Tereferereferendum
Czytam i oczom nie wierzę: jeśli mieszkańcy Krakowa zagłosują w referendum na „nie”, to wynik będzie na „tak, jak nam się podoba”. Wow! Nigdy nie wątpiłem, że demokracja to tylko forma gry towarzyskiej, w której celują kanciarze. Ale żeby zabawa mogła się toczyć ku powszechnej radości, wypada przestrzegać przynajmniej podstaw regulaminu.
Dreptam dziś po internetach w poszukiwaniu lekkiej rozrywki typu „żona dopada męża w barze” lub „jak podwoić obwód bicepsa w 24 godziny”, a tu na łeb spada mi doniczka. Nie tak dosłownie, ale cios jest porównywalny. Oto bowiem wtarabaniam się na link „Krakowskiej”, który objawia przede mną treść następującą: „Jeśli referendum w sprawie igrzysk będzie na “nie” nie oznacza to, że Kraków wycofa się z ubiegania o zimowe igrzyska w roku 2022. Prezydent Jacek Majchrowski wcześniej jednak zapowiadał, że tak się stanie. Dosłownie przed chwilą, w namiocie Komitetu Kraków 2022 na Rynku Głównym, stwierdził już co innego.” Przed chwilą, czyli w piątek po południu. W serwisie „Krakowskiej” nius pojawił się 23 maja o 16:33.
Dotychczas w kwestii referendum „obowiązywała” deklaracja z Listu otwartego Prezydenta Miasta Krakowa: „Deklaruję, że wiążący wynik referendum będzie stanowił wyznacznik dla władz miasta czy wykonywać kolejne kroki na drodze naszej aplikacji. Jeśli jednak referendum nie okaże się ważne ze względu na ilość osób biorących w nim udział – w ręce rządu RP złożę decyzje o dalszych losach Krakowa jako potencjalnego gospodarza ZIO w 2022 roku.” A dalej – ujmujące podsumowanie: „Szanowni Państwo, wierzę, że od tej pory przestrzeń publiczną zdominuje merytoryczna dyskusja na temat przedstawionej koncepcji organizacji Igrzysk, a następnie jak największa liczba Krakowian wyrazi swoje zdanie na ten temat.”
Tymczasem „Krakowska” donosi, że jeśli referendum okaże się ważne ze względu na ilość osób biorących w nim udział, a mieszkańcy powiedzą „nie” – Pan Prezydent tak czy śmak odda sprawę w ręce rządu. – Nie robimy tej imprezy sami. To przedsięwzięcie ogólnonarodowe – miała oznajmić głowa miasta ku zafrasowaniu słuchaczy.
Oj, słabo, Panie Prezydencie. Nawet na poczciwej Białorusi władza ciut rozmyślniej komunikuje się ze społeczeństwem. Gdy w demokratycznych wyborach po raz siedemnasty z rzędu wygrywa prezydent Łukaszenka, nikt z jego dworu specjalnie się nie chwali, że baćka nie ogląda się na wolę ludu. Lud dowiaduje się, że głosował „za” przy stuprocentowej frekwencji i studziesięcioprocentowym poparciu (reelekcji baćki) – i wszystko jest lege artis. A Pan, Panie Prezydencie, funduje swoim poddanym taki paskudny dysonans na słoneczny łikend.
Generalnie nie chcę się czepiać. Mam na ten gorący kubek i harnasia – czegóż więcej mi do szczęścia? Wiem, że z tymi wyborami/referendami, to zawsze była trochę szopka, ale przecież nawet w polityce obowiązuje jakiś savoir-vivre. Nie można walić ludu na odlew tak otwartym tekstem, bo się pokapuje, że coś nie halo, no i zbroi nam rabację albo jakąś insurekcję.
Ale jednak muszę się przyczepić. No bo przecież takie referendum to są koszty. Gdyby zamiast głosowania zrobić festyn, zafundować ludziom zbyszki, no i z wędlin coś na ząb – no to przecież by nie było kwasu. A jeszcze jakby ściągnąć do Krakowa panią Rodowicz, żeby nam zaśpiewała „Kolorowe jarmarki”, albo – jeszcze lepiej! – Golec uOrkiestra z przebojem „Jutro będzie San Francisco” – to byśmy mieli frajdę, a i nadzieję na lepsze jutro. A tak – nie wiemy, czy się dalej bawić w demokrację, bo emocje trochu siadły.
–0 Komentarz–