Rzuciła dziennikarstwo i zrobiła sobie pracę marzeń. “Jestem szczęściarą”
– Bardzo się cieszę, że robię w życiu to, co kocham. Zawsze powtarzam, że w pracy spędzamy ponad połowę swojego życia. Jeśli więc jej nie lubimy, to marnujemy swoje życie. Jeśli natomiast ją kochamy, to jesteśmy szczęściarzami! I ja jestem właśnie taką szczęściarą! – tak o swojej pracy opowiada Kasia Ponikowska, właścicielka Hardcore Tattoo.
Joanna Urbaniec: Od dziennikarki do właścicielki studia tatuażu. Jak do tego doszło?
Katarzyna Ponikowska: W sumie to zaczęło się właśnie od pisania, choć tatuaże podobały mi się od zawsze. Pierwszy tatuaż chciałam sobie zrobić już w szkole, ale w mieście, z którego pochodzę, nie było wtedy studia tatuażu. Musiałam więc zaczekać, aż wyjadę na studia. Jak tylko przyjechałam do Krakowa, od razu skierowałam swoje kroki do salonu tatuażu.
Kiedy kilka lat później pracowałam już w „Gazecie Krakowskiej”, pojawiła się oferta pisania do magazynu o tatuażach, więc oczywiście z niej skorzystałam. I tak wchłonął mnie świat tatuażu. Potem założyłam swój portal internetowy o muzyce i tatuażach, a kilka lat później przyszedł czas na studio tatuażu. Moją największą pasją jest jednak muzyka, więc trzeba było rozszerzyć działalność. Do tego stopnia, że musiałam w końcu zrezygnować z pracy w „Gazecie Krakowskiej”, mimo że bardzo lubiłam pisanie. Jednak brakowało mi na to wszystko czasu.
W tym momencie mam jedyne w Polsce studio tatuażu połączone z hardcorowo-punkową wytwórnią muzyczną, sklepem z płytami i merchem zespołów oraz własną marką odzieżową.
Tak jak wspomniałaś, oferujecie nie tylko dziary. W 2017 r. założyłaś wytwórnię muzyczną Hardcore Tattoo Records. Jak to się zaczęło?
Od lat organizuję koncerty i sama biorę w nich udział. Zaliczam gigi nie tylko w całej Polsce i Europie, ale jak mam możliwość, nawet jak jestem na wakacjach na drugim końcu świata. Tak było np. w Meksyku czy na Filipinach. Dzięki temu znam mnóstwo kapel, z którymi czasem robię też wywiady do różnych gazet i zinów. W 2017 r. pojawił się pomysł, żeby wydać cd – składankę z numerami zespołów, którym organizowałam koncerty. W tym samym czasie zaprzyjaźniłam się z nowo powstałą hardcorową kapelą ze Śląska – Little Boy i od słowa do słowa zgodzili się, żebym to ja wydała ich pierwszą płytę. Tak powstała wytwórnia Hardcore Tattoo Records. To było dla mnie nie lada wyzwanie, ale udało się. Zespoły mi ufają, bo widzą, że wkładam w to całe swoje serducho. Warto tu podkreślić, że z wydawania hardcorowo/punkowych płyt nie ma pieniędzy, za to jest ogromna satysfakcja. Na tej scenie działa się z pasji. Prowadzenie studia tatuażu pozwala mi tę pasję realizować.
A skoro już miałam wytwórnię, to następnym krokiem było otworzenie sklepu z płytami cd, winylami i ubraniami zespołów z szeroko pojętej sceny hardcore/punk. Nie jest to duży sklep, bo działa przy studiu tatuażu, ale bardzo mnie cieszy to, że staje się coraz bardziej rozpoznawalny na naszej hardcorowo/punkowej scenie. Ludzie z całej Polski przyjeżdżając na koncerty czy wakacje do Krakowa zaglądają do mnie do studia, żeby kupić płytę, zrobić tatuaż albo po prostu przywitać się i porozmawiać. To jest super!
Teraz znów rozszerzasz działalność i ruszasz z własną marką odzieżową Hardcore Tattoo Wear.
Ten pomysł chodził mi po głowie już od jakiegoś czasu, ale ciągle nie miałam kiedy się tym zająć. Przypadkiem okazało się, że nasz klient ze studia ma małą rodzinną szwalnię w Krakowie. Mam też kolegę, który robi tu nadruki. Wtedy postanowiłam, że to jest ten moment. Nie chciałam robić nadruków na koszulkach z sieciówek. Zależało mi na dobrej jakości ubraniach, z dobrej bawełny z własnymi metkami, produkowanych w Krakowie lub okolicach, dzięki czemu można wesprzeć lokalnych przedsiębiorców. Oczywiście sama nie miałabym już czasu ogarnąć tego wszystkiego, bo na brak zajęć naprawdę nie narzekam. Na szczęście moja przyjaciółka Asia zgodziła się poprowadzić Hardcore Tattoo Wear razem ze mną i dziś doszłyśmy do punktu, że powiększamy przystudyjny sklep o ubrania i różnego rodzaju markowe gadżety.
Oczywiście nie robimy tego na masową skalę. Nasze moce przerobowe są mocno ograniczone. Nadal pozostajemy malutką marką odzieżową, ale stopniowo będziemy serwować kolejne produkty i ubrania. Dla nas nie liczy się ilość, ale jakość i zajawka!
Jak dobierasz tatuatorów do swojego studia?
Oczywiście bardzo ważne jest dla mnie to, żeby pracowały w studiu osoby z profesjonalnym podejściem do tatuowania, umiejące to robić, znające zasady bezpieczeństwa i higieny. Ale to nie wszystko. Musi to być miejsce z klimatem, w którym ludzie – zarówno tatuatorzy, jak i nasi klienci – dobrze się czują. Przez kilka lat Hardcore Tattoo miało dwie lokalizacje. To były dwa duże studia, w których zaczęło przewijać się sporo nowych pracowników. Nie za bardzo mi to odpowiadało. Powoli traciło to wszystko swojego ducha. Teraz jest zdecydowanie lepiej. Mam jedno studio i może nie jest ono ogromne, ale za to ze sprawdzoną ekipą, dzięki której jest właśnie ten klimat. Może ktoś być super tatuatorem ze światową sławą, ale jeśli nie będzie pasował do naszej ekipy, to niestety się z nim pożegnamy.
Tatuator musi być dobry w tym, co robi, musi wykonywać swoją pracę tak, jak należy, ale musi mieć też to coś. Wszyscy cenimy sobie w Hardcore Tattoo to, że przychodzimy do studia, jak do swojego drugiego domu, spędzamy ze sobą czas także poza studiem, lubimy się, a nawet przyjaźnimy.
Studio znajduje się w samym centrum Krakowa, przy ul. Św. Tomasza. To chyba dobra miejscówka. Przekłada się to na liczbę klientów? Mam na myśli turystów.
Nasze studio w dużej mierze bazuje na stałych klientach, którzy nas znają, przychodzą do nas regularnie, polecają swoim znajomym. Mamy takich klientów nie tylko w Krakowie, ale też w całej Polsce, a nawet w Europie. Ale oczywiście turyści to również nasi klienci. Ulica Św. Tomasza nie jest najbardziej ruchliwą ulicą w centrum, ale nie narzekamy. Zagląda do nas sporo turystów i to bardzo cieszy. Tatuujemy ludzi z całego świata.
Prowadzenie własnego biznesu to chyba wyzwanie, tym bardziej, że twój jest specyficzny?
Prowadzenie jakiegokolwiek biznesu w Polsce nie jest łatwe. Nasz rząd w ogóle nie wspiera przedsiębiorców. Wręcz przeciwnie, traktuje nas czasem jak zło konieczne. I to jest bardzo przykre. Ale trzeba sobie jakoś radzić. Mając swój biznes tak naprawdę pracujesz cały czas. Człowiek na etacie wychodzi z biura, zamyka drzwi i ma wolne. Przedsiębiorca nie ma, jeśli chce, żeby wszystko hulało jak należy. Ale mi to nie przeszkadza. Mimo że czasem nie wiem, w co włożyć ręce. Czasem mam tyle do zrobienia, że nawet jakby doba miała 48 godzin, to byłaby dla mnie za krótka. Ale ja to lubię, jestem do tego przyzwyczajona. Nie potrafiłabym chyba pracować już u nikogo na etacie. Wolę być sama sobie szefową.
Co cię najbardziej kręci w twojej pracy?
Bardzo się cieszę, że robię w życiu to, co kocham. Zawsze powtarzam, że w pracy spędzamy ponad połowę swojego życia. Jeśli więc jej nie lubimy, to marnujemy swoje życie. Jeśli natomiast ją kochamy, to jesteśmy szczęściarzami! I ja jestem właśnie taką szczęściarą!
***
Czytaj także: