Tajemnice UMK. Informacje o kosztach i umowy spowite mgłą
O Barometrze Krakowskim pisaliśmy już krótko, zapowiadając, że napiszemy więcej. Jednak na razie nie napiszemy, bo urząd nie chce nam udostępnić dokumentów.
Krótko napisaliśmy dlatego, że biuro prasowe Urzędu Miasta Krakowa bardzo niechętnie dzieliło się informacjami na temat badań społecznych przeprowadzonych pod egidą Bogusława Kośmidera, na które składał się m.in. Barometr Krakowski i Diagnoza Dzielnic Krakowa. Zbierało je też bardzo długo, co skutecznie odwlekało w czasie możliwości publikacji informacji na ten temat.
Dlatego – być może nieco przedwcześnie – zdecydowaliśmy się pokazać to, na co udało się zdobyć odpowiedzi. Te dotyczyły jedynie fragmentu całości, bo w zasadzie odpowiedziano jedynie na pytania dotyczące jednego z raportów. Tymczasem same badania podzielono na kilka zamówień, a miasto nie chce poinformować na przykład o tym, komu zlecono realizację jednego z nich.
Nie powiemy i co nam pan zrobi
Chcąc zajrzeć pod sreberko oraz zobaczyć, w jaki sposób i dlaczego wydano 260 tys. waszych złotych, zadaliśmy Biuru Prasowemu Urzędu Miasta Krakowa szereg pytań.
Wśród odpowiedzi, które otrzymaliśmy były np. takie:
– Kto nadzorował ankieterów prowadzących badania w ramach Barometru Krakowskiego?
– (…) osoba fizyczna. (…)
Na same ankiety, o których mowa, przypomnimy tylko, wydaliśmy ponad 60 tys. złotych. Wydaje się więc, że na miejscu byłoby poznanie nazwiska wspomnianej osoby fizycznej.
Ponieważ nie dało się sprawy załatwić “normalnie”, zdecydowaliśmy, że pytania trzeba zadać w trybie dostępu do informacji publicznej. Choć – wypada to podkreślić – nie powinno to być koniecznie, ponieważ pytanie prasowe wiąże urzędników w podobny sposób i zwykle jest szybsze. Jakże się zdziwiliśmy, kiedy okazało się, że i z tym będzie problem. Otrzymaliśmy właśnie pismo, które informuje, że nie zostaną one udostępnione w przewidzianym ustawą terminie i zostaje on wydłużony do 31 maja 2017 roku. Czyli mniej więcej czterokrotnie.
Rzecz to tym dziwniejsza, że wszystkie dokumenty powinny być „pod ręką”. W zasadzie dokładnie o to samo, pytaliśmy wcześniej Biuro Prasowe, więc “dodatkowe czynności” powinny być podjęte już dawno. Nie ma ich znowu tak wiele – trzeba zeskanować kilka umów. Sygnał, który magistrat wysyła w ten sposób jest więc dla nas jasny. Urzędnicy – w tym wypadku podlegająca Bogusławowi Kośmiderowi Kancelaria Rady Miasta i Dzielnic Krakowa – chcą nas i was zbyć, i robią co mogą, byście tych dokumentów nie zobaczyli. Dlaczego? Tego nie wiemy.
Może po prostu nas nie lubią i jest to zwykła złośliwość. Albo kara – magistrat jest na tyle dziecinny, że lubi takie zabawy – za to, że zdarza nam się krytykować jego poczynania.
A może nie jest to zwykła złośliwość.
Dopóki papierów nie zobaczymy, to się tego nie dowiemy.
Badania powinny coś wnieść
Przy czym, o tym warto wspomnieć, zapytaliśmy przede wszystkim dlatego, że bardzo dużą sumę pieniędzy wydano na zadanie pytań, które nic nie wniosły do krakowskiej debaty publicznej.
Co najwyżej potwierdziły kilka truizmów i dały Bogusławowi Kośmiderowi, który był ich inicjatorem, okazję, żeby pochwalić się sukcesami.
Przed czym ostrzegaliśmy zresztą już dwa lata temu, pisząc że szkoda wydawać 100 tys. złotych, by ustalić, iż krakowianom przeszkadza smog. Choć – musimy podkreślić – trochę się pomyliliśmy.
Zgodnie z naszymi przypuszczeniami rzeczywiście ustalono, że smog krakowianom przeszkadza, ale wydano na to więcej niż prognozowane 100 tys. złotych. (TUTAJ)
Chcieliśmy więc obejrzeć procedurę zamówienia, a także szczegóły umowy. Choćby po to, żeby spróbować zobaczyć, jak ustalano zakres badania i jak określono jego cele.
I dlaczego nie znalazły się w nim pytania, które mogłyby cokolwiek zmienić.
Takie jak na przykład to:
Rzecz wydała się tym bardziej warta uwagi, że lektura raportu z badań, nasuwa tylko jedną myśl – że szkoda.
Szkoda okazji, bo szeroko zakrojone badania społeczne tego rodzaju dają możliwości zdobycia wartościowej i użytecznej wiedzy. Takiej, która pomaga zmieniać nasze miasto. Choćby, pytanie z grafiki powyżej nie jest żartem, o stosunek krakowian do zbiegów interesów władzy i deweloperów. O to, jakich rozwiązań oczekujemy w sprawach istotnych, np. transportu, a nie tego, czy jesteśmy dumni z bycia krakusami lub znamy radnego dzielnicowego, którego przecież nie znamy, a jak nawet znamy to i tak nie ma to znaczenia.
Pytań i odpowiedzi niosących praktyczną wartość w ładnie i drogo opakowanym Barometrze generalnie zabrakło.
Więcej istotnych i “stosowalnych” informacji dałoby się ustalić zadając sensowne pytania w standardowych telefonicznych wywiadach, które kosztowałyby kilka razy mniej.
Zamiast tego ustalono, że przeszkadza nam smog i mamy problem z parkowaniem.
Czyli coś, czego można się bez trudu dowiedzieć wsiadając raz na czas do tramwaju.
A to kosztuje 2,80 zł, a nie 260 tys. zł.
Fot. Dennis Skley/Flickr.
–1 Komentarz–
[…] chciał, że zbiegło się to z dużą rekrutacją prowadzoną przez Urząd Miasta Krakowa, więc ta będzie prowadzona według nowych […]