Od lat 80. w Nowej Hucie. “Przywiązanie do dzielnicy, ogródków i działek”
– W Hucie ludzie zawsze mieli dla siebie czas. Może ogródków jest teraz mniej, ale potrzeba kontaktu z naturą i sąsiadami nie zniknęła- tak o swojej pracy i pasji opowiadają właścicielki sklepu ogrodniczego “Cyprys” na osiedlu Willowym w Nowej Hucie.
Wasz sklep działa tutaj od lat osiemdziesiątych, a od 1991 roku prowadzicie go samodzielnie. Jak doszło do tego, że zdecydowałyście się przejąć biznes na własny rachunek? Sklep na osiedlu Willowym w Nowej Hucie stał się prawdziwą instytucją.
Barbara Reszka: To były czasy, kiedy rozpoczęła się prywatyzacja i pojawiła się szansa na przejęcie sklepu. Pracowałyśmy tu już wcześniej, więc doskonale znałyśmy zarówno branżę, jak i klientów. Miałyśmy pierwszeństwo w przetargu, ponieważ byłyśmy związane z tym miejscem od lat. To była naturalna decyzja – znaliśmy sklep od podszewki i chciałyśmy kontynuować tę pracę, ale już na własnych zasadach.
Jakie zmiany zaszły w sklepie od tamtego czasu? Czy asortyment mocno się zmienił?
Halina Kątniak: Z biegiem lat niektóre rzeczy oczywiście się zmieniły. Oprócz typowego sprzętu ogrodniczego, jak doniczki, nawozy czy środki ochrony roślin, wprowadziłyśmy również chemię gospodarczą i produkty do domu. Staramy się jednak utrzymywać wysoką jakość. Unikamy produktów chińskiej produkcji – nasz asortyment to głównie polskie wyroby.
Wasz sklep ma coś wyjątkowego – ludzie nie przychodzą tu tylko po zakupy, ale także na rozmowę. Jak to wygląda na co dzień?
BR: Zgadza się! Wielu naszych klientów, zwłaszcza starszych, traktuje nas jak stały punkt swoich codziennych spacerów. Często siadają na stołeczku, rozmawiają o swoich ogródkach, zdrowiu, czasem o dawnych czasach. Znamy się od lat, a bywa, że odwiedzają nas ich dzieci czy wnuki, wspominając, jak przychodzili tu z rodzicami. To więź, której trudno znaleźć w dużych marketach.
HK: Mamy mnóstwo historii! Jedna szczególnie zapadła nam w pamięć. Pewnego dnia przyszedł do nas pan Marian, który od lat był naszym stałym klientem. Zgłosił, że ma problem z mszycami na różach, które były dla niego szczególnie cenne – pielęgnował je z żoną przez lata. Bardzo zależało mu, żeby uratować te kwiaty, ale nie chciał używać silnych chemikaliów, obawiając się, że róże tego nie przetrwają.
BR: Po dłuższej rozmowie doradziłyśmy mu delikatny preparat na bazie naturalnych składników. Działał wolniej, ale był bezpieczniejszy dla roślin. Pan Marian nie tylko pozbył się mszyc, ale róże zakwitły jak nigdy wcześniej. Jakiś czas później przyniósł nam zdjęcie swojego ogrodu, pokazując, jak pięknie kwiaty rozkwitły. To było wzruszające, bo dla niego te róże miały ogromne znaczenie emocjonalne.
To piękna historia! Pokazuje, jak wielką pasję mają wasi klienci do ogrodnictwa. Jakie zmiany zauważyły Panie w podejściu ludzi do uprawy roślin?
HK: Starsze pokolenie przychodziło głównie po nasiona, nawozy i wszystko, co potrzebne do utrzymania działki w doskonałym stanie. Młodsze osoby patrzą na ogród bardziej rekreacyjnie. Nie uprawiają warzyw czy kwiatów w takim zakresie jak ich rodzice. Działka stała się miejscem odpoczynku, spotkań z sąsiadami, a czasem nawet miejscem na grilla.
BR: Dokładnie. Ogród to teraz bardziej miejsce relaksu niż obowiązek. Młodsze pokolenie prowadzi szybsze życie, ma mniej czasu na pracę w ogrodzie. Często pytają o produkty, które ułatwią im pielęgnację roślin, ale nie będą wymagać dużego nakładu czasu. Mimo to, widać, że wciąż kochają naturę.
Jak oceniacie obecnie prowadzenie sklepu ogrodniczego? Czy przez lata działalność stała się trudniejsza?
HK: Niestety, teraz jest dużo trudniej. Ceny wszystkiego poszły w górę – od towaru po opłaty za lokal i media. Często musimy ograniczać zamówienia, bo sprzedaż nie jest już tak duża jak kiedyś. Ludzie mają mniej pieniędzy, a rosnące koszty życia sprawiają, że koncentrują się na podstawowych potrzebach.
Mimo tych trudności, widać, że wciąż macie ogromną pasję do swojej pracy. Wasza więź z klientami i miłość do przyrody są naprawdę wyjątkowe.
BR: To prawda, kochamy to, co robimy. Praca w sklepie ogrodniczym daje nam mnóstwo satysfakcji, zwłaszcza kiedy widzimy, jak nasza pomoc przekłada się na piękne ogrody naszych klientów. Dopóki zdrowie pozwoli i będziemy w stanie utrzymać sklep, nie planujemy rezygnować.
Jak na przestrzeni lat zmienili się mieszkańcy Nowej Huty? Czy zauważacie różnice w ich podejściu do ogrodnictwa i życia codziennego?
HK: Nowa Huta się zmienia, ale jej mieszkańcy wciąż są wyjątkowi. Starsze pokolenie jest bardzo przywiązane do swojej dzielnicy, do ogródków i działek. Młodsze pokolenie jest bardziej mobilne, często przenosi się do innych części Krakowa, ale wraca tutaj z sentymentem. Nadal pielęgnują swoje ogródki, choć już bardziej symbolicznie.
BR: Nowa Huta zawsze miała wyjątkowy charakter. Ludzie tutaj są związani z sąsiedztwem i naturą. Wielu naszych klientów mieszka tu od zawsze – znają się z sąsiadami, pomagają sobie nawzajem. Te relacje międzyludzkie tworzą specyfikę tego miejsca. Nowa Huta to osobny świat. Trudno to znaleźć gdzie indziej w Krakowie.
HK: W Hucie ludzie zawsze mieli dla siebie czas. Może ogródków jest teraz mniej, ale potrzeba kontaktu z naturą i sąsiadami nie zniknęła. Osiedla takie jak Willowe to dowód na to, że lokalność to nie tylko miejsce, ale przede wszystkim więzi między ludźmi.
To niesamowite, jak Nowa Huta potrafiła zachować tę wyjątkową lokalność, mimo upływu lat. Dziękuję za tę cenną refleksję! A nowi mieszkańcy?
HK: O tak, różnica jest wyraźna. Starsi, “stali” nowohucianie są zdecydowanie bardziej wyluzowani. Mają swoje rytuały, lubią przysiąść na ławce, pogadać, pożartować. Nic ich nie goni, żyją spokojnie i bez pośpiechu.
BR: Nowi mieszkańcy bywają bardziej zdystansowani, czasem wydają się trochę sztywniejsi. Nie zawsze od razu wchodzą w te sąsiedzkie relacje, ale trzeba przyznać, że są ciekawi miejsca i często przyciąga ich ta wyjątkowa atmosfera Huty. Nowohucianie są otwarci na nowe znajomości, ale musi to wychodzić z dwóch stron. W Nowej Hucie nikt nie lubi, jak coś się narzuca albo nagle zmienia, więc ci nowi muszą pamiętać, że jeśli próbują coś wprowadzać na siłę, nie zyskają sympatii.
HK: Ale wielu nowych mieszkańców szybko łapie, o co chodzi, i świetnie się tu odnajduje. Przyciąga ich ta przestrzeń, zieleń i specyficzny spokój Huty. Często sami zaczynają doceniać bliskość natury i sąsiedzkie relacje. Jak ktoś chce się dopasować, to zawsze znajdzie tu miejsce dla siebie. To bardzo fajne, że Nowa Huta przyciąga nowych ludzi, którzy wnoszą swoje spojrzenie i energię, ale też potrafią szanować lokalny klimat.
Sklep ogrodniczy Cyprys znajduje się w Nowej Hucie na osiedlu Willowym 29 w Nowej Hucie.
***
Czytaj także:
- Najstarszy fryzjer Nowej Huty strzyże od 60 lat. “Teraz nawet mężczyźni robią sobie trwałe”
- 90 procent pracowników to osoby z doświadczeniem choroby psychicznej lub niepełnosprawnością. Mają 4,7 w Google
- Raffaele Esposto: Polacy i Włosi to najlepsi ludzie na świecie, a moja pizza jest jak narkotyk
- Uczył się w Rzymie. Pizzę robi taką, że zawstydza włoskich pizzaiolo
- Reprezentant Polski piecze na Kazimierzu. “Życie jest za krótkie, żeby robić ciągle to samo”
–1 Komentarz–
[…] Od lat 80. w Nowej Hucie. “Przywiązanie do dzielnicy, ogródków i działek” […]