Grzegorz Krzywak: Azory żądają uwagi, a lokalne media mogą dużo!
Dziś rozmawiamy o tym, skąd pomysł na stronę Osiedla Azory i jak wiele mogą osiągnąć lokalne media, które poważnie traktują swoją rolę i są tak blisko mieszkańców, jak to tylko możliwe. Ale też o niemałych problemach jednego z największych osiedli w Krakowie.
Tekst pochodzi z kwietnia 2013 r.
Z Grzegorzem Krzywakiem rozmawia Tomasz Borejza.
Facebookowa strona Azorów to niezwykle udany projekt. Kto go prowadzi?
Prowadzę go ja, czyli Grzesiek Krzywak.
A kim jest Grzesiek Krzywak?
Azorzaninem i dziennikarzem. Urodziłem się tutaj. Tutaj wychowałem. Znam każdą uliczkę i każdy zakamarek. Żyłkę dziennikarką złapałem w Radio Kraków, w którym pracowałem przez dwa lata. We wszystkim pomaga mi przyjaciel, który też wychował się na Azorach i, z którym znamy się od 30 lat.
Skąd pomysł na stronę „Osiedle Azory”?
Zaczęło się dość prozaicznie. W czasie spaceru po Azorach, zacząłem się zastanawiać jak to miejsce wyglądało 40, 50, 100 lat temu. Tym bardziej, że jeszcze dziś widać wiejskie domy które stoją między blokami. Zacząłem szukać ciekawych fotografii w domowych albumach, ale było mi mało. A tak się złożyło, że miałem wówczas wybrać temat pracy licencjackiej i…
…padło na Azory?
Postanowiłem połączyć przyjemne z pożytecznym. Początkowo miała to być historia naszej parafii, ale szybko rozszerzyło się na całe osiedle. Materiały zbierałem odwiedzając kościół, podstawówki, licea, biblioteki. Trochę czasu spędziłem nawet w archiwach IPN, gdzie zbierałem historie kryminalne. Takie jak na przykład spekulacje w pawilonie handlowym lub sklepie spożywczym. Agenturalnych historii nie było, choć np. na Stachiewicza była drukarnia ulotek i Służba Bezpieczeństwa rozbijała ten punkt oporu przeciw władzy ludowej.
Efektem była 80-stronicowa praca licencjacka.
Będziemy mogli ją opublikować?
Oczywiście.
Zatem już dziś zapowiadam historię Azorów w odcinkach i pięknie dziękuję. Ale wróćmy do pomysłu. Wynikał z połączenia dziennikarskiej pasji i fascynacji historią?
Jedno połączone z drugim spowodowało, że postanowiłem zrobić coś swojego. Właśnie portal osiedla Azory. Początkowo nie mieliśmy pomysłu, jak ma to dokładnie wyglądać. Zaczęliśmy po prostu od zdjęć. Pojawiło się pierwsze, piąte, dziesiąte, itd… ale to szybko przestało wystarczać.
Zdjęcia nas cieszyły, ale pokazały też, że od dziesiątek lat nic się tu nie zmieniło na lepsze. Okazało się, że ludzie przy tej okazji chcą także pisać o problemach, których jest niemało. Pierwszą sprawą, którą się zajęliśmy był słynny azorski pawilon handlowy.
Przy Elsnera?
Tak. Budynek jest jeszcze z lat 70., a nic tam nie było robione od tego czasu. Zadomowiły się tam gołębie. Wszystko wygląda okropnie, a do tego był też problem warunków sanitarnych. Tam jest sklep dużej sieci handlowej, a pracownicy nosili jedzenie, potykając się o martwe gołębie.
Powiedziałem: Chwileczkę. Tak nie może być. Trzeba z tym coś zrobić. Jeżeli nikogo to nie interesuje, to sami musimy rozdmuchać sprawę. Przygotowaliśmy i wysłaliśmy informacje do wszystkich krakowskich redakcji, a po kilku dniach mieszkańcy zobaczyli panów sprzątających ten pawilon. Na stronie pojawiły się pierwsze wpisy, że to niesamowite, że jednak możemy coś zrobić.
Lokalne media burzą spiżową bramę
Bo możemy. Potrzebne są tylko miejsca, w których ludzie zobaczą, że jest ich więcej. Zobaczą, że mają wspólne problemy, które są dla nich ważne. Takie jak wasza strona właśnie.
Wkrótce po tym pojawili się też radni dzielnicowi. Generalnie jestem bardzo krytyczny wobec polityków, samorządowców i innych przedstawicieli władzy, jednak w tym wypadku zaskoczyli bardzo pozytywnie. By wymienić tylko Łukasza Zarembę i Jakuba Koska. Oni zarejestrowali się na moim portalu i powiedzieli, że traktują go jako platformę porozumienia z ludźmi, którzy ich wybrali. Zaczęli z nami rozmawiać, zamieszczać informacje dotyczące ich prac. Pod tym względem to jest chyba nowość w Krakowie. To, że samorząd spotyka się z ludźmi tak blisko. Moim zdaniem ważne jest to, że ludzie zobaczyli radnego na facebooku, zobaczyli jego zdjęcie profilowe i to, że jest człowiekiem takim jak my.
Nagle zniknęła spiżowa brama oddzielająca samorząd od wyborców.
Zniknęła, a w ogóle nie powinno jej być. To co mówisz jest bardzo ciekawe, bo skoro potrafimy mówić o spiżowej bramie pomiędzy wyborcą a jego sąsiadem – bo radni dzielnicowi, ale też miejscy, to przecież nasi sąsiedzi – to coś tu jest nie tak.
Ale tak właśnie jest. A tutaj, czyli na naszym portalu, można rozmawiać. Jeżeli ktoś napisze, że na tej ulicy powinien być jeden kierunek albo nie da się zaparkować, to ma pewność, że radny to zobaczy i ktoś się nad tym pochyli. Widać też, że mamy jakiś wpływ. Nagłaśniając w mediach pewne rzeczy możemy wpływać na polityków z rady miasta. Oprócz tego, że „wysprzątaliśmy” pawilon handlowy, była też znana sprawa chodnika na pętli.
Miasto niedawno wyremontowało całą pętlę, ale część chodnika – i to jego newralgiczna część, bo ta którą ludzie przechodzili na ulicę Jaremy – znajduje się na terenie prywatnym. Wkrótce po remoncie właściciel działki… zagrodził chodnik. Miasto, jak to zwykle się dzieje, gdy chodzi o Azory, po prostu wzruszyło ramionami. Nasza akcja spowodowała jednak, że po kilku dniach przyszli panowie i… zrobili trzy metry brakującego chodnika.
Dało się? Dało.
Lokalne media i rzeczy do zrobienia
Porozmawiajmy o samych Azorach. To, że osiedle boryka się z ogromną liczbą problemów i skutkami wieloletnich zaniedbań nie jest tajemnicą. Wymieńmy je jednak, by móc porozmawiać o tym, jak Azory zrewitalizować. Czego osiedle potrzebuje w pierwszej kolejności?
Przede wszystkim oczekujemy jasnego sygnału od rady miasta, że nas widzi, że dla niej istniejemy. A także pokazania chęci pomocy w zmianie tego, że jesteśmy jedynie sypialnią. Jest bowiem tak, że gdy osiedle zbudowano jako sypialnię dla robotników, wszystko było jasne – na Azorach się tylko śpi, a w dzień dojeżdża do pracy 130-ką.
Czasy się jednak zmieniły. Zmienili się też ludzie i dziś chcielibyśmy czegoś więcej, niż ślepa kuchnia i winda. Minęło 50 lat, a władze dalej traktują nas jak w wtedy, gdy rządził Gomułka. Fajnie, że ktoś nam czasem połata chodnik, ale to nie wystarczy. Potrzebujemy czegoś więcej, a jesteśmy marginalizowani. Na osiedlu nie ma na przykład ani jednej instytucji kultury i nie czuć, że będzie się coś działo.
Oprócz tego są jeszcze dwa ważne problemy. Pierwszy to miejsca parkingowe. Gdy Azory budowano, na jeden blok przypadały dwa samochody. Teraz na jedno mieszkanie przypadają dwa samochody. Parkingi są wąskie, uliczki są wąskie. Przyjeżdżają studenci, których mieszka tutaj całkiem sporo i trzeba parkować na obrzeżach osiedla.
To brzmi prozaicznie, może nawet śmiesznie, ale problem jest ogromny.
To pierwszy. A drugi?
Skrócenie 130-ek. Przegubowa 130-ka jeżdżąca w najlepszych czasach co 5, 10 minut była naszym oknem na świat. Jednak w ramach oszczędności skrócono godziny kursowania, liczbę połączeń i jest ciężko dostać się do centrum naszą ukochaną 130-ką.
Tyle o problemach. TUTAJ druga część rozmowy, w której domagamy się, by miasto zajęło się najbardziej palącymi problemami i podpowiadamy, jak Azory zrewitalizować. Żądamy też tramwaju! Zapraszamy.
–7 komentarzy–
[…] Wczoraj rozmawialiśmy o problemach Azorów. Dziś o tym, jak je rozwiązać i czego azorzanie żądają od miasta, czyli o kulturze, parkingach i tramwaju. […]
[…] tygodniu dużo pisaliśmy o Azorach, o których będziemy pisać jeszcze więcej, ponieważ owocem wywiadu z Grzegorzem Krzywakiem z osiedleazory.pl będzie wspólna akcja, której celem będzie zrealizowanie jego pomysłu i marzenia, by […]
[…] tygodniu dużo pisaliśmy o Azorach, o których będziemy pisać jeszcze więcej, ponieważ owocem wywiadu z Grzegorzem Krzywakiem z osiedleazory.pl będzie wspólna akcja, której celem będzie zrealizowanie jego pomysłu i marzenia, by […]
[…] Krzywak z osiedleazory.pl wspomina czasem o spiżowej bramie pomiędzy radnymi i mieszkańcami, którą udało mu się nieco otworzyć z pomocą swojej strony. Mnie przeraża duży dystans na każdym szczeblu władzy, bo niby […]
[…] Mimo to można się też cieszyć, bo dzięki temu będzie bliżej, by interweniować w sprawie kamienicy przy al. Kijowskiej 50 (TUTAJ), jeżeli budynek, który oficjalnie nie zagraża, wciąż będzie zagrażać. Wiadomo także – to zapewne informacja przede wszystkim dla radnych – z kim negocjować udostępnienie sali lub dwóch na azorski Klub Seniora (TUTAJ). […]
[…] nie wszystko, bo cieszymy się też ze zrewitalizowanych bloków, co w naszej dzielnicy najlepiej widać np. na Azorach, gdzie wydano grant na to, żeby mieszkańcy zaprojektowali rewitalizację osiedla, której jednak […]
[…] Wczoraj rozmawialiśmy o problemach Azorów. Dziś o tym, jak je rozwiązać i czego azorzanie żądają od miasta, czyli o kulturze, parkingach i tramwaju. […]