Krakowska dorożka? Fiakier
Krakowskie dorożki pojawiły się na Rynku Głównym dokładnie 3 marca 1855 roku. Wtedy jeszcze nie były jednak dorożkami. Nazywano je fiakrami. A na dorożkarzy przemianowano dopiero za sprawą mody, która przyszła z Warszawy i sprawiła, że “dorożka” wygrała z “fiakrem”.
Pięknie opisał to prof. Michał Rożek w świetnym “Silva Rerum. Nietypowym przewodniku po Krakowie”, który przywołujemy tutaj raz za razem, by krótko pokazać historię naszego magicznego miasta.
Fiakier
O tym, jak fiakrzy stali się dorożkarzami pisał prof. Michał Rożek tak:
W tym miejscu aż prosi się słowo tytułem wyjaśnienia. Otóż jeszcze przed drugą wojną światową, najczęściej jeżdżono w Krakowie fiakrem, choć i ten pojazd coraz częściej zwano dorożką. Skąd wzięła się nazwa fiakier? Otóż w siódmym wieku żył święty Fiakriusz, który z powodu nieporozumienia stał się patronem wypożyczalni pojazdów i gospody pod św. Fiakriuszem, która znajdowała się w siedemnastowiecznym Paryżu. Przeto jego uznano za patrona przewoźników i wózkarzy. Znad Sekwany nazwa ta dotarła do Wiednia, a stąd już blisko było do Krakowa.
Natomiast dorożka ma inny rodowód. W pierwszych latach dziewiętnastego stulecia w Petersburgu system komunikacji płatnej oparto na konnych zaprzęgach, pobierano opłaty za trasy czyli “darożki”. To nazewnictwo przejęła Warszawa i stamtąd dopiero trafiło ono pod Wawel. Przeto krakowski fiakier, znany z wodewilów, przegrał z dorożką, którą lansowali warszawiacy. I jak tu lubić Warszawę?
Odpowiem, że mimo wszystko da się i wspomnę jeszcze, że prof. Rożek swoją opowieść oparł na wspomnieniu o tym, jak Konstanty Ildefons Gałczyński inspirację do napisania “Zaczarowanej dorożki” znalazł w w krakowskim fiakrze Janie Kaczarze, który do klientów mówił wierszem.
Zaczarowana Dorożka Konstantego Ildefonsa Gałczyńskiego
Za jego sprawą napisał więc tak:
Przystanęliśmy pod domem „Pod Murzynami”
(eech, dużo bym dał za ten dom)
i nagle: patrzcie: tak jak było w telegramie:
przed samymi, uważacie, Sukiennicami:
ZACZAROWANA DOROŻKA
ZACZAROWANY DOROŻKARZ
ZACZAROWANY KOŃ.
Z wieży Mariackiej światłem prószy.
A koń, wyobraźcie sobie, miał autentyczne uszy. (…)
Ale w knajpie dorożkarskiej,
róg Kpiarskiej i Kominiarskiej,
idzie walc „Zalany słoń”;
ogórki w słojach się kiszą,
wąsy nad kuflami wiszą,
bo w tych kuflach miła woń.
I przemawia mistrz Onoszko:
— Póki dorożka dorożką,
a koń koniem, dyszel dyszlem,
póki woda płynie w Wiśle,
jak tutaj wszyscy jesteście,
zawsze będzie w każdym mieście,
zawsze będzie choćby jedna,
choćby nie wiem jaka biedna:
ZACZAROWANA DOROŻKA
ZACZAROWANY DOROŻKARZ
ZACZAROWANY KOŃ.
Całą historię i wiele innych ciekawych anegdot można znaleźć u Rożka.
A ja sięgnę jeszcze po jedną anegdotę o krakowskich fiakrach, od których jednego roku zaroiło się w Czyżynach. Powodem były pieniądze. Pisał o niej “Głos Nowohucki”, skąd trafił do “Powiedziane po krakowsku. Słownik regionalizmów krakowskich”. Jest to słownik, w którym próżno szukać hasła “dorożka”, ale za to fiakrom poświęcono prawie dwie strony.
W każdym razie rzecz w tym, że “gdy rząd polski po raz pierwszy wykupywał tereny pod poszerzenie lotniska, w Czyżynach rozpoczęła się »epoka dorożek«. Wtedy za ziemię płacono dobrze. Byli wprawdzie i tacy, co grosz przepili, ale większość zainwestowała w… te dorożki. Zarobek był – jeździli do Krakowa i wozili ludzi. Pod koniec lat trzydziestych XX wieku, w Czyżynach było 40 dorożkarzy: latem jeździli dorożkami, zimą sankami. Każdy z nich oprócz fiakrowania miał gospodarstwo”.
Zdjęcie w nagłówku, według archiwum, wykonano około 1940 roku.
–2 komentarze–
[…] Kiedy na nim staniemy, to – za prof. Michałem Rożkiem – “po pierwsze uderza nas rozmach, czujemy się tu niczym na Piazza di S. Marco w Wenecji, czy na Piazza di S. Pietro w Rzymie. Swoistego klimatu dodają dorożki… […]
[…] A z dekady kolejnej, zdjęcie zrobiono około roku 1939 – fotografia, którą zrobiono pasażerom krakowskiego fiakra. […]