Kraków walczy o Zieloną Stolicę z pomocą potiomkinowskiej ścieżki rowerowej?
Nie ma chyba bardziej wschodniego konceptu dotyczącego tego, jak sprawować władzę dobrze niż wioska potiomkinowska. Dziś wygląda na to, że w Krakowie doczekaliśmy się odświeżenia pomysłu i mamy potiomkinowskie ścieżki rowerowe. Z pomocą których próbujemy oczarować jury konkursu na Zieloną Stolicę.
Dla przypomnienia:
Wioska potiomkinowska to określenie, które pochodzi od rosyjskiego gubernatora Grigorija Potiomkina. “Potiomkin” – za Wikipedią – “w 1787 roku zorganizował dla cesarzowej Rosji Katarzyny II i jej dworu przejażdżkę w dół Dniepru, w celu pokazania, jak wielki sukces książę odniósł podczas kolonizacji prowincji świeżo wydartej Turkom osmańskim. W jej trakcie, aby wywrzeć na władczyni dobre wrażenie, Potiomkin miał rzekomo zmontować kilka przenośnych ‘wiosek’ rozmieszczonych w ważniejszych punktach wzdłuż brzegu rzeki. Gdy cesarska łódź pojawiała się w polu widzenia, przebrani za wieśniaków ludzie Potiomkina zaczynali wznosić radosne okrzyki na cześć carycy i towarzyszących jej zagranicznych ambasadorów.”
Przy czym trzeba wspomnieć, że nie brakuje historyków, którzy uważają, że historia jest w znacznej części mitem. Między innymi dlatego, że Potiomkin miał wioski dekorować, ale zupełnie się z tym nie krył, bo nie musiał.
W carskiej Rosji wystarczały bowiem pozory. Jak wyglądało, że coś jest, to już nikt się nie czepiał.
Potiomkinowska ścieżka rowerowa na Grzegórzeckiej?
I teraz wygląda na to, że koncept wiosek potiomkinowskich, w których nieważne jak jest, byle wyglądało, że jest dobrze, został reanimowany we współczesnym Krakowie. Według doniesień prasowych (rękę na pulsie trzyma tutaj szczególnie portal LoveKrakow.pl) w naszym mieście pojawiła się bowiem potiomkinowska ścieżka rowerowa.
Chodzi oczywiście o drogę dla rowerów na Grzegórzeckiej, którą – jak deklarowano – zrobiono by ulżyć krakowianom w podróżach w czasie pandemii COVID-19. I która – jak deklarowano później pokazując obliczenia – okazała się sukcesem. Ale którą mimo to ostatecznie zdecydowano się zlikwidować, chociaż nie od razu.
Jej realizacja była ważna z punktu widzenia konkursu na Zieloną Stolicę Europy. Rowery odgrywają w nim dużą rolę, a w ubiegłym roku informowano, że to właśnie część im poświęcona mogła zdecydować o tym, że nie weszliśmy do finału. Zadbano więc o to, by w kolejnej aplikacji było co wpisać.
Czytaj także: Kraków przyłapany na dopingu. Czy miasto przeprosi innych uczestników konkursu na Zieloną Stolicę?
Ostatnio zdecydowano jednak, że trzeba ją zlikwidować. Pierwotnie – według doniesień prasowych – miano to zrobić do końca sierpnia. Później LoveKrakow poinformował, że ścieżka prawdopodobnie zostanie, bo “Kraków ubiega się o tytuł Zielonej Stolicy 2023, a zdjęcia ścieżki rowerowej na ulicy Grzegórzeckiej oraz opis zmian znalazły się w dokumentacji przesłanej jury. W ocenie części urzędników likwidacja drogi dla rowerów mogłaby pozbawić miasto szans w walce o to wyróżnienie.”
Wygląda na to, że ostatecznie narodziło się prawdziwie potiomkinowskie rozwiązanie.
Ścieżka zostanie zlikwidowana, ale już po zakończeniu gali finałowej konkursu na Zieloną Stolicę Europy.
Ta odbędzie się 9. września. A ścieżka ma zniknąć 15. września.
To oznacza, że w dzień finałowej gali będzie. A tydzień później już jej nie będzie.
Być może przy Grzegórzeckiej staną za to chorągiewki, które obwieszczą zwycięstwo w konkursie.
Zarząd dróg obsuwę w likwidacji ścieżki tłumaczy deszczem.
***
Na to, że droga dla rowerów na Grzegórzeckiej została wpisana do aplikacji konkursowej uwagę zwróciło stowarzyszenie Kraków Miastem Rowerów. Jego stanowisko znajdziecie na stronie KMR – TUTAJ.