Ujawnili patologie w urzędzie. “Próbowano nas zdyskredytować”
Wyobrażam sobie, że są na świecie miasta, w których ujawnienie nieprawidłowości w urzędzie powoduje, że próbuje się je naprawić, a winnych ukarać. Kraków do nich nie należy. Jak w soczewce pokazuje to sprawa patologii, które trawiły Zarząd Budynków Komunalnych. Kiedy Arkadiusz Maciejowski i Małgorzata Mrowiec opisali, co dzieje się w tej miejskiej instytucji, krakowski urząd – zamiast skupić się na nieprawidłowościach – zaangażował się w próbę zdyskredytowania dziennikarzy. – Miasto ma stały schemat działania – mówi Arkadiusz Maciejowski w wywiadzie, do lektury którego zapraszamy.
Powiedzcie, proszę, o co chodziło w waszych tekstach o Zarządzie Budynków Komunalnych?
Arkadiusz Maciejowski (AM): Generalnie chodziło o nieprawidłowości w wynajmowaniu gminnych lokali użytkowych i mieszkalnych. Na początku ustaliliśmy, że grupa osób związanych z dwiema spółkami (VIVA i VIVA2) stworzyła „układ rodzinno-towarzyski”. Wykorzystując w naszej opinii zadziwiającą przychylność między innymi części pracowników Zarządu Budynku Komunalnych, właściciele spółek i ich krewni przejmowali kontrolę nad kolejnymi gminnymi lokalami w ścisłym centrum Krakowa. Ostatecznie sprawą zajęło się CBA i prokuratura, wiele osób usłyszało zarzuty dotyczące przyjmowania lub wręczania łapówek.
Małgorzata Mrowiec (MM): Napisaliśmy o czymś, co naszym zdaniem było też niegospodarnością miasta w zarządzaniu lokalami gminnymi. Chodziło np. o przyznawanie na zadziwiająco długie okresy, nawet kilkunastu miesięcy, obniżki w czynszu dla wybranych najemców gminnych lokali, bardzo wąskiej grupy. Im głębiej wchodziliśmy w temat, a też im więcej dowiadywaliśmy się od krakowian, którzy zaczęli się do nas zgłaszać z informacjami, tym bardziej nabieraliśmy podejrzeń m.in. co do sposobu, w jaki lokale należące do miasta w ogóle trafiały w ręce konkretnych osób.
Jakie to były wątpliwości?
MM: Wszystko zaczęło się od lokalu przy ul. Szewskiej, w którym wcześniej działały słynne Zalipianki. Wynajęła go od miasta prywatna spółka. I przez wiele miesięcy stał zamknięty. Bardziej straszył, niż był atrakcją miasta. W strefie lux, przy samych Plantach, dwa kroki od Rynku! Rzecz była zagadkowa. Postanowiliśmy ją wyjaśnić i trafiliśmy na kopalnię wiedzy o tym, co dzieje się w Zarządzie Budynków Komunalnych. Okazało się, że część najemców gminnych lokali mogła liczyć na pobłażliwość Zarządu, która nie dotyczy innych. Właściciele spółek, które opisaliśmy, mieli wyremontować wynajmowane od gminy pomieszczenia, po czym prowadzić w nich działalność, tymczasem miesiącami tak się nie działo. A urzędnicy, zamiast rozwiązać umowy, przyznawali spółkom ogromne ulgi w czynszach na czas deklarowanego remontu.
AM: Okazało się, że nowi najemcy lokalu po Zalipiankach przez 17 miesięcy – za zgodą urzędników miejskich – zamiast płacić za wynajem miesięcznie po kilkadziesiąt tysięcy złotych, płacili po kilka tysięcy złotych. Oczywiście pojawiało się tłumaczenie, że ulga w czynszu przyznawana jest najemcy na czas przygotowania i prowadzenia przez niego remontu w lokalu, każdy przedsiębiorca może o nią wystąpić, a wyremontowany gminny lokal zyskuje na wartości.
“Tylko” 1,1 miliona złotych
Jak sprawa się rozwinęła?
AM: Kiedy przyjrzeliśmy się grupie powiązanych ze sobą „przedsiębiorców”, okazało się, że zarówno oni, jak i osoby z ich rodzin wynajmują w centrum lokale gminne. Były to lokale usługowe i mieszkania (część z nich, po naszych tekstach, została im już odebrana). W wielu przypadkach schemat działania był bardzo podobny. Przez kilkanaście miesięcy lokal był „remontowany”, więc miasto obniżało na ten czas czynsz. Zamiast zarabiać – ciągle obniżało czynsze. Tymczasem w lokalach niewiele się działo, co dało się zobaczyć bez większego problemu.
MM: W którymś momencie tej historii podliczyliśmy, że miasto z tytułu przedłużanych ulg w czynszu w różnych lokalach – wynajmowanych przez tę powiązaną ze sobą grupę osób – straciło w sumie przynajmniej 1,5 mln zł. Potem w czasie jednej z rozpraw, bo gmina sądzi się z nami o nasze artykuły, dyrektorka ZBK zwracała uwagę, że źle wyliczyliśmy łączną kwotę, która nie wpłynęła do kasy miasta z racji ulg w czynszu, bo tak naprawdę było to tylko 1,1 miliona…
Czyli pokazaliście mechanizm, który kosztował nas „tylko” milion złotych. Jak zareagowało miasto?
AM: Miasto ma stały schemat działania. W tej sprawie władzom Krakowa powinno zależeć na współpracy z nami, przecież chodziło o to, by chronić gminne finanse. Ale Kraków tak nie działa i przy kontrowersyjnych sprawach zaczyna się od próby zarzucenia komuś nierzetelności.
MM: Próbowano nas zdyskredytować. Chciano wykazać, że zmyślamy, kłamiemy, piszemy nierzetelne artykuły, w długich polemikach przekonywano, że lokale są wynajmowane na jasnych i uczciwych zasadach, a obniżki czynszu przyznawane właściwie.
Nie rozumiem. Pokazujecie rzeczy, które budzą wątpliwości i kosztują krakowian dużo pieniędzy. Naturalna reakcja to podziękować i wyjaśnić sprawę. Tutaj zareagowano inaczej?
MM: Wszystkiego na pewno nie wiemy, bo niektóre rzeczy działy się za zamkniętymi drzwiami. Zapewne były jakieś „wyjaśniające” rozmowy prezydenta lub jego zastępcy z kierownictwem Zarządu Budynków Komunalnych.
AM: Ale wymiernych efektów nie zauważamy. Dyrektorką ZBK wciąż jest pani Katarzyna Zapał, choć część jej podwładnych usłyszała zarzuty prokuratorskie właśnie w tej sprawie, którą opisywaliśmy.
Co z reakcji urzędu trafiło do was?
MM: Wiadomo, że została np. przeprowadzona przez urząd kontrola, która dotyczyła kilkunastu lokali, których najemcom Zarząd Budynków Komunalnych udzielił ulg w czynszu na dłuższy czas. Kontrolą nie zostały jednak objęte lokale, o których pisaliśmy, bo… akta tych lokali zostały wydane CBA, a ZBK nie miało kopii…
AM: Puenta tej historii jest taka, jak w wielu przypadkach w mieście. Prezydent niechętnie rozstaje się ze swoimi podwładnymi, nawet jeśli ciążą na nich poważne zarzuty. Sztandarowym przykładem jest jedna z byłych urzędniczek ZBK, która już po tym, jak usłyszała zarzuty prokuratorskie, de facto awansowała i teraz jest wicedyrektorem Zarządu Cmentarzy Komunalnych. Nastąpiły ruchy kadrowe polegające na przesuwaniu urzędników – którzy usłyszeli zarzuty – między jednostkami miejskimi. Niekiedy, jak się okazuje, działo się to z zawodową korzyścią dla nich.
MM: Zwróciliśmy uwagę na to przesunięcie urzędniczki oraz dalsze zatrudnianie urzędników z zarzutami m.in. kilka miesięcy temu w jednym z artykułów. A wtedy pan prezydent w internetowym wywiadzie podkreślił, że żaden pracownik urzędu, który ma zarzuty, nie jest zatrudniony w urzędzie – są przesuwani na ogół do innych jednostek miejskich…
Pan Prezydent lubi wskazywać drobiazgi, żeby nie rozmawiać o sednie spraw.
MM: Kiedy w sprawie Zarządu Budynków Komunalnych zaczęły się zatrzymania prowadzone przez CBA i stawiano kolejne zarzuty prokuratorskie, korupcyjne, magistrat podkreślał, że postępowanie w głównej mierze odnosi się do osób, które – jak pisało biuro prasowe magistratu – ubiegały się o korzystanie z gminnych lokali i uczyniły z tego intratny proceder.
AM: Można odnieść wrażenie, że nawet sytuacja, w której konkretnym urzędnikom miejskim postawiono zarzuty przyjmowania łapówek za pomoc w uzyskaniu prawa do gminnych lokali użytkowych i mieszkań , nie przekonała prezydenta, że w ZBK jest poważny problem.
MM: W odpowiedzi na nasze krytyczne teksty magistracka telewizja.krakow.pl została wysłana do lokalu po Zalipiankach, żeby zrobić materiał o remoncie. Występowała w nim pani pełnomocnik spółki wynajmującej lokal, która później usłyszała zarzuty w opisywanej przez nas sprawie. Pojawiły się też entuzjastyczne wpisy i galeria zdjęć na stronach urzędu. Była szybka reakcja. Ale kiedy na szybach tego lokalu przez wiele miesięcy wisiały plakaty oczerniające nas, odsądzające od czci i wiary, a każdy przechodzień mógł sobie to przeczytać, reakcji urzędników miejskich nie zauważyliśmy.
Zarząd Budynków Komunalnych reaguje
Temat reakcji ciągnę, bo mam dla was prezent. Tym jest umowa między ZBK i kancelarią prawną, która miała się zająć sprawą „nierzetelnych” dziennikarzy. Miasto za zajmowanie się waszą sprawą płaciło 300 złotych za godzinę. Płacono, oczywiście, z publicznych pieniędzy.
AM: Wytoczono nam wiele spraw w związku z tą serią artykułów. Jedne zostały wytoczone przez miasto. Inne przez spółki. Mnogość pozwów uświadamiała nam, że warto tym tematem się zajmować. Mieliśmy przekonanie, że stawiane nam zarzuty nie obalają najważniejszych rzeczy, które opisywaliśmy.
MM: Między innymi okazało się, że ujawniając kolejne kontrowersje… szargamy dobre imię miasta.
Patrzę, z jakim spokojem o tym opowiadacie i się dziwię. Dla mnie to jest szokujące. Dziwię się, że urząd nie zaprosił was do tego, by usiąść i wyjaśnić wątpliwości. Tak, by oszczędzić publiczne pieniądze. Ale zamiast tego sięgnął do publicznej kiesy, żeby was ukarać za teksty. Was to nie dziwi?
AM: Mnie dziwi tylko to, że urząd ma przecież swoich prawników. To dlaczego na potrzeby takiej sprawy przeciwko nam wynajmuje zewnętrzną kancelarię prawną? Ale to się wpisuje w schemat działania krakowskiego urzędu. Może wcześniej nie wynajmowali kancelarii, by walczyć z dziennikarzami, ale utrudnianie pracy – w tym unikanie udzielania odpowiedzi na trudne pytania, bagatelizowanie spraw, zarzucanie nierzetelności – powtarza się w wielu przypadkach. To, że potraktowano nas tutaj z taką uwagą, może nam w pewien sposób schlebiać, ale nie jesteśmy wyjątkiem i nie jesteśmy zdziwieni.
Ale reakcja miasta to jedno. Były też inne ważne reakcje na te teksty. Zostały nagrodzone.
AM: Faktycznie, otrzymaliśmy Nagrodę Dziennikarzy Małopolski. To ważne dla nas, że nasza praca została doceniona.
A oprócz tego zareagowały CBA i prokuratura. Jak sprawa rozwinęła się dalej?
MM: Śledztwo było już kilkakrotnie przedłużane, prokuratura podkreśla, że sprawa jest bardzo rozległa. Ustalenia śledczych ujawniają schematy działania, powoli można już rysować mapkę powiązanych osób – m.in. pośredników w „załatwianiu” lokali, beneficjentów. Rysuje się obraz zorganizowanej machiny.
AM: Zarzuty usłyszało już ponad 20 osób. Część z nich to ważni urzędnicy miejscy. Postawiono im między innymi zarzuty przyjmowania pieniędzy za pomoc w uzyskaniu praw do lokalu gminnego.
–5 komentarzy–
Kraków, patodeveloperka i sukienki. Stare mafijne schematy i nic sie nie zmienia, tylko miasto, bez pomyslu, coraz brzydsze..
[…] jako turyści”, ale również lokalne biznesy. Tym Jacek Majchrowski 18 lat temu obiecał “preferencyjne udostępnianie lokali komunalnych”. O spełnieniu tej obietnicy przeczytać można było zarówno w “Dzienniku Polskim”, […]
[…] z konsumpcjonizmem i turystyfikacją – przeczytacie w rozmowie przeprowadzonej przez Małgorzatę Mrowiec i Marcina Mamonia. Wiemy jedno – po lekturze tego wywiadu na placu Wszystkich Świętych oraz […]
[…] Czytaj więcej: Ujawnili patologie w urzędzie. “Próbowano nas zdyskredytować” […]
Majchrowskiego umrze