Mistrz z Krakowa zrobił szachy dla Stinga
– Zrobiłem szachy, którymi najprawdopodobniej grywa brytyjski muzyk Sting – mówi Łukasz Wiciarz, właściciel sklepu Moje Szachy na krakowskim Podgórzu, gdzie kupisz szachy drewniane rzeźbione.
Jak to się stało, że zająłeś się rzemiosłem?
Zawsze lubiłem wytwarzać różne przedmioty, dłubałem w drewnie, sklejałem modele. Pochodzę z Makowa Podhalańskiego a tam było wielu rzeźbiarzy, nie tylko szachowych. Przy mojej ulicy było ich aż trzech. Trochę mam też drygu w genach, o czym dowiedziałem się stosunkowo późno. Pradziadek był rzeźbiarzem, a nawet zdobywał doświadczenie w Wiedniu. Robił głównie orły i godła państwowe, które teraz zastępowane są plastikami lub metalem.
Próbowałem różnych rzeczy, prowadziłem między innymi biuro turystyczne i jakoś się kręciło aż do momentu, kiedy dostałem od kolegi dłuta. On wyjeżdżał na studia rzeźbiarskie do Gdańska, więc mi je podarował. I tak to się zaczęło 20 lat temu. Początki były trudne, ale się nie poddawałem. Ćwiczyłem i pierwsze, co udało mi się zrobić, to był kot. Mój kot, który wchodził do butów, był pierwszą moją inspiracją. Postanowiłem w jakiś sposób to wykorzystać i uderzyć w segment szachowy, bo pozwalało mi to zarabiać. Rzuciłem się na głęboką wodę, a ludzie zaczęli te szachy zamawiać. Potrzebowałem trochę czasu, aby wyglądały one spójnie, co na początku nie było łatwe. Jednak po jakimś czasie moje szachy można było kupić na przykład w Sukiennicach.
Co najbardziej cieszy cię w tej pracy?
Chyba to, że mogę robić, co chcę. Tworzyć coś, co mi się podoba. Można powiedzieć, że jest w tym wolność wyboru. Oczywiście pracuję do późnych godzin, bo trzeba skończyć zlecenie i dłubię i rzeźbię naprawdę dużo, ale jest też czas na to, abym tworzył sobie, co chcę. Wymyślam i robię. Fajne jest też widzieć progres i rozwój, bo w rzeźbiarstwie cały czas wydaje się człowiekowi, że można zrobić coś lepiej i ciągle coś udoskonalić. To taki ciągły rozwój, który jest bardzo przyjemny. Jest to zadziwiające bo po tylu latach powinienem wiedzieć wszystko, a okazuje się, że ciągle można więcej i lepiej.
Jakie miałeś najbardziej wyszukane zlecenie?
Ostatnio miałem zamówienie na szachy lekarskie. Po jednej stronie dyrekcja i administracja szpitala po drugiej lekarze, pielęgniarki. Ostatecznie chyba nie zrobię tych szachów z drewna, bo mam za mało czasu, ale zastosuję ceramikę, którą ostatnio bardzo polubiłem.
Czyli są zamówienia problematyczne?
Zdarzają się. Nie przepadam za rzeźbieniem zwierząt. Koty jeszcze spoko, ale miały się z nimi na szachownicy pojawić lamy i to już mnie przerosło. Z bocianami też było mi nie po drodze. Próbuję podjąć się wyzwania, ale jak mi nie idzie, to po prostu informuje o tym klienta. Chce być zadowolony ze swojej pracy. Zdarza się też, że pomysł początkowo wydaje się fatalny, ale w trakcie procesu tworzenia zaczyna wychodzić bardzo dobrze.
A czy są takie, z których jesteś szczególnie zadowolony?
Nie tyle jestem szczególnie zadowolony z wykonania, bo staram się, aby każda sztuka była pięknie wykonana, ale zrobiłem szachy, którymi najprawdopodobniej grywa brytyjski muzyk Sting.
Zgłosiła się do mnie kilka lat temu pani, która jest znajomą muzyka i poprosiła o szachy, które miały być prezentem na jego 70. urodziny.
Jestem bardzo dumny z szachów jakie wykonałem dla arcymistrza szachowego Jana Krzysztofa-Dudy. Stoją one na początku pracowni, zaraz przy wejściu. Zrobiłem dla niego 10 takich kompletów.
Klienci są wybredni?
Nie. Klienci są bardzo fajni. Najczęściej z pomysłem na zakup. Ja mam u siebie około 40 rodzajów szachów, więc w gruncie rzeczy można do mnie przyjść i wyjść z gotowym towarem, na który nie trzeba czekać tydzień czy dwa. Wybór czasami jest trudny, dlatego klienci robią zdjęcia, nagrywają filmiki, które wysyłają do znajomych, żeby pomogli się im zdecydować. Często też przychodzą grupy, aby kupić szachy na prezent, na który się zrzucili. Ludzie są różni i mają różne gusta, więc jest wiele wzorów.
A jak wygląda sam proces tworzenia?
Najczęściej wykorzystuję drewno lipowe, bo jest najbardziej wdzięczne do pracy. Pracowałem też z dębem, czereśnią i jaworem.
Kupuje drewno wysezonowane i pocięte na odpowiedni wymiar. Mam już swoich stałych dostawców. Rzeźbienie to proces od podstaw, zaczynam po prostu z czystą bryłą.
Używam niewielu narzędzi. Są to przede wszystkim dłuta, które muszą być bardzo ostre. Tępym narzędziem można sobie zrobić krzywdę. Ich wybór i wielkość uzależnione są od rodzaju wykonywanego dzieła. Najczęściej korzystam więc z dłut przeróżnej wielkości, odpowiednio wyprofilowanych oraz przykręcanego do stołu imadła.
W produkcji szachów, które produkuję ,,masowo” wykorzystuję drewno wcześniej moczone w wodzie. Rzeźbienie jest wtedy łatwiejsze i można sobie pozwolić na produkcję większej liczby figurek w ciągu jednego dnia.
Przy rzeźbieniu jednego zestawu korzystam średnio z piętnastu dłut o różnej wielkości i kształcie. Dłuta mam już wiele lat i niewiele się skróciły.
W ostatnim czasie wykorzystuję też drewno, które ma więcej skaz, robię to celowo bo podoba mi się ta naturalna forma, pokazująca, że to jest materiał prawdziwy.
To ile jesteś w stanie wyrzeźbić figur w ciągu dnia?
Jeżeli mówimy o szachach klasycznych, to zdarzało mi się wyprodukować kilkadziesiąt figurek dziennie. Teraz robię dwa komplety dziennie i nie przekłada się to na złe samopoczucie następnego dnia. Natomiast gdy mam do wykonania szachy bardziej zaawansowane, to sam proces jest dłuższy, bo trzeba brać pod uwagę szkic, prototyp i sam proces wykonania.
Bardzo ważne jest też, aby całe zestawy grały ze sobą aby całość była jednolita.
Wiem już jak przebiega proces, ale interesuje mnie jeszcze konkretna rzeźba. Wyobraźnia i natchnienie też zapewne przyświeca w procesie tworzenia?
Oczywiście natchnienie zawsze się przydaje. Zaczynam co prawda od klocka lub wałka i musi z tego wyjść konkretny wzór, który wcześniej ułożyłem sobie w głowie bądź naszkicowałem. Czasem drewno podpowiada, co robić dalej, ale w międzyczasie coś pęknie, pojawia się sęczek i muszę zmienić sposób obróbki. Obserwuję wówczas, jak mi wychodzi. Jeśli jest dobrze i jestem zadowolony, to znaczy, że pracę trzeba odłożyć i przyjść następnego dnia. Po odpoczynku łatwiej jest spojrzeć na to jeszcze raz i podjąć decyzję czy coś zmienić, czy podążać tym tropem dalej.
Co dalej?
Na razie po staremu nie zamierzam rezygnować z robienia szachów, ale zaczynam interesować się bardziej ceramiką, bo wiele szczegółowych elementów łatwiej zrobić właśnie w glinie. Jest to tworzywo bardziej plastyczne i to co go odróżnia, to przede wszystkim to, ze podczas rzeźbienia można coś nadłożyć, dokleić, a z drewnem nie ma takiej możliwości. Jak coś odpadnie, odpryśnie czy po prostu pęknie to już po robocie i należy zaczynać od nowa. Z gliną jest inaczej.
***
Pracownia rzeźbiarska Łukasza Wiciarza, mieści się na krakowskim Podgórzu przy ul. św. Benedykta 3. Znajdziecie w niej szachy drewniane rzeźbione.
Pracę i ofertę artysty można obejrzeć również na stronie internetowej mojeszachy.pl
Czytaj także:
- Zmęczyli się życiem, więc założyli piekarnię. Klienci im za to dziękują!
- Czym chleb rzemieślniczy różni się od takiego z sieciówki i jak poznać “wyrób chlebopodobny”
- Kultowa piekarnia z ulicy Długiej. Tutaj od 70 lat powstaje chleb na naturalnym zakwasie, bez ulepszaczy i konserwantów
- Rzucili pracę i otworzyli piekarnię. Ludzie przyjeżdżają z drugiego końca Krakowa
–8 komentarzy–
[…] Mistrz z Krakowa zrobił szachy dla Stinga […]
[…] Mistrz z Krakowa zrobił szachy dla Stinga […]
[…] Mistrz z Krakowa zrobił szachy dla Stinga […]
[…] Mistrz z Krakowa zrobił szachy dla Stinga […]
[…] Mistrz z Krakowa zrobił szachy dla Stinga […]
[…] Mistrz z Krakowa zrobił szachy dla Stinga […]
[…] Mistrz z Krakowa zrobił szachy dla Stinga […]
[…] Mistrz z Krakowa zrobił szachy dla Stinga […]