Najstarsza sprzedawczyni w Krakowie. Pani Janina ma 92 lata i ciągle pracuje
Sklep ze sprzętem elektrycznym i obuwiem przy ulicy Kalwaryjskiej jest wyjątkowy nie tylko ze względu na swój asortyment, ale przede wszystkim właścicielkę. Janina Bajek ma 92 lata i prowadzi biznes w Podgórzu od 46 lat. Nie planuje zaprzestania pracy, za to chętnie zaśpiewałaby jeszcze na weselu swoich prawnuczek, aktualnie piętnastoletnich.
Karolina Gawlik: Tyle o pani słyszałam i wreszcie do pani trafiłam!
Janina Bajek: Pani to chyba jest niewiele starsza od moich prawnuczek, ciekawe.
Nie sądzę, ale dziękuję. Bardziej ciekawi mnie prababcia, która nie jest na emeryturze.
Bo ja kocham pracę! Pewnie dlatego, że zaczęłam pracować, gdy miałam dziewięć lat. Ojciec poszedł na wojnę, więc trzeba było się wziąć do roboty.
Jaka była pierwsza praca?
Sprzedawałam szczaw, który zbierałam nad Rudawą. Później koleżanki przynosiły mi dętki do roweru, składałam je z wentylami i sprzedawałam. Kupowałam też dętki samochodowe, cięłam na krótkie, cienkie, żeby nadawały się do piłeczek, majtek, na podwiązki. Wojna, nic przecież wtedy nie było. Oprócz tego zbierałam do domu węgiel, który wyrzucali kolejarze na tory. Jak już byłam na starsza, chodziłam po wsiach i sprzedawałam sacharynę, tytoń, włóczkę, podeszwy pod buty…. To wszystko miałam w plecaku jako dwunastoletnia dziewczynka. Działałam na zasadzie handlu wymiennego. Biedni byli ci ludzie, chaty ledwo stały, wszędzie błoto po kolana, a nigdy mnie nie oszukali.
Dwunastoletnia dziewczyna i takie doświadczenie w handlu… Chyba długo mogłybyśmy wyliczać wszystkie Pani prace?
Oj tak. Później miałam stoisko na placu, pracowałam na ampułczarni, w legendarnym klubie densingowym Kaprys, szkoliłam w związkach zawodowych…
A ten sklep, w którym się spotykamy?
Prowadzę go od 46 lat. Dawniej ta ulica się nazywała się Pstrowskiego. Sprzedawałam wtedy inny asortyment, głównie dla dzieci – czapeczki do chrztu, buciki, kapelusiki, rajstopy… Dzieliłam lokal z fryzjerką, ale gdy ona się wyprowadziła, zrobiłam tu dodatkowo sklep kosmetyczny “Gracja”, stąd dzisiejsza nazwa. Przyszedł jednak na Kalwaryjską Rossmann, nie miałam szans z ich asortymentem, więc się przebranżowiłam.
Szacunek, że się pani nie poddała, tylko zmieniła branżę.
Teraz też bym to chętnie zrobiła i z obuwniczego zrobiła sklep elektroniczny, choć nie znam się na elektronice tak, jak na elektryce. Problem w tym, że mam za dużo obuwniczego towaru. Może uda się komuś, kto kiedyś przejmie sklep.
Właśnie, czemu akurat elektryka?
Kiedyś ludzie kupowali za granicę mnóstwo spinek, kolczyków, ozdób; świetnie to szło, ale później przestało. Kiedy więc zamknął się okoliczny sklep elektryczny, ja otworzyłam swój i się sprawdził. Przychodzą do mnie ludzie z całego miasta, bo wiedzą, że znajdą u mnie to, czego nigdzie indziej nie mogą.
Na przykład?
Szkła do lamp, nie ma ich nigdzie w tych supersamach! Sami do mnie posyłają, bo już mnie znają. Mam wszystkie baterie, które istnieją na rynku. Generalnie wszystko, co potrzeba do elektryki – i do starszej, i do nowszej. Ostatnio zaskoczyłam klientkę, bo powiedziała, że “tego to na pewno tu nie znajdzie”, a ja właśnie to miałam. Czasem muszę wytłumaczyć jakiemuś mężczyźnie, jak coś włączyć, nie ma problemu.
Skąd się pani zna na tej elektryce?
Przez tyle lat to od samego zamawiania towaru człowiek się wprawia w temat, nawet jak nie jest elektrykiem z zawodu. Wszystkiego można się w życiu nauczyć. Jakbym była młodsza to i elektroniki bym się nauczyła.
Opłaca się ten biznes?
Z tym opłacaniem bywa ciężko, ale ja mam emeryturę, która mi wystarcza, więc nawet jak zabraknie w sklepie, mogę do niego dołożyć. Sprawa wygląda tak, że mam 92 lata i pracuję, bo lubię. A mnie lubią ludzie, rozmawiają ze mną, machają mi z ulicy. Poza tym, co ja będę robić w domu? Mam olbrzymie mieszkanie, mieszkam w nim sama, musiałabym chyba chodzić od okna do okna. W sklepie mam zajęcie, muszę pilnować czego brakuje, co mam zamówić, z której hurtowni.
Są rzeczywiście takie miesiące, że trzeba dołożyć do sklepu?
Czasem trzeba, jak wtedy, gdy był ten wirus… Dofinansowania nie dostałam, bo mam inne źródło dochodów, czyli właśnie moją emeryturę. Ale jakoś przetrwałam, samego wirusa zresztą też. Zaraziłam się nim w szpitalu. W “Fakcie” widniał później nagłówek, że najstarsza sprzedawczyni w Polsce pokonała wirusa!
[ Głos sprzedawczyni, gdy pani Janina idzie po egzemplarz gazety: “Jak nas coś boli to głośno nie mówimy, bo aż głupio przy takiej energicznej szefowej. Jakby ją pani czasem na drabinie zobaczyła… ]
Jak pani ocenia ulicę Kalwaryjską, jako przestrzeń do prowadzenia biznesu? Różne są opinie o tym, jak ją komunikacyjnie ułożyć.
Rzeczywiście Kalwaryjska nieco umarła, przede wszystkim dlatego, że się zlikwidowały stare sklepy. Najpierw czekaliśmy na otwarcie mostu, ze dwa lata go robili, więc ludzie nie przychodzili. Jak skończyli most, przyszedł wirus. Ale sama nie wiem, co by tu pomogło, bo wszędzie jest ciężko w handlu, bo wszystko coraz bardziej drożeje. Ja widzę, jak ludzie biorą najtańsze żarówki, najtańsze baterie, bo nie mają pieniędzy. Krakowska, Stradom, tam przecież też stoją puste lokale.
Ma pani takich klientów, którzy przychodzą do sklepu od zawsze?
Naturalnie, nawet takich co się wyprowadzili gdzieś indziej, a dalej przychodzą! Niejeden klient przyjdzie się pożalić na choroby, podzielić się wieściami z życia. Wysłuchuję. Jak przychodzi za mnie wnuczka, klienci się martwią, że mnie nie ma. Jeden dzień odpoczynku, a oni już wypytują! I cieszą się, gdy wracam. Młodzi ludzie też bardzo miło do mnie podchodzą. Zresztą, ja też wszystkich klientów pamiętam i zaczynam się martwić, gdy kogoś dłużej nie widzę. Kontakt z ludźmi trzyma przy życiu, jest najważniejszy. My potrzebujemy być w stadzie! Samotny człowiek to niedobra sprawa… Tak to więc wygląda, że klient kupi żarówkę za trzy złote, ale za to porządnie się wygada.
Co się najbardziej zmieniło w handlu przez 46 lat?
Kiedyś miałam tutaj pięciu szewców, którzy robili mi buty, teraz mam jednego. Reszta to chińszczyzna. Zrobienie butów przez szewca kosztuje, a z Chin przychodzi masówka. Rzemieślnik tego nie wytrzyma. Kiedyś sprzedawałam 50 par butów, a teraz bywa, że ani jednej. Chińszczyzna wszystkim dała w kość, nie tylko mnie. Tylko kilka rodzajów produktów mam polskich, reszta wszystko chińskie. Ciężko tego uniknąć, bo to można znaleźć w hurtowniach. Wielu naszych producentów się wycofało, bo nie dało rady konkurować. Jak producent ma wytrzymać, skoro lampy polskie sprzedaję za 35 – 40 złotych, a takie same chińskie kosztują 18? Ale ja muszę mieć obie opcje, w zależności od potrzeb klienta.
Do kiedy pani będzie prowadzić ten sklep?
Dopóki się da. Jak byłam w szpitalu z tym wirusem, to obok mnie umierali młodzi ludzie i ja też byłam przygotowana, że umrę. Ale tak się nie stało. Kazali mi zostawać w łóżku, a ja i tak wstawałam, jeszcze innym pacjentom pomagałam.
Słucham tak pani i jednak zadam standardowe pytanie, choć chciałam go uniknąć: jaka jest recepta, żeby tak działać, mając ponad 90 lat?!
Trzeba po prostu cieszyć się życiem. Bardzo lubię śpiewać i tańczyć.
Co pani lubi śpiewać?
Wszystko, bardzo dużo piosenek znam z czasów Kaprysu, gdy tam pracowałam. Ostatnio najbardziej chodzi mi po głowie:
“Piosnkę znam tylko jedną, piosnkę z bajki i snu
Serce mam tylko jedno, które do ciebie biegło aż tu
Serce razem z piosenką złożę u twoich stóp
Wtedy śliczna panienko na zawsze złączy nas ślub”
Ostatnio oznajmiłam rodzinie, że chcę tańczyć na weselu swoich prawnuczek, a one mają dopiero piętnaście lat.
To akurat będzie piosenka na ten ślub. Przecież na razie czuje się pani, jak widzę, całkiem nieźle.
Jak najbardziej! Pracuję, mieszkam sama, po pracy idę sobie coś fajnego kupić, żeby później sobie ugotować. Dobre życie.
***
Zapraszamy też do innych tekstów z cyklu Krakowski Biznes, który przygotowujemy ze stowarzyszeniem Kraków dla Mieszkańców. Przeczytacie w nim między innymi o sklepach zero waste i ekologicznym, który znajdziecie na Żabińcu. Ale też o tym, jak po 30-tce zostać stolarzem, rowerach naprawianych przez ludzi w kryzysie bezdomności i o najlepszych, a do tego wegańskich, frytkach w Nowej Hucie, które robią ludzie z zespołem Downa.
—
Zdjęcia: Karolina Gawlik
–1 Komentarz–
[…] u nas także o sklepie przy ulicy Kalwaryjskiej, która od wielu lat prowadzi 92-letnia Janina Bajek. Serwisie rowerowym, który oferuje usługę door to door i tym, jak wybrać i gdzie kupić siatkę […]