Pomysł przywieźli z emigracji. Ich produkty podbiły krakowskie place targowe
– My się po prostu chcemy cieszyć jedzeniem, dlatego naszym mottem jest to, że nigdy nie sprzedalibyśmy czegoś, czego sami nie postawilibyśmy u siebie na stole. To jedzenie musi być uczciwe, zdrowe a my chcemy się nim dzielić – mówią Monika i Marcin właściciele marki Oliwki Etc.
Joanna Urbaniec: Skąd pomysł na oliwkowy biznes w Krakowie?
Marcin: Trochę z przypadku, a trochę tak nas los nakierował. Mieszkaliśmy kilka lat w Irlandii i tam poznaliśmy środowisko ludzi, którzy zajmowali się gastronomią i jedzeniem. Ale w wydaniu rzemieślniczym, czyli sami je przygotowywali i sprzedawali. Jednym słowem pasjonaci.
Poznaliśmy Panią z północy Irlandii, która robiła pyszne sery owcze i kozie, Czecha, który wypiekał wspaniały chleb, dziewczynę z Hiszpanii od pysznej tortilli. Obracaliśmy się w towarzystwie osób, które gotowały i przyrządzały produkty top, czyli przede wszystkim zdrowe i naturalne. Jeździliśmy i spotykaliśmy się z nimi na farmer marketach, które są odpowiednikiem krakowskich placów targowych, a te przecież mają bardzo długą tradycję. Zatem od samego początku wiedzieliśmy, że te place to będą miejsca dla nas i dla naszych oliwek.
Monika: Tak, jak lubimy dobre jedzenie, lubimy również podróżować, więc nasze wakacje są zazwyczaj kulinarne. W ten sposób poznajemy nowe smaki i przy okazji ciekawych ludzi. Nie chodzi tutaj o to, żeby się najeść, ale cieszyć się i smakować nowych potraw. Tak też trafiliśmy na oliwki różnych odmian, bo przecież oliwki to nie tylko dwa rodzaje – czarne i zielone – ale przeróżne odmiany w Grecji, Hiszpanii, Francji, Włoszech czy Maroko. Jednym słowem dolce vita, czyli filozofia dobrego smaku i dumanie nad smakami.
My się po prostu chcemy cieszyć jedzeniem, dlatego naszym mottem jest to, że nigdy nie sprzedalibyśmy czegoś, czego sami nie postawilibyśmy u siebie na stole. To jedzenie musi być uczciwe, zdrowe a my chcemy się nim dzielić.
A jak trafiliście tu – na Plac na Stawach i Stary Kleparz?
Marcin: Wróciliśmy do Polski 10 lat temu już z pomysłem na siebie, czyli z naszymi oliwkami. Był to dobry czas, bo budziła się wówczas świadomość o zdrowym, wartościowym jedzeniu. To był też moment, gdzie po raz pierwszy pojawiły się w Polsce, a dokładnie w Warszawie, targi śniadaniowe, które zrzeszały ludzi szukających jedzenia inne niż sklepowe. W Krakowie zaczął działać Art&Food Bazar, który odbywa się w wakacyjne niedziele na Starym Kleparzu, a my od początku jesteśmy jego stałą częścią.
Monika: Ale jeśli chodzi o sam początek w Krakowie, to zaczęliśmy wystawiać się w jeden dzień w tygodniu – w czwartki – na Starym Kleparzu i tak z tygodnia na tydzień funkcjonowaliśmy. Zostaliśmy szybko zauważeni, więc zainteresowanie było większe i obstawialiśmy również soboty, a po jakimś czasie doszły wtorki. Dochodziły też nowe miejsca. I tak powolutku się rozkręcaliśmy. Sprzedawaliśmy oliwki, hummusy, pesto i sałatki.
Minęło 10 lat, a wy dalej macie oliwki, humusy, pesto i sałatki.
Monika: Tak, bo są to nasze bazowe produkty. Ale teraz mamy o wiele większy wybór każdego z nich. Staramy się wprowadzać co jakiś czas nowe wersje hummusów, robimy sezonowe pesto (na przykład ze świeżego czosnku niedźwiedziego na przełomie kwietnia i maja). Czasem jakiś tymczasowy w założeniu produkt zostaje z nami na stałe, bo tak bardzo przyjął się wśród klientów. Tak było na przykład z pesto z papryki grillowanej i orzechów włoskich. A po tylu latach najbardziej cieszy, jak klient wraca i mówi, że nasze produkty smakują tak samo jak dawniej, gdy kupował je na początku naszej przygody. To zasługa przede wszystkim naszych stałych dostawców.
A w jaki sposób ich dobieracie?
Marcin: Tutaj nie ma reguły, czasami gdzieś specjalnie jedziemy, żeby spróbować, zdarza się, że zaprzyjaźnieni producenci podrzucają na test jakiś produkt. Opieramy się głównie na ludziach, z którymi współpracujemy już od 10 lat. Mamy do nich pełne zaufanie, bo wiemy, że są fachowcami w swojej dziedzinie. Nawet jeśli coś pojawia się nowego na rynku i cena jest zachęcająca, często są to rzeczy, które odbiegają jakościowo od tych, jakie my oferujemy.
Gdzie Was można spotkać bo nie tylko Stary Kleparz i Plac na Stawach?
Monika: Staramy się być w różnych częściach Krakowa i są to głównie place targowe, czyli Stary Kleparz, Plac na Stawach, Plac Nowowiejski przy ulicy Lea – w tych miejscach jesteśmy od wtorku do soboty. Z kolei tylko w soboty jesteśmy na Placu Bieńczyckim i pod Halą Targową. Do tego dochodzi Plac przy Rydla w Bronowicach (we wtorki, piątki i soboty) i Rynek Dębnicki, na który przyjeżdżamy naszym “Oliwkowozem” w soboty i wtorkowe popołudnia. Nasze produkty można też znaleźć na Placu Imbramowskim w piątki i soboty, a na Zabłociu na ul. Przemysłowej mamy swój nieduży sklepik. Uff.. 🙂
Nadal chcemy się rozwijać więc nie zwalniamy tempa i myślimy jeszcze o nowej formie sprzedaży w postaci “oliwkomatów”. Prócz Krakowa można nas spotkać i skosztować w Warszawie na placu targowym w Wilanowie oraz na Hali Mirowskiej w soboty, no i oczywiście na Targach Śniadaniowych, które odbywają się w sezonie letnim w soboty i niedziele.
To jest naprawdę rozbudowany biznes więc muszę zapytać, gdzie to wszystko robicie i czy ktoś wam pomaga?
Marcin: Mamy swoje miejsce w Krakowie, gdzie wytwarzamy nasze produkty. Nic nie podzlecamy, sami wszystko kroimy, przygotowujemy, mieszamy i pakujemy. Na szczęście mamy wspaniałą ekipę, która w większości jest z nami od wielu lat, więc to, co można zobaczyć na naszych stoiskach to efekt pracy ich rąk. Do tego dochodzi nasza świetna ekipa sprzedażowa, którą spotkacie w naszych punktach.
Klienci wracają?
Marcin: Tak, zdecydowanie. Bardzo dużo osób do nas wraca, są to zazwyczaj klienci, którzy mają swoje ulubione typy i przychodzą po konkretne produkty, ale dla nich też staramy się wprowadzać nowości, aby oferta nie była nudna. Dodatkowo, za każdym razem docierają do nas nowi klienci, na początku trochę zaskoczeni różnorodnością naszej oferty.
Udało się wam dobrze wbić w polski rynek, bo był to czas na promowanie wegańskiego jedzenia, a teraz mamy coraz większą świadomość, jak przetworzone jedzenie wpływa na zdrowie.
Monika: Jak najbardziej, bo u nas nie ma rzeczy przetworzonych, wszystko robione jest na oliwie extra virgin, ze świeżymi ziołami. Nasze produkty nie są pasteryzowane, ani utrwalane w żaden sposób, więc data ważności nie jest długa. Ale nam zależy przede wszystkim na tym, aby nasze produkty były zdrowe i smaczne.
To co dokładnie można u was kupić?
Monika: Oliwki w formie wszelakiej albo w ziołach, albo nadziewane, albo po prostu same. Hummus w wielu smakach, pesto – od najbardziej klasycznego pesto bazyliowego z prostym składem, po sezonowe wersje, np. dostępne teraz pesto dyniowe. Robimy też różne dipy na bazie fety lub innych serów kozich i owczych, wegańskie i wegetariańskie sałatki, tapenady i harissy. Mamy też przekąski, jak pomidory suszone, karczochy czy dolmadesy. Ostatnio sprowadziliśmy też z Modeny pyszny 12-letni ocet balsamiczny. Jest w czym wybierać.
A jak na wasze produkty wpływają zmiany jakie zachodzą na świecie, mam na myśli pożary w Grecji i Włoszech, skaczące ceny w czasie pandemii?
Marcin: Niestety wszystko to nas dotyka bezpośrednio – nasze produkty sprowadzane są z krajów, gdzie najczęściej waluta to euro i wszelkie jego zachwiania odczuwamy. Koszty transportu też mają na nas ogromny wpływ. Takie sytuacje jak pożary, susze czy też zarazy w gajach oliwnych są ogromnym problemem. Kilka lat temu właśnie włoskie gaje oliwne na południu były spustoszone przez zarazę, co spowodowało, po pierwsze wzrost ceny oliwek, a po drugie małą ich dostępność. Okazało się, że transporty oliwek do tłoczni musiały być ochraniane przez policję, bo dochodziło do kradzieży na szeroką skalę. Nie zmienia to faktu, że się nie poddajemy i działamy dalej. Mamy super ekipę z którą pracujemy, więc jest to siła napędowa. Póki co świeci słońce, więc lecimy do przodu.
A co Wam najbardziej smakuje w waszym asortymencie?
Monika: Ja jestem wierna klasyce – hummus klasyczny to mój ulubiony produkt. Jeśli połączy się go z suszonymi pomidorami i świeżym chlebem, można się rozpłynąć.
Marcin: Dla mnie bazyliowe pesto to kwintesenscja naszego pomysłu na firmę – świeża bazylia, polski ser Emilgrana, orzeszki piniowe, czosnek, oliwa extra virgin i sól. Tylko i wyłącznie najpotrzebniejsze składniki, żadnych wypełniaczy. Szczerość i prostota.
Najpierw testujecie zanim będziecie sprzedawać. A kto gotuje w domu?
Monika: Kuchnia w naszym domu, to zdecydowanie terytorium Marcina. Świetnie się tam sprawdza i czuje, więc ja absolutnie nie mam potrzeby wchodzić Mu tam w drogę. Ja jestem od degustowania. Taki podział super się sprawdza – polecam 🙂
***
Czytaj także:
–2 komentarze–
[…] Są dobre sklepy. Ten rybny obok mnie jest świetny. Asortyment dobry. Jakość dobra. Ryby od nich są okej. Są też Oliwki ETC. […]
[…] Pomysł przywieźli z emigracji. Ich produkty podbiły krakowskie place targowe […]