Kraj przepisu i papieru
I jeszcze jeden przykład podany przez Macieja Szczygła: – ZUS poprosił mnie o dokumenty z października 1999 r. dotyczące jednego pracownika. Te niestety się nie znalazły. Ale było miejsce, gdzie można było je odszukać – w archiwum ZUS. „Znaleźli sobie?”, pytam. „A skąd”. W związku z tym musiałem wystawić księgowej upoważnienie do wglądu w archiwum ZUS w imieniu właściciela firmy, żeby mogła tam znaleźć dokumenty, o które poprosił sam ZUS. Jednak nie to jest najgorsze. Najbardziej irytuje, że kiedy idziesz np. do urzędu skarbowego, to tam każda osoba zajmuje się swoim wycinkiem prawa i na nim się zna. Biorąc pod uwagę liczbę przepisów, nie może być zresztą inaczej. Ale ty musisz znać je wszystkie. A jak nie znasz, to masz problem.
Rzadko są to rzeczy spektakularne. Raczej przypominają gwóźdź w bucie. Przez chwilę można z nim chodzić, ale na dłuższą metę…
Nas już te sprawy nie dziwią. Może tylko tych, którzy pomieszkali za granicą, bo my zdążyliśmy się już do nich przyzwyczaić i traktujemy je jak coś normalnego. Inaczej jest jednak z obcokrajowcami. Szczególnie z tymi z Zachodu, którzy stykając się z naszą biurokracją, przeżywają coś w rodzaju szoku kulturowego. Niedawno prestiżowy „The Economist” w tekście „W ogonie Wschodu” pisał: „Zagraniczni inwestorzy, przyciągnięci przez dobre informacje o polskiej gospodarce, na przemian śmieją się i płaczą, kiedy odkrywają przeszkody, które muszą pokonać, żeby móc prowadzić tutaj biznes”.
Metoda na Makarewicza
Co z tym zrobić? Prof. Kamiński odpowiada: – Potrzebujemy przede wszystkim zdrowego rozsądku i świadomości, że nie jesteśmy w stanie uregulować wszystkiego. Nie możemy przewidzieć nieprzewidywalnego. Zawsze będą sytuacje, które zaskoczą. Twórzmy ramy i miejmy zaufanie do sędziów oraz innych osób, które prawo stosują. Wiele indywidualnych rozstrzygnięć i decyzji można pozostawić w rękach tych, którzy sądzą i odwołują się do tego, co podstawowe: rozsądku, racjonalności, użyteczności, praktyczności. To naprawdę wystarcza.
Profesor wskazuje, że prawo można tworzyć choćby tak jak w Szwajcarii, gdzie na przełomie XIX i XX w. napisano Kodeks cywilny, który nie tylko obowiązuje do dziś, ale także wywarł wpływ na prawo cywilne w wielu innych krajach. Był on znacznie mniejszy niż wielkie europejskie kodeksy cywilne: BGB i Kodeks Napoleona: – Był ramowy. Regulował podstawowe rzeczy, a szczegóły pozostawiał mądrości tych, którzy prawo stosują, i tych, którzy się nim posługują. Można prawo tworzyć w taki szwajcarski sposób.
Wydaje się też, że w momencie, gdy same przepisy o VAT z dodatkami liczą kilkadziesiąt tysięcy stron, nadeszła wreszcie pora na twórcze zaadaptowanie rozwiązania zastosowanego w latach 30. XX w., kiedy naprawiono polskie prawo karne. Problemem było wówczas to, że obok siebie funkcjonowały przepisy karne z różnych państw zaborczych, w dodatku orzekano w duchu różnych tradycji prawnych. To wymagało ujednolicenia. Zamiast łączyć i zmieniać, postanowiono napisać kodeks od nowa i powierzono to zadanie Komisji Kodyfikacyjnej, w której zasiedli posiadacze najtęższych prawniczych umysłów tamtego czasu. Składała się ona z ośmiu profesorów i trzech sędziów Sądu Najwyższego.
Efektem jej prac był tzw. Kodeks Makarewicza (komisji przewodniczył prof. Juliusz Makarewicz ze Lwowa) z 1932 r. Na tamte czasy bardzo nowoczesny, o czym świadczy choćby to, że przetrwał nawet powojenną zmianę systemu politycznego i obowiązywał aż do końca 1969 r. Prof. Adam Lityński pisał o nim: „Sądzę, że to w ogóle najlepszy polski kodeks, jaki kiedykolwiek powstał w jakiejkolwiek dziedzinie prawa”. Dziś jednak chodzi nie tylko o prawo karne, ale o system prawa w ogóle. Alternatywą jest jego całościowa reforma lub stosowanie protez w rodzaju programów „Lepsze Regulacje”, gdzie za sukces uważa się nowy regulamin prac Rady Ministrów. One zaś mogą najwyżej spowolnić inflację prawa, bo na pewno jej nie cofną. Rzecz łatwa nie jest. Ale innego wyjścia może nie być.
Tekst pochodzi z Tygodnika Przegląd.
–2 komentarze–
Czytałem kiedyś w jakiejś mądrej księdze, że ten rodzaj “biegunki legislacyjnej” jest charakterystyczny dla etapu chylenia się państwa ku upadkowi. Prawdziwe?
[…] Jest to coś, co degeneruje prawodawców i jest problemem dla tych, którzy prawa powinni przestrzegać. Dla tych ostatnich, bo jak nie wiadomo, których przepisów należy przestrzegać, to zaczyna się to robić na chybił trafił lub wybierając, to co dla nas wygodne. Czasami się trafi, a czasami się nie trafi. A trudno się odnaleźć, bo takie podejście degeneruje ludzi odpowiedzialnych za tworzenie prawa. Kiedy wie się bowiem, że tworzy się przepisy puste, będące sztuką dla sztuki, jest znacznie mniej powodów, by robić to porządnie i z rozwagą. Zamiast więc pisać ustaw mało, ale wtedy, kiedy jest to niezbędne i tak, żeby działało, tworzy się setki nie mających znaczenia przepisów, które nowelizuje się później wielokrotnie … […]