Antykwariusz z Nowej Huty: “miałem piłkę z autografami zawodników Hutnika z lat 90.”
“Książka to coś więcej niż tylko papier – to kawałek czyjejś historii, którą ktoś kiedyś trzymał w rękach. A ja mam szczęście, że mogę te historie dalej przekazywać.”
Jak rozpoczęła się Pana przygoda z antykwariatem?
Krzysztof Majcher: Od kilku lat prowadzę antykwariat na osiedlu Szklane Domy w Nowej Hucie. Ta historia jest nieco przypadkowa, ale i zabawna. Jeszcze kilka lat temu byłem na bezrobociu po dwóch dekadach pracy za biurkiem. Zastanawiałem się, co dalej zrobić ze swoim życiem, kiedy nagle los zadecydował za mnie. Koleżanka dała mi kilka książek do sprzedania – miała ich po prostu za dużo, a ja, mając sporo wolnego czasu, postanowiłem spróbować je sprzedać. Okazało się, że poszło to nadspodziewanie dobrze. A później? Drugi „przypadek” – na śmietniku znalazłem całą stertę książek, głównie fantastyki. Przyniosłem je do domu i zacząłem sprzedawać. Szło świetnie. Książek przybywało tak szybko, że w końcu nie było miejsca w domu, żeby się poruszać! Musiałem więc znaleźć lokal. I tak narodził się mój antykwariat.
Dlaczego właśnie Nowa Huta? Czy ta lokalizacja ma dla Pana szczególne znaczenie?
Nowa Huta to moja mała ojczyzna. Wychowałem się tutaj, więc decyzja o otwarciu antykwariatu w tej dzielnicy była naturalna. Huta ma w sobie pewien niepowtarzalny klimat – to miejsce z duszą, pełne kontrastów. Z jednej strony to stosunkowo młoda dzielnica, powstała przecież po wojnie, ale z drugiej – ma swoje specyficzne, bogate dziedzictwo. O Nowej Hucie mówi się często w kontekście jej przemysłowej przeszłości, ale to także miejsce o żywej kulturze, z ludźmi pełnymi pasji. Mój antykwariat doskonale się tutaj wpisuje, bo Huta to dzielnica, gdzie ludzie jeszcze szanują książki, historię i stare przedmioty.
Czy w Pana antykwariacie znajduje się jakiś przedmiot, który ma dla Pana szczególną wartość emocjonalną lub wyjątkową historię?
Miałem kiedyś piłkę z autografami zawodników Hutnika Kraków z lat 90., kiedy klub jeszcze grał w ekstraklasie i pucharach. Była to dla mnie osobista pamiątka, bo choć przede wszystkim sprzedaję książki, ta piłka przypominała mi o tamtych latach świetności klubu. W końcu jednak trafiła do nowego właściciela. Trochę mi było żal, bo to coś więcej niż zwykły przedmiot, ale na tym polega magia antykwariatu – niektóre rzeczy muszą znaleźć nowego odbiorcę, który będzie się z nimi cieszył tak samo, jak ja.
Jeśli chodzi o książki, to raz trafiła do mnie mała broszurka wydana w Warszawie w 1942 roku – środek wojny, a tu po polsku, coś mnie tknęło. Okazało się, że to zbiór poezji z wierszami Baczyńskiego. Była to prawdziwa perełka, skarb wydany w drugim obiegu, co tylko dodawało mu wartości. Takie odkrycia sprawiają, że prowadzenie antykwariatu to coś więcej niż tylko praca – to ciągłe poszukiwanie historii zamkniętych w książkach.
Jak na przestrzeni lat zmieniała się Pana klientela? Czy mieszkańcy Nowej Huty mają specyficzne zainteresowania kolekcjonerskie?
Nowa Huta to miejsce, które zawsze przyciągało ludzi o różnych zainteresowaniach. Są tu osoby, które zbierają wszystko – od książek, przez winyle, po stare pocztówki. Każdy ma swoją pasję, swoją historię, którą przynosi do antykwariatu. Często przychodzą rodzice z małymi dziećmi – szukają książek edukacyjnych, bajek czy lektur szkolnych. To cieszy, bo pokazuje, że mimo cyfrowych czasów, książka papierowa wciąż ma swoje miejsce, szczególnie w wychowaniu młodego pokolenia.
Zmienia się także profil klientów – młodsze pokolenia coraz bardziej interesują się książkami, zwłaszcza tymi, które trudno znaleźć gdzie indziej. Coraz częściej słyszę historie o tym, jak ktoś szuka książki, którą czytał w dzieciństwie, a teraz chce ją pokazać swoim dzieciom. To są piękne momenty.
Czy zdarzały się przypadki, że w Pańskim antykwariacie znalazł się przedmiot, który okazał się cenniejszy, niż Pan się spodziewał?
Tak, zdarzyło się kilka razy. Pamiętam, jak trafiło do mnie pierwsze wydanie książki Stanisława Lema z lat 50. Książka sama w sobie już była wartościowa, ale kiedy otworzyłem ją i zobaczyłem podpis autora, serce zabiło mi szybciej. To był prawdziwy skarb. Są też takie przedmioty, które sprzedają się natychmiast, jak wszystko związane z historią Nowej Huty. Niedawno miałem album fotograficzny z lat 70. dotyczący Huty – trochę droższy, ale w końcu znalazł nabywcę, turystę, który zakochał się w zdjęciach.
A co ciekawe, wkrótce w Hucie powstanie prywatne muzeum Nowej Huty, które prowadzi Grzegorz Ziemiański. To kolejne miejsce, które będzie dbało o nasze dziedzictwo.
Czy Nowa Huta inspiruje Pana na co dzień? Co sprawia, że to miejsce jest tak wyjątkowe?
Nowa Huta to prawdziwe centrum życia i różnorodności. Mimo że nie ma setek lat historii, jak stare dzielnice Krakowa, to Huta żyje opowieściami ludzi, którzy tu przybyli – budowniczych, robotników, artystów. Wiele osób przeniosło się tu z innych części Krakowa i Polski, wnosząc ze sobą różne tradycje i pasje. Widać tu tę specyficzną dumę lokalną – ludzie chętnie zbierają pamiątki związane z Hutą. W Hucie tworzy się pewien rodzaj lokalnego patriotyzmu. Kiedy tylko pojawia się coś związanego z historią Huty, natychmiast znika z półek. To pokazuje, jak ważne dla mieszkańców jest pielęgnowanie wspomnień o tym miejscu.
A czy Pan osobiście zbiera coś poza książkami?
Owszem, mam swoje małe hobby, które niewiele osób by przewidziało. Kolekcjonuję dwudolarowe banknoty z różnych krajów świata. To dość nietypowe, prawda? Ale właśnie to jest fascynujące – te banknoty są unikalne, a Amerykanie rzadko je używają. Zaczęło się od ciekawości, a teraz mam kolekcję różnych wersji – niektóre są kolorowe, inne z ptakami czy zabytkami. Każdy ma swoją historię.
Jakie są największe wyzwania związane z prowadzeniem antykwariatu w erze cyfrowej?
Największym wyzwaniem jest to, że wiele osób przeszło na czytanie e-booków. Dla niektórych książka papierowa straciła na znaczeniu. Ale są też tacy, którzy nigdy nie zrezygnują z zapachu papieru i tego uczucia, gdy przegląda się prawdziwe strony. Widzę to zwłaszcza wśród młodszych klientów, którzy odkrywają radość z posiadania własnej biblioteki. Zaskakuje mnie też, że rodzice coraz częściej przychodzą z dziećmi – maluchy wybierają książeczki, a rodzice dopytują o starsze wydania bajek. To znak, że tradycja czytania w rodzinie nie umiera.
Jaką rolę pełni antykwariat w życiu lokalnej społeczności?
Mój antykwariat to coś więcej niż sklep – to miejsce spotkań. Ludzie przychodzą tu nie tylko po książki, ale też po rozmowę. W Nowej Hucie, gdzie społeczność jest bardzo zżyta, takie miejsca są ważne. Czasami pojawiają się osoby, które wracają po kilku latach, pamiętając, że znaleźli u mnie coś wartościowego. Przyprowadzają swoje dzieci, czasem nawet babcie. To miejsce łączy pokolenia.
Jak widzi Pan przyszłość antykwariatu?
Marzę o większym lokalu – więcej miejsca to więcej książek, więcej historii do odkrycia. Ale na razie cieszę się tym, co mam. Praca tutaj to codzienna satysfakcja, możliwość dzielenia się pasją. Na pewno nie zrezygnuję z tej działalności, choć wyzwaniem jest dziś konkurencja internetowa. Na szczęście książka papierowa wciąż ma swoją magię, której technologia nigdy nie zastąpi.
***
Czytaj także:
- Od lat 80. w Nowej Hucie. “Przywiązanie do dzielnicy, ogródków i działek”
- Najstarszy fryzjer Nowej Huty strzyże od 60 lat. “Teraz nawet mężczyźni robią sobie trwałe”
- 90 procent pracowników to osoby z doświadczeniem choroby psychicznej lub niepełnosprawnością. Mają 4,7 w Google
- Raffaele Esposto: Polacy i Włosi to najlepsi ludzie na świecie, a moja pizza jest jak narkotyk
- Uczył się w Rzymie. Pizzę robi taką, że zawstydza włoskich pizzaiolo
- Reprezentant Polski piecze na Kazimierzu. “Życie jest za krótkie, żeby robić ciągle to samo”