Masuje Misami: Monika z Nowej Huty pomaga ludziom przez dźwięk
Monika Doroszkiewicz, założycielka centrum szkoleniowo-terapeutycznego Pozytywka, w ramach którego jest oferowana dźwiękoterapia, zaczęła masować ludzi misami tybetańskimi, gdy prawie nikt o nich jeszcze u nas nie słyszał. Z jej usług korzystają nie tylko miłośnicy kultury wschodu, ale i ludzie biznesu, dzieci, czy seniorzy. Dzięki niej zawód dźwiękoterapeuty będzie prawnie sformalizowany w Polsce, a jej firma – na razie jako jedyna – wyszkoli jego praktyków. Swoją pracę łączy z działalnością społeczną, m.in. zakładając hostel interwencyjny dla osób w trudnej sytuacji i ogród społecznościowy dla stęsknionych do natury.
Poznaję dziewczynę z Irlandii, która przylatuje na weekend do Nowej Huty, żeby zrobić kurs z… mis tybetańskich. Na dodatek mi mówi, że nauczycielka zajmuje się tym od 12 lat. Tak się o tobie dowiedziałam. Wyobraź sobie moje zdziwienie.
To prawda, zajmuje się tym od lat, ale na początku bez biznesu, bo udawało mi się zatrudniać na zlecenia. Udawało się także dzięki temu, że zaczynałam pracować w Krakowie jako wolontariusz w Fundacji Anny Dymnej, gdzie świadczyłam usługi dźwiękoterapii i w efekcie zostałam tam zatrudniona. Jako indywidualna osoba jeździłam też z misami po studiach jogi i różnych innych ośrodkach, żeby promować dźwiękoterapię jako formę relaksacji. Dopiero pięć lat temu stworzyłam przedsiębiorstwo społeczne, które świadczy m.in. usługi szkoleniowe, w tym dźwiękoterapii. Potrzebowałam założyć firmę, ponieważ coraz więcej zgłaszało się do mnie instytucji, z czym wiązało się wystawianie faktur. Zatrudniam osoby z niepełnosprawnościami, pomagają mi na tyle, na ile to dla nich możliwe.
“Skoro pandemia przyniosła tyle czasu, idealnie się złożyło!”
Jak poradziłaś sobie z okresem lockdownu?
Z dnia na dzień straciłam wszystkie możliwości zarobkowe. Mogłam się załamać, siedzieć w domu i popaść w depresję, ale wybrałam inną opcję i postanowiłam coś z tym zrobić: poszukać ludzi, z którymi opiszemy zawód dźwiękoterapeuty i wpiszemy go do ministerstwa jako nową kwalifikację. Miałam taki zamysł dwa lata wcześniej, ale opisywanie trwa tak długo, że się tego nie podjęłam. Skoro pandemia przyniosła tyle czasu, idealnie się złożyło! Zrobiliśmy więc opis wraz z Instytutem Badań Edukacyjnych i z Zintegrowanym Systemem Kwalifikacji, złożyliśmy do ministerstwa wniosek. Wkrótce w monitorze rządowym ma się ukazać specjalna kwalifikacja z przypisanym jej numerem. Moja firma będzie zatem pierwszą w Polsce, która wydaje ministerialny dokument i egzaminuje do zawodu dźwiękoterapeuty. Udało nam się to zrobić także dzięki powołaniu zespołu ekspertów, w skład którego wchodziła lekarka, fizyk, muzyk i ja jako praktyk.
Fizyk?
Tak, bo dźwiękoterapeuta musi mieć podstawową wiedzę o tym, czym jest fala dźwiękowa; tak, jak powinien znać podstawy muzyki, chociaż nie trzeba być wcale umuzykalnionym – muzykoterapia to nie dźwiękoterapia, bo nie chodzi tu o melodię, lecz o wibrację i raczej o dekonstrukcję muzyczną niż konstrukcję jakiegoś utworu (chociaż można ją też uprawiać w formie koncertów). Zdarza się oczywiście, że pacjenci słyszą linie melodyczne i to fajne, ale nie stanowi naszego celu.
“Mój racjonalny mózg tego nie ogarniał. Czemu to tak działa?”
Skąd u ciebie pojawiły się te nietypowe instrumenty?
Po przejściu dość traumatycznego wydarzenia w życiu cierpiałam na bezsenność i przez pół roku nie spałam. To trudna dolegliwość, jeśli trzeba normalnie egzystować, wozić dzieci do szkoły, pracować, a chodzi się jak zombie. Mój organizm był tak wykończony, że schudłam 10 kilo, ludzie nie poznawali mnie na ulicy. Postanowiłam poszukać jakiś sposobów leczenia. Farmakologiczne nie wchodziły w grę, bo od 15 lat nie biorę żadnych tabletek. Piłam więc zioła i szukałam innych alternatywnych sposobów. Wtedy pojawiła się w moim życiu kobieta z misami. Na wstępie pomyślałam oczywiście, że to nawiedzona laska, bo jak można leczyć jakimiś miskami? Ale mimo wszystko przemówiła do mnie jakoś, bo nie ubierała się w ezoteryczne szaty tylko bardzo porządnie, była dyrektorką dużej firmy telekomunikacyjnej i robiła to hobbystycznie, po pracy. “Skoro taka poważna dyrektorka, to chyba nie będzie taka nawiedzona?” – pomyślałam. I oddałam się jej.
Pomogło?
Po pierwszym masażu dźwiękiem przespałam całą noc. Poczułam uwolnienie z napięć i lęków zapisanych w ciele. Korzystałam z jej usług przez jakiś czas, żeby się w pełni zharmonizować. Na tyle mnie to zainteresowało, że postanowiłam zbadać ten temat, bo mój racjonalny mózg tego nie ogarniał. Co się ze mną dzieje, że tak to działa? Przecież ona po prostu postawiła na mnie miski i w nie pukała! To było niezwykłe. Wbrew pozorom mam bardzo racjonalny mózg i muszę mieć wszystko wytłumaczone, zwłaszcza 12 lat temu; przecież wcześniej pracowałam w Urzędzie Skarbowym! Uwierz mi, że miałam zupełnie inne myślenie niż teraz.
“Zrobiłam wszystkie kursy dostępne w Polsce”
Z Urzędu Skarbowego do grania na misach, nieźle.
Zrobiłam wszystkie kursy dostępne w Polsce, korzystając z okazji, gdy przyjeżdżał uczyć ktoś z zagranicy. Sama pojechałam też na szkolenia do Niemiec. Mówimy o nich misy tybetańskie, ale tak naprawdę pochodzą z Nepalu, a obecnie są już produkowane na całym świecie, bo ludzie się poznali na ich mocy. Spotykałam się ludźmi z klasztorów nepalskich, ich techniki różniły się od europejskich. Przez wiele lat poznałam wiele osób i wiele podejść, więc ja też postanowiłam zebrać to wszystko i zrobić swój zakres pracy.
Przekrój badawczy mam ogromny, bo przez te 12 lat pracowałam i z seniorami, i dziećmi, i osobami niepełnosprawnymi i ludźmi biznesu. Tysiące osób przepukałam miskami! Poskładałam więc to wszystko do kupy, tworząc program, który teraz sama przekazuję na szkoleniach, bo od półtora roku przygotowuję ludzi do egzaminu ministerialnego. Chcę w ten sposób uregulować rynek szkoleń, bo sama miałam takie doświadczenie, że kupiłam kurs za 300 złotych, po czym dostałam w kopercie siedem kartek książki i certyfikat. Byłam w głębokim szoku, że to się może tak odbywać.
Masuje misami: dźwiękoterapia
Jak misy działają na ludzi?
Mam fanpage na Facebooku “masuje misami” i czasami nagrywam seniorów z Centrum Aktywności Seniora, żeby opowiedzieli o swoich wrażeniach. Niektórzy zostają na dwóch zajęciach z rzędu, co bardzo cieszy. Mówią, że nie tylko czują się dużo lepiej psychicznie, ale że ustały jakieś bóle, np. w biodrze. Reakcje uczestników są bardzo różne, bo nasze komórki w ciele mają swoje indywidualne zapisy od momentu narodzin. Wszystko, co się wydarzyło – dobrego, złego, traumatycznego – nasze małe komputerki zapisują w ciele. Odbieramy to fizyczne w postaci blokad – czujemy ciężar na plecach albo ucisk w gardle, czy sercu. Dźwięk bardzo pięknie je rozpuszcza i może to robić m.in. za sprawą mis.
Jak to się dzieje?
Wibracja działa na wodę, a człowiek składa się z niej w prawie 80 procentach. Naukowiec Masaru Emoto poświęcił swoje życie na badanie struktury wody i wpływu różnych czynników na nią. Polecam film “Woda, wielka tajemnica”, który wiele wyjaśnia w tym temacie. Emoto pokazał, że ogromny wpływ na jej strukturę ma nawet myśl człowieka – co się w niej dzieje, gdy słyszy “kocham cię”, a co, gdy odbiera “nienawidzę cię”. W pierwszym przypadku struktury wody są piękne, geometryczne, jak dzieła sztuki, płatki śniegu. W tym drugim przypadku stają się chaotyczne, nieharmonijne, a to właśnie pierwsze zaczątki tych blokad, które później przekształcają się w choroby. Jak człowiek jest ciągle narażony na krytykę, nieharmonijne komórki powiększają się, jest ich coraz więcej. Dlatego ważne jest, żeby do drugiego człowieka zwracać się z miłością, a przynajmniej z życzliwością. A ciało karmić harmonią, czyli np. wibracją mis.
“Wiem jak to jest, gdy nie masz gdzie mieszkać”
Czemu tak mało wiemy o misach w Polsce?
Wydaje mi się, że w tak katolickim kraju, inicjatywy ze wschodu przyjmują się później. Joga dopiero teraz jest popularna, wcześniej się długo przyjmowała. Mindfulness jest po angielsku i nie miał takiego problemu! Do tej pory ludzie z emocjami mnie pytają: “o jakiej energii będzie pani mówić?!”. Uspokajam ich, że głównie o energii życiowej. Nasze serce, mózg, właściwie każdy organ i każda komórka ma jakąś częstotliwość, mówią o tym np. badania przy użyciu kamertonów autorstwa Barbary Hero. Zresztą, wszystko w świecie jest energią – nasze myśli, emocje i to one kształtują rzeczywistość. Dlatego bardzo dużo czasu poświęcam sobie rano na praktykach, które mnie pozytywnie ładują.
Podzielisz się, jakie to praktyki?
Wśród nich jest m.in. mycie zębów z tańczeniem i mówieniem sobie do lustra, że jestem wspaniała! Wiem, że to brzmi śmiesznie i zanim mój umysł przestał się upierać, musiałam się zmuszać do tego. Bo my jesteśmy przyzwyczajeni, że wszystko jest złe i niedobre i nam się nie uda. W to jest łatwiej uwierzyć. Ale my nie jesteśmy swoimi myślami, możemy swoją podświadomość zaprogramować – tak, jak nas zaprogramowano od dziecka, m.in. w szkole, gdzie wciąż słyszy się krytykę za słabe oceny. Potem trudniej nam przyjąć za fakt, że jesteśmy cudem tego świata, chociaż każdy z nas nim jest! I każdy zasługuje na wszystko, co najlepsze. Jeśli w to nie wierzysz, powinieneś to sobie powtarzać codziennie, aż wreszcie zadziała.
Ktoś mi pomógł, ja pomagam
Twoje pokłady życiowej energii dostrzegam także w tym, że oprócz firmy, prowadzisz hostel interwencyjny.
Sama doświadczyłam bezdomności, ponieważ jak się przeprowadziłam z Katowic do Krakowa, nie był on dla mnie zbyt życzliwy. Byłam pełna strachu, a za tym szedł cały ciąg tragicznych wydarzeń. Nie mogłam skorzystać z pomocy miasta, bo nie byłam tu zameldowana, a nie chciałam trafić do schroniska, zwłaszcza że moja sytuacja nie wynikała z nałogu. Zawsze marzyłam o Krakowie, podobał mi się, był blisko Katowic, ale nie znałam na początku ludzi, więc nie było to łatwe. Otworzyłam gabinet dźwiękoterapii, ludzie nie walili drzwiami i oknami, zostałam bezdomna. Wtedy poznałam człowieka, który dał mi kąt do mieszkania, również grał na gongach, więc razem robiliśmy koncerty. Szybko stanęłam na nogi i pomyślałam, że to się nie wydarza bez powodu, dlatego muszę takie miejsce stworzyć, bo wiem jak to jest, kiedy z jakichś powodów nie stać cię na wynajem i nie masz gdzie mieszkać.
Ogród społecznościowy na Krzemionkach też był wynikiem jakichś twoich doświadczeń?
Moja córka zachorowała na depresję, a wiedziałam że takiej młodzieży jest więcej, bo tak jak moje dzieci, wszystkie ponoszą konsekwencje decyzji i wyborów swoich rodziców. Ogród miał być oazą wytchnienia dla tych, których nie stać na ogród działkowy lub nie chcą być na nim sami, wolą żyć w społeczności. Zbudowaliśmy go i działa już od sześciu lat. Stał się bardzo międzynarodowy, bo w Podgórzu mieszka wielu obcokrajowców. Robimy to hobbystycznie, symbolicznie, bo wiadomo że z jednego ogrodu nie wyżywimy tyle osób. Robimy wspólne jedzenie, kosimy, sadzimy drzewka, które wkrótce nam zaczną owocować, bo minęło pięć lat.
“Udaje mi się zatrudniać kilka osób”
Krzemionki są blisko centrum, ale imponuje mi, że ludzie dojeżdżają do Ciebie do tak dalekiej Huty!
Bo ja sama jeżdżę dużo i daję się poznawać ludziom! Biznes buduje się poprzez relacje.
Imponuje mi również, że da się zrobić biznes związany z “muzyką”.
Zależy, co kto rozumie przez biznes. Dla mnie biznes, taki konkretny, to jak miliony się generują na koncie, a na koncie mojej firmy jeszcze do takiego zjawiska nie dochodzi. Udaje mi się zatrudniać kilka osób i wygenerować takie dochody, żeby były wynagrodzenia dla nich. Osoby niepełnosprawne są wymagające, jeśli chodzi o zatrudnienie, bo osoba niewidoma, choć robi świetny masaż, gra na skrzypcach, ukończyła nasze kursy, nie może świadczyć samodzielnie usług na zewnątrz bez pomocy asystenta. Zatrudniam też osobę z Zespołem Aspergera – jest moim asystentem, ale i testerem, doświadczając raz w tygodniu sesji z dźwiękiem raz, od kilku lat. Dobrze się po tym czuje, lubi to. Osoby ze spektrum mają mocną wrażliwość na dźwięki, wręcz mogą ich boleć, ale ja już wypracowałam sobie sposoby na to i dzięki temu bardzo chętnie je przyjmują.
“Kocham to robić, bez względu na pieniądze”
Grasz też w fundacjach?
Pewnie, bo ja kocham to robić, bez względu na pieniądze. Spotykanie się z ludźmi i promowanie dźwiękoterapii jako poprawy jakości życia i samopoczucia sprawia mi ogromną radość. Moim marzeniem jest, żeby każdy chętny miał chociaż jedną misę w domu, umiał się nią posłużyć i robił sobie nią dobrze!
Kiedy piszę o sklepach, czytelnicy wiedzą, że mogą tam iść na zakupy, kiedy o restauracjach – wiedzą, że mogą tam zjeść. Jak wesprzeć twój biznes, mniej oczywisty?
Przychodzić na nasze wydarzenia, zgłaszać się na sesje indywidualne oraz śledzić stronę dźwiękoterapii, choć ta dopiero się tworzy, podobnie jak sam zawód! Mam też takie marzenie, żeby kręcić kiedyś filmy z terapeutami, pokazywać, jak pracują z misami. Zajmuje się tym m.in. wielu lekarzy! Misy pojawiają się w gabinetach masażystów, na sali joginów, zajęciach dla dzieci. Teraz, gdy kosmetyczka robi ci zabieg, puszcza w tle muzykę, a przecież mogłaby położyć ci miskę i w nią pukać! Chcę uczyć ludzi tej roboty, pokazywać dobre przykłady, promować wykorzystanie dźwięków, być mentorem. Jednocześnie nie obawiam się w ogóle, że moi klienci pójdą do innego dźwiękoterapeuty, bo wiem, że każdy przyciąga innych ludzi.
__
Zdjęcia: Masuje Misami / Facebook
***
Czytaj też o krakowskim lumpeksie, który trafił na okładkę Vogue. O prawdziwych sycylijskich lodach w Bronowicach, które serwuje doktor po Akademii Muzycznej. Wspaniałych lodach z Nowej Huty. Panu Piotrze z Wielopola, który od 34 lat prowadzi sklep metalowy i dopadła go turystyfikacja Krakowa. A także doskonałej piekarni rzemieślniczej Młyn, którą znajdziecie przy Stachiewicza.
–0 Komentarz–