Krakusi założyli firmę odzieżową. Proszą, żeby nie kupować za dużo
– My przy naszych produktach pokazujemy, ile co kosztuje. Ile kosztują podatki, ile praca, a ile materiał. Chciałbym, żeby tak robiły wszystkie marki. Myślę, że kiedy ludzie będą wiedzieli, ile co kosztuje, to częściej zastanowią się nad ceną produktów importowanych na przykład z Azji – mówi Andrzej Pabisiak z Wilka w Owczej.
Ile dotąd wydaliście na reklamę?
Andrzej Pabisiak, Wilk w Owczej: Zero złotych. Dlaczego pytasz?
Bo jesteście już dość znani wśród wyczynowych rowerzystów.
To prawda.
Jak to się stało?
Od kilku lat w Polsce i na świecie bardzo popularyzuje się tzw. „ultra”, czyli ultramaratony kolarskie oraz kolarstwo wyprawowe. Generalnie jak ktoś jedzie bardzo długi dystans, to potrzebuje super wygodnych ubrań, które długo pozostają świeże i dobrze sprawdzają się w zróżnicowanych temperaturach. Są to też często ludzie, którzy ponieważ kochają aktywności outdoorowe, to trochę bardziej troszczą się o przyrodę.
No i tu pojawiliśmy się my z naszymi wełnianymi ciuchami. Ponieważ środowisko kolarskie jest hermetyczne, dosyć szybko pocztą pantoflową rozeszła się fama o nas. Na przykład ostatnio sama z siebie opisała nas w Internecie czołowa polska zawodniczka, która przejechała w naszej koszulce 2700km w 15 dni podczas super trudnego hiszpańskiego ultra, o czym nie mieliśmy wcześniej pojęcia. Albo kolega opowiadał, że przechadzając się przed startem między zawodnikami jednego z większych ultra w Polsce usłyszał rozmowę o Wilku w Owczej, że nareszcie taka odzież się pojawiła. Ostatecznie to trochę sami klienci i klientki określili charakter naszej marki.
Skąd pomysł, żeby wejść ubrania? To trudny rynek zdominowany przez wielkie korpy.
Jak wszystko.
“Szybko nabrałem pokory”
To prawda. Prawie wszystko. Ale tutaj widać to wyjątkowo.
Myślałem, że to jest łatwiejsze niż jest. Jednak bardzo szybko nabrałem pokory. Szycie odzieży sportowej to złożony i trudny proces. Pracujemy nad tym od czterech lat, a ciągle jesteśmy na bardzo wczesnym etapie.
Ciekawe jest to, co mówisz, bo chciałem się zapytać, skąd odwaga, by rzucać się do walki z gigantami odzieżowymi, którzy mają własne materiały, szwalnie, sieci dystrybucji i nieograniczone budżety marketingowe. Tymczasem wychodzi, że to bardziej niewiedza niż odwaga.
Trochę tak. Trochę nie wiedziałem, za co się zabieram. Ale to też nie jest wcale chęć konkurowania. Ja się po prostu prywatnie nie odnajdywałem z tym, co jest na rynku. Nie ma na nim odzieży szytej zgodnie ze standardami, których oczekiwałem. Postanowiłem więc, że będę szył dla siebie.
Nie chciałem konkurować z wielkimi graczami. Wiem, że to poza moim zasięgiem. Ale po latach różnych doświadczeń zawodowych jestem już zmęczony naprawianiem świata i walką ze złymi praktykami. A nasz pomysł jest taki, żeby od zera tworzyć lepsze praktyki i lepsze rozwiązania.
Zacząłeś od szycia dla siebie?
Tak.
Mamy na Azorach piekarza, który zaczął od pieczenia dla siebie i zrobił hitową piekarnię.
Chciałem kupić na rower ciuchy z wełny merino, które zostałyby uszyte z poszanowaniem zwierząt i ludzi pracujących przy ich produkcji. Okazało się, że to jest niemożliwe. Nie ma takich marek. W kolarstwie to jest całkowicie niszowe. W ogóle jest bardzo mało firm, które dbałyby o te aspekty.
I zdecydowałem, że sam je sobie uszyję. Ale okazało się to trudniejsze niż myślałem. Jednak kiedy znajomi dowiedzieli się, że coś takiego planuję, powiedzieli, że też chcą takie ubrania. Nauczyłem się więc, jak to zrobić i zacząłem szyć dla siebie i dla nich. A później stwierdziłem, że skoro to już tak daleko zaszło, to dlaczego nie spróbować sprzedawać innym. Założyłem zrzutkę w Internecie, którą wsparło ponad 100 osób składając zamówienia, co pokazało, że jest zapotrzebowanie na taki produkt i pozwoliło nam uruchomić produkcję.
Mówisz, że nie chcesz konkurować z gigantami. To czym się różni Wilk w Owczej od ciucha z korpy?
To co szyjemy ma dwa główne rodzaje odbiorców. Jeden to osoby, które znają zalety wełny merino. Wiedzą jak bardzo jest to unikatowy i wyjątkowy materiał. Ci ludzie są gotowi kupować takie produkty nawet za wyższą cenę. My nie produkujemy w dużej skali, więc nie jesteśmy w stanie proponować bardzo konkurencyjnych cen. Druga grupa to ludzie wrażliwi na sprawy etyczne. Tacy, którzy zwracają uwagę na to, gdzie i przez kogo są szyte kupowane przez nich ubrania. Z jakimi kosztami środowiskowymi, ludzkimi i zwierzęcymi się to wiązało.
Taką koszulkę szyje się minimum godzinę
A z jakimi zwykle się wiąże?
Generalnie, jak ktoś przychodzi do sklepu i widzi ubranie za 20, 30 lub 40 złotych, to wydaje mu się, że ono jest tanie. Ono w ogóle nie jest tanie, tylko ten ktoś po prostu ponosi bardzo małą część kosztów jego wyprodukowania. A pozostałe ponoszą inni. Są koszty środowiskowe. Są koszty, które ponoszą zwierzęta. I są koszty, które ponoszą ludzie z tzw. krajów globalnego południa, kiedy szyją te ciuchy za bardzo niskie stawki. Ubrania, które mamy na rynku kosztują po prostu mniej niż powinny kosztować.
Czasami przychodzi do nas ktoś, kto próbuje to zrozumieć i pyta, skąd ta cena? Często jest przyzwyczajony, że kupuje koszulkę za 30 lub 40 złotych. Ja go wtedy pytam, ile by chciał zarabiać na godzinę. Ludzie mówią zwykle, że tak przynajmniej 30, 40, 50 lub 100 złotych za godzinę. I wyjaśniam, że taką koszulkę szyje się minimum godzinę, więc to już jest 40 złotych. A materiał? A jego transport? Dodatki?
To ile pieniędzy dostaje osoba, która to dla nas robi? Kiedy szukaliśmy na początku szwaczek, to opowiadały nam, że za odzież premium zarabiają na przykład 3,5 złotego za koszulkę. My za niektóre nasze koszulki płacimy 120 złotych samej szwaczce za ich uszycie. Ludzie przychodzą i chcą rabatów oraz wyprzedaży, ale my za sam materiał płacimy więcej niż kosztuje cała koszulka uszyta w Azji.
Słyszałem dużo historii o tym, co się dzieje w szwalniach. Jakie tam panują warunki pracy i jakie są marże.
My mamy bardzo niską marżę.
Kwotami nie chcesz się pewnie dzielić.
Dlaczego? Mogę. My przy naszych produktach pokazujemy, ile co kosztuje. Ile kosztują podatki, ile praca, a ile materiał. Chciałbym, żeby tak robiły wszystkie marki. Myślę, że kiedy ludzie będą wiedzieli, ile co kosztuje, to częściej zastanowią się nad ceną produktów importowanych na przykład z Azji.
Powiedziałeś, że merino to wspaniały materiał. Dlaczego?
To wełna, która pochodzi od owiec, których runko zbudowane jest z wyjątkowo cienkich włókien. Dzięki temu przędza z nich powstała jest bardzo przyjemna. A przy okazji doskonale termoreguluje temperaturę ciała. W zimie grzeje, ale w lecie chłodzi. Nie trzeba jej też prać. Wystarczy wietrzenie i mimo to nie śmierdzi. Zachęcamy nawet klientów, żeby nie prali ciuchów zbyt często, żeby się od tego odzwyczaili. Mój rekord bez prania to 26 dni jazdy na rowerze. Mogło być dłużej, ale wysmarowałem się czekoladą. Ta wełna jest antybakteryjna i nie chłonie zapachów.
Zaczynaliśmy na Krowodrzy
Zupełnie nie brzmi jak fast fashion.
Nie. Jednak merino staje się coraz popularniejsze, więc giganci też zaczynają z niej szyć. Można je kupować w supermarketach i galeriach, ale ważne jest to, skąd jest ta wełna. Na ogół z Chin. My byśmy jej nie użyli, bo nie spełnia naszych wymagań, jak chodzi o dobrostan zwierząt i jakość. Wełna jest produktem odzwierzęcym i masowa produkcja zwykle wiąże się z ich krzywdą. My tego unikamy i kupujemy wyłącznie certyfikowane materiały. Z Nowej Zelandii a nie z Chin. To gwarantuje, że owce, od których pochodzi nasza wełna, żyją w naturalnym środowisku, są pod opieką weterynaryjną, mają dostęp do jedzenia i wody, są generalnie zwierzętami zadbanymi i nie są to zwierzęta hodowane na rzeź. To generuje koszty. Ale klientom możemy z czystym sumieniem mówić, że jest to wełna wyprodukowana w najbardziej humanitarny sposób, jaki aktualnie jest możliwy.
Jak was znaleźć? Jak kupić Wilka?
Zaczynaliśmy na Krowodrzy. Działamy w Krakowie, więc zawsze można się z nami spotkać. Ale sprzedajemy głównie w sieci.
Jakie plany na przyszłość?
Coraz bardziej rozwija nam się produkcja tzw. customów – szytych na miarę, na przykład dla klientów, którzy mają nietypowe sylwetki.
Taki krawiec dwudziestego pierwszego wieku.
Tak. Od początku marzyło mi się szycie miarowe. Wzdychamy do rzemiosła…
Wzdychamy, ale niekoniecznie chcemy za nie płacić.
Tylko obecny model jest nie do utrzymania. Za dużo kosztuje środowisko, zwierzęta i innych ludzi. Jeżeli kupujemy coś taniego, to odbywa się to kosztem innych. Branża odzieżowa jest jedną z najbardziej trujących branż na świecie. Musimy zacząć kupować mniej, ale lepszej jakości. Nawet drożej, ale jeden lub dwa ciuchy, a nie kilka toreb. Trzeba też zacząć naprawiać ubrania, co zresztą oferujemy naszym klientom.
Naprawiacie ciuchy?
Wszystko naprawiamy – doszywamy i wymieniamy. Plan jest też taki, że będziemy chcieli odzyskiwać wełnę z naszych produktów. A pracujemy jeszcze teraz nad kurtką puchową, która będzie z naturalnych materiałów, ale też będzie… wegańska.
Ile taki naprawialny strój może służyć?
Nie wiem.
Przecież mówiłeś, że szyjesz od czterech lat.
Ale jak na razie wszystko, co szyliśmy od początku, jest w dobrym stanie.
Grubo, jak na dzisiejszy świat.
Wełna jest bardzo trwała. Cztery lata to nie jest wyzwanie.
“Namawiamy klientów, żeby odsyłali nam ciuchy”
Dla ciuchów z sieciówy cztery miesiące to wyzwanie.
Z jednej owcy przez rok można uzyskać około 10 metrów bieżących materiału. My musimy szanować te owce i to co z nich pozyskujemy. Przecież to jest żyjące zwierzę, które zostało ogolone. To jest praca innych. Nie chodzi o to, żeby to kupić, ubrać raz i wyrzucić. Ma służyć.
Szacunek do materiału. Prawdziwe rzemiosło.
Wełna czasami ulega uszkodzeniom mechanicznym, ale dlatego namawiamy klientów, żeby odsyłali nam ciuchy, w których coś takiego się stanie i my je naprawimy. Nie ma sensu, żeby kupowali za dużo.
Namawiasz, żeby klienci nie kupowali za dużo? Raczej firmy robią teraz na odwrót.
Nie będziemy się z nimi siłować. Proponujemy alternatywny model.
To ile taki strój kosztuje?
Koszulki rowerowe z wełny merino kosztują od około 400 do 600 złotych.
Sporo. Chyba, że sobie przypomnę, że przez cztery lata musiałbym kupić kilka tańszych.
Ceny podobnych koszulek rowerowych zachodnich marek zaczynają się od około 700 złotych.
Fot. Materiały prasowe/Wilk w Owczej.
***