Nie jesteśmy zbawcami dzielnicy
Panie Prezesie, złamał pan obietnicę. Jedna trzecia placu przy al. Kijowskiej, Królewskiej i Nowowiejskiej miała być zabudowana, reszta miała być Rynkiem Krowoderskim. I co?
Roman Skrobiszewski, prezes Zjednoczonej Spółdzielni Mieszkaniowej „Piast”: Przyznam, że nie wiem o jakiej obietnicy pan mówi. Gdzie i komu miałem ją składać?
Kilka lat temu. Na walnym zebraniu spółdzielni „Piast”.
RS: Nigdy nie składałem takiej obietnicy. Może pan przejrzeć wszystkie protokoły z walnych zgromadzeń. Są też nagrania.
Czyli co? Wymyśliłem to sobie?
RS: Tak. Nigdzie pan nie znajdzie żadnego dokumentu ani nagrania, w którym zarząd spółdzielni obiecywałby cokolwiek w zakresie ograniczenia powierzchni zabudowy. Zawsze mówiliśmy, że zorganizujemy zabudowę ograniczając wysokość obiektu, nie określając natomiast jej powierzchni. Jedna trzecia to było życzenie pana Piotra Klimowicza – reszta placu miała zostać Rynkiem Krowoderskim. Było to jednak wyłącznie jego życzenie i jego postulat, który nie znalazł poparcia wśród mieszkańców – członków spółdzielni zamieszkałych w trzech budynkach położonych przy parkingu przy ul. Królewskiej. Nie znalazł również żadnego odzwierciedlenia w uchwałach walnego zgromadzenia, ani w planie strategicznym spółdzielni. Obiecaliśmy że budynek który tu powstanie nie będzie wyższy niż lokale użytkowe przy ulicy Królewskiej i tę obietnicę realizujemy.
Przemysław Miłoń, wiceprezes ds. inwestycji Spółdzielni „Piast”: Nie możemy wybudować nic mniejszego ani nic większego niż to, co zostało ujęte w warunkach zabudowy. W przetargu który ogłosiliśmy wpłynęło dziewięć ofert. Spośród nich została wybrana oferta firmy „ION Architekci”. To krakowska pracownia projektowa, zresztą jej właściciele mieszkają w Krowodrzy. Proszę zobaczyć. To wstępna wersja projektu. Na ogół jej nie udostępniam, ponieważ dysponujemy wersją roboczą, ale mogę panu pokazać. Proszę…
Klocek.
PM: Nie mogę się z panem zgodzić.
Przepraszam, ale to wygląda jak pudełko od zapałek.
PM: To pańska opinia. Ja mam zupełnie inną. Mimo, że urząd miasta wydał zgodę na zabudowę placu na długości 120 metrów, spółdzielnia nie wykorzystała w pełni tych możliwości. Postanowiła stworzyć plac na skrzyżowaniu ulic Kijowskiej i Królewskiej. Dół pawilonu ma być w całości przeszklony, aby spowodować optyczne powiększenie tego placu. Na placu jest przewidziana zieleń i ławeczki.
Nie będzie Rynku Krowoderskiego.
PM: Nie wiem czym się pan kieruje, twierdząc że Rynek Krowoderski ma znajdować się na Nowej Wsi.
Koncepcją Stanisława Hagera i Krzysztofa Bienia, współzałożyciela Spółdzielni Piast.
PM: Pan Krzysztof Bień wraz z synem rzeczywiście zadeklarowali przygotowanie jednej z koncepcji na życzenie Rady Dzielnicy.
Na życzenie mieszkańców.
RS: Pomysł z kinem, ekranem i fontannami nie zyskał aprobaty mieszkańców, którzy obawiają się hałasu.
Bieniowie przedstawili więcej opcji.
RS: Proszę pana, zasadniczy problem jest taki, że dzielnica nie ma pieniędzy na zorganizowanie i utrzymanie tutaj czegokolwiek. Ani placu ani parkingu.
Takie środki ma miasto. Trzy lata temu mówiłem, że jeżeli miasto zaoferuje nam nieruchomość o równej wartości, nie upieramy się przy postawieniu tutaj budynku. Odzewu z tamtej strony oczywiście nie było. Nie dziwie się, ponieważ miasto ma masę różnych problemów.
Gdyby chciano zorganizować Rynek Krowoderski to w moim odczuciu – a mieszkałem wiele lat w Krowodrzy – takim miejscem spotkań był dla nas – młodych ludzi – plac obok dawnego Kina Wolność. Piękne miejsce na garaż podziemny i zorganizowanie placu o jakim dzielnica V powinna marzyć.
Jeżeli chodzi o parking przy Królewskiej, brak jest podstaw do tego, by uważać to miejsce za centralne, Główną sprawą są jednak finanse – spółdzielnia dysponuje majątkiem w postaci prawa wieczystego użytkowania do tej nieruchomości, które zostało wycenione na ponad 10 milionów złotych. Zarząd spółdzielni jest powołany do tego aby pilnować, rozwijać i powiększać majątek spółdzielni, a nie ograniczać go. Musimy zagospodarować tę nieruchomość bo musimy ją utrzymać. Stąd konieczność pawilonu. A wychodząc na przeciw oczekiwaniom rady dzielnicy – bo nawet nie mieszkańców – planujemy stworzyć taki mini plac – taki, na który będzie nas stać i który będziemy mogli utrzymywać.
Czyli chodzi o to, że na mniejszym pawilonie spółdzielnia mniej zarobi? Pan nie jest biznesmenem, panie prezesie, tylko spółdzielcą.
RS: Spółdzielnia jest organizmem gospodarczym. Nie różni się niczym od przedsiębiorstwa. Mamy określone cele, oczywiście poprzez ich realizację mamy zaspokajać potrzeby i oczekiwania mieszkańców.
Ale mieszkańcy nie chcą, żeby zasłaniać im widok takim klockiem.
RS: Nie zasłaniamy. Niech pan mi pokaże członków spółdzielni, którzy mieszkają przy ulicy Królewskiej czy Nowowiejskiej i się na to nie zgadzają. Przeciwnie – ludzie proszą nas o to, żebyśmy jak najszybciej wzięli się za tę inwestycję.
Powtarzam – nigdzie nie było ani obietnic ani ustaleń, że spółdzielnia zabuduje tylko jedną trzecią placu. To było życzenie pana Klimowicza.
No dobrze. Po co był przetarg? Spółdzielnia nie ma obowiązku organizowania przetargów, nie obraca publicznymi pieniędzmi.
RS: Spółdzielnia ma regulaminy zatwierdzone przez Radę Nadzorczą, które określają, że możemy wyłonić usługodawców lub projektantów w drodze przetargu.
PM: Na wszystkie zlecenia czy zamówienia powyżej 100 tysięcy złotych mamy obowiązek ogłosić przetarg nieograniczony.
Dlaczego przetarg odbył się w wakacje?
RS: Dopiero w wakacje uzyskaliśmy prawomocną wuzetkę.
Dlaczego warunki tego przetargu były tak absurdalne?
PM: Które konkretnie?
Na przykład 30 tysięcy zaprojektowanych metrów w przeciągu najpierw trzech, a później pięciu ostatnich lat działalności firmy.
PM: Czy chciałby pan aby wykonały to zlecenie pracownie które nie projektują? Które są słabe albo źle przygotowane? Jak mielibyśmy ustalić taką granicę? Obniżyć ją do tysiąca? Dwóch? Może nie wyznaczać jej w ogóle?
No dobrze, więc dlaczego 30 a nie 50? To jest wymaganie dla jakiś tytanów. Tym bardziej, że daliście zakaz konsorcjom.
PM: Na 15 pobranych wniosków, dziewięć podmiotów spełniło to wymaganie. Wszystkie te firmy to krakowskie biura projektowe.
Obowiązek ubezpieczenia na dwa miliony, licencje na oprogramowanie – po co to wszystko?
PM: Nie wyobrażam sobie, żeby pracownia projektowała na nielegalnym oprogramowaniu. Dwa miliony złotych ubezpieczenia przy 15 mln złotych szacowanej wartości kontraktu to rozsądne wymaganie. Jeżeli projektant zawali – popełni jakieś błędy, to odpowiada do wysokości ubezpieczenia. Jeżeli – w najgorszym wypadku – z tym budynkiem zacznie się dziać coś złego, kto, pańskim zdaniem ma za to ponieść odpowiedzialność? Jeżeli wystąpiłby błąd projektowy i doszłoby do jakiejś katastrofy budowlanej to wysokość dwóch milionów złotych nie jest – wbrew pozorom – bardzo wygórowana. To jest normalna procedura i raptem jedna firma prosiła o zmniejszenie tej kwoty do miliona złotych. Nie dostała na to zgody i ubezpieczyła się dodatkowo. Standardowym ubezpieczeniem architektów jest 500 tysięcy. Uznałem, że jest to zdecydowanie za małe ubezpieczenie, gdyż 500 tysięcy to była planowana wartość samego zamówienia na pracę projektową.
Dlaczego zakaz wchodzenia w konsorcjum?
PM: A dlaczego nie?
Myślę, że może chodziło panom o wyeliminowanie Bieniów z tego konkursu?
RS: To jest absurdalne, proszę pana. Zupełnie niedorzeczne.
PM: Myślę, że to zbyt daleko idąca teza. Z panem Piotrem Bieniem pozostawałem w kontakcie osobistym i telefonicznym właściwie do samego końca. Można spytać pana Piotra. Do samego końca miałem nadzieję, że złoży ofertę. On, czy właściwie jego koledzy z biura Ingarden & Ewy
Podobno odpuścili, gdy okazało się jaki stos papierów trzeba wypełnić.
PM: Dziewięć pozostałych firm wypełniło. Nie ukrywam, że Ingarden & Ewy to świetni architekci i bardzo chętnie bym ich widział, ale nie spełnili podstawowych warunków przetargowych.
Bo były absurdalne.
PM: Pan tak twierdzi.
Po co była np. lista pracowników firmy.
PM: Nie lista pracowników firmy, tylko lista osób zaangażowanych w projekt.
Nadal nie rozumiem po co.
Zadanie, które zlecamy dotyczy miejsca prestiżowego, na które będą zwrócone oczy krakowian.
Nie możemy zlecić tego jakiejś pracowni projektowej, która jest – mówiąc dosłownie – jednoosobowa. Taka pracownia musi mieć doświadczenie, pracowników lub firmy współpracujące. Można było te rubryki wypełnić danymi firm, z którymi się współpracuje. Nie wierzę w to, że pracownia realizująca projekty na taką skalę nie jest w stanie przez to przejść. Na inne przetargi często składa się znacznie więcej dokumentów. Nie książeczkę liczącą 20 – 30 stron, tylko opasłe tomy gdzie składa się trzy- cztery ryzy papieru – to rzeczywiście jest trudne do przejścia. Wypełnienie kilkunastu wcześniej przygotowanych formularzy moim zdaniem – zdaniem inżyniera – Nie powinny stanowić problemu.
Nie będą się panowie wstydzić tego co tam powstanie?
RS: Wstydzimy się tego co jest w tej chwili. Pracuję tu już piąty rok i przez cały ten czas chcę to zmienić. To, co tam jest, urąga wszelkim zasadom estetyki.
Była szansa, żeby spółdzielnia Piast pomogła stworzyć Rynek Krowoderski. Nie żal panom?
RS: Pomagamy jak możemy, ale nie czujemy się zbawcami dzielnicy Krowodrza. Jesteśmy odpowiedzialni za mieszkańców spółdzielni. Po to nas tu zatrudniono.
–6 komentarzy–
Czytam Was zawsze z wielką radością jednak dzisiaj dziennikarz nie popisał się. Pytania napatsliwe sformułowane pod pewną tezę – projekt Bienia byłby lepszy, przetarg ustawiony. Jestem jednym z członków tej Spółdzielni i akurat w tym przypadku Spółdzielnia działa bardzo przejrzyście. Lat temu kilka chciano postawić tam 12 kondygnacyjne budynki, po konsultacjach z mieszkańcami budynków przyległych uzgodniono, że powstanie dwukondygnacyjny pawilon. Uzgodnienia z mieszkańcami są odzorowane w przedstawionym projekcie zabudowy placu. Tę koncepcję także konsultowano z spółdzielcami na kilku spotkaniach. Przytłaczająca większość spółdzielców popiera działania władz w zakresie budowy pawilonu.
Skoro przez pięć lat Rada Dzielnicy i Miasto nie zrobiło nic aby teren ten zagospodarować, nie przedstawiło swojej koncepcji finansowania to trudno się dziwić Spółdzielni, że dba o swój majątek i chce zwiększyć dochód. To jest zwykłe przedsiębiorstwo, które ma obowiązek dbać o swój majątek i zyski.
Kolejna sprawa o któej nie wierzę, że nie wspomniano to uchwała Walnego Zebrania Członków Spółdzielni – najwyższa władza – która uchwaliła plan strategiczny i zatwierdziła konieczność budowy pawilonu wraz z podziemnym garażem.
A zarzuty o wysokich wymaganiach przetargowych są po prostu żałosne. Panie Dziennikarzu wiecej obiektywności i może warto czasem spytać właścicieli Spółdzielni czyli mieszkańców. Walne spytało i dlatego budujemy pawilon. Pan uważa, że lepiej w tym miejscu postawić coś innego – Pańskie prawo.
Panie Tomku,
Tak to zapewne wygląda od wewnątrz SM. A z zewnątrz wygląda tak:
Chętnych do brania odpowiedzialności brak i: dzielnica mówi, że miasto i SM, SM, że miasto i dzielnica, a miasto nie wiadomo właściwie, co mówi, bo chętnych do brania odpowiedzialności brak i piłeczka wraca do dzielnicy. Tam można usłyszeć, że to miasto i SM, w SM, że dzielnica i miasto…. itd… itp…. Efekt jest taki, że winnych brak, a pomysł został pogrzebany, nawet bez sprawdzenia, czy ludziom się spodoba i chcieliby czegość innego.
To urzędniczy mur, który można przebić tylko idąc od strony efektów, a nie motywacji. Te wszak wszyscy zawsze mają szczytne. Wszyscy święci, tylko nic nie ma. Tak jak tutaj. Nikt nie ma sobie nic do zarzucenia, ale rynku nie będzie.
Pominę już sprawę przetargu, gdzie SM ma prawo robić go tak, jak chce i część zawartych w pytaniach pretensji rzeczywiście niekoniecznie jest trafionych. Ale też chciałbym zwrócić Pana uwagę, że nikt nie odmawiał prawa odpowiedzi i można sobie wyrobić opinie, że dziennikarz zły, a odpowiadający dobry. Prawda? ziennikarz by się nie popisał jakby tak tę rozmowę redagował, że nie miałby Pan tej możliwości. U nas tego nie ma i nie będzie. Dziennikarze też mogą liczyć na bardzo dużą swobodę. Choć szkoda też, że warunki wykluczyły Bieniów (ale tak jak mówię to sprawa władz SM).
W każdym razie. Patrząc z zewnątrz: SM nie jest tu żadnym świętym i poszkodowanym. Inaczej by ta rozmowa wyglądała, gdyby projekt zabudowy nie był na tak dalekim etapie. Ale jest, więc trudno mówić: dzielnica, miasto, dzielnica, miasto. A kto to buduje? Dzielnica? Miasto? Wszystkie strony mają coś za pazuchą. SM też. Jeżeli pomysł wróci to z chęcią – choć muszę to podkreślić bardzo mocno: nie jesteśmy aktywistami, jesteśmy dziennikarzami – pomożemy w jego pilotowaniu, czyli nagłośnieniu i znalezieniu chętnych w Radzie Miasta do wzięcia odpowiedzialności za całą sprawę. O ile oczywiście nie będzie za późno. A to już decyzja spółdzielców.
Pozdrawiam,
Tomek
Panie Tomku a może spytać radnego Klimowicza co robił przez ostatnie pięć lat jak Spółdzielnia cały czas mówiła o zabudowie tego terenu. Teraz chłop rwie szaty niczym Rejtan ale poza robieniem wizualizacji nic więcej nie zrobił. No ostatnio zasadził trochę krzewów na skrzyżowaniu Kijowska-Królewska. Ogrodził to biało-czerwoną taśmą i myśli, że ludzie przestaną karmić gołębie. Pan Klimowicz niestety przez te lata poza lansowaniem swojej osoby nie podjał, żadnych skutecznych działań. Myślę, że podczas najbliższych wyborów warto go rozliczyć. Jak dla mnie wygląda to rozsądnie, vox populi został wysłuchany, na podstawie woli spółdzielców opracowano i zatwierdzono plan strategiczny, następnie uzyskano decyzję mieszkańców (Spółdzielców) jak to coś ma wyglądać, na tej podstawie wystąpiono o WZ i je otrzymano. Konsultowano z Nami zarówno przed WZ, po WZ a ostatnio odbyły się spotkania pokazujące zdjęcia tego co można tam wybudować.
Myślę, że zdecydowanie lepszym miejscem na Rynek Krowoderski jest teren przy Stadionie Wawelu gdyż tam jest potencjalna szansa na masę zieleni, jest ścieżka pieszo-rowerowa, dwie uczelnie PK i AP oraz klub sportowy. W tym miejscu możemy mówić o odpoczynku gdyż ruch samochodowy jest zdecydowanie mniejszy a nic tak nie przeszkadza w życiu rozmowie jak hałas i spaliny. To byłoby świetne uzupełnienie Parku Królewskiego, o który także Wy się upominacie.
Ależ pytaliśmy ;). Żałuję, że nie wcześniej, ale wystartowaliśmy dopiero w kwietniu. http://krowoderska.pl/rynek-na-lepsze-czasy/ A co do reszty :). Jest w tym trochę racji.
“Piotr Klimowicz mówi, że to nie jest tak, że całkiem się nie udało. Władze miasta muszą do tego pomysłu dojrzeć. Przeszkadzają im w tym wiadome kwestie – Kraków jest na granicy wydolności finansowej, podobnie jak inne miasta w Polsce i w ogóle cały kraj, więc nie ma się co dziwić.
W takich chwilach wszystkie wielkie projekty idą w odstawkę, a to jest wielki projekt. Obecnie – mówi Piotr Klimowicz – pomysł czeka na lepsze czasy. Czeka tak już kilka lat, bo pierwsza uchwała rady dzielnicy w sprawie utworzenia Rynku Krowoderskiego została podjęta już w 2009 roku.
Piotr Klimowicz rozmawiał o Rynku Krowoderskim z wieloma radnymi miejskimi. Pomysł wszystkim bardzo się podobał, ale każdy tak samo rozkładał ręce.”
No właśnie Pan Klimowicz, przez cztery lata poza gadaniem, gadaniem, gadaniem i podjęciem uchwały nie zrobił nic. Cytując klasyka “Za parę dni, proszę pana, to się dopiero zacznie: wywiady, autografy, wizyty w zakładach pracy…” Zamiast skupić się na rzeczach realnych wymyśla coś na co nie ma pieniędzy, nie ma skąd dostać i ta lanserka aby tylko zaistnieć w mediach. A może byście go spytali jak został wygwizdany przez mieszkańców tego placu kiedy pojawił się na spotkaniu. Wychodził czerwony jak burak bo każdy jego pomysł był jednoznacznie kwitowany przez Spółdzielców. Jego pomysły mówiąc delikatnie nie przypadły sali do gustu.
Pan Tomasz mija się z prawdą – nie zostałem wygwizdany, gdyż takiego spotkania spółdzielców ze mną w ciągu ostatnich trzech lat w ogóle nie było… Piotr Klimowicz