Pyłem w płuco, falą w mózg. Smog 2.0 atakuje krakowian
Jeśli myślicie, że w Krakowie występuje tylko jeden rodzaj smogu, to grubo się mylicie. Obok tego tradycyjnego istnieje również smog elektromagnetyczny. Jesteśmy na niego narażeni 24 godziny na dobę, przez 365 dni w roku. Smog elektromagnetyczny tworzą anteny i nadajniki – operatorów komórkowych oraz internetowych. Najwyższa Izba Kontroli zbadało to zjawisko.
Oddziaływanie fal elektromagnetycznych – zwane potocznie elektrosmogiem – u ludzi budzi niepokój, a w dyskusjach kontrowersje. Dlatego, uzupełniając temat, odnieść się trzeba do opinii eksperta. Wywiad z dr Maciejem Leszczukiem z AGH na ten temat – możecie przeczytać TUTAJ. Lub poniżej.
Anteny sieci telefonii komórkowej oraz nadajniki internetowe to stały element krakowskiego krajobrazu. Najwięcej jest ich oczywiście na najwyższych budynkach. Wystarczy spojrzeć na nasz swojski “Biprostal”, aby zdać sobie sprawę, że tego typu urządzenia “patrzą na nas z góry” z każdego niemal zakątka. Wiele osób uważa, że te anteny powodują ból głowy, złe samopoczucie, a nawet mogą przyczynić się do powstania nowotworów. Właśnie ze względu na te skargi Najwyższa Izba Kontroli zajęła się tą sprawą.
Pełen raport jest dostępny TUTAJ. Wnioski pokontrolne powinny dać nam do myślenia. Okazuje się bowiem, że w kwestii montowania takich urządzeń obowiązuję całkowita “wolna Amerykanka”. Polskie przepisy są zupełnie nieprzygotowane do monitorowania tego, gdzie i jakie anteny oraz nadajniki instalują operatorzy. Dość znamienny jest ten fragment pokontrolnego raportu – opisujący, co dzieje się z nadajnikami po instalacji:
“(…) operatorzy wykonywali roboty związane ze zmianą parametrów charakterystycznych instalacji (zmianą mocy doprowadzonych do anten lub usytuowania, typu i liczby samych anten), skutkujące zwiększeniem obszaru oddziaływania SBTK, bez uzyskania pozwolenia na budowę lub dokonania zgłoszenia wykonania robót budowlanych (…). w Krakowie, gdzie zwiększenie mocy wyniosło: 553,5% (os. Albertyńskie 36), 135% (os. Bohaterów Września 13), 190,9% (ul. Broniewskiego 1), 174,6% (ul. Cechowa 57), 271,8% (os. Dywizjonu 303 nr 66), 242,4% , (os. Dywizjonu 303 nr 66), 87,6% (ul. Królewska 65a), 87,7% (os. Zgody 18), 49,7% (ul. Kluczborska 4) i 278,3% (ul. Zakopiańska 291)”.
W skrócie chodzi o to, że operatorzy montują nadajniki, a po ich zamontowaniu zwiększają liczbę anten oraz moc wysyłanych fal. To jedna z wielu kwestii, w świetle których polskie prawo jest bezradne. Co więcej, nikt nie bada wpływu nadajników na środowisko oraz na zdrowie ludzi (sic!). A ten wpływ – i to niestety negatywny – jest pewny. Niewiadomą jest jedynie jego skala. Rozmawiałem na temat elektrosmogu z dr Anną Prokop-Staszecką – dyrektor szpitala im. Jana Pawła II (zapis tej rozmowy oraz innych na ten temat w moim materiale dla Radia Eska). Dyrektor podkreśliła, że liczba wykrywanych nowotworów w ostatnich latach znacząco wzrasta, a ich przyczyną jest to, co: jemy, wdychamy i co przyjmuje nasz mózg w postaci niewidzialnych fal. Niewykluczone jest zatem, że z jednej flanki zabija nas smog tradycyjny, a z drugiej – elektromagnetyczny. Ten drugi jest jednak zdecydowanie groźniejszy – z kilku powodów:
Po pierwsze – w odróżnieniu od smogu tradycyjnego – smog elektromagnetyczny występuje przez 7 dni w tygodniu i przez 365 dni w roku. Zanieczyszczenie powietrza pyłami i gazami – choćby nie wiem jak długo trwało – w końcu zniknie. Czy to za sprawą wiatru, deszczu czy po prostu zakończenia sezonu grzewczego.
Po drugie – świadomość krakowian dotycząca tego problemu jest minimalna. O smogu w powietrzu wiemy już niemal wszystko – potrafimy się bronić i wymagać od władz skutecznych działań. O smogu elektromagnetycznym nie wiemy nic. Podobnie jak władze, które nie nie kontrolują i nie sprawdzają, co “wysyłają” do naszych mózgów operatorzy sieci komórkowych i internetowych.
Po trzecie – o ile za smog tradycyjny odpowiadają często mieszkańcy, którzy chcą się ogrzać lub dojechać samochodem z punktu A do punktu B, o tyle za smog elektromagnetyczny odpowiadają prywatne firmy – i powodują go motywowane chęcią zysku. To oznacza, że nie są zainteresowane zmniejszeniem tego zjawiska – w odróżnieniu od tych, którzy tworzą smog tradycyjny. Nieoficjalnie dowiedziałem się, że wielu operatorów korzysta z najlepszych prawników, aby ci – dzięki lukom w prawie – podpowiadali jak instalować nadajniki w dowolnej ilości o dowolnej mocy. Przerażające jest to, że często są montowane na dachach krakowskich szkół czy urzędów. Dla zarobku. A zdrowie? To mniej ważne. Ważne, że wszystko zgodne z prawem – w tym przypadku dziurawym jak ser szwajcarski, co potwierdza Najwyższa Izba Kontroli.
Ale z drugiej strony nastroje studzą eksperci. Oto rozmowa z dr Mikołajem Leszczukiem z Katedry Telekomunikacji Akademii Górniczo-Hutniczej
Czy fale elektromagnetyczne są bezpieczne? Osoby z którymi miałem okazje rozmawiać na ten temat uważają, że pomimo braku dokładnych badań – powinniśmy nie podchodzić do tego zjawiska bezkrytycznie:
Czy fale, a dokładniej energia fali EM są bezpieczne. Nie są. Tak samo, jak bezpieczna nie jest wysoka temperatura, wysokie napięcie (elektryczne), wysoka prędkość czy wysoka… wysokość. A mimo wszystko, rozgrzewamy przeróżne piece do wysokiej temperatury (te przydomowe na szczęście coraz mniej), używamy urządzeń elektrycznych, jeździmy szybkimi pociągami i wznosimy się w samolotach na 10 km w niebo. Za każdym razem “igramy” z wysoką energią, odpowiednio: cieplną, elektryczną i mechaniczną (kinetyczną, potencjalną). Jak długo robimy to mądrze i stosujemy odpowiednie zabezpieczenia, to (zazwyczaj) nic się nie dzieje. Piece grzeją, prąd zasila nasze urządzenia, pociągi jeżdżą, a samoloty latają.
Czy smog 2.0 to tylko teoria spiskowa? Na zachodzie Europy, np. we Francji – zakazuje się instalowania nadajników np. w pobliżu szkół.
O ile pojęcie “smog 2.0” to, delikatnie mówiąc, nie jest pojęcie z “mainstreamu” (wpiszcie sobie w Google “smog 2.0”, wyskoczy raptem ok. 1700 wyników), o tyle faktycznie, nie jest dobrze całkowicie ignorować wpływ promieniowania elektromagnetycznego. A przynajmniej – warto być ostrożnym, choćby dlatego, że jako ludzkość, po prostu nie byliśmy w stanie zebrać zbyt wielu wyników eksperymentów z bardzo trywialnego powodu – energia promieniowania elektromagnetycznego, to jedna z młodszych rodzajów energii, jakie używamy. Człowiek od zarania dziejów wiedział, że igranie z energią mechaniczną, takie, jak upadek z dużej wysokości bądź uderzenie zerwanym przez porywisty wiatr konarem nie kończy się dobrze. Dosyć szybko też poznał skutki eksperymentowania z energią cieplną (zwłaszcza, kiedy wynalazł ogień). Ba, nawet elektryczność ma dosyć długą historię – energia elektryczna piorunów zabijała ludzi i podpalała budynki od wieków. Natomiast historia odkryć związanych z promieniowaniem elektromagnetycznym liczy sobie raptem około dwustu lat, a pierwszy prototyp telefonu komórkowego stworzono raptem 60 lat temu. Tak naprawdę prawdziwie biznesowa historia komórek nie jest starsza ode mnie (a kończę w tym roku czterdziestkę), stąd trudno o badania obrazujące wpływ telefonów komórkowych na całe życie człowieka.
A może zagrożeniem nie są same fale, ale zbyt duże zagęszczenie nadajników. Na zasadzie, że wszystko w nadmiarze może zaszkodzić. Nawet woda…
Generalnie jest tak, jak piszesz. Problemem nie są same fale EM, a ilość tej energii, co oczywiście ma związek z liczbą nadajników, ale także i ich mocą. I w zasadzie moglibyśmy za głowę się złapać, jakie moce mają nadajniki na dachach budynków, tylko że jest jedno ale… Energia wypromieniowana przez te nadajniki bardzo gwałtownie osłabia się wraz z oddalaniem się od tych nadajników. Stąd ja bym się raczej nie bał, że od tych nadajników na dachach, krowy (nomen-omen) przestaną mleko dawać. Bardziej bałbym się, a i owszem, nadajników które, choć dużo słabsze, ale są przy nas od rana do wieczora i które przytykamy sobie wiele razy, w ciągu dnia, do głowy. Mowa oczywiście o telefonach komórkowych.
Zdj. tytułowe: flickr.com, flensrowi, CC BY-NC-SA 2.0
–3 komentarze–
Należy jednak zwrócić uwagę na jedną rzecz. Z jednej strony firmy nabijają kabzę i montują coraz mocniejsze anteny. Ale nie jest to bez powodu. Bo przecież nikt z nas, a Pan Panie redaktorze na pewno, nie lubi mieć komunikatu “sieć zajęta” albo nie mieć możności wykonania połączenia. rozwój telefonii komórkowej i przesyłu internetu w 800 tysięcznym mieście narzuca rozwój nadajników. Bądźmy więc obiektywni, ponieważ to my napędzamy sobie ten smog. W Krakowie działa pewnie około miliona telefonów komórkowych (sam mam dwa) 10 lat temu pewnie było to 100 tys. Czy zatem artykuł jest obiektywny ?
Ale to przecież my – użytkownicy – chcemy mieć szybki internet w komórce, chcemy rozmawiać godzinami przez telefon, oglądamy filmy, słuchamy muzyki. Operatorzy rozbudowują sieci, bo tego oczekują ludzie.
A szkodliwy wpływ jest demonizowany – fale elektromagnetyczne są, zawsze. Bardziej niż nadajnik na bloku obok, oddziałuje na człowieka krotka rozmowa, z telefonem przyłożonym bezpośrednio do głowy.
Razu pewnego łaziłem po takim dachu z technikiem telekomunikacyjnym. Przestrzegał mnie bym nie wchodził w pole nadajnika. A na koniec dodał, że taka antena ma zasięg nawet 10km.
Na Biprostalu jest ich troszkę no i widok z dachu na Kraków jest piękny:)