Mieszkańcy zadecydują
“Radni chcieli wydać te pieniądze najszybciej jak się da, przed wyborami. Wyobrażali sobie to w ten sposób, że wykonają jakieś zadania i przed wyborami będą mogli coś pokazać.”
Rozmowa z Piotrem Marczykiem z Inicjatywy „Prawo do Miasta”.
Michał Radziechowski: Czy budżet partycypacyjny jest modny?
Piotr Marczyk: Obserwujemy wysyp podobnych inicjatyw w całej Polsce. Mają podobne nazwy, choć różnie wyglądają.
Prezydent Jacek Majchrowski mówił że budżet partycypacyjny to moda. W domyśle – że to fasada, która nic nie zmienia i na którą trzeba przymknąć oko.
Prezydent ma rację. Jeśli wprowadza się ten projekt byle jak, staje się on fasadą. Ale można to zrobić porządnie. Wtedy jest to narzędzie realnej zmiany społecznej.
Czym jest w Krakowie? Fasadą czy narzędziem zmian?
Zaczęło się źle. Radni Platformy zarezerwowali w budżecie pieniądze na 2014 i… tyle. Utworzyli rezerwę celową o tytule „budżet partycypacyjny” nie mając kompletnie na to pomysłu i nie biorąc pod uwagę doświadczeń roku 2013, gdy w czterech dzielnicach prowadzono pilotaże. Radni zlekceważyli rekomendacje ustalone po zakończeniu programów pilotażowych. Chcieli zrobić to po swojemu.
Jakie rekomendacje?
Na przykład taką, że jeżeli mamy kontynuować program w całym mieście, należało od razu – już w październiku zeszłego roku – wziąć się do pracy. Gdy okazało się, że w budżecie znalazły się pieniądze, rozpoczęliśmy przyśpieszoną interwencję. W połowie stycznia został powołany zespól przy prezydencie, który miał przygotować projekt odpowiedniej uchwały. Zespół odbył już pięć posiedzeń.
Burzliwych?
Radni chcieli wydać te pieniądze najszybciej jak się da, przed wyborami. Wyobrażali sobie to w ten sposób, że wykonają jakieś zadania i przed wyborami będą mogli coś pokazać. Nasz pierwszy wielki bój dotyczył harmonogramu realizacji. Budżet partycypacyjny, żeby był dobrym budżetem, powinien składać się z poszczególnych elementów; etapów, które potrzebują czasu na dobrą realizację. Radni chcieli, żeby głosowanie nad projektami odbyło się w czerwcu, a ich wykonanie w wakacje. Policzyliśmy, że najpierw trzeba przygotować kampanię informacyjną, zorganizować spotkania z mieszkańcami, trzeba dać czas na przygotowanie projektów, te projekty trzeba zweryfikować, po ogłoszeniu listy zweryfikowanych projektów trzeba dać im czas na promocję przed głosowaniem. Głosowanie nad projektami jest możliwe pod koniec września.
Co na to radni?
Że sabotujemy, że się nie znamy, że ludzie potrzebują efektów… I tak walczyliśmy o ten harmonogram aż udało się go przeforsować. Głosowanie nad projektami odbędzie się na przełomie września i października. Dla radnych oznacza to kolejny problem – głosowanie w tym terminie oznacza, że projektów nie da się zrealizować w tym roku, bo zapisali pieniądze w budżecie na rok 2014. Cykl budżetowy w budżecie partycypacyjnym jest dwuletni – rok realizacji projektów poprzedza okres planowania, konsultacji i głosowania mieszkańców. Tak będzie to musiało wyglądać. Nie mamy od miasta deklaracji kwoty na rok 2015. Wielokrotnie próbowaliśmy podnieść tę kwestię, ale na razie jesteśmy zbywani. Pracujemy również nad budżetem operacyjnym – radni uwzględnili tylko ogólną kwotę. A sama organizacja procesu nie ma wyodrębnionych środków .
Czego mogą dotyczyć projekty mieszkańców?
Wszystkiego co mieści się w kompetencjach gminy.
Czy to wygląda jak konkurs grantowy?
Nie. Mieszkaniec, który przygotowuje projekt, opisuje go na specjalnie przygotowanym formularzu ma oczywiście możliwość spotkania z urzędnikami w celach merytorycznych, jeśli jego projekt wymaga doprecyzowania, ale również niezbędne są spotkania z mieszkańcami, gdzie z sąsiadami można przedyskutować potrzeby i problemy swojej okolicy. Projekt opisany na formularzu składa się do weryfikacji. W przeciwieństwie do konkursów grantowych weryfikacja jest tylko formalno- prawna. Sprawdzamy czy zaproponowane zadanie mieści się w kompetencjach gminy, jest realne i gospodarne, ale nie ma punktowania. To nie urzędnicy decydują który projekt jest lepszy czy gorszy. Osąd należy do mieszkańców, którzy wybierają projekty w głosowaniu.
W jaki sposób budżet partycypacyjny może stać się narzędziem zmiany społecznej?
Mieszkaniec czy mieszkanka dostaje do ręki narzędzie, którego nigdy wcześniej nie miał. Wcześniej byli tylko radni, którzy sami uchwalali budżet i decydowali na co idą pieniądze. Teraz mieszkańcy będą mogli współdecydować o tym co będzie budować miasto i jak wykorzysta publiczne pieniądze nie tylko na swoje pomysły. Każdy może złożyć projekt. Każdy może również wziąć udział w głosowaniu. To narzędzie pozwala również ludziom spotkać się i porozmawiać o problemach ich najbliższej okolicy. Takiej przestrzeni, gdzie można sygnalizować problemy, rozmawiać o nich i tworzyć realne projekty zmian, wcześniej miasto nie dawało. Etap rozmowy, debaty pomiędzy mieszkańcami jest bardzo ważny. W Wieliczce wprowadzono coś co nazwano „budżetem obywatelskim”. Zamiast spotkań prowadzi się nabór projektów, z których tylko dwadzieścia zostanie przyjęte. Decyduje ilość zebranych podpisów pod projektem. Czyli znowu decyduje czyjaś sprawność organizacyjna i sieć kontaktów, a to nie o to chodzi. W Krakowie na szczęście czegoś podobnego nie będzie. Ostateczna wersja regulaminu budżetu partycypacyjnego zostanie przyjęta na sesji rady miasta 19 lutego. Sama nazwa budzi spory. Radni upierają się, żeby to był budżet obywatelski.
Dlaczego?
Twierdzą że słowo „partycypacja” jest niezrozumiałe. A dla nas partycypacja to jest właśnie to co chcemy robić. Oznacza uczestnictwo. „Obywatelski” to jest takie słowo – worek. Jak „Platforma”.
–0 Komentarz–