta “podziękowały” nagonką
Mateusz Jaśko postawił w sobotę dwie ławki na Krzemionkach. A ściślej – na terenie dawnego niemieckiego obozu w Płaszowie. Obecnie jest to bardzo popularne wśród krakowian miejsce spacerów. Zrobił to, bo miasto nie miało pieniędzy, by o nowe ławki, o które prosili mieszkańcy (pisaliśmy o tym TUTAJ), zadbać samodzielnie, więc postanowił pomóc. Nowe ławki stanęły nieopodal istniejącej małej architektury.
Wcześniej ławki i kosze na śmieci ustawiło tam miasto, bo cały teren ma obecnie charakter rzadko sprzątanego i umiarkowanie zadbanego parku. Plany zakładają jednak, że to się zmieni. Kiedy? Gdy będzie szansa, by sprowadzić tam turystów (tych ma zapewnić muzeum, które Kraków planuje zbudować na tym terenie za 50 milionów złotych), a chętni mieszkańcy – by zacytować dyrektora Muzeum Krakowa Michała Niezabitowskiego, który w Dzienniku Polskim mówił, że i takie głosy oraz oczekiwania się pojawiają – będą mogli “uszczknąć coś z turystycznego tortu”.
To, czego kierujący miejskim muzeum Michał Niezabitowski wtedy nie mówił, to to, że takie głosy są skandalem.
Miasto za skandal nie uznało zresztą także tego, że na terenie dawnego obozu wybudowano stację benzynową, restaurację z fast foodem oraz bloki mieszkalne. Pozwolenia dano sprawnie, bez robienia zbędnych trudności i zwracania uwagi mediów. Urząd nie “krzyczał” też o tym w mediach społecznościowych. Co dziwi, kiedy czyta się, jak bardzo oburzeni są wysocy rangą urzędnicy z powodu tego, że ktoś wyręczył ich, stawiając tam dwie ławki.
Nikt nie krzyczał także wtedy, kiedy kilka lat temu zmieniano plan zagospodarowania przestrzennego, by działkę w pobliżu “Szarego Domu” zmienić z zielonej na budowlaną.
Problemem nie było także to, że teren jest zaniedbany, a miasto ma problem nawet z tym, by dbać o jego sprzątanie. Choć moim zdaniem jest to minimum, którego trzeba oczekiwać.
Skandalem okazało się być dopiero to, że… Mateusz Jaśko postawił tam dwie ławki.
Głos zabrał dyrektor Zarządu Zieleni Miejskiej w Krakowie Piotr Kempf, który wyraził nadzieję, że Jaśko ławki usunie i zaczął pisać o tym, że ten wykorzystuje miejsce do robienia polityki. Choć – zwracam uwagę – politykę zaczęli na nim robić ci, którzy sięgnęli po argument odwołujący się do historii tego będącego miejscem pamięci parku, by zasłonić własny brak dbałości o niego. Moim zdaniem zrobili to, żeby utrzeć nosa niepokornemu mieszkańcowi, który śmiał pomóc ludziom tak jak potrafi i z pominięciem urzędu. Muzeum wystosowało dwa oświadczenia. W jednym pisząc, że wszystko, co poprawia komfort odwiedzających, jest w porządku, ale trzeba przestrzegać procedur.
W drugim – przedstawionym krótko po wywiadzie, którego Jaśko udzielił Onetowi – pisano już dużo ostrzej.
Ale najostrzej wystąpił dyrektor Wydziału Komunikacji Społecznej Maciej Grzyb, który cieszy się opinią człowieka niezbyt dobrze odnoszącego się do mieszkańców. Ten zareagował najpierw pisząc, że nie można upaść niżej.
A później – jak poniżej:
Dlaczego urząd zachowuje się w ten sposób? Moim zdaniem dostrzeżono, że jest to jedyna możliwa linia obrony przed śmiesznością, na którą naraził ich chłopak, który w jeden dzień i za ułamek “standardowych” kosztów rozwiązał za urzędników problem, który – kiedy patrzyli na to z własnej perspektywy – wydawał się nie do rozwiązania. Sposób, w jaki teraz próbuje się wykorzystywać historię tego miejsca pamięci, by zlinczować człowieka, który z własnej kieszeni sfinansował i ustawił w nim dwie ławki, na które Kraków nie miał pieniędzy, jest – przynajmniej dla mnie – odrzucający. A do tego jeszcze ktoś postanowił zgłosić “czyn” Jaśko do prokuratury, co jest już posunięciem zupełnie “kafkowskim”.
Na stronie Mateusza Jaśko przeczytacie, co on o tym myśli.
To, jakiego kalibru działa wyciągnięto przeciwko człowiekowi, którego grzechem jest to, że ustawił dwie ławki, by było wygodniej ludziom odwiedzającym miejsce pamięci, które de facto jest dzisiaj umiarkowanie zadbanym parkiem, to prawdziwe kuriozum pokazujące jak bardzo oderwany od rzeczywistości jest krakowski urząd.
Podsumowując. Postawienie dwóch ławek spowodowało:
- zajęcie stanowiska przez Piotra Kempfa – dyrektora miejskiej jednostki odpowiedzialnej za ten teren, czyli ZZM – poważnego przecież człowieka, żądającego usunięcia ławek;
- zabranie głosu przez Macieja Grzyba – wicedyrektora Wydziału Komunikacji Społecznej, który w tym kontekście przywołał m.in. Hitlera i obraził mieszkańca, który zafundował miastu ławki;
- stanowisko zajęły dwa miejskie muzea, w tym jedno, które jeszcze nawet w praktyce nie istnieje;
- zgłoszenia do prokuratury, która jednak – z tego co wiem – na razie zachowuje rozsądek;
- licznych ataków w internecie;
- czekam na więcej…
Jest to kuriozum tym większe, że ci sami ludzie, którzy dziś przekonują, że postawienie dwóch ławek na terenie dawnego obozu KL Płaszow (który to teren – przypomnijmy to raz jeszcze – jest dziś w praktyce umiarkowanie zadbanym parkiem, co nie wynika z działań Mateusza Jaśko, ale miasta) jest wielkim grzechem, nie widzieli nic złego w tym, że na terenie tego dawnego obozu stanie restauracja, stacja benzynowa oraz bloki mieszkalne.
Nie przeszkadzało im także planowanie wykorzystywania tego miejsca do zarabiania na turystach.
A miasto nawet postarało się o to, by na terenie dawnego obozu przybyło działek budowlanych.
Jest to szalenie smutne studium hipokryzji.
Ale nie piszę tego, by ją pokazać. Mam przekonanie, że większość trzeźwo myślących ludzi, którzy obserwowali, co się dzieje i jak urząd działa, widzi to sama. Piszę to dlatego, że chciałbym powiedzieć dwie rzeczy. Pierwsza jest taka, że to, iż miasto ma pieniądze na wszystko, ale nie na zadbanie – w tym dostawienie ławek – o miejsce pamięci, stawia Kraków w dużo gorszym świetle, niż sytuacja, w której nie byłoby na to pieniędzy w zwyczajnym parku.
Druga i ważniejsza jest taka, że trzeba głośno powiedzieć, iż całe to zamieszanie da się wykorzystać, by wynikło z tego coś dobrego. Jest to bowiem doskonała okazja, by przeprowadzić publiczną debatę na temat tego, jak upamiętnić ofiary obozu i czy na pewno potrzebujemy do tego betonowego parkingu i zmiany charakteru tego miejsca w sposób, który może zmienić go w atrakcję turystyczną przyciągającą pół miliona ludzi rocznie, tworzącą jednocześnie “tort, z którego można coś uszczknąć”. Rozumiem, że urząd ma powody, by forsować takie rozwiązanie i na całość patrzeć zwracając baczną uwagę na turystyczny potencjał miejsca, ale da się to zrobić inaczej. Mnie na przykład uderzyło to, że urzędnicy (piszący via muzeum) uważają, że używanie słowa park na określenie miejsca pamięci jest niewłaściwe. Moim zdaniem nie ma lepszego miejsca pamięci niż park, który pozwala na zadumę i refleksję. A jednocześnie pokazuje, że historia działa się w żywej tkance miasta, a nie za szczelnie zamkniętym murem muzeum.
I uważam, że być może najlepszym planem dla Krzemionek byłoby zadbanie o to, co się tam znajduje.
Podobnego zdania zdaje się być też pokaźna grupa mieszkańców Krakowa, bo aż 11 000 osób podpisało petycję dotyczącą tego, by zamiast wydawać 50 milionów złotych na muzeum i parking, który ma służyć głównie turystom, stworzyć tam piękny park pamięci, który przypominałby o tragicznej historii tego miejsca i tym, że wszystko to działo się tak blisko nas. 11 000 podpisów pod petycją to w Krakowie bardzo dużo, ale te głosy wyrzucono do kosza.
Charakterystyczny pomnik zaprojektowany przez Witolda Cęckiewicza, który jest otoczony przez rozległy park, to doskonały punkt wyjścia. Nie trzeba wiele zmieniać. Na początek trzeba wstawić więcej ławek, opróżnić kosze na śmieci, wyrównać dziurawe ścieżki. Zadbać o zieleń i przede wszystkim o oznaczenie miejsc ważnych dla historii obozu. W wyraźny, uderzający nawet sposób. Pokazujący szacunek. Bo jeśli o pamięć i godność tego miejsca tu chodzi, to nie trzeba przecież z remontem czekać na turystów. Dziś jest z tym tak źle, że o jego historii nie wiedzą nie tylko ludzie, którzy je odwiedzają, ale nawet urzędnicy odpowiedzialni za planowanie przestrzenne.
Sądząc po tym, co teraz piszą, gdyby o nim wiedzieli, to nie pozwoliliby na stację paliw, restaurację i bloki.
Da się to zrobić. Sposobów jest bardzo wiele.
–2 komentarze–
[…] Zwróć uwagę na KL Plaszow. Mieszkańcy od samego początku mówili, że chcą miejsce pamięci uczcić, ale zielonym parkiem pamięci, że takie rozwiązania są praktykowane na świecie. Jestem przekonana, że turyści byliby zachwyceni. A miasto na siłę przekonuje, że ludzie (i naukowcy ich wspierający) nie mają racji, że koniecznie trzeba tam budować parkingi, znów „ładnie” na betonowo zrewitalizować. Do tego sytuacja jest nieprzyjemna, często bardzo konfliktowa – ostatnio były nawet porównania do hitlerowców. To się w głowie nie mieści. […]
[…] rozwój miasta, zdolności stania się wzorem do naśladowania dla innych miast oraz ich strategii komunikowania i budowania relacji z […]