Najstarszy krakowski kaletnik: taki mamy świat, że sami tworzymy śmietnik na Ziemi
– Mówi się, że skóra nie wybacza i wszystko zapamiętuje i to jest prawda. Niewielki błąd może zniweczyć całą pracę. Ten materiał sam w sobie ma dużo do powiedzenia, trzeba umieć z nim rozmawiać. To kwestia praktyki – tak o swojej pracy opowiada Pan Józef Knapik najstarszy kaletnik w Krakowie.
Dlaczego wybrał Pan kaletnictwo?
Józef Knapik: W 1955 roku znajomy kaletnik wziął mnie to siebie na praktyki na ulicę Stradom, które trwały wtedy dwa lata. Zamiast szkół były kursy. Po wojnie bardzo brakowało fachowców i ludzi przyuczonych do zawodu, dlatego zamiast szkoły można było odbyć kilkumiesięczny kurs. Celem było zapełnienie luk w fachowcach po wojnie. Teraz przyuczenie do zawodu to trzy lata. Po zakończeniu służby wojskowej wróciłem do majstra kaletnika i zostałem u niego 20 lat. Zawsze lubiłem tworzyć różne rzeczy. Portfeliki z papieru układałem, zszywałem najczęściej z nudów materiałowe sakiewki. Lubiłem to.
Tam wszystkiego od majstra się nauczyłem, zobaczyłem, jak robi się wszystko po kolei. W zasadzie to u niego nauczyłem się zawodu. Do wielu rzeczy też sam dochodziłem, metodą prób i błędów. Miałem sporo samozaparcia. Podejmowałem wyzwanie i próbowałam. Kiedy wychodziło, cieszyłem się. Miałam obawy, że coś może się nie udać. A gdy już umiałem i mogłem szyć, to tworzenie dla pań torebek czy pularesów było dla mnie ogromną przyjemnością. Wielką satysfakcję zawsze mam jak mój wzór czy fason się podoba. Zadowolony klient, a w szczególności uśmiech pań jest najlepszą nagrodą za wykonana pracę. Jest to, uważam, bardzo szlachetny zawód. Ta praca jest dla mnie wszystkim, wykonuję ją od samego początku z pełnym zaangażowaniem i wielkim zamiłowaniem. Nie potrafiłbym robić nic innego.
A teraz mam satysfakcję, że to robię i nie ma co ukrywać utrzymuje mnie to przy życiu. W domu oglądałbym cztery ściany.
Uwielbiam spędzać czas przy swojej maszynie Singer, która jest bardzo wiekowa, ma ponad 100 lat. U mnie pracuje już 60 lat, a nie kupowałem nowej. Jest niezawodna. Wszystkie nowoczesne nie mają z nią szans. Nie może być elektryczna, bo to jest bardzo precyzyjne szycie. Trzeba dostać się do zakamarków i porządnie zszyć, żeby nigdzie nic nie puściło. Co by to była za naprawa, jakby klient wracał po dwóch tygodniach z poprutą torbą.
Kaletnik szyje od podstaw skórzane torby, portfele, paski. Czy Pan nadal to robi?
Spacerowałem dawniej po mieście i oglądałem na wystawach, jakie są wzory, żeby się zainspirować i samemu coś stworzyć, co akurat jest w modzie. Dawniej torebki były bardziej skomplikowane, dokładniej wykonane. Posiadały wiele dodatkowych elementów, jak małe kieszonki, klamry czy zdobione uchwyty. Teraz coraz częściej to są proste worki bez specjalnych dodatków. No ale cóż świat się zmienia, a wraz z nim gusta. W tej chwili wykonuje tylko usługi, naprawiam i wszywam suwaki, reperuje. Poprawiam po producentach uchwyty, jak coś popęka. Wszywam zamki do kurtek skórzanych, wymieniam w torebkach zapięcia, paski, rączki, zszywam rozprucia. Nie szyje już własnych torebek, bo nie ma na to takiego popytu jak kiedyś. Dawniej torebkę czy portfel szyło się dla klienta na lata, a obecnie kupuje się za grosze coś, co zaraz się wyrzuca. Taki nam świat zgotowano, że sami tworzymy śmietnik na Ziemi. Niestety wygodnictwo i dziadostwo do tego doprowadziło, ale mam nadzieję, że za jakiś czas to się zmieni. Ludzie zmądrzeją i zobaczą, że są robieni w przysłowiowego konia.
Mówi się, że kaletnictwo to jeden z zawodów, który powoli zanika.
Ja jestem już trochę wiekowy, 85 lat kończę we wrześniu, dlatego pracuję mniej. Jestem teraz na pół etatu czyli cztery dni w tygodniu.
Od wielu lat jest problem ze szkołami branżowymi w tym ze szkołami kaletniczymi. W Polsce zostało niewiele zakładów szyjących torby, a w małych punktach szyją krawcowe. Skoro nie ma szkół, to nie ma już wśród pracowników tych umiejętności tworzenia formy czy szablonu.
Dlatego najprawdopodobniej za kilka lat jak nic się nie zmieni, to ten szlachetny zawód zaniknie.
Co jest najtrudniejsze w kaletnictwie?
Po tylu latach pracy, mało co jest już w stanie mnie zaskoczyć. Widziałem chyba wszystkie rodzaje materiałów i każdą jakość skóry. Skóra jako materiał wymaga ogromnego szacunku, samo modelowanie jest trudne. Mówi się, że skóra nie wybacza i wszystko zapamiętuje i to jest prawda. Niewielki błąd może zniweczyć całą pracę. Ten materiał sam w sobie ma dużo do powiedzenia, trzeba umieć z nim rozmawiać. To kwestia praktyki.
Cierpliwość, dokładności w tym zawodzie uczy szacunku do materiału z którym pracujesz ja to zrozumiałem po latach.
Pracownia Pana Józefa Knapika znajduje się na Alei Pułkownika Władysława Beliny-Prażmowskiego 53 w Krakowie.
***
Czytaj także:
- 42 lata z wózeczkiem. Pierwsza w Nowej Hucie zaczęła sprzedawać obwarzanki i robi to nadal
- Księgowy z Egiptu podbił Kraków. Najpopularniejszy kebab w Polsce
- Hydraulik o najczęstszych błędach i patodeweloperce. “Uszczelnili papierem toaletowym”
- Mistrz z Krakowa zrobił szachy dla Stinga
- Matrix przy ulicy Dietla w Krakowie. “Tworzymy stanowisko lotnicze”
–2 komentarze–
[…] Najstarszy krakowski kaletnik: taki mamy świat, że sami tworzymy śmietnik na Ziemi […]
[…] Najstarszy krakowski kaletnik: taki mamy świat, że sami tworzymy śmietnik na Ziemi […]