Kraków wydał 100 tys. złotych na bankiet, różową polędwicę i pikantne gazpacho dla gości prywatnego kongresu
Bankiety Kraków: Podczas lektury magistrackiego rejestru umów moją uwagę zwróciła jedna z pozycji. Jej opis brzmiał “przygotowanie stojącego bankietu”, a kwota, która figurowała obok niej, wynosiła 100 tys. złotych. Była tam też informacja, że chodziło o prywatny kongres medyczny. Ponieważ kongresy tego rodzaju są zwykle przedsięwzięciami biznesowymi lub parabiznesowymi, na których da się sporo zarobić, postanowiłem sprawdzić dwie rzeczy: uzasadnienie zawarcia umowy oraz menu.
O menu zapytałem pod kątem tego, czy nie zdarzyło się tak, że z budżetu Krakowa zakupiono ośmiorniczki. W takiej sytuacji byłaby to wszak historia zabawna, a Krowa najbardziej lubi takie historie, w których można się uśmiechnąć, nawet kiedy jest to śmiech przez łzy. Ośmiorniczek jednak nie było. Było za to “pikantne gazpacho podawane w kieliszku z warzywnym ratatouille i mozarellą” oraz “grillowana, pieczona, różowa polędwica ułożona na sosie kaparowym z czarnym pieprzem i musem grzybowym”. W menu da się znaleźć także owocowy kawior, który brzmi pysznie, ale – być może dlatego, że mnie z budżetu miasta Krakowa nikt nie karmi – nie bardzo wiem, czym jest.
Wszystko podawano w urokliwym otoczeniu ogrodów Muzeum Archeologicznego, za wynajem których zapłaciliśmy 40 tys. złotych (pozostałe 60 tys. poszło na katering). Mimo że udział w konferencji – na to koniecznie trzeba zwrócić uwagę – kosztował uczestników nawet 2000 złotych. Nie wiem, ile zapłaciły firmy, które chciały na konferencji zaprezentować swoje produkty i idee, ale to i tak bez znaczenia, gdyż te środki również trafiły do organizatora, a nie do budżetu naszego miasta.
Do budżetu miasta mają wrócić pośrednio. Ale o tym za chwilę, bo trzeba jeszcze wrócić do menu. Zobaczcie je sami:
Samo menu nie może być jednak podstawą do formułowania wyrzutów wobec urzędników Jacka Majchrowskiego o to, że pieniądze na prawo i lewo puszczają w takim tempie, iż zastanawiamy się, czy ktokolwiek jeszcze nad tym panuje. Zawsze może być przecież tak, że nawet najbardziej absurdalny na pierwszy rzut oka wydatek ma sensowne uzasadnienie. Dlatego zapytałem także o nie.
W tym napisano między innymi, że wydarzenie było prestiżowe, a turystyka biznesowa jest dla Krakowa strategiczna i ważna. Wyliczono także, ile pieniędzy zostawia jeden gość takiej konferencji i że miasto walczy o turystów z konkurencją taką jak np. Praga i Wiedeń, Dublin i Oslo. Podano szacunkowy wpływ na gospodarkę miasta, który miał wynieść 2,5 miliona złotych. “Ekwiwalent promocyjny uzyskany dzięki publikacjom w social mediach, na stronie https://www.uip2019.com/ oraz przez rekomendacje zadowolonych uczestników jest znacznie większy.”, dodano jeszcze.
Wisienką na torcie był ostatni akapit tłumaczenia, który brzmiał tak:
“Warto wspomnieć, iż prezentowanie lokalnej gastronomii stanowi ważny element promocyjny i jest naszą silną stroną – dzięki pozytywnym wrażeniom, wielu z delegatów kongresu przyjedzie do Krakowa z rodzinami, a pieniądze przez nich pozostawione wrócą do portfela mieszkańców i do budżetu miasta, potwierdzając, iż wydatki poniesione na współorganizację kongresu to dobra inwestycja.”
Dodatkowe uzasadnienie przedstawił Onet.pl. Dawid Serafin, który ustalił nie tylko, co było w menu, ale też jak to się stało, że wydaliśmy 100 tys. złotych na taki bankiet, napisał tak: “z pomysłem wydania publicznych środków na organizację bankietu do władz miasta zwrócili się przedstawiciele prywatnej firmy. Urzędnikom pomysł się spodobał i postanowili podpisać umowę.”
Sami oceńcie, czy was to przekonuje i czy taki tryb podejmowania decyzji się wam podoba.
Ja powiem tyle, że mnie przekonuje to tak bardzo, iż mam propozycję. Skoro turyści zostawiają w mieście tak dużo pieniędzy, że po to, by przyjeżdżali, warto ich nawet karmić z budżetu miasta, to trzeba iść o krok dalej. I ustawić na Rynku na stałe stół bankietowy, na którym np. uczestnicy wieczorów kawalerskich będą mogli zapoznać się z lokalną gastronomią. Może niekoniecznie musi to być znany przysmak krakowskiej kuchni, czyli pikantne gazpacho w kieliszku z warzywnym ratatouille, bo większość z nich to turyści alkoholowi, mniej wybredni niż biznesowi, ale schabowego i kaszankę moglibyśmy im przecież zaproponować. Kto wie. Być może wielu z nich wróci wtedy do Krakowa z rodzinami, a pieniądze przez nich pozostawione wrócą do portfela mieszkańców i do budżetu miasta, potwierdzając, iż wydatki poniesione na wystawienie takiego stołu bankietowego to dobra inwestycja.
***
Bankiety Kraków. Zdjęcie w nagłówku jest ilustracyjne (Fot. Pixabay). W rzeczywistości katering wyglądał inaczej. Chyba.
–5 komentarzy–
Przecież to zwykłe współorganizowanie konferencji… Każde miasto tak robi, raczej bez wyjątku. A organizatorem była nie tyle “prywatna firma” co stowarzyszenie zawodowe lekarzy. Serio Krowa, ogarnijcie najdroższe parkingi w PL (droższe niż w bernie czy zurichu), a nie głupot szukacie.
[…] Piotrka Ogórka z Gazety Krakowskiej informacja o tym, że Zarząd Zieleni Miejskiej kupił za 200 tys. złotych łódź motorową do obsługi tramwaju wodnego, zaintrygowała mnie na tyle, że postanowiłem […]
[…] kupując bilet pokrywacie zaledwie połowę kosztu, a przecież resztę dopłaca miasto. Wprawdzie dopłaca z Waszych pieniędzy, ale ten detal może być niezbyt widoczny, jeśli na kwestie transportu zbiorowego spogląda się […]
[…] Jednak chęci wystarczają tylko w teorii. Nie jest to bowiem jedynie kwestia uprawnień, ponieważ trzeba mieć też umiejętności. A także zdolności manualne i to „coś”, co pozwala złapać kontakt ze zwierzakiem, którym się zajmujemy. Jeżeli mamy predyspozycje to podstawowe umiejętności, które pozwolą nam zacząć można zdobyć szybko i w ludzkiej cenie. […]
[…] event wygląda jak dobra restauracja, więc można tak powiedzieć. Może nie ma ośmiorniczek, ale jedzenie bywa niezłe. Przełomowym momentem było zamknięcie Kazimierza, kiedy wprowadzono tam Strefę […]