Miasto na skraju bankructwa. Po Majchrowskim zostaną największe korki, dług i patodeweloperka
Interia informuje, że dług Krakowa jest już tak duży, że zagraża płynności finansowej i zbliża się do poziomu bankructwa miasta. To oznacza, że dziedzictwem Jacka Majchrowskiego będą już nie tylko największe korki i najgorsza patodeweloperka, ale też największy dług. W skrócie “trzy NAJ”.
Jacek Majchrowski zapowiedział niedawno, że pod koniec listopada ogłosi, czy wystartuje w wyborach na prezydenta miasta. Jeszcze kilka lat temu oznaczałoby to rozpoczęcie okresu, w którym tzw. żywotnie zainteresowani ustawiają się w kolejkach, by błagać swojego patrona o start i zapewnienie im dostępu do „koryta” na kolejne kilka lat. A partie polityczne zaczynają szukać kogoś wystarczająco głupiego, by zgodził się wystartować w wyborach i stał się twarzą nieuchronnej porażki. Tak było, ale już nie jest.
W Krakowie kończy się era Jacka Majchrowskiego. Widać to nie tylko w sondażach, ale i w tym, że prezydenta opuszczają kolejni sojusznicy – w tym politycy, którzy do niedawna chętnie całowali pierścień władzy – a jego najbliżsi współpracownicy i najbardziej zaufani ludzie szykują dla siebie szalupy okrętowe. Tak by jeszcze na odchodnym uszczknąć coś z publicznego grosza. Zrobił to choćby zarząd spółki od DRUGIEJ urzędowej telewizji, któremu niedawno… podwojono odprawy. Tak by prezes mogła liczyć, że na odchodne dostanie 186 tysięcy złotych. O tym wiemy, a o ilu podobnych ruchach nie wiemy?
Zapewne wielu, które będą wychodzić w kolejnych miesiącach.
To bardzo smutny obraz zmierzchu ponad 20-letniej prezydentury.
3xNAJ
Ale można powiedzieć, że taki koniec, jaka prezydentura. Kiedy spokojnie się nad tym zastanowić, to nietrudno dostrzec, że dziedzictwem Jacka Majchrowskiego będą w Krakowie przede wszystkim trzy NAJ.
Największe korki, które powodują, że Kraków stał się jednym z najbardziej zakorkowanych miast Europy, a nawet – biorąc pod uwagę wielkość – świata. Problem jest oczywiście od lat, ale to co dzieje się w ostatnich miesiącach to prawdziwe apogeum i zwieńczenie 20 lat polityki transportowej prezydenta, której fundamentem jest brak konsekwencji i rozmachu oraz strach przed metrem.
- Czytaj także: Na korki ekipa Majchrowskiego pracowała 20 lat
Największą patodeweloperką, która ma zresztą ogromny wpływ na skalę korków. Kraków przez dwie dekady był miastem deweloperów, w którym planowanie przestrzenne służyło głównie pacyfikowaniu mieszkańców i robieniu dobrze inwestorom. Efektem są osiedla bez dostępu do komunikacji publicznej, a nawet chodnika, co dziesiątki, a może setki tysięcy ludzi, skazuje na samochód. W takiej patodeweloperce oczywiście źle się żyje, ale powoduje też po prostu, że miasto, które niegdyś było perłą w polskiej koronie, staje się po prostu brzydkie. Jest jak widokówka. Piękne w centrum. Ale na peryferiach brzydkie i niefunkcjonalne. Kraków nie zasłużył na to, co zrobiono z nim przez te 20 lat.
Największy dług, o którym Interia pisze dziś w artykule „Kraków na krawędzi bankructwa. Dług wymknął się spod kontroli”. Kraków w przedostatnim roku rządów Jacka Majchrowskiego mimo gigantycznego zadłużenia znalazł się na granicy utraty płynności finansowej. Funkcjonowanie miasta jest zabezpieczone dzięki kredytom, ale tych mamy już tak dużo, że coraz trudniej brać kolejne. Powodem fatalnej sytuacji finansowej – przekonują władze – jest ogólnopolska polityka. Ale jest to tylko niewielka część prawdy. Co bowiem robiono, wiedząc, że sytuacja jest trudna? Rozpalono piec, do którego wrzucano miliony złotych. Tak jak te, które wydano na DRUGĄ urzędową telewizję.
A dla zamaskowania powagi sytuacji i w myśl zasady „po nas choćby potop” brano kredyty. Licząc, że konieczność ich spłaty stanie się już problemem kolejnej władzy. A we wszystkim pomagały lokalne media, którym już dawno założono postronek utkany z – jakby mogło być inaczej – publicznej kasy.
Patologiczne relacje z mediami to zresztą też jedna ze sztandarowych spraw prezydentury Jacka Majchrowskiego. Tak jak przychylność dla tego, by centrum zmienić w lunapark dla turystów.
To kolega partyjny Jacka Majchrowskiego, czyli Leszek Miller zwykł mawiać, że prawdziwego mężczyznę poznaje się nie po tym, jak zaczyna, ale po tym jak kończy. Jeżeli przyznać mu rację, to trudno przypuszczać, by Jacek Majchrowski miał zapisać się w historii miasta złotymi zgłoskami.
Co jest tym smutniejsze, że jego prezydentura przypadła na czasy niesamowitego prosperity: napływu unijnych funduszy oraz ogromnej poprawy na rynku pracy. W takich czasach i realiach Majchrowski mógł zrobić wszystko. Zamiast tego zostaną po nim największe korki i długi oraz polska stolica patodeweloperki.
Fot. Artur Barbarowski/East News.