Dr Maciej Zakrzewski: Jacek Majchrowski pokazał, jak wygrać z Jackiem Majchrowskim
– Kraków Jacka Majchrowskiego to taki etap przyspieszonej modernizacji miasta. (…) Myślę, że ten etap modernizacji, wiązany z osobą Jacka Majchrowskiego, powoli dobiega końca. Pytanie, czy pojawi się kandydat, który będzie w stanie skutecznie przekonać o tym mieszkańców. – mówi dr Maciej Zakrzewski.
Grzegorz Krzywak: Nie ma dnia bez protestów mieszkańców skierowanych przeciwko polityce prezydenta Jacka Majchrowskiego. Mimo to wygrywa w każdych wyborach i to dość wyraźnie. O co tutaj chodzi?
Dr Maciej Zakrzewski: Są dwa elementy, które wpływają na fenomen Jacka Majchrowskiego. Fenomen, który dotyczy zresztą wielu innych miast w Polsce, w których powstały takie niezależne ośrodki polityczne. Po pierwsze to zachowanie dystansu wobec sporów politycznych na poziomie centralnym. I największą zaletą Majchrowskiego – w moim przekonaniu – dla krakowian jest to, że nie jest ani z PiS, ani z PO. Jest bądź co bądź kandydatem bezpartyjnym. I mieszkańcowi Krakowa może się wiele w prezydencie Majchrowskim nie podobać, ale kiedy dochodzi do aktu wyborczego, jest pewien, że nie głosuje na partię, że nie będziemy mieli w Krakowie sporów znanych na przykład z parlamentu czy ulic Warszawy. Siłą Jacka Majchrowskiego jest to, że żadna partia polityczna nie wystawiła na tyle mocnego, niezależnego kandydata, żeby ten mógł wygrać z Jackiem Majchrowskim.
GK: Jak to? Przecież Platforma Obywatelska w ostatnich wyborach wystawiła… Jacka Majchrowskiego.
Nie tyle wystawiła, co poparła…
GK: Jednak więcej niż poparła – Jacek Majchrowski startował z list Koalicji Obywatelskiej – składającej się z Platformy Obywatelskiej, Nowoczesnej, SLD…
Ale w przekazie to było niemal niezauważalne.
GK: Tak, Jacek Majchrowski dobrze markuje apolityczność.
Dlatego, że przez te kilkanaście lat kojarzył się krakowianom w taki, a nie inny sposób. Że jest ponad partiami. A Platforma Obywatelska? Ona nie ma wyboru. Dla niej to jest porażka, że nie może wystawić swojego kandydata. Takiego któremu mogłaby dyktować warunki. W rzeczywistości warunki dyktuje niezależny ośrodek prezydencki. Niezależny, co trzeba dodać, wobec partii politycznej.
Dziel i rządź
GK: Ta niezależność jest dość osobliwa, bo niemal wszyscy ludzie prezydenta to politycy partyjni – właśnie z tych wspólnych list: z PO, PSL, SLD…
Tomasz Borejza: Nawet dla ludzi PiS niekiedy znajduje się miejsce.
GK: Tak – partii w zapleczu Jacka Majchrowskiego jest więcej niż cukru w cukrze.
Dr Maciej Zakrzewski: Ale nie jest to zwarta struktura partyjna, która dominuje. I tu dochodzimy do drugiego elementu fenomenu Jacka Majchrowskiego. W samorządzie prezydent miasta ma tak silną władzę, że jeśli ma odpowiedni charakter i zdolności, jest w stanie zbudować swoją niezależną pozycję polityczną. Czyli zagwarantować sobie własnymi środkami reelekcję. Po prostu nie zależy od żadnego prezesa. I w związku z tym każda duża partia, a Prawo i Sprawiedliwość w szczególności, boi się, że jeśli wystawią kandydata, który nie będzie stricte kandydatem partyjnym i wygra z Jackiem Majchrowskim, to stworzy swoje własne zaplecze. Dokładnie tak, jak Jacek Majchrowski zrobił z SLD. Bo przecież w czasie pierwszego startu obecnego prezydenta, mieliśmy właśnie taką sytuację. Był popierany i identyfikowany z SLD i stanął przed piekielnie trudnym zadaniem: wygrać w konserwatywnym Krakowie. Mało kto w to wierzył, ale miał bardzo dobrą kampanię wyborczą. Na przykład w debatach na antenie Radia Kraków jego ekspertami byli ludzie prawicy. Albo inny prosty schemat: na terenie Krakowa billboardy Jacka Majchrowskiego były bez logo Sojuszu Lewicy Demokratycznej, a w Nowej Hucie już z partyjnym logotypem. To była bardzo przemyślna strategia. I zobaczmy co się stało z SLD. Po wygranej Jacka Majchrowskiego, który zbudował swoją własną pozycję, SLD jako podmiot polityczny w zasadzie przestał liczyć się w Krakowie. Paradoksalnie zwycięstwo lewicowego kandydata w mieście, było końcem krakowskiej lewicy. To jest to memento, przed którym inne partie chcą się ustrzec, ale kosztem tego, że nie wygrywają wyborów.
Jeśli chodzi o ten element wielopartyjności, to on zawsze będzie w systemach politycznych, takich na większą skalę, gdzie jest silny ośrodek władzy wykonawczej – bo taką sprawuje przecież Jacek Majchrowski. Na przykład w XVIII-wiecznej Anglii, zanim ukształtowały się gabinety partyjne, dokładnie tak było. Był król, który dobierał sobie ministrów z różnych partii, z różnych frakcji. W rządzie królewskim byli umiarkowani wigowie i umiarkowani torysi. Oczywiście były pewne wahania, czasem król bądź królowa wzmacniali konserwatywną stronę, a czasem tą bardziej liberalną. Dopiero później partię stały się mocnymi strukturami i zdominowały Izbę Gmin, a król stał się ich zakładnikiem. I w Krakowie mamy do czynienia z tym wcześniejszym stadium – typowy przykład silnego systemu prezydenckiego.
TB: Czyli dziel i rządź – utrzymuj władzę rozgrywając różne siły polityczne w mieście…
Oczywiście. Tylko to jest coś za coś. Jakbyśmy mieli w Polsce na szczeblu centralnym taki system prezydencki, to również wiązałoby się to z osłabieniem partii politycznych. Bo prezydent byłby de facto głową partii i jednocześnie głową państwa i nie musiałby się konsultować ani liczyć z innym ośrodkiem decyzji.
TB: A jednocześnie jest chyba tak, że skoro system polityczny w miastach jest inny niż w państwie – tu jest prezydencki, tam jest parlamentarny – to może to powodować, że ludzie się gubią. Mogą przykładać to, co dzieje się w Sejmie na przykład do rady miasta, a prezydenta postrzegać jako kogoś w rodzaju arbitra.
Tak. Bo to jest tkwiący chyba w społeczeństwie sentyment do monarchii, bo jednak system prezydencki jest pewną namiastką monarchii. Że jest ktoś, kto jest ponad. I jeśli obywatele Krakowa porównają sobie to do tego, co dzieje się w przestrzeni ogólnopolskiej, to czują niesmak. Bo w niej głosuje się przeciw. Na przykład ostatnio głosowało się przeciw Rafałowi Trzaskowskiemu lub przeciw Andrzejowi Dudzie. Ale co zabawne, tutaj też tak mamy. Czyli ci, którzy głosują za Jackiem Majchrowskim, w rzeczywistości głosują przeciw ostrej i demagogicznej polityce ogólnokrajowej.
Maciej Zakrzewski: człowiek, który daje etaty jest głównym punktem odniesienia lojalności
GK: Mimo, że głosują na… listy partyjne ogólnokrajowych partii politycznych. To jest bardzo ciekawe – kandydat startujący z list partyjnych, jest uznawany za bezpartyjnego.
Dr Maciej Zakrzewski: Jest to też pewien fenomen, ale on ten wizerunek utrwalił wiele lat wcześniej. Poza tym prezydent Majchrowski startował z listy Koalicji, więc nie był to twór stricte partyjny. Poza tym, w tym układzie to zdecydowanie prezydent rozdawał karty. To on przyjmuje jej afiliację, a nie, że ona jest mu udzielana. A to dlatego, że – jak już mówiłem – nie jest w stanie wystawić swojego kandydata, co jest porażką krakowskich partii, w tym głównie Platformy, jako struktury. A sojusz z Jackiem Majchrowskim to konieczność, a nie sukces strategiczny.
TB: A jednocześnie z każdym kolejnym etatem, który trafia do Platformy z rąk Jacka Majchrowskiego, maleje zdolność kontrolowania tego, co Jacek Majchrowski robi.
Oczywiście, bo człowiek, który daje etaty jest głównym punktem odniesienia lojalności. I tutaj znowu możemy wrócić do XVIII-wiecznej Anglii, gdzie pierwszy minister Robert Walpole, zaczął budować swoją pozycję właśnie w taki sposób, poprzez politykę dysponowania urzędami. I to obserwujemy na arenie ogólnopolskiej, przecież nie dawno stworzono urząd dla polityka, żeby go przejąć z innej partii. Tak było na przykład w przypadku Bartosza Arłukowicza „wykupionego” z SLD przez Platformę.
TB: Tworzenie stanowisk dla konkretnej osoby? Pomyślałem sobie, nie wiedzieć czemu o Krakowie, o jednostce miejskiej Klimat-Energia-Gospodarka. To zjawisko jak widać wielopoziomowe.
GK: Ale w tym miejscu pojawia się bardzo ważne pytanie. Rada miasta ma sprawować funkcję kontrolną nad prezydentem. W radzie miasta od dawna rządzi Platforma Obywatelskiej, która jest obsypywana etatami przez prezydenta. Etat w urzędzie ma nawet żona przewodniczącego rady miasta. Czy ta funkcja kontrolna nie ma tutaj spiłowanych zębów?
Optymalne byłoby, żeby to były dwa ośrodki, całkiem od siebie niezależne. To znaczy mamy radę miasta, której zadaniem jest tylko tworzenie uchwał, wprowadzania regulacji, a następnie kontrolowania tego, jak są one wykonane. Przede wszystkim pod względem finansowym. Ale to jest sytuacja laboratoryjna. Nigdy nie udało się zrealizować zasady trójpodziału władzy w tak sterylny sposób. Nie byłaby zresztą możliwa nawet w sytuacji monarchii dziedzicznej, gdzie mamy króla, który jest legitymizowany niejako poza układem i rywalizacją polityczną. Kluczowym problemem jest kwestia możliwości obsadzania urzędów administracyjnych przez przedstawicieli różnych nacji politycznych.
GK: Dlatego Tomek wspomniał o miejskiej jednostce Klimat-Energia-Gospodarka, gdzie pracuje radny miejski z PO.
To już taki ogólnopolski zwyczaj. Nawet w konstytucji mamy zakaz łączenia mandatu senatora lub posła z zatrudnieniem w administracji rządowej, ale jest podpunkt drugi, który mówi, że przepis ten nie dotyczy ministrów i wiceministrów. W związku z tym poseł może być jednocześnie ministrem, prokuratorem generalnym i równowaga władzy jest całkowicie zachwiana. Tu jest problem i tu powinno być wyraźne rozgraniczenie. Także w Krakowie. To znaczy żaden radny nie może mieć żadnych profitów od urzędu miasta. On ma być przedstawicielem mieszkańców i za to bierze dietę.
“Państwo jest najważniejszym dysponentem awansu społecznego”
TB: Myślę, że to może być novum dla co po niektórych.
Dr Maciej Zakrzewski: Problem, jeśli głębiej sięgniemy do zagadnienia, dotyczy w ogóle konstruktu polskiej polityki i jej społecznego zaplecza. Dlatego, że w Polsce, w Krakowie również, wykruszyła się grupa ludzi niezależnych finansowo, na skutek przemian po 1945 roku. Ziemianie, arystokracja, bardzo bogaci mieszczanie – te grupy niemal zaniknęły. I teraz problem polega na tym, że polityka dla większości uczestników życia politycznego jest sposobem zarabiania na życie. Nie jest elementem funkcjonowania obywatelskiego. Tak jak na przykład ziemianin szedł do polskiego parlamentu przed II Wojną Światową, czy zostawał ministrem. Jeśli przychodził do niego jakiś partyjniak i czegoś żądał, a to mu się nie podobało, to mógł wrócić do swojej cukrowni albo browaru, Nie był skazany na politykę. A obecnie państwo jest najważniejszym dysponentem awansu społecznego, jest ogromnym pracodawcą, ale w pracę dla państwa są wkomponowane są pewne mechanizmy lojalności. I dlatego posłowie boją się przeciwstawić swojemu szefowi partii lub swojemu klubowi na poziomie parlamentu czy struktur samorządowych, bo wiedzą, że po prostu stracą środki do życia.
TB: To brzmi jak system, który bardzo źle reaguje na wszelkie przejawy niezależności. Tak zresztą jest w Krakowie.
Tak jest w istocie. Niezależności może się nie zlikwiduje, bo człowiek zawsze jest wolny i może powiedzieć basta, ale z pewnością maksymalnie ogranicza, a czasem wręcz wyklucza działanie osób o wysokich kompetencjach społecznych w życiu politycznym. Dlatego trzeba by się skupić na takich mechanizmach. Pewnie nie jesteśmy w stanie tego całkowicie wyleczyć, ale należy ograniczyć. Tak, żeby zajęcie polityczne nie było interesujące ekonomicznie. Choć nie tylko o etaty tutaj chodzi. Przy bardzo silnej administracji bardzo wiele od niej zależy. Nawet jeśli ktoś jest niezależny finansowo, to musi wchodzić w inne powiązania – biznesowe, związane z realizacją projektów, przetargów. Ale to też związane jest po prostu z tym, że nowoczesne państwo – i w przestrzeni samorządu, i w przestrzeni rządowej – po prostu już się tak rozrosło, że de facto mało da się zrobić w sposób niezależny od urzędników. Więc to jest taki system samonapędzający się, pewne błędne koło, które bardzo trudno przerwać. I nie wiem czy jest w ogóle na to jakaś recepta.
Kto i dlaczego boi się Jacka Majchrowskiego?
TB: Ale wróćmy jeszcze do fotela prezydenta Krakowa i tego, dlaczego od dłuższego czasu żadna partia nie chcę rzucić wyzwania Jackowi Majchrowskiemu. Dlaczego, tak naprawdę, nawet nie próbują?
Dr Maciej Zakrzewski: No tak – casus z Martą Pateną (kandydatka PO na prezydenta Krakowa w 2015 r.- red.), której minimalistyczna kampania, pokazywała niechęć do finansowania z góry przegranej rywalizacji. A dlaczego nie próbują walczyć? Bo się boją. To pytanie można też kierować do Prawa i Sprawiedliwości. A przecież SLD pokazało drogę – postawić na krakowskiego profesora, związanego luźno z konkretną opcją polityczną, ale jednak nie bezpośredniego uczestnika życia politycznego.
TB: Jednak nie do końca. Jacek Majchrowski był przecież wojewodą.
Tak, ale nie był działaczem SLD. Zresztą obserwowałem tę kampanię bardzo blisko i pamiętam jak na spotkaniu, właśnie z działaczami SLD, mówił, że jest „lewicowcem z prawicowymi odchyleniami”. Jakby wskazywał, że…
TB: …wszyscy możecie na mnie głosować!
Tak! Że nie będziemy tu robić żadnych ekscesów ideologicznych. I może jest to jakąś zasługą Jacka Majchrowskiego, że tak naprawdę trzyma się z dala od ideologicznych wojen, które przetaczają się przez Warszawę. Stoi z boku i jest to element roztropności politycznej, który konserwatywnemu Krakowowi może odpowiadać. Bo mają prezydenta, który nie jest prezydentem prawicowym, ale jednocześnie nie realizuje projektów politycznych, które są kojarzone ze współczesną lewicą.
TB: Tak, to nie jest rolą prezydenta miasta, żeby rzucać się we wszystkie ideologiczne spory.
Ale nie każdy prezydent miasta o tym wie.
GK: Tu akurat chyba możemy pochwalić prezydenta Majchrowskiego, że trzyma nas od tego z dala.
I to jest wielka zasługa, ale też sprytny ruch. Bo jakby wszedł w tematy na przykład LGBT, to by stracił cały niepisowski element konserwatywny. A patrząc z jeszcze innej strony, to warto zauważyć, że wejścia w ideologiczne tematy nie może też mu nikt nakazać. Żaden prezes nie ma numeru do Jacka Majchrowskiego, to Jacek Majchrowski może mieć co najwyżej telefon do jakiegoś prezesa.
TB: Ale mówiłeś, że powodem dla którego nikt nie chce rywalizować z Jackiem Majchrowskim jest strach…
Tak.
TB: Nie wiem czy o to, ci chodziło, ale mam taką teorię. To jest kwestia personalnych ambicji – żaden poważny polityk, który mógłby rzucić wyzwanie Majchrowskiemu, nie chce tego zrobić, bo boi się, że przegra i będzie „tym, który przegrał”.
Jaki poważny polityk partyjny, na przykład z Prawa i Sprawiedliwości, by się na to zdecydował? Żaden.
TB: Jarosław Gowin?
Jego akurat nie wystawią, bo ma za duże tendencję do usamodzielniania się. Urwałby się jeszcze szybciej niż…
GK: …Majchrowski.
Tak. (śmiech) Gowin jest może materiałem na prezydenta Krakowa, ale na pewno niezależnego. Ale wracając do kandydatów PiS. W ostatnich wyborach – w Warszawie i Krakowie – wystawili młodych – Patryka Jakiego i Małgorzatę Wassermann.
TB: No tak, im porażka nie zaszkodzi.
Im nie. Po prostu wykonali zadanie, czyli zrobili dwucyfrowy wynik w dużych miastach. Ale nie zbliżyli się specjalnie do celu. Mimo tego, że kampania Patryka Jakiego była równie fenomenalna, co nieskuteczna. Bo wizerunek – co też pokazuje przykład Jacka Majchrowskiego – musi być spójny przez wiele lat. Partia to duże obciążenie, a nagłe porzucenie legitymacji partyjnej, będąc wcześniej frontmanem Zbigniewa Ziobry, nie jest przekonujące. Cień polityki krajowej zaciążył, mimo afery reprywatyzacyjnej, która z kolei ogromnie osłabiała PO w tej walce. Więc jeśli Prawo i Sprawiedliwość chciałoby wygrać w Krakowie, to po prostu musi zrobić jedną rzecz: skserować Jacka Majchrowskiego. Czyli wziąć profesora uczelni krakowskiej, z doświadczeniem, roztropnego, niezaangażowanego specjalnie w spory polityczne i go po prostu wystawić. Stworzyć realną alternatywę uciekającą od sporu politycznego. Ale nikt nie chce tego zrobić.
Kolejna kadencja Jacka Majchrowskiego?
GK: A więc tak: Platforma słaba, a ratunkiem dla PiS jest tylko skserowanie profesora Majchrowskiego. Czy jest jakieś inne zagrożenie dla Jacka Majchrowskiego?
Dr Maciej Zakrzewski: Może być ze strony kandydata niezależnego. Ale jeśli będziemy obserwować wysiłki Łukasza Gibały przez ostatnie lata, bardzo profesjonalne i angażujące mnóstwo środków, to szczerze wątpię, bo wciąż okazują się nieskuteczne. Dlatego, że kandydat niezależny może się wybić w momencie sytuacji kryzysowych, czyli dzieje się coś czemu zaradzić nie może żadna siła polityczna. Powódź, czy epidemia, czy inne tego typu zjawiska kryzysowe. I wtedy wchodzi on, cały na biało. W ustabilizowanej sytuacji politycznej ludzie nie lubią podejmować ryzyka. Chyba tylko PiS jest w stanie wykreować kandydata, który może powalczyć.
TB: A więc kolejna kadencja Jacka Majchrowskiego?
Albo jego następcy. Choć przykład Magdaleny Ogórek pokazuje, że elektorat to nie coś, co można przestawiać z półki na półkę. Do tego to musi być ktoś przygotowywany odpowiednio wcześniej i być po prostu podobny do poprzednika.
TB: Od lat mówi się o jednym człowieku, który ma przejąć schedę i zabezpieczyć interesy grupy związanej z prezydentem Jackiem Majchrowskim. O Władysławie Kosiniaku-Kamyszu. Jak myślisz?
W przestrzeni krakowskiej miałby potencjał. W związku z tym, że PSL jest w daleko idącej opozycji, tzn. stoi na bocznym torze tego co się dzieje na arenie ogólnopolskiej, czyli nie jest identyfikowane z tą główną, najbardziej irytującą narracją w polskiej polityce. Po drugie Kosiniak-Kamysz prezentuje, mało skuteczny w przestrzeni ogólnopolskiej, ale być może skuteczny w przestrzeni krakowskiej, dystans i umiar. Może ten wizerunek, przeszczepiony na grunt Krakowa, byłby autentyczny. Gdyby wyszedł i powiedział: zajmijmy się miastem z dala od centralnych sporów, to on by wzbudził tym zaufanie.
TB: Ogromnie mnie martwi to, co mówisz teraz, dlatego, że mam głębokie przekonanie, że Kraków stałby się wtedy dla PSL tym, czym teraz jest sejmik województwa mazowieckiego. Bazą etatów i zapleczem dla prowadzenia ogólnopolskiej polityki.
Zgadza się. Bo trzeba pamiętać, i to jest duże obciążenie, ze Władysław Kosiniak-Kamysz jest szefem partii.
TB: I to takiej, w której aparat jest wyjątkowo wygłodniały.
Tak. I tu Kosiniak-Kamysz musiałby zdecydować – miasto czy partia. Kim chce być. Bo zgodzę się z Tobą, że po ostatnich porażkach, apetyty na profity w PSL są ogromne. Ale w wyborach – miałby potencjał. Bo wystawienie Małgorzaty Wassermann miało potencjał na niezły wynik, ale nie wygranie tych wyborów. To było jasne od samego początku, nie trzeba było nawet czekać na kampanię.
Rozproszona opozycja
TB: Ale wyłania się z tego wszystkiego fascynujący obraz: łatwiej partiom wygrać prezydenturę krajową niż krakowską.
Dr Maciej Zakrzewski: Ale obraz prawdziwy. Andrzej Duda też był kandydatem na prezydenta Krakowa. I przegrał.
GK: I to sromotnie. A wybory na prezydenta Polski “klepnął” już dwa razy.
To są inne desygnaty oraz umocowania związane ze specyfiką regionu i z tym, że prezydent ma tu więcej do powiedzenia niż w skali ogólnopolskiej.
TB: Mówiłeś, że receptą na wygranie w Krakowie jest skserowanie Jacka Majchrowskiego. Ale to chyba za mało?
Jeszcze dobra kampania. Niezła była ta prowadzona przez Marka Lasotę, kandydata PiS w 2014 roku.
GK: Ale w pewnym momencie oklapła.
Nad wynikiem Marka Lasoty zaważyło zamieszanie związane ze sposobem liczenia głosów, które wybuchło między pierwszą, a drugą turą. On wtedy kompletnie zniknął w tej całej dyskusji. Cała Polska, w tym jego elektorat, była zainteresowana innymi kwestiami. Ale do pierwszej tury była naprawdę dobra.
GK: Zaczęliśmy naszą rozmowę od tego, że jest duża liczba protestów przeciw polityce Jacka Majchrowskiego. Czy te działania wpływają albo mogą wpłynąć na jego wynik wyborczy.
Protesty to jednak często głos mniejszości, a dodatkowo te w Krakowie są mocno rozproszone i nieskoordynowane. Osobno zwolennicy zieleni, osobno rowerzyści, osobno przeciwnicy likwidacji miejsc parkingowych. Do tego te protesty są rozłożone w czasie. Dlatego porównując system polityczny miasta do organizmu, to są one krótkimi, niegroźnymi dla władzy infekcjami.
GK: Wspomniany Władysław Kosiniak-Kamysz powiedział kiedyś, że Jacek Majchrowski jest mistrzem w rozgrywaniu ludzi. Myślisz, że to podziały w grupach opozycyjnych mogą być w pewien sposób podsycane?
Tego nie wiem, ale polityczne rozgrywanie jest bardzo możliwe. Na przykład robienie drobnych ustępstw, nie mówienie od razu „nie”, dyskusja – choć bez konkluzji, zrealizowanie tylko części postulatów. Jacek Majchrowski ma taką zdolność, że potrafi kanalizować niezadowolenie w sposób polityczny, a nie administracyjny. Nie zakazami i ustawami. To jest jednak bardzo zręczny polityk, który może marnuje się w przestrzeni krakowskiej.
GK: Zręczny polityk, a prezydent jaki?
Nigdy nie ma prezydenta z naszych marzeń. Są po prostu plusy i minusy. Tym bardziej, że politykę krakowską od pewnego czasu obserwuje już nie jako mieszkaniec. Dla lepszej oceny musielibyśmy porównać go z jakąś alternatywą, której nie ma. Krakowianie już zapomnieli jak to było za innego prezydenta. (śmiech) Ale prawda jest taka, że wobec różnych zastrzeżeń co do polityki miejskiej, to Kraków sprzed Jacka Majchrowskiego i Kraków obecny to są dwa różne miasta. I chyba na korzyść tego drugiego. Mimo pewnych oczywistych ułomności.
TB: To jest często powtarzający się argument w dyskusji o Jacku Majchrowskim: że jest lepiej. Ale wszędzie jest lepiej. W całym kraju przez ostatnie 18 lat zmieniło się wszystko diametralnie. Więc popranie postawione pytanie, to nie czy się zmieniło, tylko czy zmieniło się więcej niż na przykład we Wrocławiu albo Gdańsku.
To jest nierozstrzygalne. Rządzący zawsze ma ten przywilej, że może przypisać sobie wszystko, co stało się w czasie jego rządów.
TB: Ale to były też korzystne zmiany geopolityczne, napływ środków unijnych, Nie wszystko stało się ze sprawstwa prezydenta Krakowa.
Ale też nie można go od wszystkiego odciąć. Dlatego, żeby z nim wygrać nie można odebrać wszystkich zasług, ale trzeba pokazać, jak zrobić to wszystko lepiej. Jak lepiej sadzić zieleń, jak poprawić komunikację, a przede wszystkim jak poprawić zarządzanie przestrzenią miejską, bo to w tej chwili wydaje się być największym zastrzeżeniem krakowian. I jeśli ktoś pokaże lepszy Kraków i będzie wzbudzać zaufanie, to wchodzi do gry o fotel prezydenta Krakowa. Negatywna kampania zawsze działa tylko do pewnego momentu. Im dalej od żelaznego elektoratu, tym mniej jest skuteczna.
“Kraków Jacka Majchrowskiego to etap przyspieszonej modernizacji miasta”
TB: Ale wracając do sedna – mój zarzut do prezydenta Krakowa nie jest taki, że niczego nie zrobił, tylko, że mógł zrobić to lepiej. Bo to miasto jest wspaniałe i wyjątkowe, ale jest zarządzane przez ludzi skupionych na sobie i dzieleniu etatów partiom politycznym.
Dr Maciej Zakrzewski: Ja myślę, że Kraków Jacka Majchrowskiego to taki etap przyspieszonej modernizacji miasta. Ona zawsze wiąże się z kosztami środowiskowymi czy społecznymi. Teraz Kraków powinien wejść w fazę zrównoważonego rozwoju, nie trzeba już gonić, przyciągać kapitału, budować. Można przystopować i pokazać, że stać nas już na dobrą politykę przestrzenną i fajne miasto. Ja myślę, że ten etap modernizacji, wiązany z osobą Jacka Majchrowskiego, powoli dobiega końca. Pytanie, czy pojawi się kandydat, który będzie w stanie skutecznie przekonać o tym mieszkańców.
GK: Mówisz, że Kraków zmodernizowany przez Jacka Majchrowskiego zmienił się na lepsze. To dlaczego się z niego wyprowadziłeś?
To nie był wybór między Krakowem a inną gminą, ale między miastem a wsią. Z resztą to taka wyprowadzka, że całe życie jednak toczy się w Krakowie. W pewnym momencie człowiek wybiera wieś i wyprowadza się na wieś z każdego miasta. Choćby najlepiej zarządzanego.
Maciej Zakrzewski – doktor nauk humanistycznych. Pracownik Oddziałowego Biura Badań Naukowych IPN w Krakowie, wiceprezes Ośrodka Myśli Politycznej. Członek redakcji „Folia Historica Cracoviensa”. W swoich badaniach koncentruje się na historii myśli politycznej ze szczególnym uwzględnieniem historii konserwatyzmu. Autor m.in. W obronie konstytucji. Myśl polityczna Henry’ego St. John Bolingbroke’a (2012), wielu artykułów naukowych i popularno-naukowych.
–1 Komentarz–
[…] układ nie zdestabilizuje się kompletnie. Brakuje mi woli samych mieszkańców, którzy ciągle wybierają Jacka Majchrowskiego w ramach jakiegoś dziwnego syndromu sztokholmskiego. Tego, by zachcieli, żeby to miasto było znowu modne, miało swój charakter. Żeby chcieli […]