Stary Kleparz. Trudno wyobrazić sobie bez niego Kraków
Stary Kleparz to najstarsze wciąż działające krakowskie targowisko. Jak w soczewce odbija to, co dzieje się w mieście. Rok po roku znikają z niego stare stoiska, która są zastępowane przez delikatesy powstające nie tylko z myślą o miejscowych, ale też o turystach. Dziś jedno z drugim miesza się w przyjemnych proporcjach. Ale nie brakuje wiele, by Stary Kleparz podzielił los podobnych miejsc w innych turystycznych miastach Europy. Byłaby to niepowetowana strata.
Jeszcze kilkadziesiąt lat temu to na targowiskach biło serce miasta. W Krakowie najmocniej na placu Szczepańskiem, gdzie handlowano jeszcze w latach 50. ubiegłego wieku. Wtedy przekupki przeniesiono na Kleparz. Podobno – głosi miejska plotka – za sprawą funkcjonariuszy bezpieki, którzy rezydowali w budynku przedwojennej Komunalnej Kasy Oszczędnościowej i którym handel na placu przeszkadzał.
Targowisko na placu Szczepańskim
A rzeczywiście działo się dużo. Targowisko stworzono w 1840 roku. Zaraz po tym, jak uschły drzewa posadzone tam w nieudanej próbie stworzenia parku (uschły, bo na placu cienka warstwa ziemi skrywała głównie gruz i fundamenty). “Służył” – pisał Jan Rogóż w książce “Portret ulic Krakowa” – “ponad 100 lat, a sławą, choć czasem wątpliwą nie dorównał mu (…) żaden krakowski plac targowy.”
Sławę tę zawdzięczał głównie kolorytowi i swojskiej atmosferze. Czyli ludziom. – Pyskate, krzykliwe, ale jakże kochane! – pisał o przekupkach ze Szczepańskiego Bolesław Drobner, który mieszkał przy placu.
A Adam Chmiel – i tę anegdotę przytaczam za Rogóżem – opisywał, jak na Szczepańskim wyglądał typowy dzień. Otóż w jednym z rogów placu się nie tyle kupowało, co jadło. Przekupki nazywane faryniarkami serwowały tam niedrogie dania barowe: kiszkę, żurek, “płucka”, itp… itd…
– Od czasu do czasu – pisał Chmiel – któryś ze “stołowników” chlapnie z łyżki drewnianej na ziemię. Jeżeli takich ruchów jest więcej, a faryniarka je spostrzega, odzywa się słodko: – Co, nie smakuje? – A bo też pani Kubinowa mogłaby więcej szkwarków, a mniej much dawać do barszczu. – Patrz się pani – mówi już mniej słodko do sąsiadki – muchy mu gawędzą! A cóż to za cztery centy chcesz, żeby ci marcypany dawać? Jakeś hrabia to se idź na Ślak na obiad! Na Szlaku był pałac hrabiów Tarnowskich.
Stary Kleparz przejął tradycję
Kiedy przekupki przeniesiono ze Szczepańskiego na Rynek Kleparski, mogło zmienić się otoczenie, ale ludzie się nie zmienili. I klimat został. Dlatego, kiedy ktoś poleca dziś trasę spaceru po starym Krakowie, to często radzi, by nie omijać targowiska. Tak jak prof. Michał Rożek, który w przewodniku po mieście pisał tak: “Od z górą stu lat jest to największy plac targowy krakowian. Kupisz tu wszystko, a i współczesny rzezimieszek trzos, dziś portfel, ukraść może. Stragany mienią się i pachną wszelkimi darami natury, woń świeżych owoców i warzyw kusi kupujących. Barwne targowisko ma swój klimat, warto je zobaczyć.”
Stary Kleparz? Smaczny bundz
Na zakupy na Kleparz wysyła także Robert Makłowicz (w napisanej razem ze Stanisławem Mancewiczem książce “Zjeść Kraków”). Podpowiadał, że to tam warto zajrzeć po kiełbasę lisiecką (do sklepu “Pigi”, “jednego z najlepszych sklepów mięsnych w mieście”). Ale nie tylko po lisiecką, bo także w miejsce, które nadaje Staremu Kleparzowi charakter. Na ten róg targu, gdzie kupuje się produkty “swojskie”.
– Smaczny bundz sprzedają też podhalańskie kobiety przebywające na targ przy Starym Kleparzu, dodatkowo chętnie dają do skosztowania przed zakupem – zachęcali Makłowicz z Mancewiczem.
I słusznie, bo to jeden z obowiązkowych punktów wizyty na Starym Kleparzu.
Ale godnych polecenia miejsc jest więcej.
Po sery warto na przykład zajrzeć do budki, na której jest napisane “Polecamy makarony wielickie, czanieckie oraz włoskie”. Nie zapłacicie w niej kartą, ale ementalery są pierwszorzędne.
Miłośnicy węgierskich smaków znajdą je w delikatesach “Węgierskie Specjały”:
Dodałbym, że zaraz obok są warte uwagi Litewskie Rarytasy, ale jest Polski Ład, więc już ich nie ma:
Smakosze rzemieślniczego chleba mają co najmniej kilka miejsc. W tym panie “od bundza”, które sprzedają też swojskie pieczywo. Ale na pewno warto zajrzeć obok, na Filipa.
Do bardzo dobrej piekarni Piec:
Stary Kleparz rozpieści też miłośników kuchni orientalnej. Jest kilka sklepów z przeróżnymi przyprawami i doskonałymi pastami do pieczywa, które niestety do tanich nie należą.
Jednym z miejsc, gdzie można kupić bliskowschodnie przyprawy jest “Dubai Food”.
Sklep ciekawy. A chodnik przed nim być może najlepiej pokazuje to, co dzieje się ze Starym Kleparzem.
I co może, ale nie musi, się z nim stać.
Co będzie ze Starym Kleparzem?
Pod sklepem z orientalnymi przyprawami, które z natury nie są tanie i nie są dla każdego, siedzą zwykle starsze panie. Handlują czym popadnie. Od skarpetek. Przez kwiatki. Po czosnek. To dzisiejszy Kraków w pigułce. Z jednej strony miasto żywych ludzi, którzy nie zawsze pasują do reklamowego obrazka.
Z drugiej turystów i pędzącej – jak nazywają to socjologowie – gentryfikacji. To – za wikipedią – “pojęcie (…) oznaczające zmianę charakteru części miasta. Gentryfikacja najczęściej dotyczy zmiany charakteru dzielnicy mieszkalnej, pierwotnie zamieszkanej przez szerokie spektrum lokatorów, w strefę zdominowaną przez mieszkańców o stosunkowo wysokim statusie materialnym.” Choć akurat w tej części Krakowa prędzej można mówić o turystyfikacji, która efekty ma jeszcze gorsze, bo miejsce zmienia w lunapark.
Są tam tanie ciuchy. Są “babki z Podhala”. Są tanie książki. Są normalne sklepy dla ludzi o przeciętnej zawartości portfela. Ale są też delikatesy z produktami z całego świata. A w tych sery po 200 złotych za kilo i takie same wędliny. Warzywne pasty za które trzeba zapłacić “stówkę” i dziczyzna serwowana z drogim winem. I dobrze , że są. Taka mieszanka tworzy klimat. Jest miejsce dla wszystkich. Każdy znajdzie coś dla siebie. I bogatszy, i biedniejszy. I starszy, i młodszy. I krakus, i turysta.
Tym co budzi niepokój jest szybkość, z którą na Starym Kleparzu ubywa tych pierwszych kiosków, a przybywa tych drugich. Jeżeli rzecz będzie się dalej działa w takim tempie, to cały targ zmieni się wkrótce w drogie delikatesy. A później – jak uczą przykłady z turystycznych miast Europy – może przekształcić się w atrakcję dla przyjezdnych. Byłoby to zgodne z kierunkiem, który nadano naszemu miastu. Ale byłaby to też niepowetowana strata. Trudno wyobrazić sobie Kraków bez Kleparza.
***
Czytaj także opowieść jednego z najbadziej znanych kleparskich handlarzy: Zeno Howiacki ze Starego Kleparza: na bazarach i w życiu chodzi o jakość, nie o ilość. Zobacz, jak znika TOMEX w Nowej Hucie: Legendarne targowisko ginie pod presją galerii handlowych [FOTO]