Jan Stoberski: Piechur z Krowodrzy. Literat wspaniały
Jan Stoberski. O Jasiu Stoberskim mówiono Proust z Krowodrzy.
Wszystko dlatego, że jak już wyszedł z Kawiorów, to nie przestawał chodzić i wspaniale pisał. Drukowali go nie byle gdzie. Najpierw w „Przekroju” i to tym wspaniałym, krakowskim, do którego wciąż wzdychają dziennikarze, a nie tym zepsutym w stolicy tak bardzo, że już prawie nikt go nie chciał czytać. A później jeszcze w Wydawnictwie Literackim.
Nazbierał dzięki temu w swoim długim życiu 10 wydanych książek. Wśród nich były: „Przyjaciel mężatki”, „Ludzie i gołębie” i ostatnia, z roku 1988, „Pogromca smutku”.
Szczególnie chętnie drukował go legendarny redaktor Marian Eile, który o Stoberskim pisał, że „to jest jeden z najwybitniejszych pisarzy naiwnych w Europie.” A była to tez niezwykła postać. Postać krakowska. Co ja mówię. Nie tylko krakowska.
Była to postać krowoderska. Nasza.
Urodził się w 1906 roku na Kawiorach, które częścią Krakowa (jako dzielnica XIV) stały się dopiero w cztery lata później.
Później robił różne rzeczy, choć nikt do końca nie wie co.
Był w gimnazjum, ale zrezygnował przed maturą. Chciał ponoć pracować nad duchem, a pracował też nad ciałem.
Później pracował w gazowni. Handlował. Podobno obwarzankami.
Debiutował późno, ale za to gdzie. W latach 50. zaczął pisać w „Przekroju” u Eilego. Eile kochał go za styl i umiejętność pokazania szczegółu. Dział techniczny redakcji za to, że jego nowelki zajmowały dokładnie tyle ile było potrzeba – kolumnę. To umiejętność, która w gazetach zawsze jest w cenie.
Stoberski był kronikarzem krakowskiego mieszczaństwa. Pisał wciąż podobnie i wciąż z takim wyczuciem szczegółu, że czytało się go z przyjemnością. Historie zbierał chodząc, bo chodził wszędzie. Przez Kraków przechodził zgodnie ze starannie przygotowanym planem.
– Miał jeden nałóg – był uzależniony od ludzi, codziennie strategicznie obmyśloną wcześniej trasą odwiedzał krakowskie mieszkania. Podczas wizyty niewiele mówił, za to chętnie słuchał, czasem przysypiał, po jakimś czasie przenosił się do kolejnego mieszkania, do kolejnych ludzi – opowiadał Adam Macedoński Piotrowi Mareckiemu.
Wiedział, gdzie karmią – bo z tym długo było licho. Gotować się nigdy nie nauczył.
Wiedział, gdzie są mężatka, a mężatki kochał ponad wszystko, gotowe opowiedzieć plotki i pocałować w policzek. Tylko w policzek, bo jego życie seksualne – podobno, ale tu wszystko jest trochę podobno, gdyż Stoberski był postacią znaną, ale też prywatną i skrytą – nie istniało. Wiedział, gdzie może go czekać ciekawe opowiadanie i warta powtórzenia plotka.
Z życiem seksualnym było jak było, być może dlatego, że zdarzało mu się zaniedbać siebie i nawet, gdy przyjaciele chcieli go ostrzyc, oporządzić, ogolić to on nie chciał i mówił, że „nie ubranie tylko talent jest ważny”. Miał też ponoć problemy z zapachem.
A może było jak było po prostu dlatego, że żył po prostu na sposób franciszkański. – Prawdopodobnie nigdy nie kupił sobie ubrania, jadł bardzo niewiele, większość zarobionych na druku pieniędzy pożyczał. Sam nie gotował i żył z tego co dostał.
Ludzie go lubili, bo był przyjacielski i krzywdy innym nie robił. – Z Jasiem były różne historie . Pamiętam, jak szedł Krupniczą w rozpiętym płaszczu i kapeluszu – a miał strasznie zły wzrok – i szedł przed nim jakiś profesor uj czy agh bardzo znany. Studenci, którzy szli do miasta, kłaniali się profesorowi, profesor wyniosły się nie odkłaniał, ale Jasiu się odkłaniał, bo nie był pewny, czy to aby nie jemu się kłaniają…
I tak chodząc – pisał. Pisząc – chodził. Przed wojną ponoć obszedł Polskę, a gdy był już znanym literatem na pewno chodził pieszo do Zakopanego i Warszawy. Żeby odwiedzić tam ludzi i posłuchać ich historii.
Nie całe życie spędził w Krowodrzy. Później mieszkał na Paulińskiej. Na koniec życia wylądował na Prokocimiu, ale nie podobało mu się tam, bo wszędzie daleko i o spotkania z ludźmi było trudniej. A Stoberski żył dla spotkań.
Zmarł w 1997 roku. Za sobą miał 91 lat, 10 książek i niezmierzoną ilość kilometrów.
Nasi starsi czytelnicy mogli go jeszcze spotkać i pamiętają przemierzającego Kraków Jasia Stoberskiego.
Młodsi pamiętać nie mogą, a poza tym w ich świecie na takich ludzi, już się uwagi nie zwracało.
Tym bardziej cieszy, że Jaś Stoberski jest po raz kolejny przypominany. Chwilę temu HaArt wydał książkę Piotra Mareckiego pt. „Każdy inny”, z której pochodzą powyższe cytaty.
W przyszłym tygodniu znajdziecie u nas jeden z wywiadów, które w niej zamieszczono.Ale to nie koniec przypominania „Prousta z Krowodrzy”, bo HaArt ruszył z akcją, a my – my, mieszkańcy dzielnicy, nie my redakcja – musimy im pomóc. O tym też napiszemy już wkrótce. Powiem tyle, że na razie będą potrzebne słupy, a na wiosnę jeszcze mur na Kawiorach, bo Jaś Stoberski był przecież z Kawiorów.
A przy okazji. Sprawdziłem jak się ma Stoberski w naszych dzielnicowych bibliotekach i ma się nie najlepiej. Zatem prośba. Jak ktoś ma coś Prousta z Krowodrzy i chciałby się tym podzielić, albo ma parę nadprogramowych złotych i konto na Allegro, to niech podrzuci książki tam, gdzie ma najbliżej – oto lista filii Krowoderskiej Biblioteki Publicznej »
–2 komentarze–
[…] Stoberskiego trochę przypomnieliśmy w ubiegłym tygodniu (Tutaj: Tomasz Borejza, „Piechur z Krowodrzy. Literat wspaniały”.), a teraz przypominamy go […]
[…] i przed którymi ostrzegał, kiedy tylko poznał koncepcję internetu. Bardzo wiele pisał o tym w comiesięcznych felietonach i esejach poświęconych współczesnej […]