“Samochodoza” to wina województwa, a nie magistratu [POLEMIKA]
Z ogromną uwagą przeczytałem ciekawy artykuł redaktora Tomasza Borejzy „“Samochodoza” gromi Ekipę Majchrowskiego. W pół roku w Krakowie przybyło ponad 24 tys. aut”. Autor celnie zauważył, że działania magistrackich urzędników nastawionych na redukcję liczby aut na krakowskich drogach nie tylko nie przynoszą skutków, ale z roku na rok jest coraz gorzej. Mimo iż jestem bardzo krytyczny wobec obecnego prezydenta, nie mogę się jednak zgodzić z tezą, że za wzrost liczby samochodów odpowiada magistrat. W części zapewne tak, ale największe zaniedbania ma tu marszałek Kozłowski i jego dyrektor departamentu transportu Michał Pierzchała, którzy wbrew europejskiej praktyce nie stworzyli sprawnej sieci autobusów wojewódzkich i transgranicznych i oszczędzają na transporcie publicznym, stawiając na budowę dróg wojewódzkich i obwodnic.
Autobusy wojewódzkie, których de facto nie ma
Urząd Marszałkowski oraz marszałkowscy urzędnicy odpowiedzialni za transport publiczny – to wielcy nieobecni krakowskiej debaty medialnej o korkach, wyzwaniach klimatycznych i zrównoważonym transporcie. Stolica Małopolski nie żyje bowiem w oderwaniu od swojego regionalnego i zagranicznego otoczenia. Krakowianie potrzebują się przemieszczać nie tylko po swoim mieście, ale również czasem z niego wyjechać, dojeżdżając do Zakopanego, w Gorce, na wycieczkę na Jurę czy w słowackie Tatry lub Małą Fatrę, a także do Koszyc, Budapesztu i Wiednia. I tak jak obowiązkiem miasta jest zapewnienie możliwości podróży autobusami po Krakowie, tak ustawowym zadaniem marszałka jest stworzenie sprawnej sieci autobusów wojewódzkich oraz transgranicznych, będących regionalnym odpowiednikiem komunikacji miejskiej.
Czym są autobusy wojewódzkie? Zgodnie z ustawą o publicznym transporcie zbiorowym, wojewódzka linia autobusowa użyteczności publicznej to ta, która łączy co najmniej dwa powiaty w ramach jednego województwa oraz w relacjach transgranicznych (w naszym przypadku ze Słowacją, w przypadku Podlasia – z Litwą, Lubuskiego – z Niemcami itp.). Organizacja i finansowanie tego typu linii należy do podstawowych zadań własnych marszałka i podobnie jest również w innych krajach Europy (np. na Słowacji i w Czechach autobusy regionalne należą do zadań własnych tamtejszych krajów samorządowych, będących odpowiednikami naszych województw). O ile jednak w Czechach, Słowacji, Niemczech i Austrii samorządy szczebla regionalnego (w krajach niemieckojęzycznych również powiatowego) wywiązują się z tych obowiązków i autobusy dojeżdżają tam często, praktycznie do każdej wsi, to z niezrozumiałych względów w Małopolsce jest inaczej. Za czasów PO-PSL autobusów marszałkowskich nie było prawie wcale (z wyjątkiem ALD – autobusowych linii dowozowych do kolei), a obecnie pod rządami Witolda Kozłowskiego z PiS co prawda uruchomiono kilkadziesiąt połączeń, ale w porównaniu z sąsiednią Słowacją nadal jest to kpina z komunikacji publicznej. To zaledwie kilka kursów dziennie, realizowanych ciasnymi busami zamiast tak jak na Słowacji komfortowymi autobusami, bez marketingu transportu publicznego, bez kontaktu urzędników ze społeczeństwem.
Małopolska ma 3,4 miliona mieszkańców, przeznacza na dotacje do autobusów zaledwie 0,5% budżetu województwa i wystarcza to na uruchomienie mniej niż 50 niskiej jakości połączeń na całe województwo (dane za 2020 rok). Nasi sąsiedzi: Kraj Żyliński i Kraj Preszowski, mimo mniejszej liczby mieszkańców (700 i 800 tysięcy) przeznaczają na autobusy 5 – 7% swojego budżetu i uruchamiają siatkę po około 200 komfortowych linii w każdym z regionów. A i to jest uważane za niewystarczające, dlatego w Kraju Preszowskim powołano wspólnie z Krajem Koszyckim nową jednostkę IDS Vychod, mającą na celu wzmocnienie transportu autobusowego – co zresztą się już dzieje.
Krytykując magistrat, bądźmy sprawiedliwi i oceńmy również Urząd Marszałkowski
Osoby mnie znające wiedzą, że można mi zarzucić wszystko, ale nie to, że jestem fanem ekipy Jacka Majchrowskiego. Sam również mam wiele zastrzeżeń do krakowskiej komunikacji publicznej, zwłaszcza że mam porównanie z Gdańskiem, gdzie funkcjonuje to dużo lepiej, a bilety są dużo tańsze. Wielokrotnie krytykowałem postawę magistrackich urzędników, którzy torpedowali inicjatywy budowy przystanków SKA na Małej i Dużej Obwodnicy Kolejowej Krakowa i linii nr 947 do Łęgu, krytykowałem miasto za brak chodników na osiedlach peryferyjnych. Nadal nie mogę pojąć, jak można było do tego dopuścić i tego problemu nie dostrzegać.
Ale przy tym wszystkim musimy być sprawiedliwi i obiektywni w swojej ocenie. Krakowskie autobusy samorządowe można krytykować za wiele kwestii: że są za drogie, że stoją w korkach, że przejazd z jednego końca miasta na drugi zajmuje nieraz półtorej godziny, więc nic dziwnego, że w tej sytuacji ludzie wybierają auto. To wszystko prawda, ale istotne jest też co innego: w Krakowie autobusy miejskie SĄ i pokrywają praktycznie całe miasto, w Małopolsce samorządowych autobusów wojewódzkich NIE MA, są jedynie w szczątkowej formie i nie zapewniają Małopolanom (w tym Krakowianom) możliwości dotarcia transportem publicznym w ważne dla nas miejsca.
To przez brak autobusów wojewódzkich i transgranicznych krakowianie muszą mieć samochód
Słuszna wydaje mi się ocena, że starania miejskich dyrektorów Łukasza Franka i Łukasza Grygi, aby krakowianie zrezygnowali z posiadania auta, są piękną utopią, która nie przynosi zamierzonych efektów. Liczby nie kłamią – mimo tych wszystkich „klimatycznych kwartałów” i „tarcz dla mobilności” samochodów przybywa, zamiast maleć, co słusznie wypunktował redaktor Tomasz Borejza. Zastanówmy się jednak, czy to na pewno wina miasta, że nawet ci Krakowianie którzy nie chcą mieć auta, i tak robią prawo jazdy to auto w końcu kupują, a później nim jeżdżą, nawet jeśli głoszą proekologiczne poglądy. W tym celu weźmy pod lupę typowego krakowskiego progresywnego 30-to lub 40-latka, o przeciętnych lub wyższych zarobkach i dużej wrażliwości ekologicznej, otwartego na świat, na aktywność fizyczną i kontakt z zagranicą, co w krakowskich realiach oznacza częste wycieczki w góry i na Słowację – jedynego zagranicznego sąsiada Małopolski.
Otóż taki krakowianin transportem publicznym w europejskim standardzie jest w stanie dotrzeć jedynie do Zakopanego, Myślenic i zaledwie w kilka innych miejsc – ale już nie dojedzie na szlak na Babią Górę, na Małą i Wielką Fatrę, w Pieniny, Góry Choczańskie czy na Pustynię Błędowską. Skoro mówimy tu o krakowianinowi o progresywnych, proekologicznych poglądach, możemy raczej założyć, że Zakopane nie jest dla niego i raczej będzie szukał alternatyw, pozbawionych kiczu, komercji i smogu. Wybór jest oczywisty: bardziej ekologiczne, mniej zatłoczone, pozbawione smogu Tatry Słowackie, Mała Fatra, Wielki Chocz lub Tatry Niżne, albo odległe zakątki małopolskich Beskidów, do których jednak cywilizowany transport również nie dojeżdża.
Najważniejszą zaletą Krakowa jest to, że leży blisko Tatr i innych gór, stąd też ludzie oczekują, że będą mogli rano wyjechać z Krakowa transportem publicznym lub samochodem, pochodzą po polskich lub słowackich Tatrach, a następnie tego samego dnia wrócą późnym wieczorem do domu. I tu zaczyna się problem: dojazd transportem publicznym na szlak nie jest niestety możliwy, mimo że starania i apele strony społecznej w tej kwestii trwają już od 2013 roku.
Co w tej sytuacji robią ci proekologiczni, progresywni, aktywni krakowianie, którzy najchętniej zrezygnowaliby z samochodu zgodnie z zaleceniami dyrektorów Franka i Grygi? A jakże, kupują samochód, robią prawo jazdy i nim jeżdżą. Nie dlatego, że chcą, tylko nie mają wyjścia. I nie z winy magistratu, ale dlatego, że ze swoich obowiązków nie wywiązał się marszałek Kozłowski i dyrektor Pierzchała, a prawie nikt spośród krakowskich mediów i aktywistów ich z tego nie rozlicza.
W Bawarii i Tyrolu nie trzeba mieć samochodu. Autobusem dojedziemy w Alpy i do sąsiedniego państwa
Krakowska debata publiczna jest pełna odniesień do „progresywnych” wzorców z zagranicy, powołujemy się na przykłady Amsterdamu, Kopenhagi czy nawet amerykańskiej Bogoty. Zadziwiające w tym wszystkim jest to, że te wszystkie zagraniczne wzorce traktujemy wybiórczo, analizując jedynie rozwiązania z zakresu polityki miejskiej, a całkowicie pomijając politykę regionalną i transgraniczną. I to gdzie – w wielkiej, otwartej na świat, międzynarodowej metropolii, pełnej korpo i uniwersytetów, stolicy przygranicznego regionu. Przygranicznego ze Słowacją Krakowa, który mógłby choć czasem swoją przygraniczność dostrzec i się nią zainteresować – zapewniając dojazd transportem publicznym również na Słowację, a przynajmniej inicjując debatę publiczną na ten temat, może choćby powołując z inicjatywy Łukasza Franka zespół roboczy temu poświęcony.
Otóż na tle Europy Kraków jest raczej wyjątkiem, a nie regułą. W Monachium można żyć bez samochodu i bez problemu dojedziemy lokalnymi pociągami lub autobusami w pobliskie Alpy, w tym również austriackie. Mamy do dyspozycji zarówno połączenia kolejowe i dalekobieżne połączenia Flixbusa relacji Monachium – Garmisch-Partenkirchen – Mittenwald – Innsbruck, jak i lokalne transgraniczne autobusy łączące niemieckie i austriackie Alpy, uruchomione przez tamtejsze samorządy. Górnobawarski Związek Transportowy ma w swojej ofercie lokalne dotowane przez samorząd autobusy w niemieckich Alpach, ale część linii zajeżdża też do Austrii. Z kolei samorząd Tyrolu organizuje lokalny transport w postaci sieci żółtych autobusów samorządowych kursujących pod marką RegioBus, dojeżdżają one praktycznie do każdej wioski w okolicach Innsbrucku, a niektóre linie zajeżdżają do niemieckiej Bawarii.
Samochodu nie trzeba mieć też w Bratysławie, bo tam nie tylko jest wspólny bilet na komunikację miejską i pociągi, ale też co godzinę jeżdżą pociągi i autobusy do sąsiedniego Wiednia. Przez wiele lat samorząd Bratysławy finansował autobusy aglomeracyjne do austriackiego Hainburga i węgierskiej Rajki. Ta normalna europejska rzeczywistość jest nie do pomyślenia w Krakowie i Małopolsce, które zachowują się tak, jakby transport publiczny trzeba było zapewnić tylko w granicach stolicy województwa i ewentualnie na liniach aglomeracyjnych i kilkunastu liniach kolei regionalnej (tu akurat nie mam zastrzeżeń – Koleje Małopolskie działają całkiem nieźle i rozszerzają swoją ofertę, ale nie wszędzie są przecież tory).
Kiedy rezolucja władz miasta do marszałka?
Jeżeli w temacie poruszonym przez redaktora Borejzę mógłbym mieć jakieś pretensje do krakowskiego magistratu – to głównie o to, że całkowicie zignorował opisany w tej polemice problem braku autobusów wojewódzkich i transgranicznych. Nie wywiązywanie się marszałka ze swoich obowiązków jest tak rażącym zaniedbaniem, że Łukasz Franek, Łukasz Gryga, prezydent Jacek Majchrowski, jego zastępca Andrzej Kulig i radni wszystkich klubów już dawno powinni bić na alarm. O tym, że czasem potrafią, świadczą apele i rezolucje kierowane przez władze miasta i polityków PO do marszałka Kozłowskiego w sprawie Igrzysk Europejskich, a konkretnie przyznania obiecanych inwestycji. Dlaczego zatem nie ma takich działań w odniesieniu do wojewódzkich i transgranicznych autobusów?
Zresztą, w tej kwestii inicjatywa wcale nie musi wyjść od radnych prezydenckiego „Przyjaznego Krakowa”, pole do popisu mają tu również kluby radnych PO, Nowoczesna oraz Kraków dla Mieszkańców. Mam na myśli rezolucję Rady Miasta skierowaną do marszałka Kozłowskiego i dyrektora Pierzchały, z apelem o wzmocnienie autobusów wojewódzkich i uruchomienie autobusów transgranicznych. Do tego wystarczy pięć podpisów radnych miejskich lub inicjatywa dowolnego klubu radnych. Od czegoś trzeba zacząć, a taka rezolucja może być dobrym początkiem zmian, które ucywilizują krakowski i małopolski transport. Parafrazując klasyka: to jak, pomożecie?
***
Autor jest ekspertem w zakresie transgranicznych połączeń autobusowych pomiędzy Polską, Niemcami, Austrią, Czechami i Słowacją, badaczem regionalnych połączeń autobusowych w Europie Środkowej i krajach niemieckojęzycznych, założycielem Inicjatywy Obywatelskiej „Polska – Słowacja – autobusy”, korespondentem słowackich mediów w Polsce i właścicielem portalu TatrySkate. Z jego analizą „Transport publiczny na Słowacji jako inspiracja dla Polski” można się zapoznać pod linkiem: http://tatryskate.eu/?p=3654
–0 Komentarz–