“Strajk to nie jest piknik po pracy. To nie jest radosne święto, wagary”
Ja chciałem od siebie parę słów, a nie że tylko ramkę do zdjęcia przyczepić.
Strajk to nie jest piknik po pracy. To nie jest radosne święto, wagary. To nie jest nawet szalony karnawał blokowania miasta i bezkarnej chuliganerii na drogach, na ulicach, pod urzędami. Strajk nauczycieli to smutne, stresujące, obciążające sumienia odejście od wykonywania obowiązków, do których większość z nas, nie-nauczycieli chciałaby dopisać konieczność posiadania pasji, odczuwania dumy, prestiżu, odpowiedzialności za wychowanie naszych dzieci.
Już ze względu na te trudne, podchwytliwe, wymagane prawem procedury dochodzenia do sytuacji, w której można w ogóle w Polsce strajk podjąć – za sam ten cały wysiłek, stres, wątpliwości, niepewność – ten strajk powinien się odbyć i powinniście w nim brać udział. Słucham o organizacji tego protestu od miesięcy. Mam wrażenie, że dochodzenie do tego strajku jest tylko ciut mniej skomplikowane, niż brexit. To cud, że się odbędzie, a mam szczerą nadzieję, że się odbędzie. To jest fantastycznie budujące i napawa mnie ogromną nadzieją, że to się tak dało zorganizować i ludzie są ze sobą tak solidarni.
Uważam, że nauczyciele nie tyle mają prawo do strajku, co obowiązek przystąpienia i trwania w nim aż do spełnienia swoich – nie oszukujmy się – bądź co bądź skromnych postulatów o podniesieniu zarobków. Pensje nauczycieli nie są regulowane rynkowo, zależą w zasadzie wyłącznie od centralnie podejmowanych decyzji. Przystępując do pracy w zawodzie nauczyciela w szkole, ogromna większość specjalistów nie ma wpływu na swoje zarobki, bo z góry wiadomo ile się dostaje w budżetówce. Stopnie specjalizacji zawodowej, ilość pracy, jaką trzeba włożyć, żeby podnieść pensję – nie mają w niej uczciwego odzwierciedlenia. Z jednej strony wymaga się pasji, zaangażowania, podnoszenia kwalifikacji, poświęcenia, oczekujemy od nauczycieli wieloletniego trwania w zawodzie. Z drugiej słyszy się haniebne, anonimowe szyderstwa, że jak się nie podoba – najlepiej zmienić pracę. To wcale nie jest śmieszne. Ani adekwatne. Mnie kojarzy się to z łamaniem niepokornych intelektualistów przez stalinizm i pochodne formy przemocy. Nie podoba się system – rowy kopać! Nie tak to ma wyglądać w cywilizowanym kraju. Nie żartujmy tak nawet i nie żartujmy, że nasz kraj nie jest cywilizowany. Chcemy, żeby był.
Byłem zbyt leniwy i niecierpliwy, żeby się dobrze uczyć i chyba na szczęście – zbyt tchórzliwy, żeby próbować podjęcia się pracy w wyuczonym zawodzie nauczyciela. Po studiach, bez których ani rusz, praca nie trafiała się każdemu i trzeba się było postarać. Widząc pasję i zaangażowanie moich koleżanek i nielicznych kolegów ze studiów nauczycielskich – czuję zażenowanie na myśl o samym sobie w szkole i jakąś wdzięczność wobec losu, że mnie nie rzucił do pracy przy szkolnej tablicy. Nie umiałbym i wstydziłbym się, że nie jestem wystarczająco dobry.
Patrząc na własną matkę, której właśnie stuknie 40 lat w zawodzie nauczyciela-pedagoga – czuję coś wręcz przeciwnego – dumę i podziw. Ale mimo wszystko i smutek, że praca tak wymagająca, tak obciążająca – jest tak słabo wynagradzana. Że w pierwszym roku pracy dla korpo, dla efemerycznej firmy robiącej callcenter dla innej efemerycznej firmy – już w pierwszym roku przegoniłem Mamę w zarobkach. Mamę, która krok po kroku robiła cierpliwie wszystkie stopnie doskonalenia zawodowego, która w tej trudnej, kłopotliwej, ‘słabej’ budowlance i zawodówce była pierwsza do organizacji w szkole wszystkich akademii, świąt, apeli, przedstawień, do pisania dyrektorom przemów. Teraz dorabia w tej samej od prawie czterdziestu lat szkole, mimo przejścia na emeryturę, bierze zastępstwa, niechciane wypełniacze, pisze i pomaga, leci do szkoły na każde wezwanie i telefon, bo jej się wciąż chce. Mimo, że w zasadzie jej już nie dotyczy, Mama popiera ten strajk, bo gdy z tematu pracy przechodzi do tematu zarobków – zmienia ton i słownictwo. Jest mi wtedy przykro i trochę wstyd.
Strajk musi być uciążliwy. Strajk ma boleć. Jeśli nas dotyczy, bo dzieci nie pójdą do szkoły, to cóż lepiej udowodni, że to jest nasza sprawa i nasz problem? Tak, to nasza sprawa i nasz problem. To jest instytucja i system publiczny, należy do i zależy od nas. Strajk należy wspierać i cierpliwie, z uwagą go obserwować. Strajkującym nauczycielom należy się kłaniać i dziękować. Nie kwiatkiem na koniec roku, tylko właśnie teraz – kiedy ich widać i słychać, kiedy od nich tyle zależy i kiedy najbardziej zasługują na uwagę. A dzieci? Dzieciom naprawdę dzieją się gorsze rzeczy niż kilka wiosennych dni bez szkoły i przesunięcie egzaminów, którymi i tak większość z nas pogardza. Zdecydujmy się, czy to w końcu jest, czy nie jest ważna sprawa i jeśli edukacja, łącznie z tymi egzaminami to rzecz istotna, to zacznijmy od słuchania nauczycieli i ich potrzeb. Na zawodowych społecznościówkach krążą różne memy, bon-moty i mądrości rekinów biznesu, które chętnie się lajkuje i powtarza. Jednym z nich jest postulat, żeby dbać o pracowników, bo zadbany pracownik zadba o klienta. Tak. Dbajmy o nauczycieli, to zadbają o dzieci.
Wspierajcie ich strajk.
[Tekst został pierwotnie opublikowany jako wpis na Facebooku – TUTAJ.]
–1 Komentarz–
[…] podwyżka pensji naszych ministrów lub członków zgromadzenia ustawodawczego wywołuje wśród nie umiejących […]