Cukiernia w Krakowie. “Na Ciacho” przy Kazimierza Wielkiego
Cukiernia w Krakowie: Bliskość Rynku jest wielką siłą Krowodrzy oraz Bronowic, ale też jednym z powodów ich słabości. Z jednej bowiem strony kwadrans do centrum to świetna rzecz. Z drugiej za sprawą tego, że do centrum jest kwadrans życie w dzielnicy nie tętni zbyt mocno życiem i brakuje miejsc, gdzie np. można wypić kawę. Takich jak “Na Ciacho”, przy ul. Kazimierza Wielkiego.
Brakuje, ale przybywa. Jednym z nowych, ciekawych lokali jest nowa krakowska cukiernia “Na ciacho” przy ulicy Kazimierza Wielkiego.
Krzysiek Dąbrowa, który prowadzi go z żoną, zaprosił na dobrą kawę i dobre ciacho, więc pogadaliśmy o Krakowie:
Cukiernia w Krakowie: “Na Ciacho” przy ulicy Kazimierza Wielkiego
Krzyśku, dlaczego Kazimierza Wielkiego?
Kazimierza Wielkiego dlatego, że dla nas – wraz z żoną, z którą zakładaliśmy ten lokal – to jest wyjątkowe miejsce. Tutaj na starej Krowodrzy spędziliśmy większość lat swojego życia. Tutaj się wychowywaliśmy. Jest to dla nas wyjątkowe miejsce. Chcieliśmy też z jednej strony rozpocząć naszą działalność, nasz biznes, pierwszy w poważnym tego słowa znaczeniu, w miejscu, które jest dla nas bliskie, a rynek zrozumiały. Chcieliśmy też zrobić coś, co będzie dla mieszkańców tutejszych okolic. A zauważyliśmy, że tutaj na Krowodrzy jest ich niewiele lub nie ma ich wcale. Zwłaszcza tutaj na Kazimierza Wielkiego.
Jest niewiele, bo rynek jest trudny. Właściciele małych biznesów w okolicy dość często mówią. Jest trudniej niż na Rynku na przykład. Wy nie poszliście na Rynek. Poszliście w dzielnice. Obiecałeś, że mi powiesz, dlaczego miasto powinno się rozwijać przez dzielnice, a nie przez Rynek. Dlaczego?
Ja mam wrażenie, też obserwując inne miasta, do których jeżdżę turystycznie, że ich wyjątkowość i lokalny klimat jest budowany przez dzielnice i przez społeczności, które tutaj są. Mam wrażenie, że Stare Miasto, Kazimierz, trochę Podgórze, już zostało inkorporowane przez turystów, że to już jest takie miejsce, które jest dla prawdziwych krakowian, dla ludzi stąd, trochę wyobcowane. To nie są miejsca, w których się człowiek dobrze czuje. Mam wrażenie, że żeby się fajnie rozwijały te społeczności, to one powinny się zaczynać w dzielnicach. Powinny być tworzone place, handlowe ulice, które pozwalają lokalnym przedsiębiorcom na rozwój, a jednocześnie dodają kolorytu otoczeniu.
Miasto powinno się rozwijać tam, gdzie ludzie żyją. Trochę powiedziałeś, jak to zrobić. A co byś zrobił jako pierwszy, jakbyś był prezydentem miasta?
Szczerze mówiąc, jak myślę o Krowodrzy, to zawsze mi tu brakowało centralnego placu. Były pomysły, by to zrobić. Tutaj niedaleko pod Biprostalem. Myślę, że to pierwszy krok. Zmniejszenie ruchu samochodowego i oddanie przestrzeni pieszym. Tak żeby oni rzeczywiście czuli się bezpiecznie, komfortowo, żeby przyjemnie spędzało im się czas pokonując ulicę miasta, czy mogąc spędzać czas przy filiżance kawy czy ciastku na placu w każdej dzielnicy. Myślę, że to jest do zrobienia wszędzie. Jak myślę o dzielnicach tego starego Krakowa, który Krakowem był i 100 lat temu, to w zasadzie wszędzie znajduję przestrzenie, w których bym widział szansę na to, żeby pojawiły się takie główne place dla dzielnicy i żeby one były takimi prawdziwymi rynkami społeczności, które tutaj funkcjonują, żeby ludzie nie musząc jechać do centrum miasta mogli spędzić czas z przyjaciółmi, ze znajomymi i czuli, że spędzają czas w swoim mieście.
Więcej “Krótkich wywiadów” znajdziecie na stronach Gazety Krakowskiej.