Kopiec Kościuszki. Pomnik jedności, na który złożyli się arystokraci, mieszczanie, rzemieślnicy i chłopi
Szlachcic w chłopskiej sukmanie, który wraz z kosynierami walczył o niepodległość, był najlepszym symbolem dla podzielonego narodu, który stracił swoje państwo. Dlatego mądrzy ludzie, którzy po zaborach chcieli zapewnić trwałość polskiej kultury, zadbali o to, by w kraju rozwinął się kult Tadeusza Kościuszki. Górujący nad Krakowem kopiec Kościuszki to pomnik, który postawiono, by stale przypominać o naczelniku powstania. Zbudowano go dzięki narodowej zbiórce, w której obok arystokracji i burżuazji udział wzięli rzemieślnicy i chłopi. – Były to prawdziwe ofiary, płynące z serc i gorącego patriotyzmu. – pisał prof. Michał Rożek.
Konflikt pomiędzy tzw. klasami posiadającymi i chłopami był na początku XIX wieku najsilniejszym podziałem w polskim społeczeństwie. Można o tym poczytać w książkach historycznych, ale można też po prostu sięgnąć po “Baśń o wężowym sercu” Radosława Raka. Wiele więcej niż napisał świetny powieściopisarz, powiedzieć się nie da.
Kościuszko symbolem
Myślący ludzie wiedzieli, że do załagodzenia konfliktu potrzebne są nie tylko niosące zmiany reformy, ale też właściwe symbole. Tadeusz Kościuszko, który o niepodległość kraju walczył ramię w ramię z chłopskimi kosynierami, nadawał się do tego doskonale. Był to jeden z powodów, dla których na początku XIX wieku bardzo rozwinął się kult naczelnika powstania i żołnierza walczącego o wolność nawet po drugiej stronie Atlantyku. Innym było to, że Kościuszko był postacią na tyle wielowymiarową, że każdy mógł w nim znaleźć coś dla siebie. Konserwatyści dostrzegali patriotyzm. Postępowcy poglądy społeczne. Chłopi sukmanę i kosynierów. Szlachta herb i sukcesy wojskowe. A krakowscy mieszczanie to, że Kościuszko powstańczą przysięgę składał na krakowskim Rynku.
Kult naczelnika ze szczególną siłą rozwinął się w Krakowie, który po Kongresie Wiedeńskim stał się wolnym miastem. Uzyskane dzięki temu przywileje spowodowały, że w całym kraju dawną stolicę postrzegano jako miejsce, mające być strażnikiem narodowej tradycji. Krakowscy mieszczanie chętnie przyjęli tę rolę i korzystali z przywilejów zapewnionych przez międzynarodowy traktat, by zachować z polskiej kultury tak wiele, jak to tylko możliwe.
Kiedy w 1817 roku Tadeusz Kościuszko zmarł w szwajcarskiej Solurze, zdecydowano, że trzeba go upamiętnić.
Car wspiera polskich patriotów
Rozpoczęto od pomysłu sprowadzenia ciała powstańczego naczelnika do Krakowa i pochowania go na Wawelu. Tam niewiele wcześniej zaczęto tworzyć panteon narodowych bohaterów, w którym pochowano już ks. Józefa Poniatowskiego. Zgodę na sprowadzenie zwłok Kościuszki do Krakowa musiał wyrazić car Aleksander I.
Ten zgodził się bez kłopotów, co dziś może dziwić. Głównie dlatego, że lekcje historii nauczyły nas patrzeć na zaborców jak na monolit. Działającą wspólnie i w porozumieniu grupę, której celem było zniszczenie Polski. To jednak mogło być prawdą pod koniec XVIII wieku, ale nie było nią przez większość wieku XIX. Między zaborcami dochodziło bowiem do kryzysów i konfliktów, w których szukali sojuszników.
Jednym z takich sojuszników mogli być Polacy, których do współpracy nie dało się zmusić siłą. Próbowano więc zrobić to na inne sposoby, także próbując się zaprzyjaźnić. W naszej publicystyce historycznej – można zajrzeć choćby do “Dziejów głupoty w Polsce” Aleksandra Bocheńskiego – da się znaleźć tezę mówiącą, że te niesnaski między zaborcami można i trzeba było wykorzystać. Choćby w celu budowy potencjału gospodarczego kraju i przygotowywania go do odzyskania niepodległości. Ale zabrakło nam zmysłu tzw. real politik i zamiast kierować się rozumem i rozgrywać zaborców dla własnej korzyści, woleliśmy kierować się sercem i raz za razem chodzić na pozbawione szans powodzenia wojny i powstania.
Zdania są tutaj jednak bardzo podzielone.
Kościuszko u św. Floriana
Wróćmy więc do pogrzebu Kościuszki. Kiedy car Aleksander zgodził się na to, by pochować go na Wawelu, zwłoki sprowadzono do Krakowa. Zanim trafiły do narodowego panteonu, który chciano stworzyć w krypcie zamkowej katedry, złożono je u św. Floriana. Kiedy ludzie się o tym dowiedzieli, na Kleparzu zaczęły pojawiać się tłumy ludzi.
– Przez dziewięć tygodni, od chwili zdeponowania trumny u św. Floriana, całe miasto od rana do wieczora wespół z ludem podkrakowskim odbywało pielgrzymki do tej prastarej kolegiaty, by pomodlić się za duszę Bohatera. – opisywał prof. Michał Rożek w książce, w której opowiedział historię kopca Kościuszki. A gdy nadszedł dzień pogrzebu – kontynuował – “już od świtu zdążały do Krakowa niezliczone tłumy ludzi. Byli wśród nich włościanie, szlachta. Oczy przyciągały malownicze kontusze, bogate karabele, jak też proste chłopskie sukmany. Wszyscy, komu bliska była ojczyzna i jej Naczelnik, starali się przybyć do Krakowa.” Kościuszkę pożegnały tłumy. To umocniło legendę.
Kopiec Kościuszki. Pomnik dla Naczelnika
Od razu zaczęto myśleć też o tym, że Tadeusza Kościuszkę trzeba w Krakowie upamiętnić. Najlepiej pomnikiem. Pomysł rzucił mieszkaniec Mogiły Franciszek Jaczewski, a społeczeństwo odpowiedziało organizując zrzutkę. – Obok sporych sum wpłacanych przez arystokrację, ziemiaństwo, burżuazję odnajdziemy nic nie mówiące imiona i nazwiska skromnych rzemieślników, ubogich chłopów czy żydowskich arendarzy. W tych ostatnich przypadkach były to prawdziwe ofiary, płynące z serc i gorącego patriotyzmu. – pisał Rożek. Organizatorów zbiórki wsparł nawet… car Aleksander I.
Pieniądze zaczęły spływać, a w mieście zaczęto się spierać, jak pomnik ma wyglądać. Początkowo myślano o klasycznym rozwiązaniu. Na przeszkodzie stało jednak przekonanie, że w kraju brakuje artystów, którym można by było powierzyć takie zadanie. A jednocześnie obawiano się kosztów związanych ze zleceniem go za granicę. Oraz tego, że – jak zwracał uwagę Ambroży Grabowski – “któż jest, co nam za to zaręczy, azali nieprzyjaciele narodu polskiego, wtargnąwszy do nas, takowego nie zniszczą lub ze wszystkim nie uprowadzą?”
Wielu ojców pomysłu
Wtedy pojawił się pomysł usypania Kościuszce kopca, podobnego do tych, które zapewniły pamięć Wandzie i Krakowi. Idea spodobała się tak bardzo, że wkrótce – to zachowanie typowe także dla współczesnych krakowskich radnych – zyskała wielu ojców, bo kilku polityków chodziło po mieście i mówiło, że to właśnie są jej autorami.
Mówiono, że kopiec po pierwsze nie będzie kosztował majątku, po drugie nikt go nie ukradnie, a po trzecie górując w przyszłości nad miastem, będzie najlepiej przypominał o tym, jak ważnym symbolem jest Tadeusz Kościuszko.
Aresztowanie ducha, który nawiedza budowę
Kiedy zdecydowano się na kopiec, pozyskano od zakonu Norbertanek tereny na wzgórzu św. Bronisławy i rozpoczęto przygotowania do sypania mogiły. Ważną kwestią, która zaprzątała uwagę organizatorów, były uroczystości towarzyszące rozpoczęciu budowy. Powodem było to – tu warto przytoczyć cytat z Rożka, który pokazuje, jak wiele się od tamtego czasu w Krakowie zmieniło – że “pieniędzy na tę ceremonię nie było aż tak wiele. Musiano się zatem liczyć z każdą wydaną złotówką. Były to przecież społeczne pieniądze, a rozliczenia z wydatków publiczne.“
Prace rozpoczęto w październiku 1820 roku. Po tym nastąpił – za prof. Rożkiem – “trzyletni okres intensywnej roboty uwieńczonej pełnym sukcesem. Towarzyszyła mu niebywała wprost patriotyczna atmosfera, uzewnętrzniająca się w masowo płynących składkach na budowę, ogarniających cały rozdarty przez zaborców kraj. Wystarczy tylko spojrzeć na listę ofiarodawców, a przekonamy się, że nie brakło tu nikogo. Mogiła Kościuszki zaczęła integrować podzielony pomiędzy trzy mocarstwa naród. Przywożono tu z odległych stron dzieci, aby uczyły się szacunki dla przeszłości i miłości ojczyzny.”
Kopiec Kościuszki i duch na budowie
Kłopoty były, ale na ogół typowe, więc nudne. W trakcie budowy okazało się na przykład, że trzeba zmienić projekt, bo w pierwotnym kilka rzeczy źle zaplanowano. Poradzono sobie z tym wszystkim sprawnie. A najciekawsza była sprawa ducha, który nawiedzał budowę. Przez pewien czas w okolicach północy na budowie pojawiała się zjawa. Biała, z pochodnią w ręku, upominała tych, którzy zakłócają spokój w miejscu śmierci św. Bronisławy. Byli tacy, którzy się bali i był kapitan Witkowski, który duchów się nie bał. Zaczaił się więc na upiora i go zatrzymał. Zjawą okazał się być członek krakowskiej milicji, a także znany pijaczyna, który straszył ludzi na zlecenie karczmarza ze Zwierzyńca. Właściciel knajpy odgrywał się na budowniczych za stracone zyski, których powodem było to, że na miejscu budowy postawiono baraki, gdzie sprzedawano jedzenie i napitek. Obaj trafili do aresztu i w nim odpokutowali swoje winy.
Po drodze były jeszcze kłopoty z norbertankami, które – tu także niewiele się zmieniło, bo i dziś jest w Krakowie szereg problemów związanych z kościelną własnością – na sprzedaży działek otaczających kopiec chciały zarobić jak najwięcej. – Zakonnice zwierzynieckie, baby uparte, z wielką trudnością zaledwo nakłonione do odstąpienia tego gruntu i to jeszcze za przyzwoitą opłatą. Musiano użyć na nie aż wpływu osób duchownych, rządców sumienia, członków konsystorza i władzy duchownej i zaledwo ich upór przełamać zdołano. – pisał Ambroży Grabowski.
Osada Kościuszko
Jednak i tę sprawę rozwiązano. Wprawdzie dopiero 15 lat po zakończeniu budowy, ale skutecznie. Interesujący był też plan zbudowania wokół kopca osady o nazwie Kościuszko. Domy mieli dostać chłopi – przede wszystkim dzieci kosynierów, którzy walczyli w powstaniu. Niewiele jednak z tego wyszło i mogiłę otoczył w końcu austriacki fort.
“Pomnik” przydał się m.in., kiedy pod koniec XIX wieku w siłę zaczął rosnąć ruch ludowy, który organizował polskich chłopów do budowania niepodległości kraju. Kopiec stał się miejscem, gdzie ludowcy organizowali uroczystości, a Kościuszko został symbolem świadczącą o tym, że mimo różnic interesów, możliwe jest narodowe zjednoczenie.
Czytaj także: Stańczyk. Jego pracą było mówienie dotkliwej prawdy
Kopiec Kościuszki przeszkadzał nazistom
Największe niebezpieczeństwo groziło kopcu Kościuszki w czasie niemieckiej okupacji Krakowa. Hans Frank planował zbudować na Błoniach rządową dzielnicę przeznaczoną dla urzędów Generalnego Gubernatorstwa. I nie chciał oczywiście, by nad tymi urzędami widać było kopiec usypany na cześć polskiego bohatera. Na szczęście jednak nie zdążył tego zrobić, a krakowianie zadbali – niekiedy z narażeniem życia – by kopiec dotrwał do lepszych czasów w dobrym stanie. Dziś jest to jedno z ulubionych miejsc spacerów krakowian, a przez długie lata okolice kopca – dziś otoczonego laskiem – przyciągały dzieci szukające odpowiedniej górki do zimowego szaleństwa.
Jedno i drugie pokazuje, jak dobrym pomysłem było upamiętnienie Kościuszki kopcem.
A nie tylko pomnikiem.
Korzystałem z książki prof. Michała Rożka, “Kopiec Kościuszki”, którą wydało Wydawnictwo Literackie.
Źródło zdjęcia w nagłówku: Narodowe Archiwum Cyfrowe.
–2 komentarze–
[…] Wawelem śmiałkom, którym smog nie straszny. Rezydent zabrał uczestników ostatniego turnusu na Kopiec Kościuszki. – Nie widzieliśmy stamtąd praktycznie nic. Amazing! – opowiada klient biura, Mark […]
[…] można tam też zobaczyć słynny kopiec Kościuszki, który zbudowano jako pomnik narodowej […]