Morderstwo, przez które zamknięto poczytną gazetę. Bezrobotny malarz zabił trzy osoby
Jan Malisz był jednym z tych krakowskich malarzy, o których było w 20-leciu międzywojennym najgłośniej. Jednak nie dlatego, że jego obrazy podbijały serca krytyków. Dlatego, że wraz z żoną zabił trzy osoby. Zrobił to – przekonywał – bo nie mógł znaleźć pracy. Rozgłosu dodało Maliszom i to, że mąż brał przed sądem na siebie winę żony, a żona męża.
Miejscem zbrodni było mieszkanie na drugim piętrze kamienicy, która znajduje się przy ulicy Pańskiej 11 w centrum Krakowa (dziś jest to ulica Marii Skłodowskiej-Curie). Mieszkał tam wtedy 86-letni Michał Süskind, agent handlu drewnem, z rodziną, do której należała 80-letnia żona oraz 46-letnia córka. Czasy były trudne, bo działo się to w roku 1933. W Polsce Wielki Kryzys miał potrwać jeszcze dwa lata. Jego skutki odczuwali Süskindowie, którzy postanowili podratować domowy budżet wynajmując jeden z trzech pokoi swojego mieszkania.
W tym samym czasie Jan i Maria Maliszowie szukali pokoju do wynajęcia, który był niezbędny do zrealizowania ułożonego wcześniej planu napadu na listonosza pieniężnego. Małżeństwo zaplanowało, że nada niewielki przekaz na adres pokoju w wybranym mieszkaniu i kiedy listonosz go przyniesie – obezwładnią go i okradną. Padło na mieszkanie Süskindów przy Pańskiej.
Planu nie udało się jednak zrealizować. Przekaz nadano wprawdzie we właściwym czasie. Pokój też udało się zamówić, ale Maliszom brakło pieniędzy na zapłacenie za pierwszy miesiąc. Gospodarzom zaproponowali, by wpuścili ich do środka i poczekali na pieniądze, które przyniesie listonosz. Süskindowie się jednak nie zgodzili. Kazali Maliszom poczekać w kuchni. Mówili, że muszą najpierw zapłacić, a dopiero później mogą się wprowadzić. Wybuchła sprzeczka, którą przerwało przyjście listonosza. Walerian Przebinda wszedł do mieszkania. Maliszowie chcieli, żeby pieniądze wypłacił w pokoju. Süskindowie nalegali, by stało się to w kuchni. Listonosz wyciągnął pieniądze i wręczył przekaz oraz ołówek Marii Maliszowej. Ta zaczęła podpisywać przekaz i wtedy padł strzał.
Strzelał Malisz. Przebinda przewrócił się. Süskindowie wybiegli z kuchni. Malisz dopadł kupca, którego zabił dwoma strzałami. Maliszowa rzuciła się na kobiety, ale nie mogła sobie z nimi poradzić. Zawołała o pomoc. Malisz przybiegł, przewróicł kobiety, strzelił trzy razy i zaczął okładać je rękojeścią rewolweru. Pomogła mu żona, która zarzuciła na Süskindową pierzynę. Dusiła, aż kobieta przestała się poruszać.
Czytaj także: Prof. Rudolf Weigl: Nobel? Nie, dziękuję. Ale możecie mnie zabić
Małżeństwo zabrało pieniądze. Tych było dużo, bo był to dzień wypłat emerytur i łupem padło aż 18 tysięcy złotych. Sąsiadów zaalarmowała zakrwawiona Süskindówna, która przeżyła napaść. Karetka pogotowia przyjechała szybko i trepanacja czaszki uratowała jej życie. Prasa głośno zaczęła domagać się sprawiedliwości i szybkiego ujęcia zabójców. To udało się dzięki informacjom od czytelników gazet. Malisza rozpoznano i zatrzymano w Katowicach. Maliszową w sanatorium w Rabce.
Jan Malisz ofiarą oszustwa
Początkowo do mediów trafiła informacja, że Malisz bawiąc się w Katowicach, w dwa tygodnie przepił około 2 tys. złotych. To zrobiło złe pierwsze wrażenie na czytelnikach, którzy w tym zaczęli widzieć motyw napadu, ale szybko okazało się, że Malisz wcale nie jest birbantem, ale postacią bardzo skomplikowaną. Dużo mówiącą o warunkach życia w ówczesnej Polsce i tym, jak wielka panowała wtedy bieda.
Przeczytaj więcej o biedzie w Polsce 20-lecia międzywojennego: Bieda II Rzeczpospolitej na zdjęciach. “Mam 20 lat, pragnę pracować i żyć uczciwie”. W tekście znajdziesz też dużo archiwalnych zdjęć.
W pewnym sensie był bowiem ofiarą kryzysu, który szalał wtedy w Polsce i na świecie. Maliszowie od wielu miesięcy znajdowali się w skrajnej nędzy. Pieniędzy nie mieli na nic. Malisz chodził w butach, które nie miały podeszwy. Był fotografem i malarzem, desperacko chciał się ożenić z Marią, ale nie mógł znaleźć żadnej pracy. Szukał, jak się dało. Prosił o protekcję, w tym nawet Bronisława Drobnera, dawał ogłoszenia w prasie, chodził od drzwi do drzwi. Składał listy, w których błagał o przyjęcie.
Wszystko na nic. Aż wreszcie przeczytał, że w Mikołowie fotograf szuka pomocnika. Napisał. Przyszła pozytywna odpowiedź. Pojechał. Na miejscu dowiedział się, że chodzi nie tyle o zatrudnienie, co o wydzierżawienie zakładu w dobre ręce. Dlatego trzeba chwilę popracować, by właściciel mógł sprawdzić, czy Maliszowi można zaufać. Temu nie trzeba było dwa razy powtarzać. Przez dwa tygodnie pracował za darmo od 7 do 24. Później fotograf odesłał go do Krakowa i powiedział, że listownie zawiadomi go o sprawach. Malisz uznał, że jego byt jest pewny i może się ożenić. A właściwie musi, bo fotografowi powiedział, że jest żonaty, a nie chciał, żeby okazało się, że kłamał. Wziął więc ślub z Marią. I wtedy przyszedł list z Mikołowa. W tym pracodawca zarzucał mu kradzież i informował, że wycofuje ofertę. Malisz padł ofiarą prostego oszustwa. Dwa tygodnie, które spędził na Śląsku były okresem komunii. Pracy dla fotografów jest wtedy mnóstwo i właściciel zakładu potrzebował pomocy. Nie chciał jednak za nią płacić. A gdyby zatrudnił kogoś normalnie, musiałby się liczyć nie tylko z pensją, ale też z odprawą. Wykorzystał więc desperację.
To wydarzenie ostatecznie złamało Malisza, który zdecydował, że jeżeli chce mieć szansę na jakieś zatrudnienie, to musi ukraść pieniądze. Te, przekonywał w śledztwie, miały pójść na łapówkę, która pozwoliłaby otrzymać pracę w jakimkolwiek miejscu. Podobno nie chciał nikogo zabić. Jednak zabił.
Wydzieranie winy
Proces przyciągnął wielką uwagę. Za jego sprawą do dziś zachowały się m.in. fotografie obrazów Jana Malisza, które możemy wam pokazać.
Początkowo największe zainteresowanie przyciągała jednak liczba ofiar oraz to, że w potrójnym morderstwie udział brała kobieta. Z czasem relacje zdominowało jednak uczucie Maliszów i to, że każde z oskarżonych winę brało na siebie. Malisz mówił, że jego żona nikogo nie zabiła, była tylko pechową obserwatorką. Maliszowa deklarowała, że to ona pociągnęła za spust. Malisz mówił: „Teraz nie gram przed wami żadnej roli. Wierzcie mi, że nic nie gram. Błagam was o jedno – darujcie życie mojej żonie. O sobie nie mówię, bo już nie żyję dawno. Wtenczas, gdy zdałem sobie sprawę, że zabiłem sześć osób, ich czworo, żonę i matkę, przestałem żyć. Zróbcie ze mną, co chcecie, tylko jej darujcie. Zrozumcie, trup was prosi. Niech ona żyje. Gdyby była na drodze swej spotkała kogoś innego, nie mnie, nie doszłoby do tego. Żona kocha mnie do szaleństwa. Ja mordowałem. Darujcie jej. O nic więcej nie proszę.” Maliszowa prosiła o karę: „Nie dlatego, że ja strzelałam, że ja biłam, że popełniłam cały szereg rzeczy, winnam być karana, ale za to, że ja byłam moralnym bodźcem, który pchnął go do zbrodni. (…) Proszę tylko o jedną rzecz – miejcie litość nad nim. On jest chory, ja jestem zdrowa i mogę w całej pełni odpowiadać za to, co zrobiłam. On tylko dla mnie i przeze mnie został zbrodniarzem”.
Oboje skazano na śmierć. Maliszową w ostatniej chwili ułaskawił prezydent Ignacy Mościcki. W więzieniu spędziła sześć lat, do 1939 roku, kiedy napaść Niemców na Polskę otworzyła bramy zakładów karnych. Wróciła do Krakowa. Zmarła w 1946 roku. Uwagę zwraca tempo procesu. Maliszów zatrzymano w październiku. Wyrok zapadł na początku listopada. Karę wykonano po 24 godzinach. Wymiar sprawiedliwości działał wtedy dużo szybciej niż teraz.
Likwidacja „Tajnego Detektywa”
Pokłosiem procesu była też likwidacja niezwykle poczytnego magazynu „Tajny Detektyw”. Było to wydawnictwo Ilustrowanego Kuriera Codziennego, dziecko legendarnego Mariana Dąbrowskiego, w którym rozpisywano się o przestępstwach i wydarzeniach z sal sądowych. Nowoczesna redakcja, forma oraz ciekawie podane treści zapewniały mu ogromną popularność. Towarzyszyły jej jednak liczne zarzuty dotyczące tego, że gazeta stanowi w praktyce poradnik dla początkujących przestępców. Redakcja broniła się zwracając uwagę, że chodzi głównie o tych, których złapano, więc artykuły pełnią rolę odstraszającą. To na długo wystarczało i gazeta mogła wychodzić.
Zmienił to proces Maliszów, którzy zeznali, że pomysł na napad zaczerpnęli z „Tajnego Detektywa”, który opisał zabójstwo listonosza w Toruniu. Maliszowie przeczytali artykuł i uznali, że mogą taki napad przeprowadzić lepiej. To wywołało dyskusję, której efektem były apele o zaprzestawanie jej wydawania i zamknięcie gazety.
***
Korzystałem m.in. z “Pitavala Krakowskiego” Janusza Szwaji, Stanisława Salmonowicza i Stanisława Waltosia.
***
Tworzenie tekstów o historii Krakowa możesz wesprzeć na Patronite.pl.
–3 komentarze–
[…] Czytaj także: Morderstwo, przez które zamknięto poczytną gazetę. Bezrobotny malarz zabił trzy osoby […]
[…] Czytaj także: Morderstwo, przez które zamknięto poczytną gazetę. Bezrobotny malarz zabił trzy osoby […]
[…] Czytaj także: Morderstwo, przez które zamknięto poczytną gazetę. Bezrobotny malarz zabił trzy osoby […]