Każdy powód jest dobry, żeby nie było parku
Jest teren, poparcie tysięcy mieszkańców, pieniądze, projekt, a nawet patronka. Aby rozpocząć budowę parku przy ul. Karmelickiej i spełnić marzenie krakowian wystarczy już tylko kiwnąć palcem. Mimo to Jacek Majchrowski wciąż czeka. To dziwne, bo jego szefowie – czyli mieszkańcy – wydali mu bardzo jasne polecenie: budujemy park!
W 2015 roku odbyło się spotkanie urzędników z mieszkańcami w sprawie przyszłości działki przy ul. Karmelickiej. Przedstawiciele urzędu miasta zakomunikowali wtedy, że planują ją sprzedać deweloperom. Wentylem bezpieczeństwa miało być zapewnienie, że między budynkami, na części terenu, może powstać zielony skwer. W czasie spotkania z w-ce prezydent Elżbietą Koterbą zaczęła się licytacja – ile procent na zieleń, ile na zabudowę. Sznur w stronę betonu ciągnęła prezydent Koterba, a w stronę parku mieszkańcy. W pewnym momencie wstał Mariusz Waszkiewicz – jeden z najbardziej zasłużonych ludzi dla krakowskiej zieleni – i powiedział:
– Ludzie! Przecież to jest teren gminy Kraków, a więc nasz. W 100% nasz. Nie musimy się nikogo prosić o to, żeby zrobić z nim, co chcemy.
Na sali zapanowała konsternacja. Ludzie zrozumieli, że to oni, a nie prezydent Koterba są właścicielami tego terenu i to raczej ona powinna pytać ich o zgodę. Jej wzroku nie zapomnę do końca życia. To był początek zrywu krakowian, którzy zrozumieli, że jeśli park przy Karmelickiej ma powstać, to trzeba będzie go wyszarpać.
Pierwszym krokiem było stworzenie przez samych mieszkańców społecznego projektu parku. Wtedy po raz pierwszy można było zobaczyć, że w rejonie Rajskiej i Karmelickiej może być zielono. Potem w ramach akcji “3 x TAK dla zieleni przy Karmelickiej” udało się zebrać 4 tysiące podpisów popierających budowę parku. Zbliżające się wówczas wybory doprowadziły do deklaracji prezydenta Majchrowskiego, że powstanie zielony teren dla mieszkańców, a sprzedany pod zabudowę zostanie tylko mały fragment terenu.
Dni, tygodnie, miesiące i lata mijały. Obiecany park wciąż nie powstawał. Urzędnicy podawali za to kolejne przeszkody, które stawały na drodze do jego powstania. A to nagle się okazało, że swój biurowiec musi postawić tam IPN. Potem uznano, że akurat musi tam powstać parking podziemny. Bez żadnych przeszkód zaczęła się za to inwestycja deweloperska na sprzedanym skrawku przy ulicy Dolnych Młynów. Dość szybko powstały na nim budynki i ich właściciel wyszedł na razie najlepiej z tej całej sytuacji.
– Musimy coś zrobić, bo będziemy tak czekać jeszcze 100 lat!
– krzyknęła Natalia Nazim, mieszkanka Krowodrzy, która postanowiła pomóc prezydentowi dotrzymać danego słowa. Złożyła projekt budowy parku do Budżetu Obywatelskiego (ten polega na tym, że projekt, który wygra, musi zostać zrealizowany przez urzędników) i zrobiła w wolnym czasie kampanię, której pozazdrościć mógłby niejeden polityk. Projekt otrzymał rekordową liczbę 9 tysięcy głosów. Za jego powstaniem opowiedziały się autorytety – m.in. Anna Dymna, Dorota Segda, Grzegorz Turnau, Robert Makłowicz, jak również młodsze pokolenie, czyli krakowski raper Kobik. Mówiąc wprost – parku chciał niemal cały Kraków. Po spektakularnym zwycięstwie w głosowaniu, pojawiła się jednak kolejna przeszkoda, czyli planowana, akurat w tym miejscu, budowa stacji metra. Ale mieszkańcy do kłód rzucanych pod nogi już się przyzwyczaili i ciągle “szarpią się” o park. Ostatnio wymyślili nawet, aby patronką tego miejsca została noblistka – Wisława Szymborska. Już pierwszego dnia pod petycją w tej sprawie zebrano ponad tysiąc podpisów.
Bardzo to wszystko dziwne. Przecież mieszkańcy już dawno temu zdecydowali, że chcą, aby na ich działce powstał park. Wyłożyli też pieniądze na jego powstanie w postaci podatków, a do tego dorzucili projekt, wskazali patronkę i udokumentowali swoją wole tysiącami podpisów. Mimo to prezydent Jacek Majchrowski nie chce słuchać swoich przełożonych. Trochę mu się dziwie, bo wszyscy wiemy, jak – prędzej czy później – kończą ludzie, którzy nie wypełniają poleceń swojego szefa. Może właśnie na to czeka?
–0 Komentarz–