Ta krakowska cukiernia działa od 1945 roku. Sławę zapewniły jej jagodzianki!
Nasza cukiernia ma duszę, a klienci to doceniają. Wiele osób wraca do nas, bo u nas mogą znaleźć smaki, które pamiętają z dzieciństwa – tak Pani Jolanta opowiada nam o prowadzeniu cukierni przy ulicy Karmelickiej.
Wasza cukiernia znajduje się w centrum Krakowa, przy ulicy Karmelickiej, a jej historia sięga 1945 roku. Proszę opowiedzieć, jak to wszystko się zaczęło.
Tak, nasza cukiernia to jedno z tych miejsc, które od lat budują atmosferę Krakowa. Zaczęło się od pana Jacka Galganka, który po wojnie założył cukiernię. Od początku cieszyła się popularnością – zwłaszcza dzięki jagodziankom, które stały się naszym znakiem rozpoznawczym. Ze względu na wiek pan Galganek odsprzedał biznes w ręce mojego brata a teraz cukiernię prowadzę ja. To miejsce ma ogromną historię i tradycję, dlatego jest dla mnie tak ważne. To wyjątkowe uczucie – dbać o coś, co tworzyło smak dzieciństwa wielu krakowian.
Znajdujecie się w samym sercu Krakowa. Czy to wpływa na atmosferę cukierni?
Zdecydowanie. Bycie w centrum Krakowa, na ulicy Karmelickiej, daje nam niezwykłe możliwości. Przewija się tu mnóstwo osób, od stałych mieszkańców po turystów. To tworzy wyjątkową atmosferę – mieszankę dawnych opowieści i nowych historii. Starsi krakowianie często opowiadają o czasach, kiedy przychodzili tu z rodzicami lub dziadkami. Ich wspomnienia potrafią wywołać zarówno uśmiech, jak i wzruszenie. Wielu z nich pamięta czasy, kiedy Karmelicka była jeszcze zupełnie inna, a nasza cukiernia była jednym z niewielu miejsc, gdzie można było zjeść coś tak wyjątkowego, jak jagodzianki.
Przejęła Pani cukiernię po bracie, ale skąd właściwie ten pomysł?
Mój brat prowadził cukiernię przez kilka lat, ale z czasem obowiązki związane z innymi projektami nie pozwalały mu już zajmować się nią tak, jak chciał. Nie chciałam, aby cukiernia przestała istnieć. Czułam, że muszę podjąć wyzwanie. Przejęłam cukiernię w 2020 roku, a to, jak się okazało, było momentem wielkich zmian. Pandemia, która przyszła tuż po moim przejęciu, była ogromnym wyzwaniem. Otwarliśmy w lutym, a już w marcu zaczęły się lockdowny. To było jak zimny prysznic, bo wszystkie środki, które planowaliśmy przeznaczyć na rozwój, musieliśmy przeznaczyć na przetrwanie. Ale dzięki ciężkiej pracy i wsparciu naszych klientów udało się. Czasem myślę, że to dowód na siłę rodzinnych więzi i determinacji, bo mimo trudności nie zrezygnowałam.
Pandemia rzeczywiście musiała być dużym wyzwaniem. Jak wyglądał wtedy dzień pracy?
Było bardzo trudno. Klientów było niewielu, zwłaszcza na początku. Wszystkie plany modernizacyjne musieliśmy odłożyć na bok, bo priorytetem było utrzymanie lokalu i pracowników. To była walka o przetrwanie. Musieliśmy opłacić czynsz, rachunki, a do tego brakowało klientów, więc dochody były minimalne. Ale to, co pomogło, to lojalność naszych stałych klientów. Ludzie, którzy przychodzili tu od lat, nadal zamawiali nasze wypieki, nawet jeśli to było trudne w tych czasach. A dla nas było to jak znak, że warto walczyć o ten biznes.
Wasza cukiernia słynie z tego, że korzystacie tylko z naturalnych składników. Dlaczego to dla Was takie ważne?
Naturalne składniki to podstawa każdego naszego wypieku. To nie jest kwestia mody, tylko naszej tradycji i jakości, którą chcemy zachować. Korzystamy ze sprawdzonych, lokalnych dostawców. Jabłka do naszych szarlotek pochodzą od tego samego rolnika od lat. Dzięki temu możemy mieć pewność, że to, co oferujemy naszym klientom, jest zdrowe i najwyższej jakości. Na miejscu wypiekamy wszystko – od ciastek, drożdżówek po kapuśniaczki, choć chleb, ze względu na specyfikę pieczenia, sprowadzamy od lokalnego piekarza. Nasze drożdżówki, szczególnie te ciepłe, znikają najszybciej. Klienci od rana, mogą kupić świeżo wyjęte z pieca.
Mówiła Pani o jagodziankach, które stały się Waszym znakiem rozpoznawczym. Co obecnie cieszy się największą popularnością?
Rzeczywiście, jagodzianki były kiedyś naszym flagowym wypiekiem, ale w zależności od sezonu różne produkty zdobywają serca klientów. Latem królują drożdżówki z owocami – truskawkami, malinami, śliwkami a zimą – makowce czy rogal firmowy. Nasz makowiec to coś, z czego jesteśmy naprawdę dumni. Robimy go według starej, rodzinnej receptury, a klienci mówią, że takiego makowca nie ma nigdzie indziej w Krakowie. Poza tym nasze kapuśniaczki, też mają swoich wiernych fanów.
A czy uczniowie i studenci często do Was zaglądają?
O tak! Rano mamy pełno uczniów, którzy wpadają do nas po drożdżówkę przed szkołą, a potem wracają w przerwie, bo – jak sami mówią – „takie dobre, że trzeba wziąć jeszcze jedną”. To nas bardzo cieszy. Dla nich nasze wypieki to coś więcej niż przekąska – to wspomnienie domowych smaków i chwila przyjemności w zabieganym dniu.
Czy macie stałych klientów, którzy odwiedzają Was od lat?
Tak, mamy wielu stałych klientów, którzy przychodzą do nas od lat, a ich historie są często naprawdę wzruszające. Bywa, że starsi mieszkańcy Krakowa przychodzą i wspominają, jak odwiedzali nas z rodzicami, a teraz przyprowadzają swoje wnuki. Te opowieści potrafią doprowadzić do łez, zwłaszcza gdy słyszymy, jak ważnym miejscem była dla nich nasza cukiernia przez lata. Niektóre historie są pełne humoru, inne to wzruszające wspomnienia. To jest właśnie magia takiego miejsca – tutaj czas zatrzymuje się na chwilę.
A jak radzicie sobie z konkurencją? W centrum Krakowa pojawia się coraz więcej cukierni, także sieciowych.
Kraków jest pełen cukierni, to prawda. Wiele z nich to nowe miejsca, sieciowe, które opierają się na masowej produkcji. My jednak staramy się trzymać tradycji i stawiamy na jakość, a nie ilość. To, co nas wyróżnia, to ręczna robota i naturalne składniki. Nasza cukiernia ma duszę, a klienci to doceniają. Wiele osób wraca do nas, bo u nas mogą znaleźć smaki, które pamiętają z dzieciństwa. A co do konkurencji – nie boimy się jej, bo mamy swój unikalny charakter. Ludzie lubią te małe, rodzinne miejsca, gdzie czują się jak w domu.
Wspomniała Pani, że przejęła cukiernię w trakcie pandemii. Czy zmieniła Pani coś w ofercie?
Tak, wprowadziłam kilka nowości, ale staram się trzymać tradycyjnej oferty. Zaczęliśmy robić więcej wypieków na słono, jak kapuśniaczki, oraz sprowadzamy chleb od lokalnego piekarza, ale nasze drożdżówki i ciasta są wciąż najważniejsze. Stawiamy na to, co sprawdzone – klasyczne smaki, które kochają nasi klienci. W pandemii nauczyłam się, że elastyczność jest kluczowa, ale ważne jest, by nie zapominać o korzeniach.
Jak widzi Pani przyszłość cukierni?
Wierzę, że przyszłość będzie dobra, choć niełatwa. Ludzie szukają miejsc z duszą, które mają swoją historię. Nasza cukiernia ma za sobą wiele lat tradycji i lojalnych klientów. Chcemy dalej się rozwijać, ale jednocześnie nie zapominać o tym, co sprawia, że jesteśmy wyjątkowi – o jakości, tradycji i miłości do tego, co robimy. Kiedy widzę kolejki przed naszą cukiernią z samego rana, wiem, że idziemy w dobrym kierunku.
Cukiernię znajdziecie pod adresem Karmelicka 23.
Czytaj także:
- Najstarszy fryzjer Nowej Huty strzyże od 60 lat. “Teraz nawet mężczyźni robią sobie trwałe”
- 90 procent pracowników to osoby z doświadczeniem choroby psychicznej lub niepełnosprawnością. Mają 4,7 w Google
- Raffaele Esposto: Polacy i Włosi to najlepsi ludzie na świecie, a moja pizza jest jak narkotyk
- Uczył się w Rzymie. Pizzę robi taką, że zawstydza włoskich pizzaiolo
- Reprezentant Polski piecze na Kazimierzu. “Życie jest za krótkie, żeby robić ciągle to samo”